Numer: 28708
Przesłano:
Dział: Proza

Magiczne miejsce Wrocławia - opowiadanie

„Bliźniaki na tropie”

- Nie rozśmieszaj mnie! – zawołał chłopiec o blond czuprynie imieniem Ignacy. - Serio uważasz, że znajdziesz takie miejsce?
- Dokładnie tak! I jestem tego pewna. Koniec i kropka! - żachnęła się Helena
i z naburmuszoną miną obróciła się na pięcie tak, by nie musieć patrzeć na swojego brata.
- Pamiętaj, że jestem od ciebie starszy a przez to mądrzejszy! – nie dawał za wygraną chłopiec. Leżał zadowolony z siebie na kanapie i z radością spoglądał, jak twarz jego siostry robi się coraz bardziej purpurowa. Zastanawiał się, co tym razem się wydarzy. Rozpłacze się jak wtedy, kiedy nazwał ją beksą, czy podbiegnie i po prostu kopnie go w kostkę? „Gdybym był na jej miejscu”, myślał zadumany i właśnie z tego zamyślenia wyrwało go czyjeś kaszlnięcie. Kiedy odwrócił głowę zobaczył, że należy ono do zdecydowanie niezadowolonego taty. Za jego plecami ze skrzyżowanymi rękoma i miną z serii:
„Tak w naszym domu nie będzie”, stała mama. Ignaś już wiedział, że czeka ich poważna rozmowa. Helenę tak rozłościły przechwałki brata, że niewiele myśląc krzyknęła:
- Po pierwsze jesteś ode mnie starszy o pięć minut a po drugie nie będę więcej z tobą rozmawiać, bo jesteś głupi i już!
- A po trzecie – wtrąciła pani Olga - tego nawet nie można nazwać rozmową Helenko. Cały czas się kłócicie i obrażacie. Dziewczynka w mig rozpoznała ten głos. Mama.
- No to mamy problem. Przez ciebie! – wysyczała przez zęby Helena a po chwili z anielskim uśmiechem odwróciła się w stronę rodziców, mówiąc: Mamo! Tato! Jak miło was widzieć!
- Heleno, nie próbuj sztuczek z uśmiechem. Nie działa to ani na mnie, ani na mamę. Ogłaszam rodzinne zebranie. Za pięć minut spotykamy się w salonie. I po tych słowach wyszli.
Bliźniaki wiedziały jedno – tak łatwo się nie wykręcą. Rodzinne spotkania trwają tak długo, dopóki – jak to mówi tata - „sprawa się nie wyjaśni a oni nieprzestaną sobie skakać do gardeł”. Chociaż dzieci do końca nie rozumiały, co oznacza to stwierdzenie, to jednak wiedziały jedno – nie będzie łatwo.
Kiedy zeszli na dół, okazało się, że wszyscy już czekają. Mama Olga siedziała przy stole
z poważną miną. „Nie będzie dziś marchewkowego ciasta!?” – krzyknęła w myślach przerażona dziewczynka. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zobaczyła tatę Tomka, który wyciągał z piekarnika jeszcze gorące bananowe babeczki. „Uff! Zupełnie zapomniałam, że
w piątki to tato rządzi w kuchni”, pomyślała z ulgą.
Dzieci miały tak wielką ochotę, by spróbować wypieku taty, że z prędkością błyskawicy tłumaczyły rodzicom, jaki był powód ich kłótni. A wszystko po to, by jak najszybciej spróbować babeczek.
- Bo mamy za zadanie znaleźć najbardziej magiczne miejsce we Wrocławiu, zaczęła Helena.
¬ - Ale to się nie uda, bo takie miejsce nie istnieje! – dokończył Ignaś.
- Istnieje!
- Nie, bo magii nie ma!
- Tato! Powiedz mu, że nie ma racji, bo ja już nie mam siły – powiedziała z rezygnacją
w głosie Helena.
- A może lepiej będzie...¬- zaczął chłopiec, ale nie dokończył zdania, bo ty razem do rozmowy włączyła się mama.
- Nic nie będziemy nikomu tłumaczyć. To jest wasz problem i musicie go rozwiązać. Sami!
Ignacy miał w planach zaprotestować, ale nie zdążył, bo tato spojrzał w ich kierunku
i z uśmiechem od ucha do ucha powiedział:
- Powodzenia dzieci!
Zrezygnowany chłopiec wstał od stołu ze spuszczoną głową. W ogóle nie spodobało mu się podejście rodziców. „Czy oni przypadkiem nie idą na łatwiznę?”, myślał. Helenie zaś świtał
w głowie doskonały plan. Wyprzedziła na schodach brata, łamiąc kolejną, a właściwie dwie, domowe zasady, które brzmią: „nie biegamy po schodach” i „nie prowokujemy sytuacji konfliktowych”. To drugie oznacza nic innego, jak tylko to, że należy się zachowywać tak, żeby nie drażnić Ignasia. Te zasady obowiązywały wszystkich członków rodziny, ale w tym momencie Helena myślała tylko o tym, by jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Ignacego zaniepokoił pęd siostry. Minąwszy piętnaście drewnianych stopni, znalazł się
w pokoju.
- Co robisz?¬- zapytał zaciekawiony.
¬- ¬Nie robisz a robimy! – poprawiła go siostra. Już wiem jak rozwiążemy problem tego,
czy Wrocław jest magiczny, czy nie! – wykrzyknęła z entuzjazmem.
- No niby jak?.
- Ano tak – odpowiadała z dumą w głosie Helena - że zapytamy o to samych wrocławian: mamy, taty...
- I cioci Ani i jeszcze....
- Dokładnie! Do dzieła! – przerwała bratu Helena. – Rozdzielamy się! Ja idę do kuchni do taty a ty idź do mamy!
Ignacy był tak zaaferowany pomysłem, że nawet nie miał ochoty buntować się przeciwko temu, że jego siostra – i to jeszcze młodsza – wydaje rozkazy jak porucznik w wojsku. Wziął kartkę, zestaw kredek i zbiegł do salonu. Na kanapie, z książką o dziwnie brzmiącym tytule, leżała zaczytana mama. Chłopiec bez żadnych wstępów wyciągnął zza siebie kredkę imitującą mikrofon i tubalnym głosem zapytał:
- A dla pani, pani Olgo, co jest najbardziej magicznym miejscem we Wrocławiu?
Mama w mig zrozumiała pomysł. Odłożyła książkę, usiadła wygodnie i rozmarzonym głosem zaczęła opowiadać:
- Już odpowiadam panie redaktorze. Jest wiele takich miejsc, ale gdybym miała wskazać jedno, to z pewnością byłby to szpital!
- Szpital?! – Ignacy nie krył swojego zdziwienia.
- Tak, szpital. Dokładnie ten, który znajduje się na ulicy Brochowskiej. Właśnie tam urodziłam dwójkę moich kochanych urwisów. Najpierw pojawił się Ignaś a po kilku minutach dołączyła do nas rozkrzyczana Helenka. Może innym szpital kojarzy się z igłami
i kroplówkami, ale dla mnie to najbardziej magiczne miejsce we Wrocławiu.
Dokładnie w tym samym momencie, piętro niżej, przy kubku malinowej herbaty siedział tato i na to samo pytanie odpowiadał wpatrzonej w niego Helenie.
- Ławka w Parku Klecińskim. Pamiętam, że to był październik. Byłem na spacerze z waszą mamą, wtedy moją koleżanką i w pewnym momencie usłyszałem: „Tomek, musimy porozmawiać”.
- Do nas też tak mama mówi, jak coś przeskrobiemy. Bałeś się wtedy? – dopytywała dziewczynka.
- Byłem przerażony! Wiedziałem, że ta rozmowa zmieni wszystko. I zmieniła. Wasza mama wyznała mi wtedy, że jest we mnie zakochana.
- I ty też powiedziałeś, że ją kochasz i wyszliście sobie za mąż? ¬I potem mama pojechała do szpitala i nas przywiozła takich malutkich?
- Nie tak szybko, córeńko! – zaśmiał się pan Tomek. To trwało odrobinę dłużej, ale wszystko się zgadza.
- Ale chwila! Coś mi się nie zgadza. Nie powinno być tak, że to mężczyzna mówi kobiecie, że ją kocha i ona się zgadza albo mówi: „Nie chcę ciebie. Czekam na innego”? Helena spojrzała podejrzliwie na tatę, węsząc spisek.
- Kochanie, w miłości nie ma żadnych zasad. To po pierwsze. A po drugie – dobrze znasz mamę. To najbardziej wyjątkowa, ale i nieprzewidywalna kobieta, jaką znam.
Helena była dumna z mamy. „Jak dorosnę, też tak znajdę sobie męża” pomyślała. „A tato tak ładnie o tym opowiada. Jak dobrze, że to właśnie mnie udało się z nim porozmawiać”. Dziewczynkę wyrwał z zamyślenia dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Szybko podziękowała tacie, cmoknęła go w policzek i popędziła w stronę, z której dobiegały dziwne odgłosy. Kiedy
z prędkością błyskawicy wpadła do pokoju, Ignaś już tam był i majstrował przy laptopie.
W tym samym momencie wykrzyknęli:
- Ja pierwsza!
- Ja pierwszy!
Kiedy spojrzeli sobie głęboko w oczy, wiedzieli jedno – żadne z nich nie odpuści. Mają dwa wyjścia: albo znów się pobiją albo zrobią coś, do czego nie byli nigdy chętni - podzielą się. Pierwsze rozwiązanie oznaczało interwencję rodziców. Było kuszące, ale i ryzykowne.
Pierwszy odezwał się chłopiec:
¬- Koniec z tą dziecinadą. Mamy już po pięć lat i chyba czas, byśmy zachowywali się jak dorośli. Co ty na to?
- Ignacy, wszystko zależy od ciebie. Ja już od dawna jestem na to gotowa. Helena nie kryła dumy, wypowiadając te słowa.
- Rozejm i zgoda?
- Zgoda!
I na potwierdzenie zawarcia umowy splunęli na swoje prawe dłonie i połączyli je ze sobą.
¬ - Nie uważasz, że to okropnie niehigieniczne i powinniśmy skończyć z tymi głupotami? – zapytał chłopiec.
- Też tak myślę, ale dobrze wiesz, co moja matka chrzestna powtarza: „To konieczny element zawarcia umowy”. Trzeba to zrobić i już. A teraz do dzieła, bracie! Włączamy laptopa.
Dzieci uruchomiły kamerę, kliknęły zieloną słuchawkę z napisem: „połącz” i już po kilku sygnałach zobaczyli znajomą twarz. Na szarym narożniku, w niebieskim szlafroku siedziała ciocia Ania.
- Dzień dobry, ciociu! – wykrzyknęły jednogłosem bliźniaki.
- Witajcie, kochani! Co słychać we Wrocławiu?
Cioci głos „ściszył się”, odkąd na świecie pojawiła się Antosia.
- A gdzie wujek? - dopytywała Helenka.
- Poszedł z malutką do pokoju, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać. W czym mogę wam pomóc, bo widzę po waszych twarzach, że to coś bardzo ważnego.
- Tak! Musimy się dowiedzieć, jakie jest cioci ulubione miejsce we Wrocławiu. No wie ciocia, takie najbardziej magiczne- wyjaśniła Helena.
- Jeśli oczywiście takie jest, ciociu - dopowiedział nadal nieufny Ignaś.
- Pytanie! Oczywiście, że tak! Niech pomyślę. O już wiem! Leży w łóżeczku! Po prawej stronie! Tak, obok niebieskiego słonia. Przepraszam was, kochani. To nie do was. Podpowiadałam wujkowi.
- Gdzie znaleźć Tośkę?
Ciocia, nie wiedząc dlaczego, zaśmiała się w głos. A przecież to było poważne pytanie. Zresztą w ogóle by się wujkowi nie dziwili, gdyby szukał swojej córki. Przecież ona była taka maleńka. Okazało się jednak, że poszukiwania dotyczyły smoczka.
- Najbardziej magicznym miejscem– zaczęła stanowczym głosem ciocia – jest zdecydowanie stara kamienica, która znajduje się przy ulicy Igielnej. To były czasy, kiedy studiowałam razem z Olgą, waszą mamą.
- Ignaś, narysuj kamienicę. Albo daj. Ja napiszę, bo już potrafię.
- A ty się przestań przechwalać przed ciocią, że już potrafisz...
- Albo nie! Park Szczytnicki. Zdecydowanie ten! Długie jak dżdżownice alejki usłane są magnoliami. Coś niesamowitego! Zanim wzięliśmy z wujkiem ślub, urządziliśmy sobie piknik. Miałam na sobie czerwoną sukienkę i wtedy...
Bliźniaki przestały słuchać. Starały się być uprzejme, ale to było silniejsze od nich. Okazało się, że ciocia Ania ma wiele takich magicznych miejsc. Ich zeszyt był cały pokreślony. Najpierw kamienica, potem park a na samym końcu Most Grunwaldzki.
- Istna kaszana! – skomentowała Helena po zakończeniu rozmowy.
- Co to za dziwne miejsca? Szpital? Ławka? Park? Most? – wyliczał Ignaś. To jakaś ściema! Idziemy do mamy! – zarządził stanowczym, jak na pięciolatka przystało, głosem, po czym wziął siostrę za rękę i wpadł z hukiem do salonu.
- I to ma być magia? Serio? Zwykłe miejsca, odrapane ławki i głupie mosty?!
Zmęczona ciężką pracą reportera Helena przycupnęła na schodach, skąd wpatrywała się
w rozemocjonowanego brata. Była przekonana, że będzie awantura na całego. Nic takiego się jednak nie zdarzyło. Rodzice siedzieli jak posągi. Słuchali i nic nie mówili. Ignaś ma rację, że tak milczą i milczą? – rozmyślała. Przeraziła ją ta myśl, bo przecież bardzo chciała wierzyć
w to, że Wrocław jest magicznym miastem. I co? I teraz okaże się, że to wszystko nieprawda? To po co pani Iwona w ogóle wymyśliła to zadanie? Myśli dziewczynki krążyły niczym czarne kruki wokół tego tematu. Na szczęście to milczenie zostało przerwane.
- Bo widzicie, jak to jest ¬– zaczął tata – to, co dla jednych jest zwykłą ławką, dla innych jest najpiękniejszym pod słońcem miejscem. Dla niektórych park, to coś znacznie więcej, niż drzewa...
- Te wszystkie miejsca, o których opowiadała wam ciocia Ania, tata i ja są dla nas magiczne, bo przypominają nam ważne w naszym życiu chwile i osoby, które były wtedy obok nas. Zapamiętajcie, że właśnie to jest magia a nie żaden czarodziej z różdżką i królik wyskakujący z kapelusza...
Bliźniaki z szeroko otwartymi oczami i jeszcze szerzej rozdziawionymi buziami wsłuchiwały się w słowa rodziców, które brzęczały im w głowach jeszcze długo po zakończonej rozmowie. I wy też, Drodzy Czytelnicy, zapamiętajcie słowa pani Olgi i pana Tomka. Rozejrzyjcie się dookoła, przypomnijcie sobie najpiękniejsze momenty waszego życia
i odnajdźcie magię Waszego Wrocławia.

O nas | Reklama | Kontakt
Redakcja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji, ogłoszeń oraz reklam.
Copyright © 2002-2024 Edux.pl
| Polityka prywatności | Wszystkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikacji posiadają autorzy tekstów.