W obecnej rzeczywistości problem tak zwanych dopalaczy staje się bardzo pilnym i naglącym zjawiskiem, wobec którego szkoła nie może przechodzić obojętnie. Jest to temat ostatnio dość głośny w mediach, a także liczne zatrucia mające związek z nasilaniem się dostępności tych substancji sprawiają, że nie wystarczy już biernie przyglądać się temu zjawisku, ale konieczne jest przedsięwzięcie konkretnych działań, które mogę, choć na pewno nie w pełni, je ograniczyć.
Jednym z podstawowych czynników wpływających na popularność dopalaczy jest kampania medialna, z jednej strony przestrzegająca przed zażywaniem tego typu środków, z drugiej jednak strony działa ona na zasadzie zakazanego owocu, więc de facto jest zachętą dla młodzieży do wypróbowywania tego typu środków. Już sama nazwa „dopalacze” zaadaptowana przez media jest problematyczna. Nazwa ta bowiem sugeruje pozytywny wpływ tych środków, kojarzący się z przyspieszeniem czy usprawnieniem działania. W rzeczywistości są to mieszaniny powodujące otępienie spowolnienie reakcji, o czym w mediach już się nie informuje, a właśnie to wymaga bardzo silnego artykułowania w ewentualnych kampaniach prewencyjnych. Kolejnym problemem jest faktyczna bezkarność sprzedających, którzy na opakowaniach oferowanych przez siebie produktów informują, że nie sprzedają środków przeznaczonych do zażywania, lecz jedynie są to produkty kolekcjonerskie. Oczywiście jaki rodzaj kolekcji miałby to być, to jest już nieistotne, niemniej sama pomysłowość w ominięciu prawa bardzo silnie oddziałuje na bardzo wielu nastolatków. Wreszcie sama nazwa wykreowana dla osoby, która zawładnęła niejako tym rynkiem, czyli tak zwany „król dopalaczy” nasuwa pozytywne skojarzenia z kimś, kto faktycznie potrafi osiągnąć coś wielkiego, a zatem staje się dla młodzieży swoistym wzorcem. To wszystko wypływa na atrakcyjność oferowanych produktów.
Pod nazwą dopalaczy rozumiane są substancje niewiadomego pochodzenia, bardzo często niewiadomego składu i nieprzewidywalnego oddziaływania na organizm człowieka. Są to substancje zawierające zarówno środki psychoaktywne, ale obok nich również trucizny, czy substancje aktywne fizycznie. O ile sama definicja środków psychoaktywnych jest oczywista, zauważyć należy, że tych w tak zwanych dopalaczach jest stosunkowo niewiele, jeżeli w ogóle są. Wynika to z faktu, że substancje narkotyczne są przede wszystkim bardzo drogie oraz trudno dostępne.
Przykładem może być szałwia wieszcza, której zastosowanie w niektórych dopalaczach ulotki informują, jednak jest to typowy chwyt marketingowy służący temu, by potencjalny klient tym chętniej ten produkt kupił. W istocie jednak szałwia wieszcza jest zielem bardzo rzadkim i bardzo drogim, stąd ilość akurat tej rośliny w gotowym produkcie jest znikoma. Istotnym jest fakt, że skład dopalaczy pozostaje nieznany, co utrudnia choćby samo wydanie zakazu o rozpowszechnianiu tego typu produktu. Ponadto nawet jeżeli tak się dzieje, domorosły wytwórca jest w stanie natychmiastowo zareagować na ewentualne obostrzenia zmieniając skład lub proporcje w proponowanym produkcie i w ten sposób skutecznie omijać ewentualne zakazy, czy obostrzenia.
Zatrucia dopalaczami bywają bardzo poważne, trudne do diagnozowania a także skrajnie trudne w koniecznej detoksykacji. O ile w przypadku zatrucia narkotykami, alkoholem czy nikotyną dzięki odpowiedniej hospitalizacji można uniknąć niektórych konsekwencji, o tyle w przypadku dopalaczy, których skład jest albo nieznany albo zmienny, praktycznie nie istnieje skuteczne antidotum, które można by podać pacjentowi w razie zatrucia. Stąd postępowanie z osobą, która uległa takiemu zatruciu, zwłaszcza w przypadku jej utraty przytomności może okazać się niemożliwe, a uniknięcie powikłań, w tym nawet śmierci, niemożliwe. Ponadto, oprócz śladowych ilości substancji faktycznie psychoaktywnych „dopalacze” zawierają substancje przede wszystkim trujące, takie jak kleje, rozpuszczalniki czy inne związki będące pochodnymi węglowodorów czy związków nieorganicznych. Wreszcie oddziaływanie dopalaczy nie ogranicza się jedynie do interakcji chemicznych. Bardzo często w skład dopalaczy wchodzą ciała oddziałujące na organizm w sposób fizyczny; na przykład tłuczone szkło, które przez ranienie układu pokarmowego lub oddechowego ma przyspieszać wchłanianie substancji chemicznych i w ten sposób wzmagać oddziaływanie tych produktów. Oczywistym jest, że w takiej sytuacji oprócz faktycznego zatrucia substancjami wprowadzonymi do organizmu, może dojść do zatrucia substancjami powstającymi w wyniku czynności życiowych organizmu, choćby takimi jak mocz, czy kał.
Naturalnym pytaniem, które nasuwa się w sposób oczywisty, jest co szkoła może zrobić, by przeciwdziałać temu zjawisku. Istnieje kilka sugestii, jednak na wstępie konieczne jest przezwyciężenie zarówno pewnych stereotypów, jak i powszechnej obawy przez mierzeniem się z sytuacjami zagrożenia. O wiele bowiem bardziej powszechne jest przysłowiowe zamiatanie sprawy pod dywan, niż podejmowanie konkretnych działań i artykułowanie niewygodnych prawd.
Pierwszym podstawowym mitem, którym bardzo wiele szkół się zasłania jest twierdzenie, że „u nas problemu dopalaczy nie ma.” Jest to przekonanie ze wszech miar błędne i infantylne. Problem zarówno dopalaczy, ale i narkotyków, alkoholu i papierosów jest obecny w każdej szkole bez wyjątku i z tego należy przede wszystkim zdać sobie sprawę i jasno to przyznawać. Podobnie w kontaktach z rodzicami należy to bardzo dokładnie artykułować. Bardzo często rodzice wychodzą z przekonania, że może i owszem „Iksiński czy Igrekowski coś tam bierze, czy coś tam pali, ale moje dziecko na pewno nie.” Rodzic musi zdać sobie sprawę, że nie ma najmniejszych podstaw do twierdzenia, by to właśnie jego dziecko nie było tym Iksińskim, czy Igrekowskim.
Kolejnym problemem jest fakt, że bardzo trudno jest o solidarność między nauczycielami, a także między nauczycielami a dyrekcjami szkół. Nauczyciele rzadko rozmawiają ze sobą o ewentualnych podejrzeniach wobec uczniów odnoście używania przez nich czy to dopalaczy, czy narkotyków, a jeżeli już to jest to poruszane na zasadzie ciekawostek, a nie problemów do rozwiązania. Jeszcze większy jest opór, jeśli chodzi o dzielenie się przez nauczycieli swoimi spostrzeżeniami z dyrekcjami szkół. Dzieje się tak, ponieważ bardzo często dyrektorzy szkół nie chcą upublicznienia niewygodnych faktów dotyczących młodzieży z ich szkół. To jest sytuacja, która wymaga natychmiastowych zmian, jeżeli jakiekolwiek efekty w tej kwestii mają zostać osiągnięte. W istocie stoimy przed wyborem wzajemnego zaufania sobie i podjęcia próby rozwiązania problemu lub choćby przeciwdziałania mu albo udawania, że nas ten problem nie dotyczy, ale wtedy nie pojawi się nawet cień szansy na jakiekolwiek efektywne działania.
Wreszcie trzecim działaniem, na które nauczyciele muszą się zdobyć, to umiejętność reakcji na ewentualne podejrzenia. Może to przypominać trochę politykę Giulianiego, niemniej tylko faktyczne zero tolerancji dla dopalaczy czy narkotyków może przynieść pożądane efekty. Nauczyciele nie mają co prawda prawa diagnozować, że dany uczeń jest pod wpływem substancji psychoaktywnych. Nie może on zarzucić uczniowi odurzenia, czy upojenia. To fakt. Jednak jeżeli nauczyciel dostrzega jakiekolwiek niepokojące zachowanie ucznia, które może wynikać jego zdaniem z zażycia substancji psychoaktywnej, to taki nauczyciel powinien zareagować natychmiast. W pierwszej kolejności powinien powiadomić dyrektora szkoły o swoich podejrzeniach. Oprócz dyrektora szkoły powinna zostać również powiadomiona pielęgniarka oraz pedagog szkolny. I te czynności muszą zostać powzięte bez ociągania, nawet kosztem przerwania zajęć. Z chwilą otrzymania takiej informacji od nauczyciela dyrektor nie powinien się wahać z wezwaniem pogotowia oraz policji. Nie są to środki na wyrost, ponieważ ewentualna diagnoza pozytywna może uratować nierozważnemu uczniowi zdrowie a nawet życie. Również w takiej sytuacji nie istnieje pojęcie nieuprawnionego wezwania pogotowia czy policji, ponieważ to nie nauczyciel, ani też nie dyrektor diagnozuje stan zdrowia ucznia lub ewentualność złamania prawa. Ponadto takie działanie ma dodatkowy wymiar psychologiczny i bardzo silnie oddziałuje wychowawczo na młodzież. W takiej sytuacji uczniowie widzą, że nauczyciele i dyrekcja nie pozostają obojętni wobec choćby potencjalnych zagrożeń.
Ostatnim działaniem, które nauczyciele mogą podjąć jest pedagogizacja rodziców. Mimo tego, że szkoła programowo skupia się na uczniach, to jednak bez współpracy z rodzicami pozostaje bezradna. I nie chodzi tu o współpracę pozorną, co bardzo często ma miejsce, ale o rzeczywiste współdziałanie, ale przede wszystkim o pokazywanie rodzicom skali problemu, a także uświadamianie im, że ewentualne działania prewencyjne nie są skierowane przeciw ich dzieciom, ale są one ukierunkowane na pomoc i zapobieganiu tragediom. Naturalnym będzie tutaj początkowy opór ze strony rodziców, jednak konsekwencja w działaniu z czasem odniesie zamierzone efekty.
Reasumując przeciwdziałanie występowaniu zjawiska stosowania przez uczniów dopalaczy, czy narkotyków, alkoholu i innych substancji psychoaktywnych musi opierać się na rzeczywistym szacowaniu skali problemu. Konieczne jest również, by działania zapobiegające tym niekorzystnym zjawiskom oparte były na wzajemnym zaufaniu nauczycieli, dyrektorów i rodziców. Co więcej bezwzględnie konieczne jest nieunikanie tematu i nie marginalizowaniu problemu. Wreszcie zarówno rodzice, jak i pedagodzy winni pamiętać, że miłość i zaufanie polegają również na umiejętnej kontroli.
*Referat został sporządzony na podstawie szkolenia prowadzonego prze Wojewódzki Ośrodek Metodyczny w Katowicach w Górnośląskim Centrum Edukacyjnym im. Marii Curie – Skłodowskiej w Gliwicach.