X Używamy plików cookie i zbieramy dane m.in. w celach statystycznych i personalizacji reklam. Jeśli nie wyrażasz na to zgody, więcej informacji i instrukcje znajdziesz » tutaj «.

Numer: 976
Przesłano:

O rodzicach

Każdy rodzic pragnie, by jego dziecko wyrosło na człowieka o zdrowych nawykach, łatwego we współżyciu, żeby umiało radzić sobie w życiu. Oczekujemy potwierdzenia słuszności naszych wieloletnich starań i jednocześnie poczucia dobrze spełnionego obowiązku.
Punktem wyjścia w wychowaniu jest uświadomienie sobie, że każde dziecko ma inną twarz i rozwija się według całkowicie indywidualnego modelu. Zepsute dziecko nie jest produktem okazywanego w rozsądny sposób uczucia i nie staje się takie z dnia na dzień. Dochodzi do tego stopniowo, gdy rodzice są zbyt lękliwie nastawieni, by kierować się zdrowym rozsądkiem lub gdy sami pragną stać się niewolnikami i zachęcają dzieci do przyjęcia roli tyrana.
Dziecko w pełni akceptowane rozwija się najlepiej. Kochając dzieci za to, czym są, ciesząc się, że tak właśnie, a nie inaczej wyglądają i zachowują się, zapominając o przymiotach, których nasze dziecko nie ma dzieci choćby były nawet pospolite, niezdarne, czy wreszcie mało zdolne, uwierzą w siebie i będą szczęśliwe. Nauczą się wykorzystywać jak najlepiej te zdolności, jakimi są obdarzone, i te sytuacje życiowe, jakie im będą sprzyjały. Nic sobie nie będą robić z własnych braków. Natomiast dzieci nie aprobowane w pełni przez rodziców, którym towarzyszy stale poczucie, że nie są w gruncie rzeczy udane, będą wyrastać z brakiem wiary w siebie. Nigdy nie wykorzystają w pełni swoich możliwości intelektualnych i nabytych umiejętności ani też posiadanych walorów fizycznych. Zaczynając zaś życie z jakimś niedostatkiem fizycznym czy umysłowym, spotęgują go dziesięciokrotnie do czasu osiągnięcia dojrzałości.
Jak mamy postępować, żeby nasze dzieci nie wyrosły na zakompleksione istoty nie znające własnej wartości i możliwości. Być surowymi czy pobłażliwymi – to wątpliwość dręcząca wielu rodziców. Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Rzecz nie w tym, czy rodzice będą surowi czy pobłażliwi lecz w uczuciach przekazywanych naszym dzieciom. Jeśli rodzice są dobrzy z natury
i nie lękają się okazywania – gdy potrzeba – stanowczości, osiągną pozytywne rezultaty zarówno przy umiarkowanej surowości jak i umiarkowanej łagodności. Natomiast surowość wypływająca z chłodu uczuciowego lub pobłażliwości połączona z lękiem i niezdecydowaniem mogą prowadzić do złych rezultatów. Istotne jest, z jakim nastawieniem rodzice podchodzą do dziecka i jaka postawa rozwija się w efekcie u niego.
Jesteśmy świadkami wielkich przemian, jednak wszystkie prowadzone badania sprowadzają się do jednego – dziecko musi wiedzieć, że jest kochane i nie należy wstydzić się mu to okazywać. Badania nad przestępcami i kryminalistami wykazały, że większość z nich cierpiała w dzieciństwie na brak miłości, a nie na brak kary. To skłania również do zwiększania starań o zapewnienie dzieciom tego, czego każde z nich jako odrębna indywidualność potrzebuje. Wyjaśniałoby to stare przysłowie, dlaczego „ od jednej matki mogą być nierówne dziatki”. Rodzice którzy mają więcej niż jedno dziecko na pewno odkryli, że to co sprawdzało się i dawało pożądane rezultaty przy jednym z dzieci wcale nie musi sprawdzić się przy wychowywaniu drugiego czy kolejnego dziecka.
W społeczeństwie amerykańskim, na które spoglądamy często z zazdrością psycholodzy biją na alarm, gdyż doszło do przewartościowania poglądów na temat metod wychowawczych. Skłonność do wychowywania dzieci według gotowych szablonów nie sprawdziła się. Miłość pojmowana w kategoriach tylko dobrobytu, zastępowana brakiem zainteresowania osobowością dziecka, wyjałowiona całkowicie z wartości moralnych przestaje się podobać. Dlatego też rodzice, którzy sami wychowywani byli rygorystycznie w sprawach dotyczących posłuszeństwa, poprawnego zachowania się, seksu i prawdomówności, cierpią moralnie w konfrontacji z tego typu problemami u własnych dzieci. Dlatego również, gdy wasze dziecko zrobi coś złego, zareagujecie prawdopodobnie niepokojem i złością. Nie ma się czego wstydzić, bo to sama natura chce, by ludzie uczyli się w ten sposób, jak opiekować się dziećmi- właśnie na podstawie własnych doświadczeń z własnego dzieciństwa. Dzięki temu cywilizacje zachowują stabilność i ideały przekazywane są z pokolenia na pokolenie. To dzięki właśnie temu, wielu rodzicom udało się sprostać obowiązkom rodzicielskim, że sami dorastali w miarę szczęśliwi i wychowywali własne dziecko metodami tradycyjnymi, nie przyjmując żadnej z nowych teorii w sposób dosłowny.
Wielu rodziców jest jednak zdezorientowanych nowymi teoriami. Stąd mamy podział na dwie grupy. Pierwsza to ci, którzy wyrastali z poczuciem niewiary we własne zdanie. Jeżeli nie mają do siebie zaufania, muszą – chcąc nie chcąc – kierować się tym, co mówią inni. Druga grupa to ci, którzy uważają, że sami byli wychowywani zbyt rygorystycznie. Pamiętają żal, jaki nierzadko czuli do rodziców i nie chcą, by ich własne dzieci żywiły podobne uczucia do nich samych. Z takim nastawieniem znajdują się w bardzo trudnej sytuacji. Chcąc wychowywać dzieci tak, jak sami byliście wychowywani, macie gotowy wzór. Wiecie na ile mają być posłuszne, pomocne i grzeczne. Nie musicie zastanawiać się nad każdą sprawą. Jeśli natomiast chcecie traktować dzieci inaczej, niż sami byliście traktowani – np. bardziej pobłażliwie lub raczej jako partnerów – nie będziecie mieli żadnego drogowskazu ostrzegawczego np., że dalej na tej drodze lepiej się nie posuwać. Gdy sprawy zaczną wymykać się wam z rąk – bo np. dziecko wykorzystuje waszą pobłażliwość – ciężko będzie wrócić na właściwą ścieżkę. To, że dziecko nierzadko doprowadzi was do wściekłości, to jeszcze nic. Chodzi o to, że poczujecie się winni, ogarnie was niepokój aż poczujecie swoją bezradność i przestaniecie podejmować jakiekolwiek próby naprawy tego stanu. Dziecko chodzi własnymi drogami, a my usprawiedliwiamy się mówiąc, że „ nie radzę sobie z nim”.
Oczywiście przedstawiłam to wszystko w czarno – białych kolorach. Jednak takie sytuacje zdarzają się już i w naszej szkole.
Myślę, że rodzice z natury skłonni do surowości, powinni pozostać sobie wierni i wychowywać dzieci w poczuciu dyscypliny. Umiarkowana surowość – sprawdzająca się do wymagania od dziecka poprawnego zachowania, natychmiastowego posłuszeństwa i bezwzględnego porządku – nie może być krzywdząca, jeśli rodzice są w gruncie rzeczy oddani dzieciom, a one są przy tym szczęśliwe i życzliwe dla otoczenia. Surowość jest natomiast szkodliwa u rodziców apodyktycznych, szorstkich, bez przerwy ganiących, nie liczących się z wiekiem i indywidualnością dziecka. Ten typ surowości wyda owoce w postaci dzieci albo potulnych bezbarwnych, albo małodusznych w stosunku do otoczenia.
Gdy zbytnia łagodność z kolei wydaje niedobre owoce, to częściowo tylko – a nie głównie – w następstwie stawiania za małych wymagań. Jest to raczej związane albo z lękiem i poczuciem winy rodziców, że w ogóle ośmielają się czegoś żądać, albo też z prowokowaniem przez nich samych sytuacji, w których jajku wydaje się, że jest mądrzejsze od kury.
Podsumowując, zwracam się do was z propozycją, żebyście nie odstępowali od własnych przekonań, jeśli wasze "owoce" są zdrowe, jeżeli zaś zdążyły "zalęgnąć się w nich robaki" trzeba się temu uważnie przyjrzeć i zastanowić jak zacząć leczyć.

LITERATUTA
„Dziecko – pielęgnowanie i wychowanie” – dr B.Spock, dr M. B. Rottenberg, Warszawa 1991, Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich

O nas | Reklama | Kontakt
Redakcja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji, ogłoszeń oraz reklam.
Copyright © 2002-2024 Edux.pl
| Polityka prywatności | Wszystkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikacji posiadają autorzy tekstów.