Znany nam wszystkim doskonale historyk Jan Długosz (ur. 1415 r.), autor pierwszej wybitnej syntezy w historiografii polskiej znanej jako ”Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego”, pełniący obowiązki sekretarza biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego oraz posługę jako kanonik krakowski, odbył w jubileuszowym roku 1450, wzorem wielu naszych rodaków w tych czasach, pielgrzymkę do Ziemi Świętej.
Najgłówniejszym celem pielgrzymki było oczywiście odwiedzenie Grobu Chrystusowego w Jerozolimie – poznanie świętych miejsc znaczonych męczeństwem Chrystusa - Zbawiciela, kontemplacja i modlitwa oraz celebracja Boga w niepowtarzalnych dla Polaka okolicznościach i atmosferze. Motywem długiej, ryzykownej i wyczerpującej organizm podróży były czyste pobudki religijne. Po powrocie do kraju Długosz napisze w gorących słowach: ”Napróżno żyłem dotychczas, dopóki ziemi rodzinnej Zbawiciela nie oglądałem”.
Żądza ujrzenia Ziemi Świętej trawiła Długosza od dawna, czemu dał wyraz w swych listach pisanych do kardynała Oleśnickiego w lutym i maju 1450 roku. W liście pisanym do kardynała w maju 1450 roku z Wenecji oświadczył Długosz, że wielką radością przepełnione jest jego serce, bo oto „ego iam in itinere constitutus” [podróż jest już postanowiona] dając do zrozumienia, że wszystkich niezbędnych czynności przed wyruszeniem w morze już dokonał i niecierpliwi się, kiedy wreszcie zobaczy ziemię jerozolimską i zrealizuje pragnienie męczące go „od najmłodszych prawie lat”. Niestety korespondencja Jana Długosza dotycząca pielgrzymki zawiera jedynie dosyć ogólnikowe stwierdzenia i nie obrazuje w pełni wagi tej podróży. W swej „Historii” Długosz nie zdradził się już ani jednym słówkiem o podróży, bądź, co bądź, na owe czasy wyjątkowej. Zresztą „..Dla niego jego osobiste przeżycia wydawały się może zbyt błahe, w porównaniu z wydarzeniami historycznej wagi”.
Do intensywnych przygotowań do dalekiej wędrówki Długosz przystąpił o wiele wcześniej - zaraz po powrocie z Włoch, skąd przywiózł 1 października 1449 roku, dla biskupa Oleśnickiego kapelusz kardynalski. Upatrzonego towarzysza podróży miał w osobie Jana Elgota – jednego z jego najmilszych kolegów w kapitule krakowskiej, słynnego scholastyka, starszego od Długosza wiekiem i stanowiskiem i bogatszego doświadczeniem, bo w czasach, kiedy Długosz dopiero wszedł na dwór biskupi Elgot odgrywał już tam niemałą rolę. „Jan de Elgoth” (z Lgoty) herbu Wieniawa - kanonik, a od 1439 scholastyk kapituły krakowskiej, był wybitną postacią w kulturze i nauce średniowiecznej Polski. Jako doskonały prawnik - kanonista i profesor (później rektor) Akademii Krakowskiej uchodził za nieubłaganego przeciwnika husytyzmu. Pełnił też funkcję spowiednika królowej Zofii.
Już w grudniu 1449 roku temat podróży jerozolimskiej widoczny jest w korespondencji między Janem Długoszem i Janem Elgotem. Z listu Elgota pisanego w tym miesiącu, w Krakowie, wynika, że przygotowania do pielgrzymki trwały już czas jakiś, bo wielce zaprzątały one głowę uczonego. Długosz w odpowiedzi do przyjaciela nie ukrywał przed nim, że daleka droga stanowi „magnum periculum” ( „wielkie niebezpieczeństwo”) i zapewne na trasie zetknąć trzeba się będzie z wieloma przeszkodami, dlatego – jak uważał - należy zabrać ze sobą jakichś towarzyszy do pomocy. Obawy o bezpieczeństwo osobiste nieobce były i Elgotowi, który w kolejnym liście przesłanym przyjacielowi podkreślił, że te olbrzymie trudności, obawa o życie i zdrowie oraz podjęty przez nich wysiłek stokrotnie zaowocują: łaską i zaszczytem obejrzenia Grobu Zbawiciela oraz możliwością ucałowania tej ziemi, po której stąpał Zbawiciel. Z korespondencji Elgota przenika wielka żarliwość religijna i cześć dla Chrystusa – Zbawiciela. Zamierzenie odbycia tej trudnej pielgrzymki spowodowało jednak pojawienie się u Elgota nie tylko emocji natury duchowej, ale też jako człowiek wykształcony, racjonalnie i rozważnie myślący liczyć się on musiał z ewentualnością śmierci w trakcie wędrówki, bo oznajmił Długoszowi o dokonanych przez siebie zapisach testamentowych. W tym samym liście zaproponował Długoszowi zabranie w drogę prepozyta z Przeworska, który miał już ponoć wcześniej odbyć pielgrzymkę do Ziemi Świętej i doświadczyć wszystkich niebezpieczeństw. Sprawy natury czysto organizacyjnej pozostawił Elgot przyjacielowi, ponieważ Długosz dawał już wcześniej nieraz dowody swej praktyczności, znanej i cenionej przez współczesnych. Korespondencja wskazuje, że Jan Elgot we wszystkim zdawał się na młodszego kolegę, powierzał się zupełnie jego opiece, w liście z lutego 1450 roku dosyć nieśmiało prosił go, by pozwolił mu zabrać ze sobą kilku towarzyszy, z którymi – jak zaznaczył – już się wcześniej porozumiał w sprawie pielgrzymki, a z którymi Długosz dla łatwiejszego uniknięcia niebezpieczeństw nie miał ochoty podróżować.
Ostatecznie stanęło na tym, że w drodze towarzyszyć im mieli: stryj Długosza (nieznany z imienia), jego siostrzeniec (również Jan), siostrzeniec Jana Elgota i dwóch wikariuszy z Krakowa. Trudno określić, czy pojechał z nimi do Ziemi Świętej prepozyt zakonu bożogrobców z Przeworska, o którego zabiegał – jak wiemy – sam Elgot. Całą tę grupę pielgrzymów – nie wliczając w nią służących, woźniców czy chłopców do opieki nad końmi – szacują badacze na siedem osób.
Wyjazd z kraju nastąpił najprawdopodobniej na początku lutego 1450 roku, po dokończeniu niezbędnych przygotowań i uregulowaniu wszystkich spraw (w tym politycznych). Pielgrzymi dotarli najpierw na Węgry, gdzie byli serdecznie witani przez tamtejszych dostojników duchownych - arcybiskupa ostrzyhomskiego i biskupa jagryjskiego, a już w drugiej połowie lutego przybyli do Wiener - Neustadt, gdzie aktualnie przebywał ze swoim dworem cesarz Fryderyk III. Miasto to leżało na szlaku - bardzo popularnej wśród pielgrzymów na przestrzeni XIV i XV wieku - trasy wiodącej ich do Wenecji, skąd najlepiej i najdogodniej można było podjąć podróż morską do Ziemi Świętej. Pierwotnie nie było celem naszych pielgrzymów starać się o przyjęcie na dworze cesarskim, lecz niebawem takie spotkanie okazało się być nieuniknione: „Tymczasem doszły cesarza pogłoski, że przybyli z Polski znakomici mężowie, którzy u swoich dla niepospolitej energii i roztropności wielkiego zażywają znaczenia”. Szybko wezwano więc Polaków do niego, prosząc aby się niezwłocznie stawili na audiencję. Nieoczekiwany zaszczyt i brak przygotowania na spotkanie z cesarzem żywo i barwnie opisze potem Długosz w liście do Jana Tęczyńskiego zaznaczając: „wszystkich strach przejął” (list datowany na maj 1450 roku). Jego samego nie opuściła jednak odwaga. Historycy Bobrzyński i Smolka – badacze życia i działalności Długosza – napiszą tak o tym wydarzeniu: „… On tylko sam [Jan Długosz] nie stracił fantazji, praktyczny zmysł i w tej chwili go nie opuścił, a gdy nikt z towarzyszy nie chciał się podjąć oracji do cesarza, on bez namysłu przyjął ten ciężar na siebie, aczkolwiek niechętnie…Długosz w dziwny sposób sobie poradził, sądził, jak mówi, że cesarz po łacinie nie rozumie, a wiedząc, że ma przed sobą syna mazowieckiej księżniczki, bez wahania jako rodaka polską go powitał przemową. W końcu jednak, gdy Fryderyk widocznie niewiele z tego rozumiał, przełożył swą <króciutką mówkę> na łacinę, a dziękując i prosząc o względy na czas dalszej podróży, wśród zwykłych pochwał krasomówczych podniósł szczególnie polskie pochodzenie cesarza po kądzieli…” Długosz będąc jedynie kanonikiem wolałby, aby ktoś inny z grupy podróżnych, w której znajdowało się dwóch doktorów teologii, a jeden prawa kanonicznego (Elgot), wyręczył go z tego obowiązku i wywarł pozytywne i przychylne wrażenie na cesarzu. Audiencja wypadła jednak nadzwyczaj dobrze – cesarz był uprzejmy i bardzo łaskawy, swobodnie rozmawiał z dostojnymi gośćmi, a nawet pokazał im swego młodziutkiego synowca- króla Władysława Pogrobowca. Samo zaproszenie Polaków na audiencję było dziełem magistra Marka Bonfili- uczonego humanisty włoskiego, który jeszcze w latach trzydziestych XV wieku przebywał dłuższy czas na dworze biskupim Zbigniewa Oleśnickiego i poznał wtedy Długosza (a zapewne również Jana Elgota). Teraz pragnąc przysłużyć się dawnym przyjaciołom, nie omieszkał wspomnieć cesarzowi o znakomitych gościach i podjął starania w celu przyjęcia ich nad dworze Fryderyka, na osobnej audiencji. O tych poczynaniach Bonfilego poinformował Długosz Jana Tęczyńskiego we wspomnianym już liście z maja 1450 roku. Najważniejszym przeżyciem dla Długosza nie była jednak ani mowa wygłoszona przed obliczem cesarskim, ani spotkanie z samym cesarzem i jego otoczeniem, ale osobisty kontakt z biskupem Eneaszem Sylwiuszem Piccolominim, wybitnym humanistą tamtych czasów, którego wielce cenił i poważał. Dał temu wyraz w tym samym liście do Tęczyńskiego pisząc;”…oto człowiek, którego zaliczyć należy do znakomitszych pisarzy naszego czasu, wsławił on dwór cesarski łacińską swą wymową, od niego zależy decyzja w najważniejszych sprawach…”
Z Wiener – Neustadt udali się nasi pielgrzymi wprost do Rzymu, gdzie przybyli już przed czternastym kwietnia 1450 roku, bo tego właśnie dnia Długosz wręczył kardynałowi Janowi list biskupa Zbigniewa Oleśnickiego. Tutaj korzystali z duchowych łask jubileuszu ogłoszonego przez papieża Mikołaja V. Jak podkreślają źródła jubileusz ten : „nad wszelkie spodziewanie kurii świetnie wypadł”, a przybyły na niego do Wiecznego Miasta rzesze pątników z całego świata chrześcijańskiego. W Rzymie przebywali łącznie osiemnaście dni, które wypełnione były przede wszystkim odwiedzaniem bazylik, odbywaniem modlitw i procesji i uczestnictwem we wszystkich jubileuszowych uroczystościach religijnych. Wolny od uniesień duchowych czas pozwolił im również: „odnowić niejedną dawną znajomość, zapoznać się z niejedną znakomitością literacką”.
Z Rzymu wrócili do Wenecji, by tu wsiąść na „statek wenecki”(zapewne galerę pielgrzymią), która ich miała przewieźć do Jaffy. Komunikacja pielgrzymia Wenecji z Ziemią Świętą była regularna i przebiegała zawsze według wyznaczonych tras. Rejsy z Wenecji odbywały się wzdłuż wybrzeży Istrii, Dalmacji, Albanii, Grecji i Turcji. Dla urozmaicenia podróży, ale tez i wytchnienia organizowano postoje – najpierw w Parenzo, potem w dalmatyńskich portach Zara (dziś Zadar) i Raguza (dziś Dubrownik). Po opuszczeniu Adriatyku statki zatrzymywały się na Korfu (dziś Kerkira), lub – zależnie od okoliczności podróży – nieco dalej na południu, na pobliskich wysepkach morza Jońskiego, potem w Modonie na Morei, w Kandii na Krecie, w porcie Rodos na wyspie o tej samej nazwie, wreszcie na Cyprze w Nikozji lub Limassol, gdzie był ostatni postój i zarazem ostatni etap podróży do Palestyny. Statki ostatecznie zatrzymywały się w Jaffie, by stamtąd kierować się do Świętego Miasta.
Bez większych problemów nasi pielgrzymi wsiedli na wenecką galerę, pożegnani przez kilku towarzyszy dotychczasowej podróży i znaleźli się pomiędzy „liczną, najrozmaitszych narodowości drużyną” (o tych przeżyciach napisze Długosz później, po powrocie do Krakowa, w październiku 1450 roku swemu przyjacielowi – wspomnianemu już wielokrotnie - Janowi Tęczyńskiemu). Nic nie wiadomo, by razem z nimi, na jednym statku, podróżowali jeszcze jacyś Polacy. W czasie rejsu do Jaffy zadzierżgnęły się więzy przyjaźni miedzy Janem Długoszem a Stefanem von Hohenberg – rycerzem jerozolimskim, a także Baldo Quirinim (znanym w staropolskiej epistolografii jako Baldus Kwiryn) – obywatelem weneckim. Dostępne historykom są późniejsze listy Długosza: do Stefana (datowany na siedemnastego maja 1451 roku, w którym Długosz informuje Hohenberga o swym szczęśliwym powrocie do ojczyzny po zakończeniu wędrówki) oraz do Baldusa (zapewne z 1452 roku), które potwierdzają, że znajomości te były troskliwie podtrzymywane jeszcze długo po zakończeniu pielgrzymki. Podróż morska przebiegła pewnie bez większych zakłóceń, bo szczęśliwie dotarli wreszcie do wybrzeży syryjskich, by odbyć to, co zamierzali od dawna.
Odnośnie pobytu całej grupy w Ziemi Świętej nie dysponujemy wprawdzie szczegółowymi informacjami, lecz w porównaniu z wcześniejszymi pielgrzymkami Polaków (przed 1450 rokiem) są to zapisy nieco szersze. Z tego względu, że nie zachowały się (czy też może wcale nie powstały) żadne polskie opisy pielgrzymek, przewodniki czy itineraria datowane na ten okres, zmuszeni jesteśmy opierać się na informacjach zamieszczonych w pracach XIV i XV-wiecznych pątników zachodnich. Polacy przecież, w tym czasie, podróżowali wspólnie z obcojęzycznymi pielgrzymami na statkach weneckich i wspólnie z nimi, grupowo, odbywali wizytację miejsc świętych w Palestynie. Mamy wszelkie podstawy, zatem, by twierdzić, że pielgrzymka Jana Długosza i jego towarzyszy wyglądała identycznie i nie wyróżniała się niczym szczególnym od innych pielgrzymek wówczas dokonanych. Z zachowanych listów i dzieł Długosza wynika, że o trasie swej peregrynacji w Ziemi Świętej napisał on stosunkowo niewiele, zawierając jedynie pojedyncze zdania.
Klasyczną pielgrzymkę jerozolimską rozpoczynał wymarsz pątników z Jaffy (zwykle w karawanie, na grzbietach osłów, pod strażą muzułmańskich urzędników, w asyście franciszkanina) przez miasto Rama, gdzie zatrzymywano się na 2-3 dni, a stamtąd bezpośrednio do Jerozolimy. Po przybyciu do Świętego Miasta, zakwaterowaniu w hospicjach, które oferowały pielgrzymom noclegi i posiłki na cały czas pobytu w Jerozolimie, po krótkim odpoczynku już następnego dnia przystępowano do odwiedzania miejsc uświęconych męką i śmiercią Zbawiciela. Jak najwięcej czasu starano się spędzić w Bazylice Grobu Bożego – największej i najcenniejszej pamiątce chrześcijaństwa (niekiedy już pierwszą noc, tuż po przybyciu, spędzano na modlitwach przy Bazylice). Był to newralgiczny punkt pielgrzymki – tu najwięcej czasu kontemplowano, obchodzono poszczególne kaplice, odprawiano nabożeństwa, uroczyste procesje Drogi Krzyżowej, śpiewano psalmy i antyfony czasem aż do świtu. Zwyczajem pielgrzymów stało się całonocne czuwanie w Bazylice, u grobu Świętego. W samej świątyni odwiedzano: Kalwarię z Kaplicą Łacinników, Kaplicę Bożego Grobu, Kaplicę Świętej Heleny i Kaplicę Znalezienia Krzyża Świętego. Pobyt u Grobu Bożego i uczestnictwo w procesji Drogi Krzyżowej pozostawiały wspomnienia niezatarte do końca życia. „…Z wzruszeniem, które im to łzy potokiem z oczu wyciskało, to znów nieznanem dotychczas przepełniało serce uczuciem rozkoszy, zwiedzili Jeruzalem, grób Chrystusów i Golgotę…” – tak o tej części pielgrzymki Długosza napiszą badacze jego życia. Wiemy również, że właśnie przy Grobie Chrystusowym, towarzysz podróży morskiej całej grupy polskich pielgrzymów, wspomniany już wcześniej Stefan von Hohenberg, pasował na rycerza siostrzeńca Jana Długosza, również o imieniu Jan. W samym mieście odwiedzano również miejsca ostatnich cudów Jezusa – Sadzawkę Owczą lub inaczej Sadzawkę Pięciu Krużganków tzw. Betesdę, gdzie Jezus uzdrowił paralityka, Ogród Oliwny i Górę Oliwną, na którą wchodzono pieszo. Przy Ogrodzie Oliwnym odwiedzano Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (zwany tez Kościołem Grobu NMP), a gdy schodzono z Góry Oliwnej oglądano także Kościół Grobu Świętej Pelagii. Ponadto w obrębie murów Jerozolimy pielgrzymi odwiedzali też inne „loca sacra” (miejsca święte) – świątynie czy obiekty związane z tradycją chrześcijańską oraz Dziejami Apostolskimi. Była wśród nich „porta aurea”, przez którą Jezus wkroczył w Niedzielę Palmową do Jerozolimy oraz miejsce ukamienowania Świętego Szczepana – pierwszego męczennika za wiarę chrześcijańską. Z odwiedzaniem tych miejsc wiązały się zwyczajowe nabożeństwa odprawiane w tym czasie przez franciszkanów.
Program pielgrzymki w Świętym Mieście zajmował 2 - 4 dni, po czym, według przyjętej praktyki, pątnicy wychodzili poza bramy Jerozolimy, by skierować się na Górę Syjon – tu odwiedzano kościół wybudowany w miejscu, gdzie dokonała się Ostatnia Wieczerza, Kościół Zbawiciela z grobem Świętego Stefana oraz Bazylikę Zaśnięcia NMP. Tutaj oglądano miejsca, gdzie Jezus przed wieczerzą obmył nogi swoim uczniom, gdzie się im ukazał po Zmartwychwstaniu, gdzie nastąpiło zesłanie Ducha Świętego, gdzie płakał św. Piotr po wyparciu się Jezusa. Schodząc z Góry Syjon nawiedzano często kościół zwany Avete wystawiony w punkcie, w którym trzy kobiety jerozolimskie jako pierwsze spotkały Jezusa tuż po jego Zmartwychwstaniu.
W dalszej kolejności pielgrzymi kierowali się do Betlejem, które cieszyło się wśród nich olbrzymią popularnością i było odwiedzane przez wszystkich. Pobyt w Betlejem po Jerozolimie był nieodłączną częścią klasycznej pielgrzymki jerozolimskiej. Tutaj znajdował się Kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny (Bazylika Narodzenia), nad którym pieczę również sprawowali franciszkanie. W uroczystych procesjach na terenie tejże świątyni oglądano święte miejsca zawiązane z narodzeniem Chrystusa: najpierw miejsce narodzenia oznaczone dużą gwiazdą, potem miejsce, gdzie Jezus leżał w żłóbku, gdzie trzej królowie złożyli mu hołd i ofiarowali dary, a wreszcie miejsce obrzezania Jezusa. Tutaj również czczono grób św. Hieronima, a także odwiedzano Grotę Niewiniątek upamiętniającą rzeż dokonaną przez Heroda Wielkiego. Bazylika Narodzenia wywoływała wielkie wrażenia nie tylko natury religijnej, ale i estetycznej – podziwiano jej kształt architektoniczny, a wewnątrz wspaniałe freski, bogate ornamenty i dekoracje. Zwykle pobyt w Betlejem trwał jeden dzień, ale jeśli zaistniała potrzeba spędzenia tam nocy korzystano z istniejącego w tym mieście już w XIV wieku hospicjum dla pielgrzymów. Długosz w swych „Rocznikach” pod rokiem 1452, kiedy to zmarł jego towarzysz podróży do Ziemi Świętej Jan Elgot, odnotuje:”….Jemu [Elgotowi] zdarzyło szczęście, że własnymi oczyma oglądał…miejsce urodzenia Zbawiciela w Betlejem…”, co potwierdza obecność całej grupy pielgrzymiej w Betlejem.
Po powrocie do Jerozolimy i spędzeniu tu dnia (najczęściej na modlitwach przy Grobie Chrystusowym) kierowano się ku rzece Jordan, bowiem częścią pielgrzymki jerozolimskiej był chrzest pielgrzymów w Jordanie (rytuał chrzcielny wymagał, by na pamiątkę chrztu Jezusa był on dokonywany w środku nocy). Odwiedzano tam kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela i miejsca związane z jego śmiercią. Po pobycie nad Jordanem kierowano się do Jerycha, w którym to mieście Dzieje Apostolskie odnotowały pobyt Jezusa, a potem przez Jerycho udawano się w kierunku północno – zachodnim ku Górze Kuszenia. Na tym bowiem wzgórzu już w XIV wieku wybudowane były dwie kaplice: tam, gdzie Jezus modlił się do Ojca i tam, gdzie zajmował go rozmową szatan. Często itinerarium grup pątniczych wyglądało inaczej – po pobycie w Jerychu kierowano się do Betanii, ale też czasami Betania była właśnie na końcu szlaku, tuż przed powrotem do Jerozolimy. W Betanii – rodzinnej wiosce Marii Magdaleny, Marty i Łazarza oglądano „loca sacra’ związane z ich życiem i śmiercią.
Wróciwszy do Jerozolimy, częstokroć spędzano kolejną noc na modlitwach przy Grobie Świętym. Po ostatnich modłach przygotowywano się do opuszczenia miasta, które dokonywano znów w grupach i przez Ramę, jak poprzednio, kierowano się do portu w Jaffie. Pielgrzymka jerozolimska w tej klasycznej postaci miała zawsze niemal identyczną trasę: Jerozolima – Betlejem – Jerozolima – Jordan – Jerycho – Góra Kuszenia – Betania – Jerozolima. W tej postaci pobyt na terenie Ziemi Świętej trwał łącznie 8-10 dni, chociaż niekiedy nawet 14-16 dni.
Trudno określić jednak, ile dni dokładnie trwała pielgrzymka Jana Długosza i jego towarzyszy wobec braku jakichkolwiek wzmianek na ten temat.. O ile trasy pątnicze były z góry ustalone i odbywały się według ustalonego schematu także trasa jerozolimskiej pielgrzymki Długosza wydaje się być oczywista i przebiegała zapewne tak, jak ją wyżej przedstawiono, według relacji pątników zachodnich. Nie wiemy jednak, czy nasi pielgrzymi wyruszyli dalej – niektórzy, bowiem przez Samarię i Galileę wędrowali aż do Syrii, co dawało im ogromną satysfakcję z obejrzenia i odwiedzenia wszystkich „loca sacra”. Dłuższa podróż wymagała jednak dodatkowych wysokich kosztów finansowych i narażania się na jeszcze większe niebezpieczeństwa, a to siłą rzeczy decydowało o skróceniu trasy pielgrzymiej do jej klasycznej wersji. Ponadto ramy organizacyjne pobytu w Ziemi Świętej były zharmonizowane do tego stopnia, że już po zejściu na ląd w Jaffie, galera wenecka miała ustalony czas odjazdu do Wenecji, z uwzględnieniem pobytu pielgrzymów we wszystkich opisanych wyżej miejscach. Warto podkreślić, że wszystkie wędrówki dokonywane były dla większego bezpieczeństwa osobistego, w wieloosobowych grupach, częściowo pieszo, częściowo na grzbietach osłów, które to zwierzęta były głównym środkiem transportu. Grupom pątniczym towarzyszyli przewodnicy muzułmańscy oraz tłumacze i strażnicy do ewentualnej obrony. Na noclegi wykorzystywano istniejące zajazdy i gospody dla wszelakich podróżnych oraz hospicja przeznaczone ściśle dla pielgrzymów.
Dopełniwszy pielgrzymki u Grobu Świętego udali się zatem Polacy w drogę powrotną, ku Wenecji. Przybywszy do „pływającego miasta” musieli tu spędzić choćby parę dni dla odpoczynku. Długosz gościł wtedy w domu Quiriniego, który był zamożnym i majętnym kupcem. W czasie gościny Quirini „z rzadką na owe czasy uprzejmością pożyczył Długoszowi do kraju jakiś cenny, nieznany bliżej kodeks”. Jeszcze w swym liście z 1452 roku Długosz nie mógł dla niego znaleźć słów dziękczynnych za te szczególną łaskę: „nie mogłem nadziwić się dosyć twej szlachetnej łaskawości - pisze – gdyż nie dość, że nieznanemu człowiekowi zawierzył, lecz szczególnie mię w zdumienie wprawiła twa niesłychana gotowość pożyczenia, ta uprzejmość bezprzykładna, tak przypominająca zalety starożytnych, które z taką czcią podziwiamy, czytając ich dzieła…ty mężu godny,…okazałeś się tak łaskawym i wspaniałomyślnym, że dobrodziejstwa twego, twej rzadkiej grzeczności nigdy ząb czasu w mej wdzięcznej pamięci nie zatrze”.
Z Wenecji skierowali się podróżni do Wiener- Neustadt, specjalnie tą sama drogą, jaką przyjechali, ponieważ tu, w miejscu, gdzie przed kilkoma miesiącami przebywali z Eneaszem Sylwiuszem, miał zabrać Długosz dla kardynała Oleśnickiego kodeks jego listów – „perłę wytworności humanistycznej”, z których odpisaniem w czasie trwania pielgrzymki Polaków miał się uporać kopista, a co przyobiecano Długoszowi. Zapewne odebrał tenże odpis, ale jak zaznaczają autorzy monografii o Długoszu – „po drodze też, we Włoszech, nie trawił Długosz daremnie czasu, i gdzie się tylko sposobność zdarzyła, skrzętnie zbierał coraz więcej rozpowszechniające się, acz zawsze jeszcze rzadkie i szczególnie u nas jak białe kruki cenione zabytki klasycznej literatury”. W ten sposób przywiózł z sobą do kraju wielkich autorów, znanych dotąd w Polsce jedynie ze słyszenia – Curtiusa, Justyna, Sallustiusa, niektóre pisma Liwiusza, wiele woluminów Cycerona i innych starożytnych mistrzów pióra. Takiż to uboczny efekt, a wielce przy tym pożyteczny dla kultury polskiej, miała jego podróż pątnicza do Rzymu i Palestyny. Pokazuje to, że nawet pozostając pod wpływem głębokich wrażeń religijnych wyniesionych z pobytu w Ziemi Świętej, nie opuściła Długosza dążność do starań o nowe, nieznane jeszcze w kraju, zdobycze humanistyczne. Oprócz Bobrzyńskiego i Smolki – autorów monografii o Janie Długoszu - inni badacze nie zwracają szczególnej uwagi na ten aspekt pielgrzymki Długosza, a przecież jest ona potwierdzeniem na to, że już w tym okresie pojawiali się wśród pielgrzymów polskich ludzie nowi, światli, symbolizujący przyszłą epokę humanizmu, którzy wyruszali w świat, by obserwować, doświadczać i odkrywać. Należał do nich niewątpliwie Jan Długosz. „Żadna chwila w życiu Długosza – piszą Bobrzyński i Smolka – nie oświeca tak jasno stanowiska jego wobec wielkich prądów cywilizacyjnych i intelektualnych tego czasu, jak ta pielgrzymka, nic nie wskazuje tak wymownie, że ten człowiek zacnych uczuć a rozbudzonego umysłu, wrażliwy na ponęty nowości humanistycznego ruchu, stał mimo to całą istotą swoją niewzruszenie na starym średniowiecznym gruncie”.
W październiku 1450 roku nasi pielgrzymi wrócili już do Krakowa. W tym, bowiem miesiącu, wiemy, że Długosz jechał już z Piotrem Czcikowskim, podsądkiem krakowskim, w imieniu kardynała Zbigniewa Oleśnickiego, do Będzina, na układy z pełnomocnikami księcia tożeckiego – Przemysława, który wcześniej napadł i spustoszył księstwo siewierskie. Nie słyszymy nic, by daleka podróż odbiła się negatywnie na stanie zdrowia polskich pielgrzymów. Z opisu Długosza zawartego w liście skierowanym do wspomnianego tu już Hohenberga (datowanym na siedemnastego maja 1451 roku) wynika, że wszyscy - cała grupa pielgrzymia bez wyjątku - wrócili do kraju zdrowi i szczęśliwi z dalekiej, długiej, ale jakże ciekawej podróży. Wrócili bogatsi doświadczeniem, z umocnioną wiarą, pogłębionymi uczuciami religijnymi. Jan Elgot niebawem zmarł, o czym notuje kalendarz krakowski pod data 24 sierpnia 1452 roku, wspominając, iż dokonał pielgrzymki jerozolimskiej, co odnotowano jako zaszczyt i wyróżnienie, jakiego udało mu się doświadczyć w życiu. Także pod tym samym rokiem śmierć przyjaciela umieścił Długosz w swoich „Rocznikach”, wychwalając zasługi i cnoty Elgota, stawiane na najwyższym piedestale. Dla Jana Elgota pielgrzymka do Ziemi Świętej stanowiła niejako uwieńczenie jego pracowitego, intensywnego żywota. Dla Jana Długosza przypadła niemal w połowie jego życia.
Niniejszy tekst jest wycinkiem mojej pracy magisterskiej pod tytułem „Pielgrzymi polscy w Ziemi Świętej w latach 1350-1450” obronionej na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Bibliografia:
A. Źródła:
1. Codex epistolaris saeculi decimi quinti pars posteriora ab Anno 1444 ad Annom 1492, wyd. A. Sokołowski, J. Szujski, Kraków 1876.
2. Jana Długosza Roczniki, czyli Kroniki Sławnego Królestwa Polskiego, Warszawa 1982.
3. Kalendarz krakowski, W: Monumenta Poloniae Historia, wyd. A. Bielowski, Lwów 1872.
4. Vita Ioannis Dlugosch senioris canonici Cracoviensis, ed. M. Brożek, Varsoviae 1961.
B. Opracowania:
1. H. Barycz, Jan Elgot, W: Polski Słownik Biograficzny, t.VI, s.227 – 228
2. M. Bersohn, Kilka słów o polskich podróżnikach do Ziemi Świętej i ich dziełach, „Biblioteka Warszawska”, t.IV: 1868, s.10.
3. P. Brezzi, Storia degli Anni Santi, Milano 1950, s.83 – 92
4. F. Bujak, Najstarszy opis Ziemi Świętej polskiego pochodzenia. Studia geograficzno – historyczne, Kraków 1925, s.139.
5. J.S. Bystroń, Polacy w Ziemi Świętej, Syrii i Egipcie 1147 – 1914, Kraków 1930, s.6 – 7.
6. J. Dobraczyński, Rozdarty Kościół. Szkice historyczne z XIV – połowa XVI wieku, Warszawa 1970, s.211.
7. M. Dobrzyński, S. Smolka, Jan Długosz, jego życie i stanowisko w piśmiennictwie, Kraków 1893, s. 40 - 41, 48, 59 -62.
8. S.A. Korwin, Stosunki Polski z Ziemią Świętą, Warszawa 1958, s.62.
9. S. Kościałkowski, Polacy a Liban i Syria w toku dziejowym, Bejrut 1949, s.4.
10. F. Papee, Jan Długosz, W: Polski Słownik Biograficzny, t.V, s.176 – 177.
11. A. Perzanowska, Wiadomości źródłowe o życiu i działalności Jana Długosza, W: Dlugossiana. Studia historyczne w pięćsetlecie śmierci Jana Długosza, red. S. Gawęda, Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego, DL II, Prace historyczne, z.65, Warszawa 1980,s. 312 – 314.
12. J. Pertek, Polacy na morzach i oceanach, t.I, Poznań 1981, s.51.
13. J. Podolska, Pielgrzymi polscy w Ziemi Świętej w latach 1350-1450, W: Peregrinus Cracoviensis, zeszyt 4, Kraków 1996, s.217 (mój referat wygłoszony na studenckiej sesji naukowej w Instytucie Geografii UJ).
14. J. Sottas, Les messageries maritimes de Venice aux XVI et XV siecles, Paris 1938, s.151.
15. M. Wiszniewski, Historya literatury polskiej, Kraków 1842,t.IV, s.80 – 81.
16. B. Wyrozumska, Z dziejów polskich pielgrzymek w średniowieczu, w: studia z historii i historii sztuki, pod red. S. Dynarski, A. Małkiewicz, Kraków 1989, Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego, Prace historyczne, z.89, s.84.