ORDO FUNEBRIS REGIS POLONIAE
I. WSTĘP
Przedmiotem podejmowanych tutaj rozważań będzie ceremoniał pogrzebowy władców Polski. W pierwszym rozdziale omawiam proces kształtowania się ceremoniałui jego podwójny, religijno – świecki charakter. W drugim analizuję przyczyny, dla których znajdujący się w kronice Janka z Czarnkowa opis właściwych uroczystości pogrzebowych Kazimierza Wielkiego jest aż tak krótki i enigmatyczny; widzę w tym głównie efekt oddziaływania wcześniej napisanych kronik – Gallowej i Kadłubkowej. W dalszej części rozdziału skupiam się na drugich uroczystościach pogrzebowych wymienionego wyżej monarchy i traktuję je jako przemyślaną odpowiedź na pierwsze uroczystości. Polemizuję przy tym z Ewą Śnieżyńską-Stolot, dostrzegającą w ceremonii z 19 listopada wyłącznie religijny, a nie religijno – polityczny aspekt 1. W rozdziale trzecim koncentruję się na genezie i przebiegu rozszerzonej, trzydniowej wersji ceremoniału, opracowanej przez biskupa Samuela Maciejowskiego 2. Uwzględniając jej cechy swoiste, podkreślam jednocześnie, iż w wymiarze głębokim nawiązuje ona do struktury uroczystości pogrzebowych Kazimierza Wielkiego. W rozdziale czwartym rozpatruję XVII-wieczną redakcję ceremoniału, sprowadzającą obrzędy pogrzebowe królów polskich do roli jednego z elementów ceremonii koronacyjnej, ale robiącą to w sposób swoisty, bo próbującą zrealizować w jednym dniu program uroczystości trzydniowych. Tak oto przedstawia się zarys pracy. U jej podstaw tkwi przeświadczenie, że każdy ceremoniał, w tym ceremoniał funeralny, „przechowuje” ( petryfikuje ) pewien sposób widzenia świata i dlatego stanowi doskonały materiał do badań historycznych nad epokami, w których się krystalizował. Aby jednak możliwe było zrozumienie jego logiki, należy uwzględnić, iż z natury swej jest on systemem semiotycznym, jest odpowiednio ustrukturowaną, złożoną 3 z wielu symbolicznych elementów całością, wymagającą adekwatnej do swojego sposobu istnienia, czyli całościowej, a zarazem nastawionej na treści symboliczne „lektury”.
II. KSZTAŁTOWANIE SIĘ CEREMONIAŁU POGRZEBOWEGO
KRÓLÓW POLSKICH
Kształtowanie się ceremoniału pogrzebowego władców polskich było procesem długotrwałym. W każdym procesie istnieją jednak momenty przełomowe. W tym akurat wypadku za moment taki należy uznać dwukrotną ceremonię pogrzebową króla Kazimierza Wielkiego, która stała się elementem walki politycznej o dziedzictwo po ostatnim przedstawicielu dynastii piastowskiej.
Obowiązujący podówczas obyczaj nakazywał, aby świadkiem pochówku zmarłego władcy był jego następca. Stanowiło to istotny wymiar legalizacji władzy, unaocznienia jej prawowitego charakteru; odgrywało zaś ważną funkcję szczególnie w tych sytuacjach, kiedy – jak w przypadku nas interesującym – z takich czy innych względów dziedziczenie nie było kwestią do końca zamkniętą.
Rzecz jasna, z prawnego punktu widzenia jedynym legalnym pretendentem do korony polskiej po Kazimierzu Wielkim był jego siostrzeniec, syn Elżbiety Łokietkówny i Karola Roberta, król Węgier Ludwik Andegaweński; niemniej – i to należy mocno podkreślić – panowie krakowscy, dysponujący wtedy niemałym wpływem na bieg spraw politycznych, obawiając się, iż – jak pisze Janko z Czarnkowa – [...] cudzoziemiec na królestwo wyniesiony [...] będzie usiłował zmienić obyczaje i zwyczaje Polaków, nieznanych tutaj rodaków swoich wyniesie ponad ludzi miejscowych i tym sposobem wywoła ku sobie nienawiść tudzież waśnie wzajemne [...]4, postanowili wykorzystać swoją doraźną przewagę ( fakt nieobecności Andegawena w Krakowie ) i przyspieszyć ceremonię pogrzebową w celu osłabienia roszczeń węgierskiego władcy do korony polskiej.
Mimo iż plan ów się powiódł i króla pochowano przed przybyciem prawowitego następcy, wszystkie te zabiegi nie przyniosły oczekiwanego rezultatu, bowiem wbrew nadziejom części elit politycznych, dnia 17 listopada 1370 r. Ludwik został koronowany na króla Polski, a dwa dni później, 19 listopada, na jego rozkaz odbył się powtórny, o wiele bardziej okazały, bo mający odsunąć w cień poprzednią uroczystość, a zarazem poświadczyć legalność władzy monarszej Andegawena ceremoniał pogrzebowy Kazimierza Wielkiego.
Choć nieodległe w czasie, obydwie niniejsze ceremonie – zarówno ta z 7, jak i ta
z 19 listopada, , różniły się w sposób zasadniczy. Pierwsza z nich, mająca skromną oprawę, w znacznym stopniu mogła – jak się przypuszcza – nawiązywać do ceremonii pogrzebowej Władysława Łokietka5. Niewykluczone również, że posiadała wiele cech wspólnych z dawnym, wyjątkowo słabo rozpoznanym z uwagi na znamienną lakoniczność zawartych
w materiałach źródłowych informacji, rytuałem pogrzebowym książąt polskich. Natomiast druga, przygotowana z wielkim rozmachem, o wiele okazalsza od pierwszej ze względów „propagandowych”, łączyła w sobie pewne elementy dawnego rytuału, czego przykładem kruszenie chorągwi, z wieloma nowymi elementami, wzorowanymi na uroczystościach pogrzebowych króla Węgier Karola Roberta , a zakorzenionymi – przynajmniej częściowo – w tradycji włoskiej czy starorzymskiej ( efekt sycylijskich „powiązań” Andegawenów ).6
Ten „synkretyczny”, uformowany z połączenia dwóch (?) tradycji ceremoniał pochówku regis Poloniae stał się podstawą wszystkich późniejszych redakcji, które zachowywały zasadnicze rysy pierwowzoru. Kolejne wersje ceremonii zmieniały jedynie rozkład akcentów, uszczegóławiały całość, rozwijały lub – rzadziej – dodawały niektóre wątki, rezygnując z innych, ale „rdzeń” pozostawał niezmienny. Tak było również z dwoma najbardziej istotnymi modyfikacjami: pierwszą, dokonaną w połowie XVI wieku przez biskupa Samuela Maciejowskiego na prośbę kapituły krakowskiej, a przekształcającą ceremoniał jednodniowy w uroczystość trwającą aż trzy dni,7 i drugą, siedemnastowieczną, powracającą do formuły jednodniowej i wskutek ograniczenia czasowego rezygnującą z niektórych elementów obecnych w obydwu poprzednich opracowaniach ( np. składania ofiar w kościołach ).8
Niezależnie jednak od wszelkich zasygnalizowanych wyżej modyfikacji, w mniejszym lub większym stopniu „indywidualizujących” poszczególne ceremonie pogrzebowe, stałą wartością wszystkich tego typu obrzędów, wynikającą ze specyfiki pochówku monarszego, było to, iż splatały się w nich dwa uzupełniające się, poniekąd komplementarne wymiary: religijny ( sacrum ) i świecki ( profanum ).9 Wymiar religijny miał zapewnić nieżyjącemu monarsze zbawienie i był wyrazem chrześcijańskiej troski o duszę zmarłego. Wymiar świecki natomiast wiązał się z rytuałem przejmowania władzy i nadawał uroczystości wydźwięk polityczny. A że z natury swojej każdy rytuał „mówi językiem symboli”, również ten – szczególnie w wymiarze świeckim, a ściślej: politycznym – posługiwał się symbolami, które – jak wiadomo – obok warstwy dosłownej, dostępnej dla „analfabetów”, posiadają także warstwę ukrytą, dostępną jedynie dla wtajemniczonych. Początkowo liczba tych drugich była stosunkowo niewielka, ograniczona do wąskiego grona politycznych elit, ale później wiedza na ów temat uległa demokratyzacji, upowszechniła się do tego stopnia, iż wiele symboli ściśle związanych z ceremonią pochówku królewskiego zaczęto wykorzystywać podczas pochówków magnackich, a nawet szlacheckich.10
III. PRZEBIEG CEREMONII POGRZEBOWYCH KAZIMIERZA WIELKIEGO
1. Kroniki Galla Anonima i Wincentego Kadłubka o ceremoniale pogrzebowym władców piastowskich
Zawarty w kronice Janka z Czarnkowa opis pierwszych, właściwych uroczystości pogrzebowych Kazimierza Wielkiego jest – jak się już rzekło – wyjątkowo skromny i enigmatyczny. Kronikarz powiada jedynie, że króla pochowano w czwartek 7 listopada
1370 r. z prawej strony chóru katedry krakowskiej ( później te mało precyzyjne dane uszczegółowi Jan Długosz! ) 11 w obecności dostojników kościelnych: arcybiskupa gnieźnieńskiego Jarosława Bogorii ze Skotnik, biskupa krakowskiego Floriana z Mokrska
i biskupa lubuskiego Piotra z Opola, a także sług zmarłego, [...] panów, szlachty, prałatów, kanoników, mężów kościelnych i ludu [...]. 12 Te ogólnikowe stwierdzenia, zupełnie pomijające kwestię dla nas najważniejszą – przebieg ceremonii, wydają się powielać pewien tradycyjny schemat, ukształtowany w najstarszych zabytkach historiografii polskiej – kronikach Galla Anonima i Wincentego Kadłubka.
Ilekroć wszakże Gall lub Kadłubek wspominają o śmierci któregoś z władców, tylekroć koncentrują się nie na ceremonii pogrzebowej, lecz ostatniej woli zmarłego, jego zasługach i żalu, który po sobie pozostawił.
Taka strategia pomijania zagadnień związanych z pochówkiem nie była – naturalnie – sprawą przypadku, lecz wyrastała z określonych założeń, stanowiących podstawę refleksji zaprezentowanej w obydwu dziełach. U Galla, którego kronika reprezentuje tzw. gesta, wynikało to na przykład z chęci opisania – jak on sam powiada – niektórych czynów książąt polskich, a to ;[...] ze względu na pewnego chwalebnego i zwycięskiego księcia imieniem Bolesław [...]13 W kronice Kadłubka, którą – zgodnie z zawartymi w jej prologu sugestiami – należałoby traktować raczej jako traktat o historii, aniżeli kronikę sensu stricto – dominującą rolę odegrała natomiast chęć kształtowania poczucia dumy narodowej ( cel patriotyczny ), połączona z zamiarem zapoznania odbiorców z historią Polski ( cel dydaktyczny )i dostarczenia czytelnikom odpowiednich wzorców moralnych ( cel religijny ).14 U jednego
i drugiego wyraźnie zarysowuje się zatem pewna, wynikająca wprawdzie z odmiennych założeń, ale prowadząca do analogicznych – przynajmniej w interesującym nas aspekcie – efektów, tendencja do skupienia uwagi na czynach, działaniu – szerzej – życiu konkretnych postaci historycznych lub legendarnych, połączona ze świadomym eliminowaniem tematyki „mniej zajmującej”, bo nie związanej z czynami, jak choćby – opisów ceremoniału pogrzebowego.
2. Pierwsza i druga uroczystość pogrzebowa Kazimierza Wielkiego w ujęciu Janka z Czarnkowa
Ograniczając opis właściwej ceremonii pogrzebowej ostatniego z Piastów do ascetycznej wzmianki o uczestnikach i o miejscu pochówku, archidiakon gnieźnieński okazał się być kontynuatorem stylu myślenia obecnego w kronikach jego wielkich poprzedników: Anonima i Kadłubka. Szkicowość tego opisu można jednak ( i chyba należy! ) traktować nie tylko jako efekt ciążenia tradycji , w ramach której pochówek monarszy traktowano głównie jako fakt liturgiczny i z tego powodu spychano poza nawias historiograficznych rozważań, lecz także, a może przede wszystkim, jako wyraz zredukowanej do koniecznego minimum, niezwykle skromnej wskutek pośpiechu oprawy ceremonii, która w swej istocie była – jak pisze Jan Dąbrowski – manifestacją polityczną skierowaną przeciwko Ludwikowi Węgierskiemu.15
Podobną manifestacją, aczkolwiek zakrojoną na o wiele większą skalę i spełniającą diametralnie różne, przeciwstawne wobec poprzedniej funkcje, były drugie uroczystości żałobne po śmierci Kazimierza Wielkiego, zarządzone przez świeżo koronowanego na władcę Polski Ludwika Andegaweńskiego. Ich rozmach pozwolił „odsunąć w tło” poprzednią uroczystość i potwierdzić legalność aktualnej władzy. Pozwolił również złożyć zmarłemu królowi adekwatny do jego zasług hołd i umocnić pozycję nowego króla, pragnącego zjednać sobie przychylność społeczności polskiej dla realizacji swoich planów dynastycznych.16 Gdyby nie ów rozmach, daleko wybiegający poza dotychczasowe praktyki żałobne, a także doniosłość konsekwencji politycznych całego wydarzenia, prawdopodobnie nie stałoby się ono przedmiotem tak drobiazgowego opisu, jaki dotarł do naszych czasów na kartach Jankowej kroniki, za pośrednictwem której ten niegdyś czynnie zaangażowany w działalność opozycji antyandegaweńskiej duchowny i polityk starał się zdyskredytować dawnych przeciwników politycznych i „w odpowiednio dobrym świetle” przedstawić własną osobę.
Opisy Janka, bynajmniej nie wolne od subiektywizmu i stronniczego przedstawiania wypadków, mimo wszystko zachowują niemałą wartość historyczną. Pod względem faktograficznym okazują się być w pełni wiarygodne. Są ponadto jedynym przekazem umożliwiającym precyzyjną rekonstrukcję przebiegu ceremonii z dnia19 listopada 1370 r.,
i z tych przyczyn stanowią dla nas niezastąpione źródło wiedzy.
Według pozostawionej przez Janka relacji, nad którą z oczywistych względów pora wreszcie się pochylić, powtórne egzekwie odbyły się we wszystkich kościołach Krakowa, przy czym nawiedzający kolejne świątynie pochód żałobny miał swój starannie opracowany porządek.
Kondukt otwierały cztery wozy, każdy zaprzężony w cztery przybrane czarnym suknem ( podobnie zresztą do woźniców i wozów ) konie. Nieco dalej jechało czterdziestu rycerzy w pełnych zbrojach, na koniach pokrytych suknem czerwonym. Po nich jedenastu niosło chorągwie i tarcze z herbami poszczególnych księstw, a dwunasty – chorągiew Królestwa Polskiego. Następnie na pięknym stępaku królewskim, purpurą odzianym, jechał rycerz w złocistej szacie królewskiej, wyobrażający osobę zmarłego króla. Nieopodal kroczyło parami sześciu ludzi i niosło zapalone duże świece, z których dwie były zrobione z jednego kamienia wosku. Później szli zakonnicy oraz wszyscy duchowni z miasta i przedmieść; jedni i drudzy śpiewali pieśni żałobne. Tuż za nimi postępował dworzanin rozrzucający biednym pieniądze z mis niesionych przez dwóch towarzyszących mu ludzi. Misy te w razie potrzeby uzupełniano z worków dźwiganych przez służbę dworską ( w liczbie bliżej nam nie znanej, bo nie określonej przez autora! ). Potem jechały mary wypełnione drogimi materiałami, takimi jak złotogłów czy sukno, które miały być między klasztory i kościoły rozdzielone. Zaraz za marami kroczyło ponad czterystu przybranych w czerń dworzan zmarłego władcy, płaczem wyrażających swój smutek i żal. Dopiero po nich szli najwyżsi dostojnicy świeccy i kościelni: król Ludwik, arcybiskup, biskupi, książęta i panowie. Całość pochodu zamykała wielka moc ludu obojga płci.
Uformowany w ten oto sposób kondukt żałobny przemieszczał się od świątyni do świątyni. W każdej z nich pozostawiano – zgodnie z przyjętym „scenariuszem” – bogatą ofiarę, a mianowicie [...] dwie purpury złociste i dwie sztuki przedniego sukna brukselskiego różnych kolorów, po szesnaście łokci każda, oraz duże datki w pieniądzach i niemałą ilość świec. Nieco inaczej miało być jedynie w kościele katedralnym, stanowiącym „punkt docelowy” procesji. Przewidywano bowiem, że w katedrze grupa dostojników do tego wyznaczonych, ilukolwiek ich będzie, złoży ofiary nie tylko przy ołtarzu głównym, gdzie celebrował biskup, lecz także przy każdym z ołtarzy bocznych, gdzie stali przygotowani do mszy księża. Z uwagi na panujący w środku tłok zmodyfikowano jednak ów plan i poruczono złożenie ofiar jednej, wyznaczonej do tego, osobie, otoczonej z przodu i z tyłu pachołkami królewskimi, którzy torowali składającemu ofiary drogę. Człowiek ten dwukrotnie obszedł kościół, niosąc wypełnioną pieniędzmi srebrną misę i ofiarując każdemu z celebrujących mszę kapłanów tyle grosza, ile tylko ten był w stanie wziąć w garść. Gdy wreszcie obchód się skończył, na głównym ołtarzu złożono ofiary analogiczne do poczynionych w innych świątyniach. Następnie urzędnicy zmarłego króla w kolejności odzwierciedlającej ich rangę przynosili na ołtarz i składali w ofierze naczynia, nad którymi pieczę im powierzono: a więc komornik Świętosław i podskarbi misy srebrne z ręcznikami i obrusami, stolnik Przedbor z podstolim cztery srebrne półmiski sporych rozmiarów, a cześnik i podczaszy – srebrne dzbany i kubki. Po nich podkomorzy, czyli marszałek, przyprowadził do stóp ołtarza najlepszego z królewskich koni, natomiast podkoniuszy – zbrojnego rycerza w królewskie szaty odzianego, na dzielnym a bardzo przez króla lubianym stępaku królewskim [...] Nieco później chorążowie, „ulokowani” przy ołtarzu jeszcze przed ceremonią składania przez urzędników ofiar, poczęli – zgodnie ze zwyczajem, kruszyć chorągwie – a wszystko to na oczach stojącego obok i przyglądającego się im rycerza, który wyobrażał zmarłego władcę. Na koniec powstał taki krzyk żałosny, taki płacz i jęk [...] obojga płci obecnych w katedrze krakowskiej, że od tego płaczu i jęku wszyscy, osoby możne i niskie, starzy i młodzi, ledwo się utulić mogli.17
3. Symboliczne elementy ceremonii z dnia 19 listopada 1370 r.
Jak łatwo zauważyć na podstawie przedstawionego wyżej opisu, interesujący nas ceremoniał, będący – powtórzmy raz jeszcze – logicznie uporządkowaną, „wyreżyserowaną” całością, posiadał szereg elementów o charakterze symbolicznym. Do grona najbardziej czytelnych ( i przez to najmniej kłopotliwych! ) zaliczyć wypada wykonywaną podług zwyczaju w takich wypadkach czynność łamania drzewców chorągwi. O tym, że były to działania uświęcone tradycją, „odwieczne”, najdobitniej świadczy odkrycie w grobach książąt słowiańskich połamanej broni i znaków plemiennych.18 Zarówno w odniesieniu do puchówku Kazimierza Wielkiego, jak i w kontekście obrzędów pogrzebowych książąt słowiańskich czynność ta najprawdopodobniej miała symbolizować śmierć władcy i kres jego rządów.
Z zupełnie inną, o wiele bardziej kłopotliwą od już omówionej na marginesie łamania drzewców chorągwi symboliką mamy natomiast do czynienia w odniesieniu
do dwunastoosobowej kolumny rycerzy z chorągwiami. To, że jedenastu z tworzących tę kolumnę rycerzy niosło – być może w układzie odwzorowującym intytulację dokumentów Kazimierzowskich! – chorągwie poszczególnych ziem, a dwunasty, ostatni, chorągiew Królestwa Polskiego – i to, że tuż za ową kolumną, jak gdyby sprawując nad nią pieczę, jechał ów rycerz, wyobrażający osobę zmarłego władcy – zapewne miało wyrażać starania Kazimierza Wielkiego o zjednoczenie wszystkich ziem polskich pod jednym berłem, zgodnie ze znaną w całej Europie Środkowej XIV wieku ideą Corona regni.19 Kłopot tkwi jednak
w tym, że ten na pozór przejrzysty symbol mógł pełnić jeszcze jedną, nabudowaną na pierwszej funkcję. Inicjatorem i uczestnikiem uroczystości był przecież nie kto inny, tylko sam król Ludwik. Niewykluczone zatem, że właśnie w ten sposób chciał on unaocznić, iż kontynuując politykę poprzednika, zadba o integralność kraju, co dla tych wszystkich, którzy obawiali się, że cudzoziemiec na króla wyniesiony nie będzie się kierował interesami Polski, stanowiłoby istotną, uspokajającą informacją.
Naturalnie, tak jak w wielu innych wypadkach, również w tym nasuwa się wątpliwość, czy aby na pewno ową dwunastoosobową kolumnę rycerzy z chorągwiami należy traktować jako „komunikat dwufunkcyjny”, ale jeśli tak, to z pewnością w podobny sposób winno się interpretować całą uroczystość, a przede wszystkim jej główny „element” – rolę rycerza w złocistej szacie, osobę króla wyobrażającego.
Rycerz ten jechał w samym środku pochodu; dosłownie i w przenośni znajdował się więc w centrum. Poprzedzał między innymi dworzanina rozrzucającego pieniądze biednym oraz mary, na których wieziono nie ciało zmarłego króla, jako że ten był już dwa tygodnie wcześniej pochowany, lecz złotogłowie, sukna i inne drogie materie, przeznaczone dla klasztorów i kościołów. Właśnie taki układ konduktu skłonił Ewę Śnieżyńską-Stolot
do wysnucia konkluzji, iż rycerz reprezentujący osobę zmarłego władcy spełniał funkcję ofiarnika, zaś naczelnym zadaniem żałobnego pochodu było złożenie darów kościołom, co bez wątpienia miało przyczynić się do zbawienia duszy zmarłego.20 Rozumowanie Śnieżyńskiej, zasadniczo poprawne, ma wszakże pewien mankament: nie uwzględnia faktu,
iż ceremoniał z dnia 19 listopada 1370 r. posiadał nie tylko religijny, ale i ściśle polityczny wymiar. Drugie uroczystości pogrzebowe Kazimierza Wielkiego stanowiły bowiem przemyślaną „odpowiedź” na pierwsze uroczystości , i tylko w tej dialektyce można
je rozpatrywać.
Jak wiadomo, król Ludwik nie uczestniczył w ceremonii z 7.listopada1370 r.; spóźnił się o kilkanaście godzin. Aby mimo tego legitymizować swoją władzę poprzez dopełnienie wymogów obyczaju, który nakazywał nowemu władcy, by ten towarzyszył poprzednikowi w jego ostatniej drodze – zarządził, już po swej koronacji, że odbędzie się ponowna ceremonia, o wiele bogatsza od poprzedniej. Skoro jednak nie mógł realnie grzebać ciała poprzednika, ponieważ pochowano je w pośpiechu kilkanaście dni przedtem, siłą rzeczy potrzebny był mu – dla dopełnienia wszystkich warunkujących celowość tej symbolicznej uroczystości wymogów – ktoś, kto mógłby reprezentować ( symbolicznie „uobecnić” ) osobę i majestat nieżyjącego władcy. Tym kimś stał się ów rycerz w złocistej szacie – centralna, najważniejsza postać ceremonii.
Wbrew temu, co sugeruje Śnieżyńska-Stolot, rycerz ten nie był jedynie ofiarnikiem – tak jak cała uroczystość nie ograniczała się wyłącznie do złożenia ofiar za spokój duszy zmarłego monarchy. A nie była jedynie tym, ponieważ ceremoniał niniejszy posiadał swoje ukryte, świeckie oblicze. Poza wieloma już wymienionymi celami miał bowiem nade wszystko zaświadczać, że król Ludwik jest człowiekiem prawdziwie szczodrym, monarchą, który zadba o poddanych, tak jak zadbał o należyty pochówek swojego poprzednika.
IV. TRZYDNIOWE OBRZĘDY POGRZEBOWE ZYGMUNTA STAREGO
1. Geneza rozszerzonego ceremoniału i jego pokrewieństwa z uroczystościami pogrzebowymi Kazimierza Wielkiego
Wydłużenie ceremoniału pogrzebowego królów polskich do trzech dni nastąpiło w związku z pogrzebem Zygmunta Starego i było efektem splotu różnych uwarunkowań.
Król Zygmunt panował aż czterdzieści jeden lat. Dla Polski były to lata spokoju i stabilizacji. Potędze państwa nic w tym czasie nie zagrażało, a sami Jagiellonowie stanowili jeden z najbardziej wpływowych rodów Europy. Gdy umarł Zygmunt, nie musiano się zajmować nader kłopotliwą w takich wypadkach ( i nader absorbującą! ) kwestią sukcesji. Nie było to konieczne, ponieważ zdołano uregulować tę sprawę vivente rege.21 Wszystko to sprzyjało niespiesznemu przygotowaniu ceremoniału na miarę, z jednej strony, pozycji domu Jagiellonów, a z drugiej – ogromnych zasług osobistych zmarłego władcy. Paradoksalnie „okolicznością sprzyjającą” okazał się również fakt, że mimo usilnych starań nie zdołano odnaleźć scenariusza dawnego ordo i dlatego można/trzeba było stworzyć scenariusz w pełni odpowiadający aktualnym potrzebom.22
Zadania takiego na prośbę kapituły katedralnej podjął się biskup Samuel Maciejowski. Opracował on – najprawdopodobniej we współpracy z marszałkiem dworu, scenariusz trzydniowych uroczystości – Ordo pompae funebris serenissimi Sigismundi regis Poloniae, zaaprobowany później przez Zygmunta Augusta.23
Scenariusz ten zakładał, że centralnym wydarzeniem pierwszego dnia będzie pochówek zmarłego władcy, drugiego złożenie ofiar w kościołach, a trzeciego – msza żałobna i wieńczący ją symboliczny obrzęd przejęcia władzy. Każda z tych „części” miała posiadać bogatą oprawę. Ich następstwo nie było przypadkowe – wyraźnie nawiązywało do układu podwójnych uroczystości pogrzebowych Kazimierza Wielkiego ( pochówek → złożenie ofiar → msza + symbole zmiany władzy ). Dzięki tym i wielu innym „zapożyczeniom” udało się biskupowi Maciejowskiemu osiągnąć bardzo ważny cel, a mianowicie – „osadzić” nowe ordo w tradycji.
2. Dzień pierwszy – pochówek
Zgodnie z wolą następcy tronu, uroczystości pogrzebowe Zygmunta I rozpoczęły się w czwartek, 26 lipca.24 W dniu tym o godzinie siedemnastej na zamku zjawili się senatorowie. Wybranym powierzono zadanie przyprowadzenia przybyłych z zagranicy posłów i przedstawicieli rodów książęcych. Jednych i drugich gości oczekiwał Zygmunt August przed salą ze zwłokami króla. Królową Bonę z córkami i fraucymerem ulokowano podówczas w sąsiedniej komnacie. Już wtedy nad trumną rozpoczęły się modły. Arcybiskup
z biskupami, opatami, kanonikami kościoła katedralnego i wikariuszami śpiewali „wigilię dziewięciu lekcyj i laudes”. W tym samym czasie na wzgórze zamkowe zaczęły się schodzić procesje z wszystkich kościołów stolicy. Umiejscowiono je w trzech izbach: starosty zamkowego, większego prokuratora i poselskiej. Na krużgankach swoje miejsce znalazło trzydzieści pokrytych złotogłowiem mar. Na dziedziniec przyprowadzono trzydzieści koni
i ustawiono nieopodal skarbca. Każdy z nich był przykryty kitajką i z osobna wiedziony. Tuż obok stanęło trzydziestu jeden chorążych ziemskich w zbroi, na koniach pokrytych czarnym suknem. Resztę dziedzińca zajęli ubodzy ( odziani w czarne kaptury ) i dworzanie. Pierwsi nieśli lane grube świece, a drudzy – czarne pochodnie.25
Po skończeniu wigilii uformowany został kondukt żałobny. Na początku szli żacy
ze szkół krakowskich, dalej zakonnicy wszystkich klasztorów z miasta i przedmieść, księża świeccy, prebendarze i altaryści kościoła katedralnego, magistrowie i doktorowie Akademii Krakowskiej, kapituła katedry, później asysta niosąca pastorały przed opatami i biskupami, następnie sami opaci i biskupi, wreszcie zamykający pierwszą część pochodu arcybiskup w otoczeniu dwóch prałatów. Za prymasem, przed którym niesiono krzyż metropolitalny
i pastorał, postępowało dwa tysiące ubogich w kapturach. Dopiero potem jechało trzydziestu chorążych, dzierżących chorągwie w następującej kolejności: nadworna, rawska, mazowiecka, płocka, biecka, lubelska, podolska, ruska, lwowska, przemyska, chełmska, halicka, sanocka, dobrzyńska, inowrocławska, brzeska, łęczycka, wieluńska, sieradzka, kaliska, poznańska, krakowska, nowa ziem pruskich, lenna księstwa słupskiego, lenna wołoska, lenna pruska, litewska gończa, polska gończa, Wielkiego Księstwa Litewskiego
i – na końcu – Królestwa Polskiego. Zaraz po nich prowadzono trzydzieści koni, z których dwadzieścia dziewięć okrytych było kitajką, a trzydziesty, ostatni – dywdykiem z czarnego aksamitu. Konie te poprzedzały trzydzieści rozmaitymi złotogłowy przykrytych mar. Tuż za marami postępował rycerz cały we zbroi, siedzący na ledrowanym ( uzbrojonym w pancerz ) koniu i trzymający goły miecz, końcem ku ziemi obrócony. Nieopodal kroczył pachołek
z tarczą ( widniały na niej herby królewskie ) i proporcem, chorągiewką ku ziemi obróconym.
Na choragiewce tej widniały – z jednej strony: herb Królestwa Polskiego, a z drugiej : herb Wielkiego Księstwa. Kolejnym uczestnikiem pochodu był jeździec odziany w czarną szatę królewską. Dalej szli senatorowie wraz z przybyłymi z zagranicy posłami i książętami.
Za nimi niesiono insygnia władzy królewskiej: miecznik krakowski miecz, wojewoda sandomierski jabłko, wojewoda krakowski berło, a kasztelan krakowski koronę. Następnie czterech dworzan dźwigało mary z trumną Zygmunta I. Obok mar kroczyło dalszych stu dworzan z płonącymi pochodniami. Zaraz za trumną postępował, między posłem cesarskim
a posłem króla rzymskiego, król Zygmunt August. W niewielkiej odległości od syna szła królowa Bona z córkami i fraucymerem, wiedziona przez Albrechta – księcia pruskiego, i jego bratanka, noszącego to samo co on imię. Kondukt zamykał magistrat miasta i tłumy ludu.
Naturalnie, do katedry – stanowiącej punkt docelowy ceremonii, dane było wejść tylko nielicznym, którzy – podług wcześniejszych ustaleń – czynili to zachodnimi drzwiami, zachowując odpowiedni porządek. I tak, w kaplicach bocznych znalazły swoje miejsce procesje z kościołów. Mary rozmieszczono wzdłuż ścian po jednej i drugiej stronie świątyni. U wejścia, jak gdyby na straży, postawiono osoby reprezentujące zmarłego władcę: rycerza w zbroi, pachołka i jeźdźca w czarnej szacie królewskiej. Król wraz z książętami, posłami zagranicznymi i całym senatem stanął około ławki wojewody krakowskiego, a królowa
z córkami i fraucymerem zajęła stronę przeciwną ( obok chrzcielnicy ). Pomiędzy baptysterium a grobem św. Stanisława umieszczono okazały katafalk, a na nim – mary z ciałem Zygmunta I. Przed marami, na czarnej poduszce z aksamitu, złożono koronę,
a na marach pozostałe insygnia władzy królewskiej.
Sama uroczystość w katedrze nie trwała zbyt długo. Gdy wikariusze odśpiewali kondukt, ciało zmarłego władcy zaniesiono na miejsce wiecznego spoczynku. Tam, gdy spuszczano trumnę do niszy grobowej, liny dzierżyli król Zygmunt August i senatorowie.
Nadmienić jeszcze wypada, iż w czasie całej ceremonii biły wszystkie krakowskie dzwony,
z „Zygmuntem” włącznie.26
3. Dzień drugi – złożenie ofiar w kościołach
Nazajutrz o godzinie dziewiątej na wzgórzu zamkowym ponownie uformowano kondukt. Przy wtórze dzwonów, trwającym zresztą przez całą ceremonię, aż do powrotu jej uczestników na zamek, żałobny pochód, zbudowany analogicznie jak w dniu poprzednim, wyruszył do sześciu świątyni: Wszystkich Świętych, Franciszkanów, Św. Anny, Św. Szczepana, Mariackiego i Dominikanów, a wszystko w celu złożenia ofiar. Na marach, na których uprzednio niesiono zwłoki króla, teraz czterej kasztelanowie dźwigali misy
z pieniędzmi. W stosownych momentach mieli je opróżniać, wysypując pieniądze na ołtarzach odwiedzanych podczas pochodu domów bożych. Tuż obok kroczyli dwaj pachołkowie z worami pieniędzy. Ich zadaniem było napełnianie mis, gdy tylko kasztelanowie zdołali je opróżnić. W każdym z sześciu kościołów mszę odprawiał ( śpiewał ) inny bisup: w kościele Wszystkich Świętych biskup kamieniecki, w kościele Franciszkanów biskup chełmski, w kościele Św. Anny biskup przemyski, w kościele Św. Szczepana biskup płocki, w Mariackim biskup poznański, a u Dominikanów – biskup włocławski. Do środka wchodzili jedynie ci, których przewidziano w „protokole”: kasztelanowie z marami, król Zygmunt August, królowa Bona, jej córki, a także najwyżsi dostojnicy świeccy ( książęta, posłowie zagraniczni i senatorowie ) oraz duchowni ( biskupi i opaci ). Cała reszta orszaku pozostawała na zewnątrz, przy czym głównym miejscem ich rozmieszczenia był przykościelny cmentarz. Król wraz z królową wdową i dostojnikami składali ofiary dwukrotnie: zaraz po wejściu i podczas offertorium; gdy zaś celebrans intonował Agnus Dei, kasztelanowie opróżniali na ołtarzu misy z pieniędzmi. Taki oto przebieg miała każda z sześciu mszy.
Procesja trwała dość długo, bo kilka godzin, ale mimo tego nie był to koniec przewidzianych na ów dzień modłów. Po południu we wszystkich krakowskich kościołach odbyły się bowiem nieszpory żałobne. Towarzyszyło im – tak jak uroczystościom przedpołudniowym – bicie dzwonów.
W katedrze poczyniono również przygotowania do uroczystości dnia następnego. Zasłonięto obrazy ołtarza głównego, chór, ławki i posadzki usłano czarnym suknem , na ścianach poprzybijano malowane herby królewskie, wokół chóru umieszczono świece,
a nieopodal ołtarza ustawiono mary przykryte czernią, nad którymi rozpięto czarny baldachim, symbolizujący – obok stroju koronacyjnego, w jaki zawsze ubierano zmarłych władców – sakralny wymiar monarszego majestatu.27
3. Dzień trzeci – msza w katedrze i symboliczny obrzęd przejęcia władzy
W sobotę o godzinie dziewiątej rozpoczęła się w katedrze msza żałobna. Rozmieszczenie uczestników było prawie identyczne z czwartkowym. Mary postawiono [...] w pośrzód chóru, wyniesione pod przykryciem [...], a na onym przykryciu pełno czarnych świec gorzało. Obok mar stali ci sami kasztelanowie, którzy uczestniczyli w procesji
do sześciu kościołów. Na marach leżały insygnia władzy: korona, berło, jabłko i miecz,
oraz cztery misy z pieniędzmi. Na początku mszy i podczas offertorium król wraz z królową
i dostojnikami czerpali z owych mis i składali ofiarę przy ołtarzu. Nabożeństwo celebrował arcybiskup gnieźnieński Mikołaj Dzierzgowski, a homilię wygłosił biskup Samuel Maciejowski. Dzwony biły przed i po kazaniu, milczały natomiast w czasie jego trwania.
Gdy zaczęto odmawiać Pater noster, do kościoła wjechał jeździec w zbroi. Na hełmie, tarczy i włóczni miał zapalone małe świece. Tuż przy nim postępowało owo pacholę, dzierżące pierwszego dnia uroczystości tarczę i proporzec. Podczas śpiewania Agnus Dei kasztelanowie podjęli z mar misy z pieniędzmi, a panowie Jan Amor Tarnowski, Piotr Kmita z Wiśnicza, marszałek nadworny Jan Tęczyński i miecznik Zygmunt Wolski – insygnia władzy królewskiej: koronę, berło, jabłko i miecz. Równocześnie wojewoda sieradzki wręczył królowi Zygmuntowi Augustowi podjętą wcześniej przyłbicę, wojewoda inowrocławski wręczył księciu pruskiemu tarczę z herbami, wojewoda podolski wręczył margrabiemu Albrechtowi nagi miecz, zaś wojewoda rawski oddał w ręce księcia cieszyńskiego włócznię
z proporcem. W ten sposób uformował się uposażony we wszystkie symbole władzy orszak. Jako pierwsi z tegoż orszaku do ołtarza podeszli kasztelanowie i złożyli na nim misy z pieniędzmi. Potem podeszli panowie niosący insygnia i zrobili to samo, co poprzednicy, z koroną, berłem, jabłkiem i mieczem. Jako ostatni podeszli do ołtarza król Zygmunt August, książę pruski, margrabia Albrecht i książę cieszyński. Trzej pierwsi, [...] na pamiątkę używanego w Kościele katolickim łamania lasek we wstępną środę [...], rzucili trzymane przez siebie przedmioty, tj. przyłbicę, tarczę i miecz, przed ołtarz, natomiast czwarty z nich, margrabia Albrecht, złamał włócznię, a proporzec przed króla porzucił, który król Imć porwał, w górę wzniósł, a panu wojewodzie podolskiemu dał [...] Wtedy też ów kiryśnik ( rycerz w zbroi ) spadł z konia przy marach, po czym kanclerz i podkanclerzy skruszyli pieczęcie, zaś obydwaj marszałkowie złamali laski. Następnie król powierzył kanclerzowi, podkanclerzemu i obu marszałkom nowe znaki ich urzędów. Kiedy się to stało, wszyscy wyszli z kościoła.28
4. Uroczystości pogrzebowe Zygmunta I na tle uroczystości pogrzebowych Kazimierza Wielkiego
Różnice pomiędzy ceremoniałem pogrzebowym Kazimierza Wielkiego i Zygmunta Starego, mimo iż widoczne już na pierwszy rzut oka, na ogół nie mają charakteru „jakościowego”, lecz „ilościowy”. Wśród „elementów utożsamiających” można byłoby wymienić na przykład następstwo faz uroczystości, porządek konduktu, obecność osób wyobrażających władcę, czynność składania ofiar czy rytuał przejmowania władzy. Wśród „elementów odróżniających” należałoby wyliczyć m. in. to, że uroczystość z roku 1548 trwała aż trzy dni, w jej ramach odwiedzono nie trzy, a sześć kościołów, w kościołach składano wyłącznie pieniężne ofiary, nie rozdawano pieniędzy ubogim, niesionych było trzydzieści mar, wiedzionych trzydzieści koni, pochodu nie otwierały cztery wozy, wzdłuż mar kroczyło stu dworzan z pochodniami, króla wyobrażały trzy osoby, a nie jedna, najwyżsi dostojnicy kościelni szli nie obok nowego króla, lecz pod koniec pierwszej części konduktu, w pogrzebie uczestniczyli żacy, magistrowie i doktorowie Akademii Krakowskiej, kolumna chorążych obejmowała nie dwunastu, lecz aż trzydziestu jeźdźców z chorągwiami, a ponadto – bardziej złożone były symbole przejmowania władzy. Nawet jeśli jednak wydłużylibyśmy – co z pewnością byłoby możliwe –ten i tak już bogaty rejestr o jeszcze kilka lub nawet kilkanaście elementów, nie zmieni to w niczym faktu, iż wszystkie one wiążą się raczej z tzw. „planem wyrażania”, aniżeli z „planem treści”; za pomocą nieco odmiennych środków uzewnętrznia się wszakże identyczną lub paralelną treść, np. dotyczącą symboliki zmiany władzy. A skoro tak, to należy uznać, iż program uroczystości pogrzebowych Zygmunta I Starego stanowił świadomą, przemyślaną i celową kontynuację podwójnych uroczystości funeralnych Kazimierza Wielkiego.
V. JEDNODNIOWY POGRZEB ZYGMUNTA III WAZY
I KONSTANCJI AUSTRIACZKI
1. Przyczyny skrócenia ceremonii pogrzebowej polskich władców
O ograniczeniu uroczystości pogrzebowych władców polskich zadecydowały względy czysto praktyczne. Odkąd przeniesiono stolicę Polski z Krakowa do Warszawy i zmienił się środek ciężkości państwa, problemem stała się zarówno odległość dzieląca nową stolicę od starej, jak i fakt, że jeszcze w samej Warszawie, a potem podczas przewożenia zwłok zmarłego monarchy do Krakowa, odbywało się wiele obrzędów żałobnych, które „odciążyły” właściwą uroczystość pochówku z „elementów niekoniecznych”, przejmując niektóre funkcje dawnej, rozbudowanej ceremonii, ze składaniem ofiar w kościołach włącznie.
Ostatecznie jednak przeniesienie stolicy nie byłoby wystarczającym warunkiem „zubożenia” ceremoniału, gdyby nie zaistniały jakieś dodatkowe okoliczności. Dwóch poprzedników Zygmunta III – Zygmunta II Augusta i Stefana Batorego, pochowano przecież zgodnie z ceremonią trzydniową, mimo iż umarli daleko poza granicami Krakowa.29
Otóż, redukcja uroczystości do jednego dnia prawdopodobnie nie nastąpiłoby
bez ustaleń, jakie poczyniono podczas elekcji viritim po śmierci Zygmunta Augusta.30 Zadecydowano wówczas, iż pochówek poprzednika będzie poprzedzał koronację następcy.
Z uwagi na wewnętrzne niepokoje, związane z rywalizacją o tron, wcielenie tych postanowień nie było możliwe jeszcze po śmierci Stefana Batorego, ale stało się możliwe, gdy umarł Zygmunt III. Co więcej, oczywistym następstwem połączenia obydwu obrzędów było podporządkowanie ceremonii pogrzebowej ceremoniałowi koronacyjnemu. Dokonało się
to poprzez wprowadzenie ordo funebris w obręb ordo coronandi na prawach wprawdzie nader ważnego, ale przecież nie jedynego i nie najważniejszego ogniwa. W efekcie tych „zabiegów adaptacyjnych”, mających uchronić i tak już rozbudowaną uroczystość koronacji przed jej dalszym rozbudowywaniem, nadano obrzędowi pogrzebowemu formę znacznie krótszą od poprzedniej, bo zaledwie jednodniową. Ustalono także, iż pochówek zmarłego monarchy będzie się odbywał w drugim dniu czterodniowych uroczystości koronacyjnych nowego króla, na które, obok pogrzebu, składały się jeszcze trzy inne „elementy”: w dniu pierwszym – uroczysty wjazd króla elekta do Krakowa; w dniu trzecim – ekspiacyjna pielgrzymka nowego władcy na Skałkę, do relikwii św. Stanisława; wreszcie w dniu czwartym, wieńczącym ceremonię – właściwa uroczystość koronacyjna w katedrze wawelskiej.31
2. Drugi dzień koronacji Władysława IV – pogrzeb Zygmunta III Wazy i jego żony, Konstancji Austriaczki
Ceremonię koronacyjną Władysława IV rozpoczął jego uroczysty wjazd do Krakowa 3 lutego 1633 r. Tego samego dnia z Warszawy przywieziono trumny z ciałami pary królewskiej: Zygmunta III Wazy ( zm. w 1632 ) i Konstancji Austriaczki ( zm. w 1631 ). Trumny te, złożone najpierw w pałacu królewskim w Łobzowie, nocą przewieziono do dworu Montelupich na Kleparzu. Nazajutrz już od wczesnych godzin rannych przybywali tam żałobnicy. Trwały ostateczne przygotowania do ceremonii pogrzebowej. Wkrótce uformowano kondukt i przy wtórze dzwonów ruszono w stronę wawelskiej świątyni.
Na początku konduktu kroczyły rzesze ubogich, za nimi postępowały bractwa, cechy, zakony, dalej duchowni świeccy, przedstawiciele społeczności uniwersyteckiej ( w tym rektor, przed którym niesiono berła ), muzykanci grający żałobne melodie, kapituła krakowska, chorążowie, sześciu władyków Kościoła unickiego z metropolitą kijowskim na czele, potem biskupi katoliccy, zarówno sufragani, jak i ordynariusze, następnie szedł prymas Jan Wężyk, a niedaleko za nim jechał rycerz w kirysie, wyobrażający osobę zmarłego króla. Rycerz ten, ubrany na modłę husarską, dzierżył proporzec ze znakiem i herbem królewskim. Później niesiono insygnia obydwu królestw: polskiego i szwedzkiego, jak również pieczęć, buławę, klucze i wywrócone krzesło. Trumny ze zwłokami monarchów wieziono z osobna, nie na jednym, lecz na dwóch wozach. Każdy z tych wozów ciągnęło po osiem koni nakrytych czarnym aksamitem. Tuż za wozami kroczyli trzej królewicze: Jan Kazimierz, Karol Ferdynand i Aleksander Karol. Nieobecny z przyczyn zdrowotnych był jedynie Jan Albert, natomiast przyszły król, Władysław IV, wraz z siostrą, Anną Konstancją, dołączyli
do konduktu dopiero na ulicy Kanoniczej. Nieco dalej, ale w stosunkowo niewielkiej odległości od potomków zmarłego monarchy, postępowali senatorowie, a po nich urzędnicy, mieszczanie i tłumy ludzi.
Do katedry pozwolono wejść jedynie tym, których przewidywał protokół. Króla elekta ulokowano po prawej stronie, pod baldachimem. Obok stali bracia i siostra, a nieopodal nich panowie i posłowie: papieski, bawarski, brandenburski, pomorski i kurlandzki. Biskupi katoliccy zajęli miejsce przy ołtarzu, zaś przed ołtarzem umiejscowiono władyków unickich.
Stosownie do chwili, katedrę przystrojono czarnym suknem. Wzdłuż ścian wybudowano ganki dla czterech chórów, śpiewających w trakcie mszy pieśni żałobne. Przed ufundowaną przez Zygmunta III konfesją św. Stanisława postawiono okazałe castrum doloris. Trumny przez całą uroczystość były przykryte aksamitną tkaniną czerwonej barwy, z białym krzyżem pośrodku. Znajdowały się na nich insygnia władzy królewskiej.
Mszę odprawiał prymas Jan Wężyk. Homilię wygłosił biskup płocki Stanisław Łubieński. Po kazaniu i po egzekwiach senatorowie wzięli insygnia z trumien i przenieśli do wielkiego ołtarza. Wtedy archimimus skruszył kopię, giermek uderzył chorągwią królewską o posadzkę, pieczętarze złamali pieczęcie, marszałkowie laski, podskarbiowie uderzyli kluczami o podłoże, a na końcu miecznik roztrzaskał miecz. Potem zabrano trumny Zygmunta III i Konstancji na miejsce wiecznego spoczynku i kolejno spuszczono
na dzierżonych przez senatorów, urzędników i królewiczów linach do niszy grobowej. Następnie wszyscy wrócili do katedry i – jak nakazywał obyczaj – odśpiewali zamykajacą uroczystość pieśń Salve Regina.32
3. Pogrzeb Zygmunta III i królowej Konstancji a wcześniejsze i późniejsze pogrzeby
władców polskich
Ceremoniał, w ramach którego pochowani zostali Zygmunt III i jego druga żona, Konstancja Austriaczka, miał w jednym dniu zrealizować program dawnej ceremonii trzydniowej. Jego istotą nie była – jak chcą niektórzy 33– rezygnacja z czegokolwiek,
a jedynie ograniczenie czasu trwania uroczystości. O zamyśle takim świadczy choćby to, że obrzęd rozpoczynał się nie na Wawelu, lecz w oddalonym od niego dworze Montelupich. To oddalenie pozwoliło na organizację procesji będącej częściowym odpowiednikiem pochodu z drugiego dnia obrzędów trzydniowych. Brakowało w niej tylko jednego – składania ofiar w świątyniach, ale reszta, włącznie z obchodzeniem kościołów, pozostała niezmienna.
Niezmienione w stosunku do ceremonii trzydniowej były również pozostałe elementy uroczystości: msza w katedrze, rytuał przejmowania władzy i pochówek. Jedyną istotną różnicę stanowiło następstwo składających się na jedną i drugą ceremonię faz. Obrzęd trzydniowy rozpoczynał się bowiem od pochówku, a kończył następującą po procesji
do kościołów mszą w katedrze wawelskiej, natomiast obrzęd jednodniowy rozpoczynał się od procesji, a kończył następującym po mszy w katedrze pochówkiem. Wszystko to uwidacznia zasadniczą zbieżność, a może nawet tożsamość treści programowych obydwu obrzedów, na pozór jakże odmiennych, ale faktycznie – pokrewnych.
Inny domagający się komentarza rys uroczystości z 4 lutego 1633 r. dotyczy faktu, że grzebano wtedy nie jedną, lecz aż dwie osoby. Wcześniej nie było to praktykowane, ale później, m. in. wskutek oddalenia Warszawy od Krakowa, stało się to normą. Wystarczy przypomnieć wspólne pochówki Jana Kazimierza i Michała Korybuta Wiśniowieckiego
z 31 stycznia 1676 r. oraz Jana III Sobieskiego, Marii Kazimiery, księcia Jana (syna Jakuba Sobieskiego) i Augusta II Sasa z 15 stycznia 1734 r.
Tendencje takie, czyli tendencje do łączenia ze sobą dwu lub więcej ceremonii pogrzebowych, z czasem zaznaczyły się także w środowisku magnaterii. Z pewnością niemały wpływ miał na to pochówek monarszy, który zawsze, gdy w grę wchodził majestat śmierci, „podpowiadał” elitom określone „wzorniki zachowań”.34
VI. ZAKOŃCZENIE
Ceremoniał pogrzebowy władców Polski, opracowany w XIV wieku, przetrwał aż do stulecia XIX. Mimo iż dwa razy poddawano go rozmaitym, mniej lub dalej idącym modyfikacjom, jego „rdzeń” pozostawał niezmienny, albowiem obydwa zabiegi redakcje, dostosowujące obrzęd do aktualnych uwarunkowań, starały się wchłonąć jak najwięcej elementów redakcji poprzedniej, a wszystko zgodnie z niegdyś powszechnie wyznawaną zasadą, że im coś dawniejsze – tym lepsze.
O tradycjonalizmie, ale i o niezwykłej żywotności niniejszego ceremoniału chyba najdobitniej świadczą obrzędy żałobne po śmierci cara Aleksandra I, które odbyły się w Warszawie w 1826 r. Miały one analogiczną oprawę, jak polskie pochówki monarsze
z XVI czy XVII stulecia. Przed trumną jechał rycerz w zbroi, wyobrażający osobę zmarłego władcy. Rycerz ten dzierżył miecz skierowany ostrzem ku sobie. Razem z giermkiem, trzymającym kopię i tarczę królewską, jako jedyni z orszaku wjeżdżali oni do świątyni. Tam giermek złamał kopię, uderzając nią o trumnę, a rycerz rzucił miecz na posadzkę i spadł z konia na znak [...] zniknięcia ziemskiej potęgi króla. Potem następca zmarłego monarchy podniósł miecz i część złamanej kopii z proporcem, natomiast senatorowie zabrali insygnia władzy i położyli je na ołtarzu, by uwidocznić, że [...] władza, którey zniknął ziemski powiernik, nigdy nie ginie, lecz wraca do źródła, z którego wypłynęła.
Podobne elementy ceremoniału pogrzebowego władców polskich wykorzystywano również podczas pochówku magnackiego czy szlacheckiego. Naśladownictwa ceremonii królewskiej obejmowały m. in. wjazd i upadek archimimusa, łamanie kopii, buławy i tarczy, długie, zawierające pochwałę zmarłego homilie czy niesienie zbędnych mar podczas eksportacji ciała z domu. Zaznaczyć jednak wypada, że to, co w kontekście pogrzebów monarszych było w pełni sfunkcjonalizowane i służyło ewokacji określonych znaczeń symbolicznych, np. sakralnej sankcji władzy monarszej – w przypadku pochówku magnackiego zamieniało się jedynie w pozbawioną treści inscenizację parateatralną, która poza „planem wyrażania” nie miała zbyt wiele wspólnego z królewskimi obrzędami funeralnymi.
PRZYPISY
1 Ewa Śnieżyńska-Stolot: Dworski ceremoniał pogrzebowy królów polskich w XIV wieku. W: Sztuka i ideologia w XIV wieku, pod red. P. Skubiszewskiego. Warszawa 1975, s. 89 – 100.
2 Julian Gołąb: Pogrzeb króla Zygmunta Starego. W: Dwunaste sprawozdanie dyrekcji C.K.II. Wyższej Szkoły Realnej w Krakowie za rok 1916. Kraków 1916, s. 3 – 43.
3 Michał Rożek: Groby Królewskie w Krakowie. Kraków 1977, s. 60.
4 Kronika Janka z Czarnkowa, tłum. Józef Żerbiłło. Kraków 2001, s. 38.
5 Michał Rożek, op. cit., s. 60.
6 Ewa Śniezyńska –Stolot, op. cit., s. 91 – 92 i 96 – 97.
7 Julian Gołąb, op. cit., s. 13 – 26.
8 Michał Rożek, op. cit., s. 74 – 78.
9 Alfons Labudda SVD: Liturgia pogrzebu w Polsce do wydania rytuału piotrkowskiego ( 1631 ). Warszawa 1983, s. 144.
10 Juliusz A. Chrościcki: Pompa funebris. Z dziejów kultury staropolskiej. Warszawa 1974, s. 259.
11 Jan Długosz: Roczniki czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego. Warszawa 1975, ks. 9, s. 439.
12 Janko z Czarnkowa, op. cit., s. 26.
13 Anonim tzw. Gall: Kronika polska, tłum. Roman Grodecki, oprac. Marian Plezia. Wrocław 1989, s. 9.
14 W prologu Kadłubek pisze: Bezpieczniej [...] wybrać się w drogę, gdy przodem idzie przewodnik, gdy światło posuwa się przed nami, i wdzięczniejszy jest obraz obyczajów, który obfitująca w przykłady starożytność przepowiada. Pragnąc tedy w swej szczodrobliwości dopuścić potomnych do udziału w cnotach pradziadów, na mnie pisarza, na kruche jak trzcina pióro, na barki karzełka brzemię włożył Atlasa.
/ob. Wincenty Kadłubek: Kronika polska, tłum. i oprac. Brygida Kurbis. Wrocław 1992, s. 5.
15 Jan Dąbrowski: Elżbieta Łokietkówna. Kraków 1914, s. 70.
16 Ewa Śnieżyńska-Stolot: op. cit., s. 89.
17 Janko z Czarnkowa: op. cit., s. 36 – 38.
18 Juliusz A. Chrościcki: op. cit., s. 86
19 Ewa Śnieżyńska-Stolot: op. cit., s. 94.
20 Tamże, s. 95 – 96.
21 Michał Rożek: op. cit., s. 64.
22Julian Gołąb, op. cit., s. 12 – 13.
23 Tamże, s. 13 – 26.
24 Tamże, s. 11.
25 Tamże, s. 12 – 15 i 26 – 30.
26 Tamże, s. 15 – 20 i 31 – 33.
27 Tamże, s. 20 – 24 i 34 – 36.
28 Tamże, s. 26 – 24 i 36 – 41.
29 Michał Rożek, op. cit., s. 71 – 73.
30 Tamże, s. 73.
31 Mariusz Markiewicz: Historia Polski: 1492 – 1792. Kraków 2004, s. 41 – 42.
32 Michał Rożek: op. cit., s. 74 – 78.
33 Tamże, s. 78.
34 Juliusz A. Chrościcki: op. cit., s. 249 – 259.