Myśli plączą się uciekają przez okno.
Płyną z wiatrem pod prąd i na deszczu mokną.
Gałezie wierzb nucą melodię żałosną,
a w nutkach błogi szept,co nam przyniosłaś wiosno?
Jaskółki mają już dosyć zwiastowania pogody,
przez nią jest tyle łez i same potworne szkody.
Słońce ukaż swój blask,rozprosz mroki na niebie.
Każda najmniejsza grudka,dziś w twojej jest potrzebie.
Wśród skał nadzieja śpi,kto ją obudzić zdoła?
Echo czemu ty drwisz i nie chcesz jej zawołać?
Daremne moje żale,daremne głuche słowa,
lecz Boże powiedz mi jak kręte dróżki prostować.
Ileż udręki jeszcze uniesie ta ziemia czarna,
zanim zapachnie chleb lub spadnie z nieba manna.
Ty do nas ciągle przemawiasz,byśmy pojęli znaczenie,
ile warty nam człowiek i wszelkie tutaj istnienie.
Karmisz nas nieustannie słowem czystej miłości,
lecz pojąc je tylko zdołali ludzie ubodzy i prości.
Tyle jest ludzkiej niezgody,złości wookoło szemrzącej,
walczących tylko o swoje zazdrością pałającej.
Gdy niebo wszystko zabierze,zostaną na glebie ślady.
Dopiero człowiek zrozumie jak straszne są jego wady.
Niewinność uleci w przestworza w pięknej skrzydlatej bieli,
zostaną tylko ci którzy miłości tej nie pojęli.