SCENARIUSZ UROCZYSTOŚCI Z OKAZJI ROCZNICY WPROWADZENIA
W POLSCE STANU WOJENNEGO
Scenografia – ulica, sklep z witryną zaklejoną kartkami z informacjami o braku różnych towarów. Po jednej stronie ustawia się kolejka, po drugiej zatrzymują się milicjanci.
Projekcja prezentacji multimedialnej – wypowiedzi uczniów nt., co wiedzą o stanie wojennym oraz wypowiedzi nauczycieli dotyczące ich wspomnień z okresu stanu wojennego.
Projekcja fragmentu wystąpienia Wojciecha Jaruzelskiego. Powoli głos Jaruzelskiego jest wyciszany, a coraz głośniej słychać piosenkę Jacka Kaczmarskiego „Mury”.
Po jednej stronie sceny ustawia się kolejka. Po drugiej stronie na scenę wchodzą milicjanci, Śmieją się, żywo rozmawiają.
Milicjant 1
Pamiętasz tego łysego? Ładnie go załatwiłem, nie? Pałą po grzbiecie i kopa! Padł jak ścięty!
Milicjant 2
No. A pamiętasz te dewotki? Jakie zajadłe! Nie można było ich odciągnąć. Dopiero Kowalik jedną za kołnierz i drugą. Ma krzepę, nie?
Milicjant 1
Chwyta kompana za rękę.
Ty, w ile minut to całe tałatajstwo zostało załatwione?
Milicjant 2
Szybko.
Milicjant 1
W piętnaście minut najwyżej.
Milicjanci zauważają kolejkę przed sklepem.
Milicjant 2
Patrz na nich. Musieli wywęszyć, że coś rzucą na sklep. Nawet godzina milicyjna ich nie zatrzymała.
Milicjant 1
Nie martw się! Niedługo wszystko będzie grało jak w zegarku. Roboty jest dużo. I ciężka. Naużera się człowiek, nalata, napoci. Nieraz dzień i noc w pogotowiu. Ale to jest służba. Służba, rozumiesz? Zresztą, gdzie będzie ci lepiej? No powiedz, gdzie?
Milicjanci porozumiewawczo spoglądają na siebie i głośno się śmieją.
Milicjant 2
No i co? [Spogląda znacząco na zegarek.] Pół godziny i pięć minut brakuje jeszcze do końca godziny milicyjnej.
Osoba 1
Daruj, panie dowódco!
Milicjant 2
Spiszemy winnych wykroczenia i skierujemy do kolegium. Zaczynamy od czoła. Ci na początku najwcześniej przekroczyli przepisy.
Odchodzi na bok, pierwszy milicjant wygarnia po kolei ludzi z kolejki. Każdą osobę bierze na stronę. Ludzie dyskretnie wyciągają pieniądze i wkładają w notes milicjanta. Następnie osoby wracają na swoje miejsca.
Osoba 2 do przechodzącej osoby, szeptem
Dwieście bierze.
Następne osoby czekające na swoją kolej już przygotowują pieniądze. Gdy wszyscy już dali łapówkę, milicjanci odchodzą.
Osoba 1
Oby to nie na darmo. Nie wiadomo, czy na pewno coś dzisiaj rzucą. Różnie to bywa.
Osoba 2
Jak nie rzucą? Mam pewne informacje.
Osoba 3
Rzucą, ale za ile? Co można było kupić za sto złotych dziesięć lat temu? Co można kupić teraz? Jestem na rencie ze starego portfela. Czyli nędzarz. Dodali nam wyrównanie inflacyjne. Ale czy to mnie urządza? Tylko krew mnie zalewa. Co miesiąc, jak listonosz rentę przyniesie, to okulary nakładam i budżet sporządzam. Nieźle muszę sobie głowę nałamać, żeby koniec z końcem związać. Sportów tylko dziesięć dziennie wypalam. Kartkową wódkę sprzedaję jednemu takiemu pijakowi, prywatnie pracuje, dobrze zarabia, to niech płaci.
Osoba 2
Człowiek żyje w takiej przeklętej przez Boga części Europy. Dożywotnio skazany.
Osoba 1
A mogło być inaczej. Pamiętacie rok 80?
Uczeń śpiewa Piosenkę dla córki Macieja Pietrzyka.
Osoba 4
Poczuć się wreszcie jak u siebie... A ogląda pani dziennik? Wczoraj włączam telewizor, tak machinalnie wcisnąłem guzik i dopiero się zaczęło! Ta brednia, kłamstwo. Gęby spikerów uroczyste, namaszczone. Rzucają obelgi i groźby. Wstrętne, robaczywe gęby. Reportaż z życia puszczają. Jacyś kolaboranci mówią w imieniu załogi fabryki pras. Chwalą wszystko, produkcja wzrasta, ludzie odetchnęli, nareszcie spokój i porządek.
Osoba 1
Znam tę fabrykę pras. Współpracujemy z nimi od dawna. 13 grudnia mocno ich spacyfikowali, potem jeszcze przez dwa tygodnie nocami z domów wywlekali ludzi. Oni ciągle protestują. Na pięć, dziesięć minut przerywają pracę, nagle w halach głucha cisza, maszyny stoją. Od razu ta sfora wojenna rozbiega się po halach, węszą, prowodyrów chcą wyłowić. A oni nic, milczą. Każdy ma wytłumaczenie, coś mu się zacięło, to musiał naoliwić, przykręcić, poluzować...
Osoba 11
Czyli mamy dwie rzeczywistości – rzeczywistość telewizyjna i życie. Jak to można znieść? Prosto z życia zasiadam przed telewizorem i inny świat przed oczyma się rozpościera. Jakiś tłusty łysoń, oszust upozorowany na mędrca, uzasadnia wyższą konieczność stanu wojennego. Jak można tak japą kłapać? Żeby mu język kołkiem stanął!
Osoba 3
My w domu to się zabawiamy w hazardowe oczekiwanie: jaki świński ryj zobaczymy dziś w srebrnym okienku? Jaki plugawiec wygłosi panegiryk na cześć stanu wojennego i czekającej nas szczęśliwej przyszłości? Cała parada.
Osoba 1
Parada oszustów.
Uczniowie śpiewają Dorosłe dzieci zespołu Turbo.
Osoba 3
Panie, co się pchasz! Kolejka obowiązuje!
Osoba 5
Dobra, dobra, tylko sprawdzam, czy coś dali.
Osoba 2
Dali, nie dali. Czy to nie wszystko jedno? Wczoraj za rogiem mydło rzucili. Pani, jak to śmierdzi! U nas w robocie takie samo przydzielali po dziesięć deka na osobę. Nawet sprzątaczka nie chce tego brać do ubikacji! Śmierdzi jak zaraza!
Osoba 6
U nas w zakładzie są dwa bufety. Prowadzą dwie obrotne kobiety. Jedna to dama. Druga – wulgarna i nieprzyjemna. Siłą rzeczy też mają trudności. Mimo to choć raz w tygodniu coś atrakcyjnego pojawia się u nich. Od rana sprawdzam. Wszyscy sprawdzają. Z naszego korytarza na parterze jest najbliżej. Schodzimy do piwnicy i sprawdzamy. W nieoczekiwanych godzinach przywożą towar. Z tą damą można się porozumieć. Grzecznie informuje, kiedy jest nadzieja na kupno czegoś. Z reguły koło południa bywa dostawa. Ta druga bardzo opryskliwa. Nigdy nic nie odłoży. W ogóle one zważniały. Czują swoje znaczenie. A ludzie pokorni. Każdemu zależy, żeby zdobyć coś dla domu. Wczoraj już dwa razy schodziłam na dół. I nic.
Osoba 7
Inny był czas do tej nocy pamiętnej, grudniowej. A inny się po niej zaczął.
Osoba 5
Panie dzieju, jeżdżę taksówką, to się nasłucham, jakie to czasy. Różni ze mną jeżdżą. Nikomu nie zamurowało ust. Przeważnie jednak ludzie milczą. Nie mają humoru. Siedzą tak, łby zwieszone. Wiadomo, przeżycia, kłopoty. Może ktoś z bliskich aresztowany, internowany. Paru takich wiozłem, co opaski czarne nosili na rękawach. Na znak żałoby z powodu tego stanu wojennego. Młodzi jeszcze najlepiej się trzymają. Taki jeden mówi na koniec kursu: zna pan to? Wrona orła nie pokona! – I w śmiech.
Osoba 7
Dobrze, że młodzi nie pękają. Nadzieja jakaś, przyszłość. Bo złe myśli jednak we łbie buszują. Przyczepiły się, cholera jasna, jak rzep psiego ogona. Mróz ściska. Starzy ludzie umierają. Dużo pogrzebów. Telefonów nie ma, nim zawiadomią pogotowie... Ech... Te czołgi, budy, inne militarne wozy przetaczają się ulicami. Watahy milicjantów łażą, węszą. Można tym się zatruć!
Osoba 2
Najgorsze to te rewizje. Wczoraj bardzo rewidowali. Szczególnie młodych. A już jak któryś niósł torbę czy plecak, to od razu był zatrzymany. Najgorszy był posterunek za kościołem Świętego Ducha. Mieszany. Wojsko polowało po lewej stronie jezdni, a milicjanci po prawej. Nikogo nie przepuścili. Mieli jakieś diabelskie wyczucie. Szedł chłop z workiem. Popatrzyli i puścili swobodnie. Nawet się za nim nie obejrzeli. Za chwilę pokazał się młody z dzieckiem. Córeczkę prowadził na spacer. Przez ramię miał przewieszony chlebak. Już ich mijał, jak go zatrzymał taki cyganowaty z wyglądu. Myśliwy. Zaczął grzebać w tym chlebaku i wygrzebał. Papiery jakieś wyciągnął. Zwitek bibułkowatych maszynopisów sprytnie wsunięty do folii z włoszczyzną. Oczy mu się zaświeciły i zaprowadził młodego tatusia do budy.
Osoba 12
Ja to widziałem, jak żołnierz zatrzymał dziewczynę. Szła sama. W bardzo grubych okularach. Słabo musiała widzieć. Szła prosto na niego i młody żołnierz zagrodził jej drogę. Nie był biegły w rewidowaniu. Zmarzniętymi palcami grzebał w jej torbie z napisem Coca-Cola. Wyciągnął z samego dna torby broszurę w zielonych okładkach. Wyraźnie lewa rzecz. Zaskoczyło go to chyba, bo się spłoszył. Rozejrzał się jak złodziej i z powrotem wpuścił tę zieloną broszurę do torby. Kazał jej odejść. Dziewczyna stała dalej. Wyraźnie oszołomiona. Czerwona jak burak. I naraz ruszyła bardzo szybkim krokiem. Bardzo niedoświadczona. Ale nikt niczego nie zauważył.
Uczniowie śpiewają Tango na głos, orkiestrę i jeszcze jeden głos Maryli Rodowicz.
Osoba 1
Jak jeszcze tak dalej będzie, to przyjdzie nam zwariować.
Osoba 3
Co pani?! Ja to sobie myślę, że tę wojnę przetrzymamy. Naród niejedno przetrzymał. Ja osobiście jestem zahartowany. 2072 dni w podobny sposób przeżyłem i nie dałem się jakoś.
Osoba 1
2072?
Osoba 3
Tyle okupacja u nas trwała! Cha, cha, cha!
Osoba 1
Tak mówicie?! Taki z was matematyk? A ja myślę, że tego nie da się przeskoczyć. Nie da rady. Wschodnia polityka tu panuje. Mam doświadczenie w tym względzie.
Osoba 3
Co, zmaglowali panią, przetrącili grzbiet, dlatego pani tak kracze! A ja mówię, że nie trzeba dać się zastraszyć. Teraz, kiedy wszyscy chowają dupę w troki, trzeba im rzucić wyzwanie!
Odpina kurtkę i pokazuje opornik wpięty w sweter.
Osoba 1
Co się pan tu wystawiasz? Zapnij się pan. Zobaczą tę wystawę na piersi i przyczepią się jak nic!
Osoba 3
Cha, cha, cha! Ale pani strachliwa! O, tu, tu [pokazuje głowę] musi pani zrozumieć, że Bóg nie rzucił nas bezbronnych na pożarcie. Dał nam zbroję.
Uczniowie śpiewają Zbroję Jacka Kaczmarskiego.
Osoba 11
Popatrz pan... Ta polityka nas tak ogarnęła. Słucha człowiek Wolnej Europy i na coś czeka. Teraz to nawet moja córa, siedem lat sobie liczy, już taka oblatana. Mąż poszedł na obchód sklepów. Kazałam sera zdobyć, dżem. Mała lubi dżemy. Nie dostał dżemu, a ser kwaśny, niedobry. I mała tak mówi: „Dżem zjedli komuniści, ser popsuli komuniści”. Popatrz pan, taka mała i co ona wygaduje. Zobaczy w telewizji nasz sejm i się śmieje. Milicji tak samo jak ojciec nie znosi. Od maleńkości takie polityczne życie.
Osoba 7
Pani! To jeszcze nic. Ja swemu synowi zajrzałam do brulionu. Pisał w nim dotychczas na brudno domowe prace z arytmetyki i polskiego. Zajrzałam i co widzę? Cały brulion zapełniony był rysunkami. I to jakimi! Ogromny z kilkoma fałdami podbródka Breżniew. Te brwi krzaczaste zupełnie udatnie mu zaznaczył. Przed Breżniewem klęczy nasz generał. Za nimi inni ludzie leżą pokotem dotykając głowami butów generała. Z tyłu stoi olbrzym z wąsami. Wąsy do samej ziemi. Podnosi za kark leżących. Generał, polski lud – miniaturowi, karzełki po prostu. Breżniew zaś olbrzymiego wzrostu i także ten z wąsami. Wciągnęła mnie ta twórczość. Mnóstwo tych rysunków. Skąd to się u niego bierze? Zaniepokoiłam się poważnie. Przecież w domu tak bardzo nie politykujemy. Wieczorem, owszem, „Głos Ameryki” czy „Wolna Europa”. Ale w normie. Słyszy. Rezolutny, przysłuchuje się rozmowom dorosłych.
Osoba 5
Ci malcy sami się tak faszerują! Mój to mi z pięć ciekawych kawałków opowiedział. O wronie i tak dalej. Kotwice rysują. Doskonale wiedzą, że to symbol Polski Walczącej. Bawią się w patrole i ściganych. Nikt nie chce być patrolem. Taka dojrzałość przedwczesna.
Osoba 6
Mój syn to zawsze pilnuje, żeby trzynastego postawić świeczkę w oknie. Trzeba im pokazać, że się nie damy...
Uczennica śpiewa Żeby Polska była Polską Jana Pietrzaka.
Osoba 8
U nas, proszę ciebie, to oni wpadli i nikogo nie było... Taki numer, pierwsza zmiana barykadę ustawiła i cynk poszedł: ZOMO, wojsko, czołgi! Wszystko wali na nasz zakład. Sposobem ich wykołowaliśmy, transparenty i hasła, z komisji zakładowej przez głośnik bojowa mowa z magnetofonu leciała, brama wzmocniona dźwigami, a cała zmiana tyłem dyla dała. Oni: „Poddać się, poddać się!” krzyczeli, „jesteście otoczeni”, ślepymi nabojami walili, huk, ciemno jak w piekle, świece dymne puścili i czołgi barykadę staranowały. ZOMO ławą za czołgami, tarcze, pały, maski, runęli na plac, po halach się rozbiegli, a tu nie ma nikogo! Zgłupieli, tylko na portierni strażnik, głuchy Piotrowski siedzi, jak ich zobaczył, to „diabły!” zawołał, pałą go przeciągnęli po krzyżach i padł, rozgrzali się już do młócki i w żaden sposób nie mogli się wyżyć, wpadli do gabinetu dyrektora, gabinet cały zdemolowali. Telefony w drzazgi, futryny wyrwali, cha, cha, cha!
Osoba 9
U nas było inaczej! Siedzieliśmy w środku, bramę mieliśmy zaspawaną i oni ruszyli do szturmu, my do nich z kilofami, łopatami, łańcuchami, co kto miał pod ręką, to brał i walił, jeden z naszych parę z kotła wypuścił i krzyczy: „Uwaga, wybuch!”, jak oni zaczęli sp... Tylko łby w ramiona pochowali, pobiegli na drugi koniec placu i tam dopiero trochę ochłonęli, patrzą: to tylko para z kotła wyleciała i nic! Abarotno do szarży przystąpili, najdłużej broniła się suwnicownia, tam same twarde chłopaki, pertraktacje zaczęli z nimi prowadzić, obiecywali, przysięgali, nikomu krzywdy nie zrobią, kłamali, psie syny, poddaliśmy się i oni dopiero nam dali, chłopaków z suwnicowni do świetlicy wpędzili i tam było katowanie, tłukli tymi pałami, leżących kopali, bili i bili...
Osoba 1
Ci zomowcy to ślepa ręka tylko.
Osoba 8
Trafnie pani to nazwała.
Osoba 9
Oni jak szli do szturmu, to wyglądali jak diabły. Rękawice takie mieli... [Unosi dłoń i rozczapierza palce] ze stalowymi pazurami. Chwyciła taka łapa i człowiek nie dał rady się wyrwać.
Osoba 13
Nie lubię mieć z nimi do czynienia. A kiedyś wcale nie zwracałam na to uwagi. Oni sobie, ja sobie. Tak było. Mój znajomy ze szkoły po wojsku zapisał się do milicji. Pasowało mu to, lubił mundurowe życie. Jego sprawa. Mój stary wódkę z nim pił. Jakoś nie przeszkadzał nam zupełnie. A teraz już koniec. Już jesteśmy całkiem obcy ludzie. Ja głowę odwracam i on głowę odwraca. Najlepiej udawać, że się nie widzimy. Mój mąż raz po pijaku zapytał go: „I nic ci łapy nie przytrzymuje? Sumienie, wątpliwości, nic?” Tak popatrzył na niego i nie odpowiedział. Zrozumiałam, że go też skatowałby bez wahania.
Na scenę wchodzi kobieta i układa na ulicy kwiaty. Ludzie przypatrują się jej ze zdziwieniem, inni ze zrozumieniem.
Osoba 2
Co się tu stało?
Osoba 12
Kilka dni temu zomowcy dopadli tu jakiegoś młodzika. Było tu naprawdę gorąco. Chłopaki barykadę zbudowali. Z barykady walili czym popadnie w gliniarzy. Dwie godziny się bronili. Potem ich dopadli. Tego jednego tak skatowali, że... Ech, wiadomo...
Uczeń śpiewa Nielegalne kwiaty Jana Pietrzaka.
Na scenę wchodzi młody mężczyzna, rozgląda się wokół. Nikt nie zwraca na niego uwagi. Nagle wyjmuje plakat o rozkleja go na słupie.
Osoba 4
Patrzcie tam!
Ludzie czekający w kolejce podchodzą do słupa, czytają. Ożywienie, niektórzy klaszczą. Młodzieniec wchodzi na podwyższenie i zwraca się do tłumu.
Osoba 10
Słuchajcie, ludzie! Znajdujemy się w określonej rzeczywistości i od naszego ustosunkowania się zależy przyszłość Polski. Jedno wiemy na pewno, wiemy, jakie są granice, których nie wolno nikomu przekroczyć pod groźbą sprowadzenia ostatecznej zgłady narodowej. To, co się stało w ostatnich dniach stanowi ostrzeżenie, lecz i dowód, że żadne rozwiązania pozorne nie uzdrowią sytuacji. Nie możemy pozwolić dłużej na stan anarchicznej próby sił. Wierzymy, że...
W tym czasie do zgromadzonego tłumu podchodzą milicjanci, zrzucają demonstranta na ulicę i szarpiąc, zabierają ze sobą.
Osoba 4
Faszyści!
Osoba 3
Komuniacka ich mać, pachołki!
Osoba 5
Wy reżimowe gnidy!
Pierwszy milicjant odwraca się, lustruje wzrokiem krzyczących, wreszcie podchodzi do plakatu, zrywa go i depcze. Następnie podchodzi do osoby 5 i wykręca mu rękę, tak, że ten upada na ziemię. W tym czasie drugi milicjant po odprowadzeniu demonstranta do budy, wraca.
Milicjant 2
Szarpie się, stawia opór. Znaczy nie ma spokojnego sumienia.
Chwyta mężczyznę za kołnierz i stawia go na nogi. Ściska mu ramię. Mężczyzna z bólu jęczy, bełkocze.
Milicjant 1
Bluzga, obraża funkcjonariusza na służbie!
Mężczyzna zwraca się błagalnie do tłumu.
Osoba 5
Ludzie, pomóżcie!
Milicjant zabiera mężczyznę, drugi zwraca się do ludzi.
Milicjant 1
Widzieliście! Opierał się i awanturował, czy nie tak było?
Osoba 1
Widziałam. Tak było.
Milicjant 1
Rozejść się!
Ludzie wracają do kolejki. Przez chwilę nic nikt nie mówi.
Osoba 1
To jest absolutna pustynia. Pustynia pełna wilków. Nie warto się szarpać.
Osoba 3
Nie warto? To kim pani chce być? Bo ja chciałbym być sobą. Chciałbym, żebym wreszcie w tym kraju mógł być sobą. I żeby nikt mnie za to nie zwijał z ulicy.
Uczniowie śpiewają Chcemy być sobą Perfectu. Gdy na ulicy pojawiają się milicjanci, cicho śpiewają „Chcemy bić ZOMO”.
Osoba 13
Psy wojny, znowu węszą.
Osoba 11
A pamiętacie 17 grudnia na Placu zwycięstwa? Wygarnęli sporo młodzieży. Jak zaczęli ich tłuc!... A te pały takie mieli! Wielkie, grube maczugi. Chłopcy łamali się jak łodygi. Niejeden padał. Taki łomot było słychać i stękanie.
Osoba 8
Ta, widziałem... Jestem człowiekiem przedwojennym. Okupację przeżyłem jako młodzieniec. Toteż dla mnie był to szczególnie przykry widok. Te budy... Te watahy milicyjne z pałami... Ta oprawiana przez nich młodzież... Okupacyjne wspomnienia... I tak mnie zamurowało. Stałem i patrzyłem. Jeden z milicjantów zbliżył się do mnie. Oczy miał dziwne. Błyszczące, nienaturalnie rozszerzone. Musieli ich nafaszerować środkami podniecającymi. Są takie. Wyglądał, jakby był w transie.
Osoba 7
Pamiętam taki rysunek w brulionie syna. Jakieś fabryczne zabudowania z kominem. Atak zomowców. Niosą sztandar z napisem ZSSR. Przed fabryką robotnicy, w rękach trzymają butelki opatrzone napisami. Z trudnością odczytałam. Benzyna! Technika czarno-biała. Nie używa kolorowych kredek. Też wymowne.
Osoba 14
Pamiętam, jak ludzie szli na nabożeństwo w katedrze. Szli i szli. Dwoma stronami jezdni. A zomowcy przyglądali się ludziom. Niby tak jak to ludzie stojący bezczynnie przyglądają się innym ludziom. I taki wielki zomowiec rzucił się w stronę chłopaka w studenckiej czapce. Za kołnierz go złapał. Prawie go podniósł do góry. Pociągnął do wozu. Wylegitymował, o coś pytał. Student głową pokręcił. Taki szczupły chłopczyna. I taki blady. Przez jezdnię powlókł go do nyski.
Osoba 2
Oni przeważnie młodych wyłapują. Dziewczyn raczej nie ruszają. Chociaż widziałam, jak jedną złapał taki cherlak. Poprowadził ją do budy. Ona szarpała się z nim, ale ten cherlak, to fachowiec. Tak jakoś za łokieć ją chwycił, przycisnął i szła przy nim posłusznie jak kukiełka. Choć byłą wyższa od niego i tęga.
Osoba 3
Oni polują na tych, którzy jakieś znaczki mają przyczepione. Na pewno znaczki Solidarności, a też krzyżyki z koronowanym orłem. Pojawiły się takie ostatnio. Wielu ludzi nosi te krzyże.
Osoba 1
A ja widziałam, jak jakiś zomowiec wypatrzył w tłumie na rynku młodego człowieka z brodą. Brodaty szedł w gromadce chłopców i dziewcząt. Zomowiec rzucił się na niego jak żbik. Brodatego zasłoniła dziewczyna. Uciekł. Zomowiec pchnął dziewczynę. Ona upadła. Ludzie podnieśli raban. Niektórzy z pięściami do niego. Zomowiec przysiadł na ugiętych nogach, jedną wysunął do przodu i wsparł o kolano broń maszynową wycelowaną w napierających ludzi. Jak myślicie – chyba nie dali mu ostrej amunicji? Cholera zresztą wie. Ale podziałało to na ludzi. Rozpierzchli się.
Osoba 2
Wie pani co? Cała Polska od Bałtyku do Tatr, od Bugu po Odrę z Nysą Łużycką to jeden wielki obóz i w tym obozie jest kilkaset karcerów.
Z głośników słychać Obławę Jacka Kaczmarskiego. Uczniowie tańczą.
Osoba 14
Sponiewierane miasto. Depczemy po krwi. [Podnosi z ziemi kwiaty.] Zacierają ślady rzezi, ale smród pozostaje.
Znowu pojawiają się milicjanci. Kobieta podchodzi do jednego z nich.
Żal, żal wszystkich... Krew na ulicy... Patrz, żołnierzyku.
Milicjant 1
Co wy, kobieto?
Cofa się i podchodzi do milicjanta 2.
Milicjant 2
No, co tam?
Milicjant 1
Nic. Głupia jakaś!
Osoba 3
Jeszcze doczekamy się czasów, że to na nich będą polować.
Osoba 1
Doczekamy się? Jesteśmy Judaszami! Sprzedajemy się nawzajem! Jesteśmy zbrodniarzami życia! Już płód w łonie matki jest zatruty! Rodzi się mały niewolnik. Ssie mleko matki zatrute trucizną i nędzą. Wyrasta duży niewolnik. Piwem się żywi i kartoflaną gorzałką. Człowiek z pustą głową. Żadna tam myśl się nie wylęgnie. Tylko mąt. Mąt jak czad. Oto model człowieka!
Osoba 6
Może ma pani rację. Kiedyś jeszcze się broniliśmy. Broniliśmy się z całych sił. Tymczasem jednak powypadały nam zęby, posiwiały nam włosy, szwankują serca i zamącił się wzrok. Nic nie uzyskaliśmy. W tej udręce zleciało nam całe życie. A oni dalej są. Kto ich sądzić będzie?
Osoba 4
Czas zatrzymał się w miejscu. Grudzień 81, grudzień 70 – czy to nie to samo? Wiele jeszcze ofiar Janków Wiśniewskich nam potrzeba, żeby ta horda cuchnąca krwią, gorzałką i zwierzęcym potem opamiętała się?
Osoba 14
Pamiętacie tę piosenkę o Janku Wiśniewskim? Miał zaledwie 18 lat, jak przeszyły go kule zomowców. Zginął na miejscu. Robotnicy ponieśli ten krwawy strzęp na drzwiach, środkiem ulicy. Pochowano go w nocy, po cichu, jak innych....
Uczniowie śpiewają Balladę o Janku Wiśniewskim.
Osoba 1
Niewiele czasu już nam pozostało. A ten, co był, upłynął na jałowych oczekiwaniach, nadziejach i klęskach.
Osoba 2
Mordowali ludzi, a potem już nieżywych rehabilitowali z szacunkiem. Obiecywali spokój i szczęście, a dali wieczny strach. Ten strach czaił się po kątach naszych mieszkań, wciskał się w nasze dusze.
Osoba 3
Chwilami kajali się i przysięgali żarliwie, że już nigdy więcej. Wtedy prostowaliśmy zmęczone grzbiety i patrzyliśmy w niebo. Braliśmy powietrze pełnią płuc. Nagle coś nas zatykało. Zwieszaliśmy ciężko głowy. Znów cisnął ten niski, więzienny pułap.
Osoba 4
Niektórzy z nas padali przedwcześnie. Truli przecież przez te lata nasze dusze i ciała. Wpajali podłość, zdradę i obłudę. Trzebili godność, odwagę i uczciwość.
Osoba 6
Węże pamięci! Zemsta na samym dnie schowana. Strach. Brzęczą judaszowe srebrniki. Pogrzebana nadzieja. Mglistym obrazem przeziera rodzima ziemia, spalone domostwa, rozsiani po świecie bracia i siostry. Krzyże, pełno mogił ozdabia mroczna pustynię przeszłości. Syczą te węże. Złudnym pozorem jest spokojna powierzchnia. Wystarczy sięgnąć i już! Otoczą kłębowiskiem, będą nasączać jadem, dusić.
Osoba 7
Upokorzone, szare twarze. Lud po staremu zaczął zginać grzbiet. Trzeszczą jego odwapnione kości. Z głośników buchają słowa oddania, gotowości i ochoty. Blaszane trąby głośników znów stały się głosem ludu. Lud milczy. Za nim stoją nadzorcy. Buta i pycha bije z ich twardych spojrzeń. Czujni pasterze swojej trzody.
Osoba 13
A jednak przyjdzie ta sekunda! Podniosą się złamane grzbiety. Nadludzka energia przeniknie zdeptaną masę. Potoczy się lawina. Tego nie potrafi przewidzieć nawet najbardziej czujny i przebiegły nadzorca. Z ołowianego nieba wydrze się słońce. Będą wieszać nadzorców! [Rozrzuca ulotki]
Uczniowie śpiewają Mury Jacka Kaczmarskiego.