Widziałam przez sen, świat złem przeplatany,
serce miał z kamienia, jak posąg z marmuru odlany.
Przepełniony był fałszem, obłudą , zazdrością,
stałam obok niego- patrzyłam nań z wielką litością.
Widziałam jego czyny, dłońmi rozrzucał grzech,
nucił zdradliwą piosenkę- przeklęty ten jego śpiew!
Płynął w mórz przestworze, kołysał się wśród fal,
lecz nie widział tego, że spada w czarną dal.
Tulił się do rozkoszy z rozpustą w tango gnał,
nie zważając na nic, nawet na zło, które siał.
Nie widział sensu życia, znudzony każdym dniem
powoli niszczył siebie- tak ja to wiem!
Zawładnęła nim żądza, pożądanie „Bogiem” mu było,
nagle budzę się ze snu- nic się nie zmieniło.
Wciąż widzę to zło, które nadal rozkwita
i ten świat, który co dzień kłamstwem mnie wita.
To nie sen, to prawda, która bardzo boli,
ten świat to ludzie niszczący się nawzajem powoli.
To oni przepełnieni są gniewem i zdradą,
czy można komuś ufać, czy ktoś służy dobrą radą?
Czy żyje jeszcze miłość wśród potęgi zła?
Jest mała lecz silna- ona nadal trwa.
Pozwól jej rozwinąć swe skrzydła jak ptak,
niech wzbije się w niebo- rozsiewa jak mak.
Nie bój się iść własną drogą, podchodź do ludzi z życzliwością,
niszcz zło dobrem, „zgniataj” go miłością.
Nie patrz na innych, że fałszem maskują swą twarz,
pokaż im, że mimo tego Ty w sobie nadal miłość masz.