Czym jest młodość, jak ją można przeżyć, aby jak najlepiej przygotować się do najważniejszego i najdłuższego okresu życia - do dorosłości. Młodość jest pięknym czasem, niewątpliwie też trudnym.
Tempo zmian biologicznych, jakie zachodzą w dorastającym młodym człowieku, można porównać do tego, co się działo z nim w niemowlęctwie. Ciało radykalnie zmienia proporcje. Organizm bombardowany jest hormonami, które wzbudzają nieznane dotąd popędy. Te z kolei opanowują umysł. Psychiką młodego człowieka miotają silne emocje, a różnorodność wartości i wzorców życiowych, które oferuje świat, powoduje prawdziwy zawrót głowy. W efekcie w jego życiu brakuje jednoznacznego punktu odniesienia, zaś doświadczeniu - ciągłości. Bo wszystkie pewniki i ciągłości, na których można było dotąd polegać, są - ze względu na naturę, a także przez wejście w kulturę dorosłą - na nowo „opisywane”, a także często burzliwie kwestionowane.
Młody człowiek największe kłopoty w wieku dorastania ma z samym sobą. Zmiany fizyczne i psychiczne zachodzą tak szybko i na tylu frontach jednocześnie, że nastolatek czuje, iż wypadł z koleiny do której przywykł. We wczesnym okresie młodości zarówno chłopcy jak i dziewczęta są ogromnie wrażliwi, wręcz przewrażliwieni na wszystko co ich dotyczy, mają bardzo chwiejne poczucie własnej wartości i stąd reagują gwałtownie na wszelki objaw rzeczywistej i urojonej krytyki, obrazy lekceważenia itd.
Te reakcje są tym silniejsze, że następuje wyraźna zmiana w emocjonalności dojrzewających. Ich przeżycia stają się bardzo żywe i intensywne, ale cechuje je pewna przesadność i skłonność do „histerii”. Kiedy się smucą, to tak intensywnie, że od razu przeżywają „tragedię”, kiedy się cieszą to równie niepohamowanie, że ściany trzęsą się u sąsiadów. W ciągu doby przechodzą kolejno kilka nastrojów, przerzucają się bardzo szybko od radości do smutku, od czułości do bezwzględności i ordynarności, od nadziei do rozpaczy. Mówi się często o młodzieży, że są chwiejni uczuciowo, tzn. raz pewni siebie aż za bardzo do arogancji, to znów załamani, nieszczęśliwi aż do „dna”. Co gorsza najczęściej sami nie wiedzą, czemu się cieszy lub dlaczego ogarnia go czarna rozpacz. Niełatwo jest żyć nastolatkowi z takim usposobieniem i - co tu ukrywać - niełatwo jest żyć z innym osobnikiem w wieku dorastania. Najburzliwszy pod tym względem okres przeżywają 16-latkowie wśród chłopców i młodsze o rok, dwa dziewczęta. Dopiero około 18 roku życia stan uczuciowy dorastających wyrównuje się i następuje pewne uspokojenie emocjonalności wieku młodzieńczego.
Czasem jednak w burzliwym okresie nastolatek tyle narozrabiał i tak popsuł sobie stosunki z otoczeniem, że odrobić to jest bardzo trudno. Są to normalne objawy emocjonalnego dorastania młodego osobnika. Można je jednak łagodzić, zwłaszcza w skutkach. Osobliwości dorastającej umysłowości i czuciowości raz po raz prowadzą go do starć i konfliktów z rodzicami, nauczycielami. Gdyby młody człowiek pamiętał o tym, że za te konflikty nikt nie jest winien oprócz jego organizmu, który przeżywa trudną rewolucję hormonalną oraz prócz zmęczenia rodziców, którym zabrakło przysłowiowej „świętej cierpliwości” do jego wybuchów i humorów, wtedy sam dbałby o to, żeby sprawy nie zachodziły zbyt daleko i aby w tych nieuchronnych starciach i awanturach nie podkopywać zasadniczego fundamentu dobrych stosunków ze starszymi, które są mu niezbędne teraz i będą konieczne w przyszłości.
Dorastanie jest więc okresem różnych trudności. Trudniej jest uczyć się, trudniej układać swoje sprawy z dorosłymi, trudniej panować nad swoimi nastrojami... Uogólniając nastolatkowi w okresie dorastania jest w ogóle trudniej żyć! Zasadnicza przyczyna tkwi w tym, że nastolatek przestał już być dzieckiem, a jeszcze nie jest dorosłym. Pozbył się dawnych nawyków zachowania i postępowania, a nie przyswoił jeszcze sobie nowych. Nowe rysy jego psychiki prowadzą raz po raz do starć ze starszymi, którzy być może nie dostrzegli momentu, w którym zaczął się zmieniać i przestał być dzieckiem. I tak, ostra spostrzegawczość i krytycyzm dorastającego prowadzi do surowej oceny otoczenia, w tym także rodziców, nauczycieli. Nastolatek narzuca im drętwotę, nienowoczesność, obłudę, zakłamanie. Nie zawsze wszystko dostrzega prawidłowo, nie wszystko rozumie, ale ocenia zawsze bardzo surowo - nawet tych dorosłych, których dotychczas stawiał sobie za wzór, ma bardzo wiele do zarzucenia. Głośno krytykuje i buntuje się, czasem słusznie, czasem niesłusznie, ale za każdym razem naraża się na starcia i konflikty czyli „sęki” w życiu. Fizycznie cisną go buty z których wyrasta, irytują krępujące ruch wyrośnięte bluzki i marynarki. Drażni własna niezgrabność, spowodowana szybkim rozrostem ciała, do którego rozmiarów jeszcze się nie przyzwyczaił. A duchowo drażnią go dawne ograniczenia nakładane z rozpędu przez rodziców, szkołę, gdy on przyznaje już sobie swobodę i samodzielność dorosłego człowieka. Tak całkiem obiektywnie, to mają oni dość powodów do tego, żeby nie być zrównoważonymi i zawsze pogodnymi młodymi ludźmi, przeżywającymi zdaniem dorosłych „najszczęśliwsze lata życia”.
Dorastanie to nieustanne zmienianie się, a każda zmiana psychiczna, dokonująca się, utrudnia mu życie. Wolę nastolatka znamionuje bardzo wysoki poziom przekory, zaczyna przeciwstawiać swoją wolę woli dorosłych, nie wykonuje ich poleceń, zacina się w uporze. Dlatego też często jest krnąbrny i nieposłuszny w domu, szkole. W skrajnym przypadku takie bunty przeciw narzuconym zadaniom i obowiązkom doprowadzają do ucieczki z domu lub ze szkoły (wagary). Do bardzo ostrych starć na tym tle dochodzi w tych domach i szkołach, w których starsi nie rozumieją jego postępowania i nie umieją znaleźć wspólnego z nim języka, zwłaszcza, gdzie nie zmienili w porę swojego stosunku do niego, zastępując suche wydawanie poleceń i zakazów cierpliwą dyskusją i przekonywaniem.
Rola i znaczenie domu rodzinnego w życiu młodego człowieka gwałtownie maleje, rośnie zaś rola grup rówieśniczych. Narozrabiawszy w domu, odsunąwszy się od rodziców, dorastający nastolatek czuje się często osamotniony, dlatego też gorąco pożąda przyjaźni z początku tylko chłopców, a potem i dziewcząt.
Poczucie osamotnienia często towarzyszy dorastającym. Nastolatek wierzy w przyjaźń, potrzebuje przyjaźni, szuka przyjaciół i cierpi, jeśli ich nie ma. Ponieważ jednak jest bezkompromisowy, więc stawia przyjacielowi tak wysokie wymagania, że tylko prawdziwy ideał mógłby im sprostać. Dlatego też raz po raz kłóci się, zrywa, znów się godzi lub porzuca i szuka innego. Dopiero z czasem zrozumie, że przyjaciół ideałów nie ma (tak samo, jak i on nie jest ideałem) i że przyjaciół trzeba lubić hurtem: z ich wadami i zaletami. Trudności emocjonalne w świetle badań występują częściej i silniej wśród dorastających chłopców niż dziewcząt.
Nastolatkowi indywidualnie, z różną siłą dostrzegają i przeżywają kłopoty z samym sobą, choć mają je wszyscy. Właściwości psychiczne wyżej nakreślone dorastającego są nie tylko przykre, ale utrudniają mu zaspokojenie wielu potrzeb ważnych dla każdego człowieka, od zaspokojenia których zależy jego dobre samopoczucie w życiu, jego zdrowie fizyczne i psychiczne, czyli - zadowolenie z życia.
Wg amerykańskiego psychologa A. Masłowa obok potrzeb fizjologicznych (głód, pragnienie i seks), występuje potrzeba bezpieczeństwa (pewności, stabilizacji i ładu), potrzeba przynależności i miłości (kochać i być kochanym, należeć do kogoś lub czegoś, mieć z kim się utożsamiać), potrzeba znaczenia i szacunku (prestiż, sukces i poczucie własnej wartości), wreszcie potrzeba samorealizacji czyli możliwości wykorzystania w pełni swych możliwości (umysłowych, fizycznych, moralnych, artystycznych itd.), jakie człowiek czuje, że posiada albo przynajmniej zdaje się mu, że je posiada. Wszystkie psychiczne cechy okresu dorastania stoją w sprzeczności z zaspokojeniem tych potrzeb elementarnych człowieka, dlatego też tak wielu nastolatków tak często czuje się nieszczęśliwymi.
Dziecko po trochu przestaje być dzieckiem, rozluźnia ścisłe więzi zależnościowe z rodzicami i udaje się w świat. Robi to między innymi po to, by z jednej strony - odkrywać, zaś z drugiej – eksperymentować i budować swoją tożsamość na obrzeżach rodziny lub poza nią. Młodzi ludzie udają się wówczas w drogę odkrywania tego „kim jestem” poza tym, że są dziećmi swoich rodziców. Ten moment (pisał o tym Eric H. Erikson, psychoanalityk dziecięcy) jest momentem kluczowym dla rozwoju tożsamości dziecka. Jest to faza, w której burzliwie (zazwyczaj) kształtują się i ustalają (przy pozytywnym wariancie rozwojowym) zręby tożsamości osobowej. Jak każda inna faza rozwojowa, opisywana językiem przywołanego tu autora, może ona zakończyć się konstruktywnie lub destrukcyjnie. Moment kluczowy Erikson określa jako: tożsamość a rozproszenie tożsamości. Dziecko może ją uzyskać albo „rozpłynąć się” w wielu wariantach. Zaburzenia zachowania wokół poszukiwania nowej tożsamości są w tym okresie rzeczą znaną wszystkim rodzicom i wychowawcom. W „widzianych nowymi oczami” sytuacjach społecznych brak jest jednoznaczności, a poczuciom wewnętrznym-spójności. W takim stanie ducha doświadczeniu muszą towarzyszyć rozterki i konflikty.
Dojrzewający młody człowiek, poszukujący swojej tożsamości, jest wyczulony na własny obraz w oczach innych i stale porównuje go z tym, jak sam widzi siebie. Ponieważ możliwości, które po raz pierwszy otwierają się przed młodym człowiekiem, przedstawiają się jako sprzeczna mozaika, młodzi ludzie pomagają sobie wzajemnie przetrwać ten trudny okres: formują kliki, mają wspólne ideały i wspólnych wrogów. Do tego właśnie potrzebni są rówieśnicy, a nie rodzice, którzy tylko w tym przeszkadzają.
Od prawidłowego „obrazu samego siebie”, czy jak mówią inni od „samowyobrażenia” zależy powodzenie lub niepowodzenie w życiu, akceptacja lub odrzucenie przez otoczenie, szacunek lub drwiny i kpiny otoczenia. „Obraz samego siebie” lub „samowyobrażenia” kształtuje się w człowieku w ogromnym stopniu pod wpływem jego kontaktów z innymi ludźmi. Bez ich udziału i pomocy dziecko może poznać i nauczyć się swego JA fizycznego, odrębności wyglądu własnego ciała, ale nie swojego JA duchowego czyli swej odrębności i indywidualności charakterologicznej, umysłowej, moralnej itd. Świadomość tego, że jestem kimś innym niż inni, że mam swoją specyfikę, zaczynają się od nauczenia się swojego imienia, od ponoszenia odpowiedzialności za swoje postępowanie (kara, nagroda), od rozróżniania rzeczy stanowiących moją własność (np. zabawki) od brata czy siostry, od rzeczy ojca lub matki itd.
W każdej sytuacji sprzecznej z zarządzeniami lub nakazami rodziców, dziecko jest oceniane („grzeczna Basia”, „brzydka Basia”, „niedobra Basia” itd.), co przekazuje mu pierwsze informacje o tym, jakie w oczach innych tworzy pierwsze elementy „obrazu własnego JA”. Dziecko dość szybko uczy się, że jego wygląd i zachowanie wywołuje życzliwość lub wrogość, uznanie lub potępienie, uwagę i zainteresowanie lub obojętność i niechęć. Słyszy opisy słowne samego siebie ze strony rodziców, rodzeństwa i rówieśników. Dowiaduje się, że jest „grzeczne” lub „niegrzeczne”, „posłuszne” lub „krnąbrne”, „miłe” lub „wstrętne”. Wszystko zależy od tego, jakie oceny i cechy przypisywane sobie słyszy częściej od rodziców i kolegów oraz, które z nich są dodatkowo wzmacniane nagrodami lub przeciwnie - karami. Jeśli przeważają sytuacje miłości, uznania, szacunku i sympatii - wytwarza się w człowieku obraz samego siebie jako jednostki pozytywnej, akceptowanej i pożądanej przez otoczenie. Jeśli dzieje się jednak odwrotnie - i przeważają oceny i cechy przypisywane przez otoczenie o charakterze potępienia i odrzucenia – powstaje obraz samego siebie bardzo pesymistyczny, który wywołuje poczucie niższości.
„Obrazu samego siebie” nie zawsze jest prawdziwy. Bardzo często zdolne, inteligentne dzieci, wychowywane w mało kulturalnych rodzinach, w których rodzice nie interesowali się nimi, byli obojętni wobec ich problemów szkolnych, a poddane były dłuższym szykanom, krytyce i uszczypliwościom niedobrego nauczyciela i wtórujących mu kolegów, mogą uznać się naprawdę, że są „głupie” i „niezdolne”. Z ich grona rekrutują się ci ludzie, którzy zawsze niżej cenią swoje możliwości i uzdolnienia niż jest naprawdę. Ale są nie mniej liczne przypadki odwrotne, gdy „obraz samego siebie” jest znacznie lepszy od rzeczywistości, powstaje on u tych ludzi, którzy byli wychowywani w atmosferze uwielbienia przez rodziców, którzy często słyszeli przesadne zachwyty nad swoimi osiągnięciami, a wszelkie nawet mierne sukcesy były podnoszone pod niebiosa i wysoko premiowane. Ci znów przeceniają swoje możliwości, mają podwyższone wyobrażenie o własnej wartości, co czasem sprawi im nie mniej rozczarowań niż tym pierwszym poczucie niższości.
Byłoby bardzo niebezpieczne dla samego młodego człowieka jeśli nie będzie brał pod uwagę krytycznych ocen pod swoim adresem, ani też przywiązywał większej wagi do tego, za co jest chwalony i nagradzany, gdyż obserwacja i analiza reakcji otoczenia, a także słownych opisów nas samych dawane przez innych ludzi jest głównym źródłem naszej wiedzy o samych sobie. A od tej samowiedzy zależy niezwykle ważna zdolność do samokontroli, do opanowania wysiłkiem woli tego wszystkiego co budzi potępienie i krytykę otoczenia. Chodzi o to, aby, gdy z różnych stron z tego samego powodu docierają do nas uwagi krytyczne, nie mówić pogardliwie (w oparciu o uprzednio ukształtowany obraz samego siebie), że „oni się mylą”, „nie znają mnie”, lecz raczej zadać sobie trud sprawdzenia, samokontroli, dopuścić możliwość, że jednak „coś w tym jest”. Owo „coś” może zażądać zmiany obrazu samego siebie lub też zmiany postępowania, aby obraz jaki mamy o sobie przybliżyć ponownie do tego, jaki inni mają o nas.
„Obraz samego siebie” i samokontrola mają znaczenie także w sferze uczuciowej, intymnej. Chłopiec, który sam siebie uważa za przystojnego, męskiego, interesującego itd. ma kłopoty z nawiązaniem przyjaźni z dziewczyną, zdobyciem „dziewczyny do chodzenia”. Każda próba nawiązania takiego kontaktu kończy się po jednym, dwóch spotkaniach. Podczas gdy inne jego zdaniem „łamagi”, nie dorastające mu do pięt ani sportowo, ani wyglądem, ani umysłowo mają powodzenie. Albo też dziewczyna ładna, mądra, dobrze ucząca się, chwalona przez nauczycieli jest samotna i nie może zdobyć „swojego chłopca”, mimo, że inne głupsze, brzydsze (jej zdaniem) mają powodzenie. Najczęściej w takich sytuacjach brak samowiedzy o tych cechach własnych, które odstręczają potencjalnych kandydatów na „sympatię”, czy „partnera do chodzenia ze sobą”, jak też brak wiedzy o tym, od czego zależy naprawdę popularność, siła przyciągająca innych do nas lub odstręczająca od nas. Żeby być kochanym, trzeba być wartym kochania, nie wystarczy do tego mieć ładną buzię, zgrabną sylwetkę czy mięśnie kulturysty.
Dojrzewający płciowo nastolatek jest bardzo wrażliwy na wszystko, co związane jest z miłością, która gra ważną rolę w jego rozwoju chociaż na początku tego okresu, mając lat 13, nie garnie się jeszcze do dziewcząt, a nawet stroni od nich przedkładając towarzystwo męskich „kumpli”. Między 14 i 16 rokiem życia ta sytuacja stopniowo ulega zmianie i zacznie on szukać pierwszych sympatii i obiektów do „chodzenia ze sobą”, aby około 18 roku przeżyć pierwszą „młodzieńczą miłość”. U dziewcząt to samo zjawisko występuje średnio o dwa lata wcześniej. Trzeba zresztą rozróżnić zainteresowania seksem i miłością.
Życie w szkołach, internatach, na zgrupowaniach i obozach tętni gwałtownym zbliżaniem i oddalaniem (obrażaniem), paruje subtelnymi i wstydliwymi zwierzeniami, poprzez które nastolatki dowiadują się, jak inaczej można coś widzieć, przeżywać, doświadczać... Sprawy światopoglądowe i erotyczne podlegają oglądom, porównaniom, fascynacjom i eksperymentom. Ustalają się wspólne (obowiązujące!) poglądy i postawy. Naturalne w rytmie własnych potrzeb, możliwości i temperamentu. Nie jest to wyłącznie czas bliskości i przyjaźni. Są też wielorakie animozje, zazdrości czy zawiści, rywalizacje (szlachetne i podstępne), gniewy oraz przeprosiny. Nie należy jednak zapominać, że w okresie tym mogą rodzić się prawdziwe i głębokie przyjaźnie i więzi, które - wystawione na próbę czasu - okazują się nieraz silniejsze niż więzi rodzinne.
Można dojść do wniosku, że nastolatek ma raczej ciężkie życie w okresie dorastania, że w gruncie rzeczy kłopoty i trudności w dużym stopniu są nieuniknione.
W jakimś sensie wszystkie one są nieuniknione, ale od razu trzeba dodać, że skala tych trudności zależy od samego nastolatka. Jedni przeżywają okres dorastania z nieznacznym drżeniem murów swojej życiowej budowli, a inni zaś przeżywają prawdziwe kataklizmy.
Nastolatek musi starać się panować nad sobą i nieustannie pracować nad sobą, żeby psychologiczne koszty trudności dorastania były jak najmniejsze .Wiedząc o tym, że okres w jakim się znajduje, cechuje na przykład zwiększona drażliwość, chwiejność nastrojów i wybuchowość, może nie dopuszczać do eksplozji zbyt gwałtownych, hamować je siłą woli lub też od razu po starciu z kimkolwiek , oprzytomniawszy i uspokoiwszy się, postarać się jak najszybciej naprawić szkody, przeprosić, złagodzić poprzednie wrażenie itd.
Praca nad sobą powinna przynajmniej u tych najmądrzejszych i najbardziej wartościowych nastolatków iść jeszcze dalej i głębiej. Dorastający, zarówno chłopcy jak i dziewczęta, są bardzo krytyczni względem innych, ale i względem siebie. Wiele cech własnych nie podoba im się, drażni. Jedni cierpią z powodu słabych mięśni lub złej postawy fizycznej, innych denerwuje własna nieśmiałość, to że z byle okazji czerwienią się ze wstydu, że mimo iż wszystko umieją, nie śmieją zabrać głosu na lekcji lub uczestniczyć w rozmowie, innym przeszkadza to, że nie umieją tańczyć i są nieporadni na gruncie towarzyskim. Jeszcze inni maja pretensje do siebie o to, że nie są dość wytrwali w realizacji własnych ambicji i zamierzeń. Np. nauki języków obcych, nie umieją gospodarować czasem, który im przecieka między palcami itd. we wszystkich tych sprawach praca nad sobą może mieć doskonałe rezultaty. Planowanie i „twarde” egzekwowanie „napisanych na papierze” zamierzeń pomaga minimalizować lub z czasem całkiem likwidować przyczyny niezadowolenia z siebie. Chodzi o to, że każdy dorastający jest jak roztopiona magma, z której ma powstać dopiero określona forma dorosłej osobowości. To ogromna szansa wpłynięcia na to, „kim będę” w przyszłości. Im bardziej młody człowiek jest niezadowolony z siebie dzisiaj, im więcej ma sobie do zarzucenia, tym więcej może naprawić w swojej woli i charakterze drogą ćwiczeń, stawiania sobie zadań „twardego” ich wykonywania. Byłoby dobrze, gdyby przy tym by miał przed oczyma jakiś ideał człowieka, jakiś pozytywny wzorzec, do którego chciałby się upodobnić. Zresztą nie tylko „chciał”, ale też i starał się upodobnić.
Bardzo ważny jest również generalny stosunek do własnego dorastania. Młody człowiek powinien wiedzieć, że nie ma powodu, aby wstydzić się go (bo to jest normalne i nie do uniknięcia, nie może być niczym złym ani wstydliwym), ale też nie powinien pysznić się i chodzić po świecie z miną „morze sięga mi do kolan”, bo nie można pysznić się tym, co dziej się bez własnej pracy i zasługi. Nastolatek musi mieć świadomość przejściowego tego całego okresu i nie robić nic, czego miałby żałować później, kiedy już ten burzliwy okres zmian przejdzie. A więc nie burzyć swoich stosunków i więzi z rodzicami, nie psuć sobie opinii w rodzinie, szkole, nie nawiązywać znajomości i przyjaźni, których za dwa, trzy lata trzeba będzie się wstydzić, nie budować na przelotnych pierwszych uczuciach sympatii i miłości planów poważnych i nie iść za daleko we wzajemnych stosunkach z dziewczętami.
Cały okres dorastania jest jak most, który trzeba przejść. Nastolatek nie ma żadnego wpływu na to, jak długo będzie szedł przez te most (u jednych trwa to krócej, u drugich -dłużej), każdy może jednak zatroszczyć się o to, żeby na tym moście nie wpaść w szczelinę i nie złamać nogi lub wręcz nie złamać poręczy i nie spaść do rzeki.
Im samym po przebyciu okresu dorastania i wejściu w znacznie bardziej ustabilizowany wiek młodzieńczy wydaje się nieraz, że już są uformowani „raz na zawsze” i niczego nie potrafią odrobić. Prawda jest taka, że oni także są jeszcze ciągle w okresie zmieniania się i formowania, choć przemiany ich utraciły już charakter gwałtowny, żywiołowy i nieraz dramatyczny. Jako młodzieńcy i dziewczęta są nadal elastyczni i będą takimi jeszcze długo, a przez ten czas mogą się zmieniać i mogą doskonalić swój charakter oraz swoją umysłowość, sposób bycia i swoją działalność. Dorosłość, do której tak aspiruje młodzież, na której im tak zależy, polega między innymi na umiejętności zrozumienia motywów i uczuć innych ludzi oraz na postępowaniu z nimi w zgodzie z tą wiedzą.
Dorastający musi należeć do „paczki”, bo to jest jedyny sposób na doroślenie poprzez stopniowe uniezależnienie się od rodziny i wejście w życie społeczne, polegające przede wszystkim na związkach: tzw. interakcjach z szerszymi grupami społecznymi. Grupa koleżeńska, „paczka”- są to pierwsze szersze grupy społeczne(poza rodzinną i sąsiedzką), w skład której dorastający wchodzi i w której poznaje po raz pierwszy mechanizm współżycia grupowego. Chodzi więc nie o to, żeby nastolatek do żadnych grup rówieśniczych nie wchodził, lecz żeby wchodził do grup dobrych, które go rozwiną, a nie wypaczą, które ułatwią mu dorastanie społeczne, a nie zdemoralizują,.
Co więcej, jeśli nastolatek nie znajdzie żadnej grupy rówieśniczej, która by go przyjęła i nie będzie należał do żadnej „paczki”, będzie się czuł bardzo niedobrze i nieszczęśliwie. Między innymi siła oddziaływania na niego grup koleżeńskich, rówieśniczych, „paczek” itp. jest tak silna dlatego, że każdy nastolatek boi się zostać odrzucony przez swoją grupę, do której przywiązuje dużą wagę, której potrzebuje dla dobrego samopoczucia.
Dla psychologicznej charakterystyki tego okresu używa się pojęcia „nadidentyfikacja”. Nadidentyfikacja jest mechanizmem obronnym chroniącym przed ryzykiem rozproszenia „ja” (nadal odwołuję się do języka i koncepcji E. H. Eriksona). Poszukując owego „my” w miejsce niepewnego „ja”, młodzi ludzie nabywają (często) „mentalności klanowej”. Mogą również stać się nietolerancyjni i okrutni wobec „innych” – inaczej wyglądających, obcych środowiskowo, o innych upodobaniach. Jak wiadomo, nawet drobne detale stroju i zachowania (np. fason butów czy nakryć głowy) uznawane są przez grupę za sygnały różniące „swojego” od „obcego”.
Nastolatki opierając się na jakimś „my” potrzebują rozwojowo właśnie innych młodych ludzi. Życie w szkołach, internatach, na zgrupowaniach i obozach tętni gwałtownym zbliżaniem i oddalaniem (obrażaniem), paruje subtelnymi i wstydliwymi zwierzeniami, poprzez które nastolatki dowiadują się, jak inaczej można coś widzieć, przeżywać, doświadczać... Sprawy światopoglądowe i erotyczne podlegają oglądom, porównaniom, fascynacjom i eksperymentom. Ustalają się wspólne (obowiązujące!) poglądy i postawy. Naturalne w rytmie własnych potrzeb, możliwości i temperamentu. Nie jest to wyłącznie czas bliskości i przyjaźni. Są też wielorakie animozje, zazdrości czy zawiści, rywalizacje (szlachetne i podstępne), gniewy oraz przeprosiny. Nie należy jednak zapominać, że w okresie tym mogą rodzić się prawdziwe i głębokie przyjaźnie i więzi, które - wystawione na próbę czasu - okazują się nieraz silniejsze niż więzi rodzinne.
Przyczyn skłaniających dorastającego nastolatka do szukania miejsca w jakiejś grupie rówieśniczej jest ich więcej. Raz po raz skłócony z rodzicami, raz po raz mający „na pieńku” z nauczycielami, dorastający potrzebuje towarzystwa kolegów, którzy mają te same problemy, tak samo myślą, czują, interesują się tym samym, na to samo narzekają i stawiają sobie te same cele. Grupa rówieśnicza zaspokaja więc szereg ważnych potrzeb dorastającego. Jeśli spróbuje w grupie mieć inne poglądy i cenić inne rzeczy, jeśli przeciwstawi się normom grupy, poglądom na obowiązujący strój i sposób bycia, zostanie po prostu z niej wyrzucony, a tego nie chce.
Charakter grupy rówieśniczej i motywy należenia do niej zmieniają się z wiekiem. Jednak wspólną cechą wszystkich nastolatków, a szerzej biorąc młodzieży w ogóle, jest lepsze samopoczucie, jakie ma się w tym okresie należąc do jakiejś grupy czy to formalnej czy nieformalnej.
Nie tylko młodzież ma moc kłopotów z rodzicami, ale i oni mają moc kłopotów z nastolatkami z powodu powstawania i rozwijania się w domu całkiem nowej sytuacji, do której obie strony nie są jeszcze przyzwyczajone.
W tym okresie życia, w którym młodzi ludzie nie tylko intensywnie przeżywają teraźniejszość, ale w którym także planują przyszłość, szukają własnej drogi, mogą, a właściwie powinni uczestniczyć rodzice. Zarówno matki, jak i ojcowie są bardzo ważni poprzez tzw. mądre przewodnictwo. Surowe wymaganie i nietolerancja albo werbalne stereotypy i zakazy tracą swoją moc, gdy dziecko osiągnie 12 lat. W zamęcie i bałaganie potrzebny jest przewodnik. Jeśli przewodnika dla danej sprawy nie znajdzie się w rodzinie, nie uzyska się w niej mądrego wsparcia.
Wydaje się, że „mądry przewodnik” to jedna z ról, z którą mogą i powinni się spotkać rodzice wobec nastolatków w okresie „burzy i naporu”. Jest to wielkie wyzwanie dla rodziców, ponieważ do roli tej nie dojrzewa się „mechanicznie”. Mądrość nie jest ani ściśle, ani mechanicznie czy wprost proporcjonalna do wieku metrykalnego. Stąd wielu rodziców doświadcza okresu rozwojowego swoich dzieci jako szczególnego i trudnego wyzwania życiowego dla siebie.
Opracowanie Renata Wilczyńska
BIBLIOGRAFIA
1. J. Mellibruda „Poszukiwanie samego siebie”, Warszawa, 1997
2. S. Garczyński „Potrzeby psychiczne”, Warszawa, 1972
3. M. Korsak „Trudności wieku dojrzewania”, Warszawa, 1975