Od blisko dziesięciu lat pracuje z młodzieżą jako pedagog. Przez te wszystkie lata przeprowadziłam tysiące rozmów z tysiącami dzieci. Właściwie nie boje się tych liczb. Pracując najpierw w zespole szkół, potem w gimnazjum, a obecnie w liceum ogólnokształcących miałam okazję poznać różną młodzież. Różną wiekowo, różną społecznie, różną uzdolnieniami. Moja praca różniła się w każdej z tych szkół, bo tez inaczej pracuje się z dziećmi w szkole podstawowej inaczej z gimnazjalistami i inaczej z młodzieżą licealną. I mimo tych wszystkich wymienionych różnic, jest coś, co jest niezmiennie takie samo- samotne dziecko. Nieważne czy zdolne czy nie, nieważne czy z tzw. dobrego domu czy z patologicznego, nieważne czy młodsze czy starsze - samotne.
Kiedy w swojej pracy pedagogicznej zmagałam się z różnymi niedostosowanymi zachowaniami dzieci i młodzieży, z ich agresją, wulgarnością, problemami szkolnymi - odwiedziny w domu, bardzo często dawały odpowiedź na wiele pytań i łatwo było zrozumieć mechanizmy takich zachowań. Właściwie nie trudno o wniosek, że w domu, gdzie mamy mnóstwo patologicznych zachowań – do tego bezrobocie, brak wykształcenia rodziców trudno o właściwe oddziaływania wychowawcze i zainteresowanie się dzieckiem, jego problemami. Jednak od kilku lat pracuje w szkole średniej, w szkole, która w swoim regionie i nie tylko uznawana jest za bardzo dobrą szkołę, szkołę, która w rankingach ogólnopolskich co roku zajmuje miejsca w pierwszej dwudziestce. Dostać się do tej szkoły to duże osiągnięcie dla tych młodych ludzi. Jeden z większych osiągniętych sukcesów na początku ich kariery.
Młodzież w naszej szkole jest wspaniała. Zdolna, ambitna, miła i kulturalna. Szkolne korytarze podczas przerw na próżno porównywać z korytarzami w gimnazjum. Tu nikt nie biega, nie klnie, nie krzyczy, nie wyzywa. Tu rozmawiają, czytają, żartują, kłaniają się. Jest miło. Zatem w czym problem?
Problem w tym, że w tej grupie jest coraz więcej młodych ludzi, którzy swojego potencjału nie rozwiną, którzy już drugiej klasie zmierzą się z poważnymi problemami natury szkolnej, ale i psychicznej. Z przerażaniem stwierdzam, że rośnie pokolenie ludzi - cieni. Ludzi jak to określam, którzy mają letnią temperaturę niezależnie od tego co się dzieje wokół nich i z nimi. Ludzi którzy są, ale robią wszystko by być niewidzialni, nie okazują emocji.
Wychowani w spokojnych domach, przez spokojnych rodziców, często zapracowanych, często na stanowiskach. Szkoła jest ich całym światem. Całym, tzn. jedynym. Szkoła i pokój z oknem na świat czyli komputerem i internetem. Pyzatym nie ma nic. Kolegów, koleżanek, wyjść, zabaw, kina, nic. Blokada komunikacyjna jest ogromna. Dzieci wypadają rewelacyjnie na testach, pracach pisemnych, ale odpowiedź na forum choćby swojej klasy to stres nieadekwatny do sytuacji, paraliżujący i często uniemożliwiający całkowicie odpowiedź.
Ostatnio usłyszałam od jednego z uczniów- moich podopiecznych- modlę się by podczas mojego szkolnego dyżuru, Pani nie prosiła mnie o to by chodzić po klasach z ogłoszeniami bo ja tego nie dam rady zrobić.
Dlaczego tak jest?
Dlatego, że zdolne i grzeczne dzieci usypiają czujność rodziców, nauczycieli. Są takie poukładane, są takie poświęcone szkole, a to cieszy rodziców. Izolowanie następuje latami. Dziecko nie wychodzi z domu, nikt go nie odwiedza. Gdy jest małe wychodzi jeszcze z rodzicami, zabierane tu i tam. Wraz z wiekiem izoluje się i od rodziców. Zostaje w domu, w swoim pokoju, ze swoim komputerem, grami, internetem, książkami. Jeśli rodzice nie zachęcają dziecka od maleńkości do kontaktów z rówieśnikami to na etapie starszych klas szkoły podstawowej może stanowić to już problem, a co dopiero w szkole średniej. Dziecko czuje się bezpiecznie samo w swojej kryjówce. A rodzice są zadowoleni bo dziecko się dobrze uczy, nie wałęsa się, nie marnuje czasu, nie pije ani nie pali, nie spotyka się z „dziwnymi” kolegami. Tylko, że ono zaczyna się bać ludzi. Staje się nieporadne. Nie potrafi załatwić najprostszych spraw, odezwać się na forum, wejść do sekretariatu, swobodnie rozmawiać.
Gdy problem jest ogromny z reguły właśnie w szkole średniej oczekiwania rodziców - nagle dla dziecka – zaczynają dotyczyć samodzielności, a to budzi frustracje. Rodzice nie maja świadomości że choć zdolne jest ich dziecko to w pewnym sensie kalekie – tak je wychowali.
Przypadek O. jest podobny do wielu innych, które poznałam. Chłopiec klasa I. Rodzina cztero osobowa, rodzice i dwóch synów - O. lat 15 i młodszy syn lat 13. Matka często wyjeżdża do pracy za granice na kilka miesięcy. Ojciec sprowadza samochody, jest w domu, czas pracy nienormowany, jednak spędza go dużo w domu. Chłopcy- każdy w swoim pokoju. O. nie pamięta wspólnych wakacyjnych wyjazdów gdziekolwiek, choćby do rodziny, jedynie jeden w wieku lat 10 nad jezioro, gdzie był nieszczęśliwy, nie chciał tam być i nie podobało mu się. Nie jeździł do rodziny, do dziadków, ani z rodzicami ani sam. Nigdzie nie był sam bez rodziców. Rodzice wszystko robią za niego, odwożą przywożą, kupują co trzeba, porządkują pokój raz na jakiś czas.
Śniadanie O. robi sobie sam podobnie jak kolację, obiad podaje tata, każdy posiłek, każdy domownik je osobno w swoim pokoju.... Każdego dnia życie w tym domu toczy się za zamkniętymi drzwiami. Czasami ktoś zajrzy do kogoś z pytaniem „ co robisz?”. Nie ma wspólnego oglądania telewizji, nie ma wspólnych gier, wyjść na spacer, czy do kina, nie ma wspólnych obowiązków, czy zwyczajnej rozmowy. O. nie ma pojęcia co tak naprawdę robi mama i tata. Nie czuje takiej potrzeby by pytać.
Nie był u żadnego kolegi od 6 lat, nikt go nie odwiedza. Nie lubi wychodzić z pokoju. Otrzymał zadanie – zaprosić kolegę na wspólne granie. Miał na to tydzień minęły 3 miesiące zadanie jest niewykonane bo okazuje się za trudne. Chłopak szuka wymówek, mimo że wydaje się rozumieć swój problem.
Tata w rozmowie ze mną – pedagogiem – jest zaskoczony tym, że postrzegam to wszystko jako problem. Kwituje to stwierdzeniem żona przesadza ( to mama zgłosiła mi problem O.) a w gimnazjum nie narzekali. Rozmowa jest długa...
Gdy tak słucham tych dzieci i słyszę, że nie ma w domu rozmowy, że radością rodziców jest obecność dziecka w domu, to że jest grzeczne i spokojne i wiem, że nie dostrzegają jego samotności i jest to dla mnie przerażające. Być tak blisko i nie znać zupełnie swojego dziecka to smutne i przerażające. Dlatego nierozważność rodziców i ich późniejsze stwierdzenia i pytania – „ że on jakiś dziwny jest”, albo dlaczego on taki samotnik? - są dla mnie jeszcze większym zaskoczeniem. Pokolenie tych rodziców to ludzie, którzy dojrzewali w latach 80-90- tych. Pamiętają starą Polskę i nową wolną. To pokolenie, które nie wyrosło przed telewizorami, komputerami, ale na sporcie, rozmowie, zabawie z rówieśnikami. Dlaczego zatem do takiej aktywności nie zachęcają swoich dzieci?
Krytyka rodziców nie jest moim celem, ale alarm - apel o ich refleksję. Zdolne dziecko też potrzebuje uwagi, czasu i rozmowy. Dzieje się jednak odwrotnie. Zwykle to, które łamie zasady, jest niegrzeczne, nie uczy się skupia uwagę i działania otoczenia, a całkowicie usypia naszą czujność to spokojne. Apeluje zatem do rodziców rozmawiajcie ze swoimi dziećmi, spędzajcie z nimi czas. Nigdy nie jest za późno, choć im dłużej z tym zwlekamy tym na pewno jest trudniej.
Każde dziecko potrzebuje do prawidłowego rozwoju kontaktu z rówieśnikami, rodzicami, rodziną.
Każde dziecko musi mieć zaspokojone potrzeby rozwojowe:
• Przynależności- ludziom, a szczególnie dzieciom, potrzeba bliskich więzi z innymi istotami ludzkimi. Jeśli dzieci żyją w izolacji z rodzicami, efektem jest ich niepokój i emocjonalna powściągliwość.
• Akceptacji - rodzice okazują akceptację na różne sposoby: przez dotyk, spędzanie z dziećmi czasu, przez słuchanie, karanie, okazywanie uczucia. Jeżeli tego brak, gdy dzieci są lekceważone lub karane zbyt surowo, rozwijają w sobie poczucie braku wartości. Dochodzą do wniosku, że do nikogo nie należą i wycofują się z kontaktów z ludźmi, albo też narzucają się innym w sposób, który pociąga za sobą dalsze odrzucenie. Trudno im potem zaufać ludziom, a niezdolność zaufania przeszkadza w nawiązywaniu głębszych relacji. Niskie poczucie własnej wartości i poczucie braku akceptacji leży u podstaw osamotnienia.
• Nabywania umiejętności społecznych - każdy z nas zna ludzi, którzy nie potrafią się właściwie zachować w grupie. Są niewrażliwi na potrzeby i postawy innych, nie potrafią kontynuować poprawnych relacji międzyludzkich. Starają się manipulować ludźmi, narzucają się, a to przynosi tylko odrzucenie, rozczarowanie i zwiększa ich osamotnienie. Tacy ludzie nie nauczyli się współżycia z innymi. Ustawicznie próbują, ciągle im się to nie udaje i nadal pozostają w samotności. Jest to często wina wychowania. Bywają rodzice, którzy starają się zamknąć swoje pociechy w tak zwanej „złotej klatce” i starają się ich tak chronić, że w rzeczywistości kiedy osiągają wiek młodzieńczy są nieprzystosowani społecznie.
Coraz więcej znajdujemy informacji o tym, że zdolna młodzież jest coraz mniej przystosowana społecznie, że jest słaba psychicznie, że nadwrażliwa. Stąd coraz więcej psychologów, coraz więcej poradni – przy uczelniach wyższych.
Tak nie musi być. Zatrzymajmy się. Wyłączmy telewizor, komputer, porozmawiajmy, spotkajmy się z własnym dzieckiem. Podsuwajmy mu pomysły na kontakty z rówieśnikami, zachęcajmy, jednocześnie nie wyręczając. Niech świat nastolatka nie ogranicza się do szkoły i pokoju, by mógł on rozwijać swoje zdolności, potencjał, byśmy mieli młodych silnych zdolnych ludzi w społeczeństwie, a nie wyalienowane jednostki z którymi nie możemy się porozumieć.