Idę do światła na niebie,
gdzie bramy otwarte raju.
Nie patrzę się za siebie-
tam życie przegrywają.
I ja myślałem - wygram!
Gdy z losem grać zacząłem.
On świadom był , że przegram,
bo zasad nie pojąłem.
Żyłem jak dzikie zwierzę ,
z dnia na dzień i bez domu.
Choć w ludzi już nie wierzę-
nie skarżę się nikomu.
Czuję , jak krew marznie w żyłach
i z zimna serce staje.
W kartonach , na dworca tyłach
mój zegar życia staje.
Żałuję - nie miałem domu,
nikogo , kogo bym kochał...
Nie powiem też nikomu.....
Zamknął oczy i szlochał.
I odszedł do bramy raju,
z wyrazem bólu na twarzy.
samotny w wielkim mieście,
z losem przegranych zdarzeń.