Czas nie ma dla mnie litości,gna ze startu wyrwany.
Nie cofnę żadnej sekundy w tej walce jestem przegrany.
Gdybym stanął naprzeciw,wskazówki zegara połamał,
wtem padnę jak powalony,pan zegar-wojenny mądrala.
Czasem umila jak z łaski i radość rozdaje za grosze,
lecz przyjdzie godzina tułaczki,na barkach ciężary uniosę.
Nie,nie przystanę zziajany i potu z czoła nie zetrę,
zanim zadudni taraban i nowy tytuł zdobędę.
Może i warto było,wiadomo za ile sił danych.
Noszę znamiona na sobie,kolejne odnoszę rany.
Zupełnie jak zwykły robotnik w harówce od świtu do nocy.
Pozwól mi czasie odpocząć,bo jestem w zupełnej niemocy.
Żal wypala mą duszę,umyka mi łezka za łezką.
Przestań mi czasie naliczać,rachunek wystawiać pod kreską.
Pójdę najlepiej ubogi z pustą kieszenią bez chleba.
Niczego od ciebie nie żądam,niczego mi już nie trzeba.
Choć płyniesz do przodu jak rzeka i stale wyznaczasz kierunek,
mam teraz większą siłę i wiary mocniejszy ładunek.
Czuję na sobie tę radość jak blask promiennego słońca.
Nie będę się z czasem uganiał,uganiał tak bez końca.