JASEŁKA 2008
AKT I
Osoby: Narratorzy (do 7 osób), Archaniołowie (Michał, Rafał, Gabriel), Anioł Dyżurny, Śmierć, Św. Mikołaj, Lucyfer, Diabeł Boruta, Diabełek, Tato, Mama, Czesio-syn, Angelika-córka (max-20 osób)
Narrator: Choć lata lecą i płyn wieki,
Choć nas oddziela dziś czas daleki
Od tamtych czasów, gdy w Betlejemie
Bóg między ludzi zstąpił na ziemię
Przecież my wiemy – to wszystko było!
Prawdziwie nam się to tam zdarzyło.
Bóg jako dziecko wszak się narodził,
Dał nam zbawienie, niebo otworzył!
Wielka więc radość ogarnia serce!
I wdzięczność wielka – bo któż z nas więcej
Może co z siebie Bogu darować,
Jakże za wszystko to podziękować?...
Niech więc to nasze tu przedstawienie
Będzie Mu od nas za dziękczynienie!
Niechże Mu będzie miła gra nasza!
- Po takim wstępie – z serca zapraszam...
Lecz jeszcze dodać tutaj należy,
Że czas jasełek nam się odświeżył...
Scenariusz też jest tu tym dziwniejszy,
Że rzecz dotyczy czasów dzisiejszych...
Choć, oczywiście, tak jak w jasełkach,
Nie brak aniołów, śmierci, diabełka,
I wielu innych – lecz zdradzić muszę,
Że wojna idzie o ludzkie dusze!
Wszystko się dzieje tuż przed świętami.
Czasy dzisiejsze – zobaczcie sami...
Piekło i niebo przed sobą macie,
- Patrz więc uważnie, siostro i bracie!...
DIABEŁ BORUTA (D.B.): Cholera, szefie, znów idą święta!
Znowu się Miłość zrodzi przeklęta!...
LUCYFER: Słusznie, Boruto, czas to przeklęty,
Bo nawet zbrodniarz robi się święty,
W czas gdy wigilia, śpiewy, opłatek,
Łagodzą wszystkie myśli rogate...
D.B.: Będą przebaczać, składać życzenia...
Bleee... aż mnie wzdrygło od obrzydzenia!...
LUCYFER: Nikogo wtedy nie da się skusić!
Co gorsze – wielu z nich się nawróci!,
D.B.: Wnet do spowiedzi, przyjmą Komunię...
- A my wyjdziemy znowu na durniów!...
LUCYFER: Polej, Boruto, trzeba to zapić...
Jak o tym myślę, to szlak mnie trafi! (piją)
Uuuch... mocne, bratku, aż trzeszcze głowa!...
(ogląda butelkę) Musi to chyba spod Michałowa...
Ale, wracając, trzeba coś zrobić!
Pomyślmy – może zwiedzie się człowiek?!...
Nie będziem siedzieć, działać tu trzeba!
Kontrofensywę zróbmy dla nieba!
D.B.: Lecz cóż my zrobim, o Lucyferze!
Wszak tam moc Boża... nie wiem ja, szczerze!...
Wiesz szefie... jak trza komuś przyłożyć,
U mnie, jak w banku – lipy nie zrobię...
Lecz z dyplomacją, jakby kto pytał...
LUCYFER: Wiem, żeś ty dureń! – Gdzie jest Rokita?
On zawsze znajdzie mi dobry pomysł!
D.B.: Sorry, nie przyjdzie, Szefie... jest w domu...
LUCYFER: W domu? A czemu nic o tym nie wiem?
Teraz?! Gdy w takiej jestem potrzebie?!
D.B.: On zasłabł, Panie, w szpital go WZIĘLLI,
Mówią, że coś mu tam USUNĘLLI...
LUCYFER: Trudno, Boruto, więc radźmy sami,
Jak se poradzić z tymi świętami!...
D.B.: No... ja tam nie wiem, o Lucyferze...
Lecz,... jeśli pytasz..., to, mówiąc szczerze,
Ja tam bym zrobił z tych świąt bajeczkę!
Nie trzeba dużo! Tylko troszeczkę
Wmówić rodzicom, że to dla dzieci
Paczki, zakupy, choinka świeci...
Dzieciom – że ważne tylko prezenty
- I wnet zapomną, że czas to święty!...
LUCYFER: Brawo, Boruto! Słuchaj, co powiem!
Tobie alkohol rozjaśnia w głowie!
Pomysł genialny w swojej prostocie!
Zmieszamy świętość w zwyczajnym błocie!...
Niechaj się spieszą!, Niech denerwują!,
Niechaj w promocjach wszystko kupują!,
I niech pieniędzy góry wydają!...
- że TO są święta, niech se wmawiają!
D.B.: Dzieciom będziemy szeptać, by chciały,
Więcej, niżli by potrzebowały!...
Jak nie dostaną nowej komóry,
Laptopa, Barbie, lub innej bzdury,
Będzie złość, zawiść, pod niebo lament!...
- A nam dopiero to świętowanie!!!
LUCYFER: Widzisz, Boruto, i plan nasz gotów!
Genialna myśl to! – nie dla idiotów!
Do dzieła! Ruszaj piekła zastępy!
Nie będzie więcej dzień ten już święty!...
Myśl ta – przyznaję, aż mnie urzekła...
Ze Świąt zrobimy zwycięstwo piekła!
I w tym też będzie zasługa twoja!
Wypijmy za to! Mordo ty moja!... (piją)
W nagrodę, kiedy już zwyciężymy,
To se pojedziesz ... na Filipiny!...
D.B.: Nie, tam choroby... tam boli głowa...
Wolałbym bliżej... ot, do Kijowa...!
NARRATOR: Wnet w całym piekle wszystko zawrzało,
Tysiące diabłów wylatywało,
By nam na ziemi „zeświecczyć” święta,
By co jest ważne w nich – nie pamiętać!...
Tymczasem w niebie przygotowania,
Radosny nastrój oczekiwania...
Wszyscy weseli i uśmiechnięci,
Nikt nie przypuszcza, co piekło święci!!...
ARCHANIOŁ RAFAŁ: Witaj, Michale! Jak tam na dole?
ARCHANIOŁ MICHAŁ: Cześć, Rafaelu! Wszystko gotowe!
Anioły jeszcze się uwijają,
Nawrócić grzesznych wciąż się starają...
Adwent się kończy, czas czyścić dusze...
Dobrze im idzie – przyznać to muszę...
Tu komuś szepną „nawróć się, bracie,
Kiedy się wreszcie wyspowiadacie”...
Innym poradzą, aby w te święta
Każdy o biednych także pamiętał...
Godzą sąsiadów, waśnie łagodzą...
Wszystko – by Jezus w sercach się zrodził!...
ARCH RAFAŁ: Świetna robota! Wszak o to chodzi,
By Bóg naprawdę wśród nich się zrodził!
Przyznać ci muszę... kocham te Święta...
Byliśmy wtedy w szopce, pamiętasz?...
ARCH MICHAŁ: Czy ja pamiętam? Stary, żartujesz?
- Ja tamte chwile aż dotąd czuję!
To najpiękniejsze moje wspomnienia!...
No, ale popatrz... wszystko się zmienia...
ARCH RAFAŁ: No! Kurcze, szczerze! – jak zobaczyłem
Tę szopę, to się aż przestraszyłem!...
Myślę – ruina, mega-rozwałka!
A jeszcze zimno, jakby w Suwałkach!...
Żeśmy się wtedy naharowali...
Lecz wszystko żeśmy przygotowali...
ARCH MICHAŁ: Ty, a pamiętasz, jak to Gabriel
Musiał anielskiej użyć swej siły,
Żeby odepchnąć od żłobu woła?!...
Najpierw tłumaczy, że to dla Boga,
Żeby się zechciał w kąt gdzie odsunąć...
- A ten żre siano, nic nie rozumie...!
My tam ze śmiechu już się skręcamy,
On wściekły, że mu nie pomagamy...
ARCH RAFAŁ: A to pamiętasz, jak Święty Józef
Na tych ciaśniaków wtedy się wkurzył,
Co dla Maryi miejsca nie dali?!...
Jednemu to chciał laską przywalić!...
Ledwośmy wtedy go powstrzymali...
ARCH MICHAŁ: Bo też miał powód! Nasz Dobry Boże,
Sam już myślałem, że mu przyłożę!...
Tak śmiał odezwać się do Maryi!...
Ech, szkoda, żeśmy nie pozwolili!...
ARCH RAFAŁ: A jak Królowie zmylili drogę?!...
- Latam ja, szukam, znaleźć nie mogę!...
Patrzę, a oni zamiast do szopy,
Do zamku poszli Heroda-cioty!
Ależ się wtedy tam wystraszyłem!
-Boże mój – myślę – ja ich zgubiłem!
A jak drań każe skrócić im szyje?!
-Myślę – trza wpaść tam, i ich odbijać!
Ale na szczęście... nie trzeba było!...
Choć żal... bo obiłbym chętnie mu ryło!...
ARCH MICHAŁ: A ci pasterze, co Gabriel budził?
Jezu, jak on wystraszył tych ludzi!...
Chyba z godzinę żeśmy stracili,
Zanim się w końcu uspokoili!...
Lecz trza im przyznać, kochani ludzie!
Żyli uczciwie w biedzie i trudzie,
Sam Jezus potem przyjął ich w niebie...
Ja też ich często goszczę u siebie...
ARCH RAFAŁ: A to pamiętasz, jak nam Gabriel...?
ARCH MICHAŁ: No, ale właśnie – poczekaj chwilę!...
Gdzie on się podział właściwie, stary?
Tyle go nie ma? Wprost nie do wiary!...
ARCH RAFAŁ: Coś tam mi mówił, że sprawdzić leci,
Czy aniołkowie pilnują dzieci,
Potem miał sprawdzić wywiadu raport...
On to ma siłę – ciągle by latał!...
Tu wszystko sprawdzi, tam dopilnuje!...
Ja i bez tego skrzydeł nie czuję!
ARCH MICHAŁ: Ja to, jak w skrzydłach zmęczenie czuję,
to 2 RedBulle se aplikuje...
Cóż, On?- Archanioł! – służba i władza...
Lecz – między nami – trochę przesadza!
Co się stać może tuż przed świętami?!...
Ot, powspominałby trochę z nami...
ARCH RAFAŁ: O wilku mowa! Leci Gabriel!
Ale nasuwa! Będzie za chwilę!
ARCH MICHAŁ: Ty, coś się chyba zdarzyło złego!
Patrz, jak się spieszy! Lećmy do niego!
- Gaba!, poczekaj, coś się zdarzyło?
Nasuwasz, jakby się gdzieś paliło!...
ARCH GABRIEL: Chłopaki, zaraz wszystko wam powiem!,
Lecz wieść przekażę najpierw przed Bogiem!
Oj, będzie bieda, oj, będzie trwoga!
Zaraz wam powiem, najpierw do Boga!
ARCH RAFAŁ: Stary, coś stało się tam strasznego!
Ja raz widziałem taką twarz jego!...
To było, kiedy zdradził Lucyfer...
Wówczas do Boga też gnał, jak wicher!...
ARCH GABRIEL: Jestem już, jestem! – już wszystko mówię!
Słuchajcie! – Wiecie, porządek lubię!
Więc myślę – sprawdzę, czy gwiazda świeci,
Jak tam do świąt się szykują dzieci...
Żeby się czas mi jeszcze nie dłużył,
Sprawdzę raporty Aniołów Stróżów...
I wiecie?! Kurde, jak popatrzyłem,
To się tam cały aż przeraziłem!
Każde z dzieciaków myśli o świętach
Jak o komórkach, kompach, prezentach...
Lecz nikt o Bogu z nich nie pamięta!...
Tak jakby Pan Bóg im nic nie znaczył!!!...
ARCH MICHAŁ: Wszystkie dzieciaki?! O, ja pierdaczę!!!
ARCH GABRIEL: Nie, no, nie wszystkie – lecz straszna większość!
Czytam, i myślę – serce mi pęknie!...
ARCH RAFAŁ: Przecież ty serca nie masz w ogóle!
ARCH GABRIEL: Ej, się nie czepiaj! Mówię, co czułem!...
Nawet te dzieci nasze kochane,
Co się modliły wieczorem, rano,
Często o Bogu także myślały...
I raptem teraz... nagle, przestały!...
Czytam raporty, jeden za drugim,
I myślę – stało się coś wśród ludzi!...
To niemożliwe, by takie dzieci
Nagle zaczęły same tak grzeszyć!
I to tak wszędzie – miasto, czy wieś!
Więc poleciałem do CBŚ!
A stamtąd, to już w te pędy gnam
Co sił mam w skrzydłach, do CBA!
CHŁOPAKI, ZGROZA!!! Tam stos raportów
O wszechobecnych działaniach czortów,
Co namawiają ludzi do siebie,
Żeby nie myśleć o Bogu w niebie!
- Pytam anioła więc dyżurnego,
Czemu nie mówił, że jest coś złego!...
A on mi na to, że nie chciał straszyć,
Bo przecież prawie Święta za pasem!...
Natychmiast więc go zdegradowałem,
I do sprzątania nieba wysłałem!
Lecz, co się stało, to już się stało!
ARCH MICHAŁ: Chłopy, więc mało czasu zostało!
ARCH GABRIEL: Pan Bóg już całe niebo obudził,
CZERWONY ALARM! Ratujmy ludzi!
ARCH RAFAŁ: Całe więc nasze anielskie plemię
Leci ratować ludzi na ziemię!
ARCH MICHAŁ: Więc czego jeszcze my tu gadamy?!
Już! Szkoda czasu! No, zasuwamy!
ARCH GABRIEL: Kurcze! – Jak kiedyś! – razem na złego!
Jeden za wszystkich!...
ARCHANIOŁOWIE RAZEM: Wszyscy za jednego!
AKT II
NARRATOR: Tu, w akcie drugim, będziem widzieli
Starcie dwóch mocy: Czarci – Anieli...
A wojna idzie o ludzką duszę!
Wynik – zagadką – przyznać to muszę!...
Teraz przenieśmy się już do domu,
W którym się rzeczy dotąd nikomu
Nieznane, straszne, wnet będą działy!
Tu się 3 światy teraz spotkały!
Bo piekło będzie tutaj kusiło,
A z drugiej strony – niebo broniło,
Tych, co pośrodku – ludzkiej rodziny!
Ciekawe rzeczy więc tu ujrzymy...
DIABEŁ BORUTA: Chodź tu, i ucz się, jak ludzi kusić!
Specjalnie wziąłem ciebie – boś głupi!
Mam ja cię tutaj nieźle podszkolić!
Więc – wnet agresję w tobie wyzwolę...!
Mówię ci szczerze – kawa na ławę –
Masz udowodnić, że jesteś diabeł!
Lucyfer bardzo nie lubi tego,
Kto nie jest draniem, nie kocha złego!
A ty, choć młody, masz złą opinię!
Nie bijesz, nie klniesz, uczysz się pilnie!
Lucyfer prosił, bym cię pilnował,
Do bycie diabłem cię przygotował!
Ja tam się z tobą cackać nie będę!
Skoro trafiłeś pod mą komendę,
Jak parę razy oberwiesz w skórę,
Zaraz do piekła miłość poczujesz!
DIABEŁEK: Ale ja przecież nic nie zrobiłem!
D.B.: No właśnie, leniu! O tym mówiłem!
DIABEŁEK: Lecz ja się staram! O co, wam chodzi?!
D.B.: Starasz, nie starasz... Walnąć nie szkodzi!
Więc... Kimże jesteś?
DIABEŁEK (przez łzy): Diabłem rogatym!
D.B.: Kim jest Lucyfer?
DIABEŁEK: Mamą i tatem!
D.B.: Czy lubisz niebo?
DIABEŁEK: Niebem się brzydzę...
D.B.: A ludzki pomiot?
DIABEŁEK: Ich nienawidzę!...
D.B.: Przestań się mazać, jeszcze raz mówię!
Wiesz, że ja tego przecież nie lubię!
Jeszcze cię inne diabły zobaczą!
Tu nie ma zmiłuj! Chłopaki nie płaczą! (popycha go)
A teraz ruchy! Robota czeka!
Będziemy zaraz kusić człowieka!
Znaczy – ja będę – ty nie przeszkadzaj,
A jak dam rozkaz – będziesz pomagał!...
DIABEŁEK: A czy koniecznie razem iść muszę?!
D.B.: Nie, no ja tego durnia uduszę!
Skąd nam się wzięła taka pokraka?!
Więc rozkaz! – skusisz tego chłopaka!
(dom, widoczne 3 postaci – mama, córka i mały syn)
MAMA (woła): Czesiu!... Angeliko!...
Dzieci, niedługo tato już wróci
Miał jeszcze parę rzeczy dokupić...
Sprzątnijcie prędko pokoje swoje,
Piorunem pójdzie, jak się we dwoje
Za to weźmiecie... Pomóżcie sobie...
D.B. (szepce do dziewczyny): Ej, powiedz „ani mi to jest w głowie”...
Znowu za niego będziesz sprzątała?
Niech sam se sprząta, pokraka mała!...
Nie daj się dłużej wykorzystywać!
Nie jesteś tutaj służącą chyba!...
ANGELIKA (do mamy): Ani mi w głowie, niech raz on sprząta!
Nie jestem tutaj żadna służąca!...
MAMA: Kochanie, czemu mówisz tak brzydko?
Dzieci – no proszę – sprzątnijcie szybko!
D.B. (do córki): Powiedz, że nie chcesz, że się źle czujesz!
ANGELIKA: Nie chcę, nie będę! Źle się dziś czuję!
D.B. (w stronę Diabełka i chłopaka): No dalej, teraz niechże on odpyskuje!
DIABEŁEK (do chłopczyka): hmm... e... czy byłbyś... nie zechciał...
CZESIO (do Diabełka): Hej! Skąd się tu wziąłeś? I kim ty jesteś?...
DIABEŁEK: No...., ja... tego... znaczy.... ja..., ten, tego...
CZESIO: Nie bój się... Wybacz, że przestraszyłem
Sam przecież wpierw się nie przedstawiłem...
Dzień dobry! Nazywam się Czesio...
DIABEŁEK: Dzień dobry, Czesiu – jestem Diabełek...
D.B. (maxymalnie wkurzony, podlatuje do Diabełka i wali go w łeb):
Co ty wyprawiasz, ty durna pało!
Czy ci się w mózgu poprzestawiało?!
Zamiast go kusić, ty się przedstawiasz?
Masz go do złego namówić zaraz!...
DIABEŁEK: Nie – ja nie umiem!... i to jest wstrętne!
D.B. Zaraz ze złości ja chyba pęknę!
(do chłopczyka) I co się gapisz, gówniarzu wstrętny?!
On jeszcze mały, więc ciągle święty!
Dlatego widzi i mnie i ciebie!
DIABEŁEK (przejęty): Naprawdę święty? – Tak, jak ci w niebie?
D.B.: Teraz żeś przegiął, dostaniesz baty!!
CZESIO (przestraszony, wrzeszczy): Aaaa... Boję się, ja chcę do mamy i taty...
ANGELIKA: Czego ty wrzeszczysz?! No, się uspokój
Zmknij się! – może sprzątnę ci pokój!...
NARRATOR: W tym samym czasie dyżurny w niebie
Widzi, że znowu ktoś jest w potrzebie...
Więc stąd transmisję naszą przerwiemy,
I wnet stop-klatkę zastosujemy
(pilotem włącza stop-klatkę – rodzina i diabły zastygają bez ruchu)
Oddaję głos do studia... Hallo, Hallo, Włodku... (wychodzi)
ANIOŁ DYŻURNY: Kurcze, znów włączył się pokusy czujnik,
Znowu grasuje diabeł-rozbójnik!...
(do słuchawki) Anieli, hallo... jest któryś wolny?
Wszyscy w terenie – no tak, stan wojny...
Kurczę, nie mogę wszak zejść z dyżuru!
Może jest choć ktoś z naszego chóru?...
(do słuchawki) Słuchajcie, znowu są zagrożeni!
Znowu jest sygnał pokusy z ziemi!...
(do siebie) Nikogo nie ma! Ja tylko jestem!
(nagle wchodzi, jakby na wezwanie, śmierć)
ŚMIERĆ: Trzeba, to pójdę!
ANIOŁ DYŻURNY: Przestraszysz dziecko!
ŚMIERĆ: Już nie przesadzaj, ze go przestraszę!,
W końcu i tak go kiedyś zobaczę...
Jak brak kadrowy, chętnie pomogę...
Widzisz..., mam długi przed Panem Bogiem...
No więc się teraz wykazać muszę...
Jak trza, mów śmiało – i chętnie ruszę...
Widzisz... ostatnio... trochę imprezowałam...
I wszystkich planów nie wykonałam...
I było z tego... hmm... opóźnienie...
Film nawet o tym był? Oglądałeś? Tytuł „Oszukać Przeznaczenie”...
Więc już nie mędrkuj, pokaż mi drogę,
Jak nie ma innych, chętnie pomogę...
ANIOŁ DYŻURNY: No dobra (pokazuje na mapie), tutaj... Jezus, Maryja,
Tylko ty tam ich nie pozbijaj...
Jak tylko jakiś anioł przyleci
Poślę go zaraz tobie z odsieczą...
ŚMIERĆ: Odsieczą? – Stary, co do siekania,
Poradzę sobie ja bez gadania... (wychodzi)
ANIOŁ DYŻURNY: Boże, jak mi się za to dostanie!
Panie, dlaczego na mojej zmianie!...
(wpada zdyszany św. Mikołaj)
MIKOŁAJ: Aniele, czekaj!
(widzi, ze śmierci już nie ma, przerażony)
Co ty zrobiłeś?!
Zdurniałeś?! Śmierć tam na nich puściłeś?
ANIOŁ DYŻURNY: Ach, Mikołaju! Wyjścia nie miałem!
Aniołów nie ma – to ją posłałem...
ŚW. MIKOŁAJ: Trzeba ją było zostawić tutaj,
Samemu lecieć! – oj, głupiś, głupiś!
Śmierć może nawet pomóc chce szczerze,
Lecz że da radę diabłu – nie wierzę!
A, jak zobaczy, że jej nie idzie,
Wkurzy się strasznie... pamiętasz Blidę?!...
ANIOŁ DYŻURNY: Na Rany Boskie!, co ja zrobiłem!
Matko Najświętsza! – już ich zabiłem!
ŚW. MIKOŁAJ: Słuchaj, ja lecę ich tam ratować,
Nie rycz, lecz Archaniołów mi sprowadź!...
ANIOŁ DYŻURNY: Rozkaz! – Więc ruszaj – będą za chwilę!
- Sprowadzę ja ich, choćby i z Chile!
NARRATOR: Akcja nieziemska! Lecz już wracamy
Do domu, który dobrze już znamy...
Lecz – dodać muszę – nie tylko tutaj
Diabły wciąż kuszą – jak tu Boruta.
I namawiają wszystkich, by w święta
O Panu Bogu już nie pamiętać...
Trwa ofensywa straszna piekielna,
Lecz już tam walczy z nimi brać dzielna!
Anieli Stróże dwoją się, troją,
Więc już piekielne moce się boją...
Bo wynik walki już przesądzony!
- Choć diabły mają rogi, ogony,
I choć ich walczy tu cała kupa,
Lecz w starciu z niebem, diabeł, to... cienki bolek!
Lecz tu – w tym domu, to inna sprawa!
Diabeł Boruta, to nie zabawa!
No i aniołów przecież brakuje!
Jeszcze i śmierć się tutaj ładuje!
Tu się straszliwy konflikt szykuje!
Pędzi Mikołaj – czy uratuje?...
Więc tu zostańmy, bo dziać się może
Za chwilę wiele... Boże, mój Boże...
(wychodzi, za moment wraca, mówi „sorry”, i włącza akcję pilotem)
D.B. (do mamy): No, kochaniutka! – Nawrzeszcz tu na nich!
Co ci ta córka tam ciągle chrzani!
Ty wciąż harujesz, sprzątasz, gotujesz
Kiedy ci za to ktoś podziękuje!...
MAMA (wrzeszczy na córkę): Czego tak stoisz! Czego go straszysz!
Powiem ja ojcu! Jeszcze zobaczysz!
Chyba, jak proszę, możesz mi pomóc!
Sama mam tyrać ciągle w tym domu?!
D.B. (do córki): Odgryź się, odgryź! No, nie bądź ciapą!
Powiedz, co myślisz na mamę taką!
Ciągle coś każe! Ciągle się czepia!
Przecież wiadomo, ze ty wiesz lepiej!
ANGELIKA (z gniewem, do mamy): Ja nie pomagam?! Ja nic nie robię?!
Nieprawda, Kłamstwo! Wypraszam sobie!
(odchodzi na bok obrażona, zaczyna ryczeć, Czesio z tego wszystkiego też zaczyna płakać)
D.B. (do Diabełka): Czego się gapisz? Już kuś małego!
Niechaj też powie matce coś złego!
DIABEŁEK: Nie będę kusił! Dość! Chodź tu, Czesiu!
Nie płacz, już, nie płacz!Tyś nic nie zgrzeszył...
Wina to jego!(pociesza) Nie płacz, kochany,
I tak masz dobrze... ja nie mam mamy...
D.B.: A więc tyś taki! To jawna zdrada!
Zatłukę w piekle ja tego gada!
Dobrze, ze szczeniak tylko go widzi...
Sam se poradzę! (do mamy) drzyj się!– ma się wstydzić
MAMA (do córki): To tak się zwracasz do matki swojej?!
A więc nie będzie komórki nowej!
Dopóki będziesz miała bałagan,
Nigdzie nie wyjdziesz! Totalny szlaban!
ANGELIKA (ze złością): Tak?! No to dobrze! To zobaczymy!
Mogę tu siedzieć choćby pół zimy (odbiega w kąt i ryczy)
D.B. (zaciera ręce): Kocham to robić! To właśnie święta!
Nikt tu o Bogu już nie pamięta!
(do mamy) No, nie rycz jeszcze! Jeszcze poczekaj!
Na męża teraz tu ponarzekaj!
MAMA: Gdzież on się podział! Nigdy go nie ma!
Że na zakupy? To pewnie ściema!
Pewnie gdzieś pije z jakimś kolegą!
Po co ja w ogóle wyszłam za niego! (ryczy)
CZESIO (przestraszony, do Diabełka): Czemu to robią? Będą się bili?
Oni się nigdy tak nie kłócili?
DIABEŁEK: Nie bój się, Czesiu! To jego wina!
To przecież diabeł – podła gadzina!
Ech... ja też diabeł... i ja tu winny...
CZESIO: Ty jesteś dobry! Ty jesteś inny!...
DIABEŁEK: Ja jestem dobry?!... Mi ciągle w życiu
Złym być kazali... O piciu, biciu,
Złości mówili... Ja nic takiego
Jeszczem nie słyszał... dzięki... kolego...
CZESIO: Naprawdę, będziesz moim kolegą?!
DIABEŁEK: Choć chciałbym bardzo, chyba... nic z tego...
Lecz cóż to? Kto to?... Ktoś tu nadchodzi...
Na Lucyfera, to śmierć tu wchodzi!...
ŚMIERĆ: No, jestem, jestem! Aaa... to Boruta!
Oj, atmosfera nieźle już struta!...
D.B.: Czegoś przylazła? W niebie się nudzi?
ŚMIERĆ: Słuchaj, Boruta, odpuść tych ludzi!
D.B.: Czyś ty zgłupiała? Kościsty wraku!
Idź ty się gonić stąd do Iraku!
Nie masz nade mną ty władzy żadnej!
ŚMIERĆ (totalnie wnarwiona, nie panuje nad sobą):
TAK?! Więc ją skoszę (pokazuje na mamę)! Będzie zabawniej!
D.B.(ironicznie): Ot, zagroziła! Jak cierpieć muszę!
Tnij! To sę wtedy wezmę jej duszę!
ŚMIERĆ: Tak! Ale wtedy stad pójdziesz sobie!
Warto! Choć szkoda, ze zginie człowiek!
CZESIO: Czy ona zabić chce moją mamę?
DIABEŁEK (zasłania sobą mamę): Czekaj! – (do siebie) ale ja za to dostanę...
Nie krzywdź jej, proszę... Nie dam jej zabić!
(wpada zdyszany św. Mikołaj)
ŚW. MIKOŁAJ: Natychmiast masz ją tutaj zostawić!
D.B.: Co jest, do czorta?! Zlot dziwów z raju?!
Czego tu szukasz, ty!... Mikołaju!...
ŚW. MIKOŁAJ (do D.B.): Odejdź stąd prędko, bestio przeklęta!
D.B. (ironicznie): A wiem! Tu jesteś, bo idą święta!
Wiadomo, paczki, świeczki, prezenty!...
To sobie popatrz, jak takiś święty!
Piekło zrobiłem im ze świąt Bożych!
ŚW. MIKOŁAJ: Zjeżdżaj, bo zaraz ci tu przyłożę!
D.B.: Tylko że... tutaj zdziałasz niewiele!
My w piekle teraz, a nie w kościele!
W ich sercach zło i żal i nienawiść!
To moją tarczą – mnie nie dostaniesz!
(do śmierci), Co się tak gapisz, tnijże ją wreszcie! (śmierć już chce ciąć, św. Mikołaj ją łapie za rękę)
ŚW. MIKOŁAJ: Nie, Stara, ochłoń! Dziś – to za wcześnie!
ŚMIERĆ (ochłonęła): Masz rację! Znów by były kłopoty!...
Dzięki! Dziś nie mam tu nic do roboty!
- Zbytniom nerwowa, to mi nie służy...
Wszystko przez niego! To on mnie wkurzył! ( w tym momencie wpadają Archanioły)
ARCH MICHAŁ: Któż to śmierć wkurzył? Ktoś z piekła szkoły?!
ŚW. MIKOŁAJ: Ach, Bogu dzięki! Są archanioły!
ARCH GABRIEL: No, dobrze żeśmy zdążyli tutaj!...
ARCH RAFAŁ: Hej! To nasz stary zdrajca, Boruta!...
ARCH MICHAŁ (ironicznie): No, patrzcie, bracia, kto by przypuszczał,
Że ktoś go będzie do domu wpuszczał...
CZESIO: Sam on tu przylazł!... I wszystkich skłucił!...
I na mnie krzyczał, jego przewrócił! (pokazuje na Diabełka)
ARCH RAFAŁ: Widzisz nas, mały?! Cóż, Dobry Boże,
Czasem nas dziecko zobaczyć może...
Nie bój się!... Krzywdy więcej nie zrobi...
Teraz się odwróć...
D.B.: (przerażony) Co chcecie zrobić?!...
ARCH GABRIEL: Cóż, przyjacielu, nic szczególnego...
Trochę skropimy cię, tu, kolego...
(wyjmują kropidła zza paska, tak jak pistolety, zaczynają kropić na D.B., ten zaczyna się drzeć w niebogłosy)
Woda Święcona...Wyobraź sobie...
No przecież krzywdy nie zrobi tobie!...
D.B. (drze się): Nie, ja żałuję, nie chcę już złego!
Ja się wyrzekam piekła całego!
Ja Lucyferem gardzę! Bez kitu!
ARCH RAFAŁ (do ARCH MICHAŁA): Pokrop go w gębę, nie znoszę krzyku!
(w końcu przerywają, jeden z nich trzyma D.B. dalej, ten coś tam stęka, odwracają się w stronę przestraszonego Diabełka)
ARCH GABRIEL: (niechętnie, z wahaniem, bo widzi, ze ten jest mały)
Cóż, trza nam chyba kropnąć i tego...
CZESIO: (zasłania Diabełka)
Nie, on nie zrobił tutaj nic złego!
On mnie pocieszał, i mamę bronił!
I nawet sobą mamę zasłonił!
ARCH RAFAŁ: Co też ty powiesz? (do Mikołaja i Śmierci) On prawdę gada?
ŚMIERĆ: Prawdę, zaświadczam! On nam pomagał,
Żeby nie on, to byłoby krucho...
ARCH GABRIEL: (z radością) Bracie, więc zostań Anielskim Duchem!...
DIABEŁEK: (zaskoczony, ale z radością) Ja?!... W niebie?!... Anioł?!!... Naprawdę mogę?!!
ARCH MICHAŁ: Pewnie! Za chwilę przed Panem Bogiem
Powiemy, jak się dzielnie sprawiłeś,
Jak z poświęceniem ich tu broniłeś!...
DIABEŁEK: HURRA! Więc idę dzisiaj do nieba!
Niech żyje Pan Bóg!
ARCH MICHAŁ: (zadowolony) Takich nam trzeba!
DIABEŁEK: A czy to prawda, że u was... to znaczy, U NAS w niebie,
Wszyscy kochają Boga i siebie?
ARCH RAFAŁ: Prawda, nasz bracie! Bóg jest Miłością!
Miłość zwycięża nad złem i złością!
ARCH GABRIEL: Bo tam, gdzie niebo – tam, dobro wszędzie!
Zobaczysz! – każdy kochać cię będzie!
DIABEŁEK: Lecz przecież... ogon, rogi?... jam czarny?...
ARCH MICHAŁ: Nie bój się! Z czasem będziesz normalny!
DIABEŁEK: (do Czesia) Teraz, gdy będę przed Panem Bogiem,
Będę mógł zawsze pomagać tobie!...
I będę blisko, czy w dzień, czy w nocy
Proś śmiało zawsze, gdy trza pomocy!...
Choć, gdy podrośniesz, mnie nie zobaczysz,
Wiedz, że ja będę! – to nic nie znaczy!
(do ARCHANIOŁÓW) Hmm... Lecz nim polecę, by być już w niebie,
Pozwólcie – rzeknę mu coś od siebie...
(do D.B., przy czym mu „przykłada” ciut)
Masz i ode mnie, ćwoku przebrzydły!
Więcej nie będziesz gnębił mnie nigdy!
Przez całe życie mnie zła uczyli!
I nienawiści, złości uczyli!
Więcej ja nie chcę być już szatanem!
Rozumiesz, w końcu, ty podły draniu?!
ARCH GABRIEL: Reagujemy, i go bronimy?
E tam, przez chwilę... nic nie widzimy!... (gwiżdżą sobie)
(po chwilce)
ARCH RAFAŁ: (do Diabełka, dobrotliwie) Starczy już... (do D.B.) Spadaj! Lecz – jeśli wrócisz-
Zmówić różaniec tu będziesz musiał!
D.B.: Puśćcie Anieli, nigdy nie wrócę!
Przysięgam na mą diabelską duszę!
(ucieka)
ARCH GABRIEL: No, diabeł z głowy! Lecz – patrząc w koło,
Ogólnie mówiąc – nie jest wesoło!
Chłopak zmartwiony, te 2 skłócone!
Weź tu, człowieku, babę za żonę!..
ARCH RAFAŁ: Trzeba tym ludziom pokój przywrócić!
By się przestali w te święta kłócić!
(szepce do Mamy) Już nie denerwuj się, odpuść sobie,
Zaraz posprząta, pomoże Tobie,
To przecież jednak dobra dziewczyna...
Czy ci się młodość nie przypomina?...
Też miałaś trudny wiek hormonalny...
Powód do kłótni tu zbyt banalny!...”
ARCH GABRIEL (do Angeliki): Słuchaj, dzieweczko, przestań się wkurzać...
(daje lusterko i szminkę, wyciera jej oczy) Weź się podmaluj, i nie strasz ludzi!
Powiedz „przepraszam” – pamiętaj, ze
„Pokorne ciele dwie matki ssie”...
ARCH MICHAŁ: (do Czesia) Teraz ty, mały, zadziałać musisz!
Pamiętaj – miłość wszak lody kruszy!
Więc już do dzieła! – twoja to rola,
Odegrać postać tu MEDIATORA!
CZESIO: Kogo?
ARCH MICHAŁ: ME-DIA-TO-RA...
CZESIO: Aha... Dobra, to lecą najpierw do Mamy...
(do mamy, przytula się do niej) Mamusiu, pokój my posprzątamy...
No nie płacz, proszę, przestań się smucić...
Przecież i tatuś zaraz już wróci...
MAMA: Kochane dziecko z ciebie, skarbeczku,
No, już nie płaczę.. dobrze, syneczku...
CZESIO: (leci do Angeliki) Angela, proszę, przestań się gniewać,
Sprzątnę, twój pokój, jeżeli trzeba...
No proszę – przestań miny te robić!
Masz tu cukierka... chodź się pogodzić...
Pogódź się z mamą, chodź... czasu szkoda...
No nie bądź, proszę, głupia, jak Doda...
ANGELIKA: Dobra, braciszku, masz rację chyba,
Sorka, za złości.... tak, czasem bywa!
Całkiem tyś mądry – choć jeszcze mały.
Chodź – odkręcimy, co naplątałam...
(idą razem do mamy) Mamo, przepraszam, za to, co było...
Wybacz, coś we mnie chyba wstapiło...
MAMA: (przytula Angelikę) Chodź tu, córeczko, przepraszam także...
ARCH MICHAŁ: No, wszystko gra już, jak w Leo kadrze!...
ARCH RAFAŁ: Blee.. Ale wyszła nam scena tkliwa,
Jak w M jak Miłość co najmniej bywa...
Jak to w jasełkach baby zobaczą,
To na mur – beton, nam się zapłaczą!...
ANGELIKA: Ja sprzątnę wszystko!
CZESIO: Wyniosę śmieci!
ANGELIKA: Pomogę w kuchni...
MAMA: Kochane dzieci...
CZESIO: O, jest i tatuś, Chodź do nas szybko!...
TATO: Co tu się dzieje? W porządku wszystko?
ANGELIKA: Tak, tak, tatusiu, już wszystko dobrze...
TATO: Bo już się bałem, że jakiś pogrzeb...
No nic, nieważne, czasu straciłem
- przepraszam – masę, ale kupiłem
Wszystko co trzeba, nawet i ciasto...
MAMA: Ciasto? A po co? Upiekę własne...
TATO: Chciałem ci pomóc, byś nie musiała
Tyle harować, w kuchni nie stała... (Angelika ogląda to ciasto)
ANGELIKA: Tatuś, ja zaraz pomogę mamie...
Zdążymy – spójrz na opakowanie!
Czytaj, co „to-to” w sobie zawiera...
TATO: A co takiego? – Jasna cho... o kurcze! (czyta)
„Piernik świąteczny” - cena promocyjna, jedyne 9, 99 za kilogram!
Skład surowców: mąka, woda, cukier...
(przeciągle)dwuwodorofosforan amonu, substancja zgęszczająca-guma arabska, propionian sodu, spulchniacze, Konserwant E – 331, E-457, E-329..., Emulgator kwasowości, Barwiony chemicznie, aromat miodowy identyczny z naturalnym...
ANGELA: (jak tato czyta, na chwilę wybiega, teraz wraca)
No ładnie, Tatuś – patrz – z wikipedii
Ściągnęłam, co byśmy dzisiaj zjedli... (czyta z kartki)
„dwuwodorofosforan amonu – związek chemiczny do impregnacji zapałek oraz produkcji środków spulchniających wyroby cukiernicze...przy spożyciu w większych ilościach może spowodować...” czytać dalej?
TATO: Nie, proszę! Nieźle... Cóż – nie czytałem...
Jak inni brali, to i ja brałem...
ANGELIKA: To nic, tatusiu, my upieczemy,
Coś po czym chociaż tu nie pomrzemy...
MAMA: Lecz co z tym zrobić?
TATO: A, niechaj stoi!...
Przyjdzie wuj Alfred, on się nie boi...
Jak w zeszłym roku przywiózł nam śledzia,
To nawet Burek z dzień nad nim siedział...
MAMA: Zdążymy! Prawie gotowe wszystko,
Lecz się pospieszmy, bo gwiazdka blisko...
ARCH GABRIEL: (do niebian) To co, kochani, możemy lecieć!...
Wszystko już chyba dobrze na świecie.
Zewsząd dochodzą dobre raporty,
Żeśmy przegnali piekielne czorty.
Pokój zagościł już w każdym progu,
I ludzie znowu myślą o Bogu...
ARCH MICHAŁ: Lecz nim na dobre już odlecimy,
Misję małemu zlecić musimy...
(coś mu tłumaczy szeptem, Mały kiwa parę razy głową, na „tak”, przybijają piątkę i żółwika)
ŚW. MIKOŁAJ: I ja coś jeszcze chcę szepnąć tobie...
(szepce coś Czesiowi na ucho) Tylko wiesz... na razie sekret... – no!, to wybierz sobie (mały potakuje głową)
ŚMIERĆ: Coś mu tam szeptał?
ŚW. MIKOŁAJ: Nie bądź ciekawa!
Prezent mu dałem... (poklepuje ją dobrotliwie) Nie twoja sprawa...
(ARCH MICHAŁ popycha trochę Czesia do taty, mówi cicho coś w rodzaju „no już, dalej, śmiało”)
CZESIO: Tatusiu, dawno Bóg się narodził?
TATO: Oj, dawno, synku – w Betlejem, w żłobie...
Dziś o tym fragment będziemy czytać...
CZESIO: Mamusiu, chciałbym jeszcze coś spytać...
Czy to jest prawda, że najważniejsze,
By Pan Bóg u nas zrodził się w sercu?
MAMA: Pewnie, że prawda!... Skądżeś to wiedział?
CZESIO: No... Anioł taki mi to powiedział...
Śmierć i Mikołaj, inni anieli...,
O, właśnie sobie stąd polecieli (macha ręką na pożegnanie)
MAMA: Dziecko kochane, czyś ty nie chore?
CZESIO: Nie, mamuś, ja byłem tym... no... PREDATOREM!...
TATO: Oj, chybaś chory... Czoło do góry...
Nie, chyba nie masz temperatury...
ANGELIKA: Chodźmy, mamusiu, bo nie zdążymy!...
Przecież to ciasto upiec musimy...
Jak pójdzie za czas jakiś do szkoły,
Zaraz przestanie widzieć anioły...
TATO: Dobra, to pieczcie, a my choinkę
Przyozdobimy choć odrobinkę...
CZESIO: Tatuś, lecz anioł jeszcze mnie prosił,
Bym na Pasterkę też was zaprosił...
WSZYSCY: COO??!!!
CZESIO: No co, normalne chyba, że w święta,
Trzeba o Panu Bogu pamiętać...
TATO: (przytula Czesia) Słuchaj... hmm... Z kim ty gadałeś, ja nie wiem tego,
Jedno jest pewne – jest w tobie niebo.
Niech tak na zawsze wśród nas zostanie...
CZESIO: (radośnie) A ja wiem, co w prezencie dostanę!
TATO: (z uśmiechem) Też anioł mówił?
CZESIO: A nie, Mikołaj!
Na razie o tym wiemy tylko my obaj!
Więc mnie nie pytaj!... nie powiem, tata!
(na stronie, cicho) Mam sobie wybrać – chcę siostrę, czy brata...
AKT III
NARRATOR I: Akt tu ostatni – już bardzo krótki.
Wszystko, co było brzemienne w skutki,
Już się zdarzyło w poprzednich scenach...
Niebawem koniec już przedstawienia...
NARRATOR II: Na ziemi dobro więc zwyciężyło:
Choć – widział każdy – łatwo nie było!
Zewsząd anieli diabłów przegnali,
O Bogu wszystkim przypominali...
NARRATOR I: I się udało – mimo prezentów,
Choinek, żarcia – to były ŚWIĘTA!
I każdy człowiek przypomniał sobie,
Że to Zbawiciel tam leży w żłobie...
NARRATOR II: I każdy to choć przez chwilę poczuł,
Że Pan Bóg w jego życie też wkroczył...
By przebaczenie dać mu i miłość.
I wielu życie odtąd zmieniło...
NARRATOR I: A nam tu dodać tylko zostało
Dwie sprawy – w niebie wiele się działo!
Bo, jak co roku, w tę noc niebianie
Znów przyszli oddać hołd swemu Panu...
NARRATOR II: Maryja, tak jak wówczas, trzymała
Dzieciątko Święte – szczęśliwa cała
A Święty Józef, jak tamtej nocy,
Co chwila skrycie ocierał oczy...
NARRATOR I: Nawet zwierzątka były te same,
Bo też zasługę miały przed Panem,
Swoim oddechem wciąż Boga grzały,
Chyba kolędę także mruczały...
NARRATOR II: Przyszli Pasterze i Trzej Królowie,
Byli i Święci też Młodziankowie,
Święta Elżbieta, Jan i Zachariasz..
Za nimi brzmiał już święty rozgardiasz...
NARRATOR I: Więc przyszli wierni Apostołowie,
No i – rzecz jasna – też – aniołowie!
I Wszystkich Świętych całe miliony
Tłum nieobjęty, nieprzeliczony...
NARRATOR II: A, gdy już wszyscy hołd Mu oddali,
To przed Maryją wraz poklękali
I głos się jeden odezwał wszędy;
- Święci zaczęli śpiewać kolędy.
NARRATOR I: A każdy śpiewał w swoim języku;
A, że języków tych jest bez liku,
Wszystkie te głosy w jedno się zlały:
- Chwałę na wysokości Bogu oddały...
NARRATOR II: Tymczasem w piekle straszliwy dramat!
Bo nie udała się „nocna zmiana”...
Lucyfer klął, piekło truchlało,
Nieźle się też Borucie dostało...
NARRATOR I: Dodać tu muszę rzecz jeszcze znaną!:
Uważać trzeba, by nie mieszano
Nazwiska BORUC, z BORUTY mianem!
- Ten jest bramkarzem, tamten szatanem!...
LUCYFER: Co masz na swoje usprawiedliwienie?!!
Zresztą – nieważne – w siarce smażenie,
To jest dla ciebie za mała kara!
Ot, plan wymyślił! Oj, będzie siarra!
I na dodatek jeszcze, żeś zdrajca!
Każę ci za to... Zobaczysz ty, co ja ci każę!...
D.B.: Stop, Lucyferze, plan wymyśliłem,
Lecz se wypraszam – zdrajcą nie byłem!
LUCYFER: NIE?!! Kto się tam mnie, piekła wypierał?
Bratku! To gorsze, niż seksafera!
Myślisz, skąd wiem to, i kto mógł donieść?!!
Mam to nagrane! NA DYKTAFONIE!!
D.B.: Ale ja tylko tak... żartowałem!...
LUCYFER: O, żart był świetny! Aż się uśmiałem!
Ty też swój humor zaraz poczujesz!
Mówię – od śmiechu się ugotujesz!
D.B.: Lecz, Lucyferze – plan mógł wypalić!
LUCYFER: MOGĘ - to ja cię z partii... e.., znaczy, z piekła... wywalić!
Lepiej by nam się tu wszystkim żyło,
Gdybym wychrzanił to głupie ryło!
Lecz niee!! Za lekką by była kara!
Bo gdzie jest zbrodnia, tam też ofiara!
Plan tyś wymyślił – i nie wypalił!
Wniosek – to durnie mi doradzają!
D.B.: Tak, jestem durniem! – plan ten ci dałem,
I wykonywać się go starałem!
Lecz chyba jeszcze durniejsza głowa,
Co go kazała zrealizować!
(chwila ciszy, D.B. zrozumiał, ze palnął głupotę, L. się wścieka)
Oj, chyba nie tak trochę zabrzmiało..., Ja nie to chciałem...
LUCYFER: Ty durna pało!
Właśnie wyzwałeś mnie od debili!
Swojego szefa! Więc ani chwili
Nie będę dłużej ni więcej zwlekał!
(krzyczy) Straż, brać go! (wpadają strażnicy, obezwładniają D.B.) Kocioł – jak dla człowieka!
I smażyć 100 lat!
D.B.: (przerażony) Litości, Panie!
LUCYFER: Litości w piekle? No, bądź szatanem!
D.B: (płaczliwie) Nie chcę do kotła, za co, o Panie!...
LUCYFER: (spokojnie, złośliwie) Za błędy płaci się, mój kompanie!
Chcesz wiedzieć, za co? – Służę układnie
Bo widzisz... „Kocham cię, jak Irlandię”...
A, że gorące jest me uczucie,
Każę cię właśnie do kotła wrzucić!...
(do straży) A potem 6 lat go trzymać nad parą!
Gorącą!!!
D.B. :PANIE!!!...
LUCYFER: Bye, bye, maszkaro!
(straż wywleka płaczącego D.B.)
Tak to z Borutą się rozprawiłem!
Ot, tyle, że gniew swój nasyciłem...
Nie on tu winny, rzecz to jest pewna,
Lecz... szef nie może błędów popełniać!...
I to jedyne dziś me zwycięstwo,
Bo znowu piekło poniosło klęskę!...
Co bym nie zrobił – jestem szatanem...
Z góry przed Bogiem jam już przegrany...
I tak już będzie, po koniec świata...
Idę!... Przy ludziach nie będę płakał
(wychodzi rycząc)
NARRATOR: (w tym czasie wszyscy wychodzą i ustawiają się „na koniec”)
W końcu szczęśliwie, nastąpił kres!
Dobrze, że płacze na nim sam bies!
Niebo, jak zawsze zaś, się raduje!
A z nas już każdy wam też DZIĘKUJE!!
(totalny ukłon)