X Używamy plików cookie i zbieramy dane m.in. w celach statystycznych i personalizacji reklam. Jeśli nie wyrażasz na to zgody, więcej informacji i instrukcje znajdziesz » tutaj «.

Numer: 53043
Przesłano:
Dział: Zdrowie

Nauczyciel w kryzysie, czyli jak sobie poradzić

Nauczyciel w kryzysie, czyli jak sobie poradzić?
„Wyjść z cienia” - Krótki pamiętnik samoterapii.

Czujesz, że grunt usuwa Ci się spod nóg, cały świat sprzeciwia Twoim pragnieniom i wszystko idzie nie tak...Tracisz pracę, rozstajesz się z partnerem, Twój spokój ducha zabija wszechogarniający hejt albo dotyka Cię inna życiowa tragedia? Ten artykuł jest dla Ciebie i możesz w nim odnaleźć siebie. Nie licz jednak na to, że napotkasz w nim gotowe wskazówki, które bezdusznie wcielisz w życie...
Sytuacje trudne mają ogromny wpływ na nasze życie, dokonują jego transformacji i są źródłem bólu i cierpienia. Ostatecznie jednak mogą prowadzić do rozwoju i finalnie dawać radość. Aby tak było trzeba przebrnąć przez kolejne etapy radzenia sobie z kryzysem i osiągnąć zwieńczenie – spokój ducha i równowagę psychiczną. Nie jest to jednak rzeczą łatwą. Różne czynniki zewnętrzne i wewnętrzne mają wpływ na długość i dynamikę tego procesu oraz jego efekt końcowy. Nasze otoczenie może nas wspierać i pozytywnie stymulować ale może tez być źródłem dodatkowych stresów i frustracji, które pogłębią i tak już trudną naszą sytuację zewnętrzną i wewnętrzną. My sami również możemy być swoimi sprzymierzeńcami, ale to w nas może tez tkwić zarzewie toksycznych presji i wpływów. Najważniejsze, aby zdawać sobie z tego sprawę i działać racjonalnie. A działanie racjonalne w obliczu mentalnej burzy na naszym życiowym morzu jest nie lada wyzwaniem...

Wielkie bum...czyli strzał prosto w serce...
Od dłuższego czasu nie układa się...relacje z ludźmi są źródłem stresu i cierpienia, ale jeszcze wierzysz, że jakoś się ułoży. Wkładasz mnóstwo wysiłku w uporządkowanie sytuacji i nawet widzisz światełko w tunelu...Ale niestety to światełko gaśnie w obliczu nagłej sytuacji trudnej. Mniejszych i większych tragedii życiowych z reguły nikt nie zapowiada i dlatego nie mamy możliwości przygotowania się do nich. Z dnia na dzień Twoje życie się odmienia i na odnalezienie się w nowej trudnej roli i trudnej sytuacji nie masz gotowych recept. Pewny jest tylko ból, który napływa nie wiadomo skąd i łzy, które cisną się do oczu. Cała reszta to jedna wielka improwizacja.
Na życiowe tragedie nikt z nas nie jest przygotowany. Zaskakują nas zatem i wywołują nieoczekiwane reakcje, które czasem dziwią nas samych. To właśnie wtedy tak naprawdę poznajemy swoje prawdziwe oblicze i docieramy do najgłębszych zakamarków własnego wnętrza. To co tam odnajdujemy w dużej mierze zależy także od nas samych.
Czasem niewiele możemy zrobić. Nie należy tłumić bólu ani go nadmiernie uśmierzać. Stłumiony ból, wyparte emocje i nieprzeżyte do końca cierpienie powróci w najmniej oczekiwanym momencie ze zdwojoną siłą i zatruje nam spokój i duchową równowagę. Ucieczka od nieprzyjemnych odczuć i emocji jest ucieczką donikąd, chwilowym zapomnieniem, które kiedyś wróci jako senny koszmar czy ruminacja. Im bardziej uciekamy, tym bardziej dogania nas to, co w przeszłości nie zostało do końca uświadomione, przeżyte i okryte żałobą. Czas działa na naszą korzyść ale w traumie pewne reakcje zachodzą odwrotnie proporcjonalnie, im dalej od źródła nieprzepracowanego bólu, tym refleksy przykrych zdarzeń mogą być silniejsze.
Trzeba zatem umieć trwać w bólu „tu i teraz” i z troską patrzeć na siebie samych. Stworzyć swojego „wewnętrznego opiekuna” , który z dystansem będzie prowadził monolog o tym, co trudne i czego my sami nie umiemy ubrać w słowa i wypowiedzieć. To on pomoże nam przetrwać najtrudniejsze chwile, uspokoi i da nadzieję na lepsze jutro. Nasz wewnętrzny głos zwerbalizuje negatywne emocje i frustracje. Zaprowadzi względny porządek w chaos przeżywanego bólu.
Oparcie w takich momentach daje wiara. Wiara szeroko pojmowana, zarówno jako wiara w Boga oraz w istnienie jakiegokolwiek wyższego porządku, który jest nadrzędny wobec nas samych. Przekonanie, że jesteśmy częścią większej całości, która jest sensowna i uporządkowana. W momentach krytycznych przekonanie to poddawane jest w wątpliwość, ale nawet wtedy tli się wątła nadzieja, która czyni ból znośniejszym i pozwala na przetrwanie.
Nie oszukujmy się zatem, że od bólu można uciec. Można go chwilowo uśmierzyć na mniej lub bardziej aprobowane sposoby – leki, alkohol czy inne substancje psychoaktywne są tylko pozornym wyjściem z sytuacji, przynoszą chwilową ulgę czy krótkotrwale zapomnienie. Potem i tak wracasz do realiów bolesnej rzeczywistości i zmagasz się z cierpieniem. Ból trzeba przeżyć, trzeba dać mu ujście, aby jego złogi nie zalegały w odległych zakamarkach naszego organizmu i nie zatruwały go od wewnątrz. Z czasem ból staje się słabszy i bardziej do zniesienia. Czas podobno leczy rany, choć nie wszystkie rany zabliźniają się do końca.

Pierwsza pomoc.
Nie oczekujmy zatem, że szybko przyjdzie ukojenie. Kiedy zostajemy zranieni, inni nie są w stanie zapewnić nam natychmiastowego i bezbolesnego zagojenia rany. Stosujemy co prawda środki odkażające i plasterek, ale to jest tylko pierwsza pomoc. Proces ozdrowienia trwa długo i wymaga czasem wielu specjalistycznych działań terapeutycznych. Wymaga też czasu i cierpliwości. Dobrą formą pierwszej pomocy jest obecność i szczera rozmowa, w której niebagatelną rolę odgrywa aktywne słuchanie.
Co to znaczy aktywnie słuchać? Słuchać z uważnością i z zachowaniem szczególnego nastawienia na rozmówcę. Wydałoby się,że słuchanie jest procesem biernym. Nic bardziej mylnego. W procesie komunikacji interpersonalnej tylko wtedy staniemy się zaangażowanymi uczestnikami, gdy nabędziemy ważną umiejętność zadawania pytań otwartych i zamkniętych, aby w ten sposób pozyskiwać pożądane informacje. To właśnie te pytania pomogą naprowadzić rozmówcę na najbardziej interesujące nas tematy i pomóc mu ukierunkować jego uwagę. Nie chodzi tu bynajmniej o sugerowanie odpowiedzi ale o szczerą wymianę zdań. Musimy się zatem skupić i skoncentrować na tym, co mówi do nas rozmówca oraz emocjonalnie otworzyć na jego potrzeby, aby on odpowiedział nam tym samym. Pamiętajmy, że mowa ciała jest integralną i bardzo ważną częścią komunikacji, nasze otwarcie na rozmówcę odzwierciedla się zatem w postawie ciała. Zachowujmy zatem otwartą postawę ciała, nie krzyżujmy rąk ani nóg i nie zaciskajmy pięści. Utrzymujmy również kontakt wzrokowy z rozmówcą oraz dajmy mu do zrozumienia, ze to co mówi jest dla nas ważne, Pomocne tu mogą być wyrazy i wyrażenia takie jak „rzeczywiście”, „ależ tak” „aha”, „rozumiem”, 'bardzo możliwe”. Duże znaczenie ma mimika, skinięcie głową jest sygnałem dla rozmówcy,ze słuchamy go z uwagą i to co mówi jest dla nas ważne i zajmujące.
W czasie konwersacji stosujemy techniki aktywnego słuchania. Zaliczamy do nich przede wszystkim: parafrazowanie, klaryfikację, precyzowanie, podsumowanie, zachęcanie, dowartościowywanie oraz odzwierciedlanie uczuć. Parafrazowanie to ujmowanie własnymi słowami tego, co usłyszeliśmy od nadawcy komunikatu. Klaryfikacja pozwala na uporządkowanie i wskazanie najważniejszych elementów usłyszanej wypowiedzi. Podsumowanie zaś jest zebraniem i przedstawieniem ustaleń rozmowy lub jej etapów. Jest bardzo użyteczna przy długich rozmowach, w trakcie których zapadają ważne ustalenia. Warto wtedy dokonywać podsumowania poszczególnych jej części. Zachęta jest słownym lub za pomocą gestu pokazaniem rozmówcy, z eto co mówi jest dla nas ważne i że oczekujemy od niego kontynuacji danego wątku. Podobnemu celowi służy dowartościowanie, uświadamiamy mu, że doceniamy jego wysiłek włożony w dążenie do porozumienia. Ostatnia z technik czyli odzwierciedlanie uczuć polega na stworzeniu empatycznej więzi z nadawcą komunikatu, przekazaniu mu, że jesteśmy w stanie zrozumieć jego sytuację i współodczuwać.

Nie dać się zwariować.
W takich chwilach łatwo stracić głowę i uwierzyć w rady, sugestie i utajone komunikaty przekazywane przez innych. Łatwo też wpaść w pułapkę „poczucia winy i niezasługiwania”. W czasie kryzysu mamy tendencję do zaniżania poczucia własnej wartości i obwiniania się. Myślimy o sobie jako o kimś, kto nie zasługuje na coś dobrego. „To moja wina, że tak się stało...”, „jestem pechowcem, więc nic dziwnego, że to mi się przytrafiło...”, po prostu jest jak zwykle”. Takie przekonania potęgują ból i pociągają za sobą kolejne przykre doświadczenia, wciągając w spiralę złych zdarzeń. Musimy nauczyć innych, jak mają nas traktować, a wtedy w trudnych chwilach i nam i im łatwiej będzie zmagać się z przykrymi doświadczeniami. Ludzie będą dla nas wsparciem i zwierciadłem odbijającym prawdę a nie fałszywe i mgliste wrażenia i przekonania. To jakie relacje mamy z innymi w czasie stabilizacji i wewnętrznego spokoju przekłada się na siłę więzi i moc wsparcia w chwilach trudnych. Pielęgnowany dobrostan w czasie stabilizacji i wewnętrznego spokoju daje siłę do przełamywania trudności i pokonywania ewentualnych kryzysów. W realiach naszych czasów zajmowanie się sobą, mówienie o sobie i dbanie o siebie nie zawsze jest mile widziane. Postawy takie są postrzegane jako egoistyczne. Nie dajmy się oszukiwać, mamy prawo, a nawet obowiązek, aby być dla siebie dobrym i okazywać sobie miłość na wszelkie sposoby. W żadnym razie nie jest to egoizm ale wyraz troski o swoje ciało, umysł i duszę. Zaniedbywanie własnych potrzeb jest źródłem wielu problemów od obniżonego samopoczucia po obniżone funkcjonowanie społeczne aż do problemów zdrowotnych włącznie. Świadome życie wymaga od nas tego, aby liczyć się z ewentualnymi kryzysami i gromadzić w sobie kapitał wewnętrzny, który będzie można i spożytkować w chwilach trudnych.
W takich chwilach może wydawać się nam, że jesteśmy sami ze swoimi smutkami i że nikt nas nie rozumie. Poczucie osamotnienia może przybierać naprawdę ogromne rozmiary. Świadomość, że stuprocentowa empatia nie jest do końca możliwa pogłębia nasze złe stany psychiczne. Czujemy się wyalienowani. Ale naprawdę tak nie jest. Zawsze znajdzie się ktoś, kto poda pomocną dłoń. Trzeba tylko chcieć w kierunku tej pomocnej dłoni wyciągnąć swoją, co czasem jest bardzo trudne. Dawanie jest łatwiejsze niż branie. Tymczasem w takich momentach życiowych trzeba zaufać innym, czasem zaufać bezwzględnie. Pozwolić aby ktoś z dystanse spojrzał na naszą sytuację i być może wskazał drogi wyjścia z kryzysu. Nasze spojrzenie może być bowiem nieostre a nawet lekko przekłamane. Czasem widzisz to, co chcesz widzieć albo to co narzucają inni. Realny obraz świata umyka naszej percepcji. Potrzebny jest zatem ktoś, kto spojrzy za nas z innej perspektywy i pomoże nazwać, to co trudne. Nazwanie własnych emocji i stanów wewnętrznych to pierwszy krok do przywrócenia równowagi wewnętrznej. Nazwanie musi być jednak adekwatne i konkretne, wszystkim emocjom trzeba przypisać odpowiednie słowa, słowa dobrane i szczegółowe. Tylko wtedy możemy zapoczątkować terapeutyczną podróż w głąb siebie.
Podróż ta wiedzie często drogą krętą i skalistą i nie zawsze kończy się sukcesem. Rozwój odbywa się w trudzie i okupiony jest ciężką pracą nad sobą. Potrzebny jest przewodnik, który weźmie za rękę i przeprowadzi przez ciemną dolinę w stronę słońca. Tym przewodnikiem może być terapeuta, duchowny albo ktoś bliski.

Zacznij od tego, co masz w momencie gdy jesteś gotowy...
Podejmując decyzję, jej realizację zwykle odkładamy w bliżej nieokreśloną przyszłość. Zawsze jest coś, co przeszkadza w rozpoczęciu działań albo coś, czego nam brakuje. Czujemy, że jutro, pojutrze albo za miesiąc będzie do tego idealny moment. Zwlekamy więc i czekamy. A czas płynie. Idealnego momentu nie będzie, najlepiej więc zacząć z tym, co masz i w warunkach, które nie do końca są sprzyjające. Wystarczy zacząć, potem będzie już łatwiej. Potem potrzebna będzie tylko konsekwencja i upór, aby dotrzeć do celu. Małe kroki czynione systematycznie zaczną przynosić rezultaty.
Podobno jakikolwiek kierunek jest lepszy niż żaden. Spróbujmy zatem iść jedną z wybranych dróg, bo nawet jeśli pobłądzimy, to i tak w końcu dotrzemy do celu. Czasem droga sama nas poprowadzi, a napotkani na niej ludzie i przeżyte zdarzenia staną się drogowskazami. Nie dokonujmy samooskarżenia, jeśli wybrana droga nie okaże się tą właściwą. Akceptowanie porażek i błędów jest częścią naszego życia. Okazujmy sobie miłość i zrozumienie w takich chwilach.

Stygmatyzacja ludzi w kryzysie psychicznym.
Ludzie w kryzysie psychicznym są w pewien sposób napiętnowani. Czujemy się przy ich nieswojo i do końca nie wiemy, jak ich traktować. Nie chcemy ich urazić czy naruszyć ich przestrzeni osobistej. Unikanie jest zatem dobrą tymczasową strategią postępowania, która w konsekwencji izoluje ludzi w trudnej sytuacji życiowej. :Nie wiem, jak mam mu to powiedzieć...”, „nie umiem się zachować w tej sytuacji...'', „pytać nie pytać?”, „a jak go urażę...” - myślimy i wycofujemy się z relacji. A na tym tracą obie strony. Osoba w kryzysie potrzebuje naszej obecności i wysłuchania jej historii. Wszystko inne schodzi na dalszy plan. Nie należy zatem obawiać się kontaktu z nią, jest to z pewnością ta sama osoba, co przed kryzysem i tak samo należy ją traktować.
Stygmatyzacja to inaczej naznaczenie czyli proces nadawania jednostkom określeń dotyczących ich zachowania , w wyniku czego przejmują one nadane im cechy i zaczynają zachowywać się zgodnie z przypisanymi im etykietami. Wielokrotnie powtarzana plotka staje się prawdą i czasem my sami zaczynamy w nią wierzyć. Zastanawiamy się, że e może coś jednak jest w tych słowach, które na początku wydają się absurdalne, a potem dziwnie się urealniają. Piętno społeczne może odcisnąć katastrofalne konsekwencje w życiu tych ludzi. W naszym życiu, bo nam się tez może przytrafić. Osoba, która musi poradzić sobie z ogromnie trudnym wyzwaniem, jakim jest kryzys psychiczny, jest zmuszona niestety do skupiania się na przetrwaniu w społeczności, która jej nie sprzyja i której członkowie świadomie lub mniej świadomie przyczyniają się do doświadczania przez nią kolejnych trudności. Trudności, które narastają i opóźniają proces wychodzenia z kryzysu. Etykietowanie ludzi w kryzysie daje szereg gotowych nie zawsze trafnych odpowiedzi i rozwiązań. Odrzucenie etykiet natomiast zmusza nas do każdorazowego zastanowienia się, co zadziała w tym konkretnym przypadku i wnikliwej analizy. Stajemy się przez to bardziej wrażliwi na słowa i bardziej wrażliwi na ludzi.
Człowiek w kryzysie może obawiać się korzystania z pomocy specjalisty właśnie z powodu lęku przed stygmatyzacją, że nazwą go „świrem”, „psycholem” lub „pomylonym”, który się załamał, był zbyt slaby, nie dał sobie rady, a potem tej etykiety już się nie pozbędzie. Problem ten dotyczy szczególnie małych i hermetycznych społeczności. Diagnoza psychologa lub psychiatry, nawet jeśli dotyczy czasowych problemów psychicznych może stać się przyczyną stygmatyzacji na lata. Utrudnia to potem nawiązywanie relacji interpersonalnych, funkcjonowanie społeczne i zawodowe, niekiedy staje się przyczyną marginalizacji.
Jak sobie zatem ludzie radzą ze stygmatyzacją? Zwykle trzymają w tajemnicy udział w terapii i nie opowiadają o swoich problemach. Wycofują się z kontaktów społecznych, które są postrzegane jako źródło zagrożenia. Potrzebna jest więc szeroko rozumiana edukacja społeczna skutkująca modyfikacją nieprzychylnych postaw społecznych.
Osoby stygmatyzowane wymagają indywidualnego wsparcia i zrozumienia ich sytuacji wewnętrznej i wpływów środowiska, odklejenie etykiety jest trudne a czasem wręcz niemożliwe. Warto zatem za każdym razem, gdy chcemy komuś taką etykietę nakleić, zastanowić się, jak my czulibyśmy się na jego miejscu. Stygmat boli i izoluje od innych, demotywuje i pogłębia kryzys.
Stygmat to jątrząca się rana, którą nosimy w sobie. Każde słowo, każdy gest, z pozoru błaha sytuacja może tą ranę naruszyć i spotęgować ból, który trudno uśmierzyć. Nie stygmatyzujmy zatem!

O nas | Reklama | Kontakt
Redakcja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji, ogłoszeń oraz reklam.
Copyright © 2002-2025 Edux.pl
| Polityka prywatności | Wszystkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikacji posiadają autorzy tekstów.