Jestem jak popękany dzban
tułam się po kątach,
naiwnie wierząc w lepsze jutro.
Choć dzień daruje
słodycz chwil,
jak para ulatują, bezpowrotnie.
Nie chcę skamleć, nie chcę narzekać -
popadłabym wtedy w ruinę.
Pomimo braku sił
przełamuję lody,
uciekam przed złymi nawykami.
Wracam do miejsc mi dobrze znanych,
gdzie mrok nie rzuca cienia,
a szepczący diabeł milknie.
Uginam się pod ciężarem dnia -
czy wystarczy mi sił,
by złamać zaklęcia złego losu?
Nie mogę zwątpić.
Póki tli się płomyk wiary,
nie upadam na duchu.
Przecieram smugi lustra,
widzę twarz, jaśniejącą blaskiem.
Uśmiecham się
na dzień dobry.