Scenariusz skeczu „Koronaegzamin”
Tata wchodzi z mamą:
TATA: No, no, zobacz, i co, uczy się, uczy się?
SYN: Ty, ziomuś może, pofarnimy trochę na Fortnajcie? Lol, XD
MAMA: No uczy, uczy się, nie słyszysz, przecież angielski powtarza.
SYN: Gepard, widzimy się po koronaegzaminie. Nara. Typiara na kwadracie. Nara.
TATA: Moim zdaniem powtarza grypsy, zamiast przypominać do egzaminu. Tak, tak, powtarzaj, może Ci się przyda kiedyś w życiu.
MAMA: A ty zamiast na niego najeżdżać, to posiedziałbyś z nim nad lekcjami i pomógł przygotować do egzaminu.
TATA: Kobieto, on tylko dzięki mnie ma jakiekolwiek dobre oceny.
MAMA: Ta, dzięki tobie. Oni maja dużo tego materiału. Ten materiał to powinil10en być jakoś stopniowo podawany, stopniowo, tak, syneczku? Jak biegi w samochodzie.
TATA: Jak on ma wrzucać biegi, jak on ma tylko wsteczny. W ogóle ta cała jego klasa jest jakaś taka udana.
MAMA: Co ty w ogóle gadasz, przecież ty tej klasy w ogóle na oczy nie widziałeś.
MAMA: Nie widziałem, ale widziałem rodziców i to mi wystarczy. No. Widziałaś rodziców tego całego Bartusia, przecież jego ojciec to jest bancwoł.
MAMA: No jego ojciec to akurat profesor.
TATA: Ooo..., to jest bardzo ważna informacja dla naszego syna, nawet bancwoł może zostać profesorem.
MAMA: Słuchaj, ja wychodzę do pracy, a ty masz zadbać, by ten oto młody człowiek zdał egzamin z co najmniej dobrym wynikiem.
TATA: Ale, ale...
MAMA: Co ale, ale. Ma być co najmniej czwórka. Wychodzę, gdy wrócę, mam być miło zaskoczona wynikiem egzaminu. Pa, synku, ty moje kochanie, buziaczek.
SYN: Mama, buziaczek. Zaczyna się.
NAUCZYCIELKA: Ooo, dzień dobry drogie dzieci, już jesteście? Bardzo miło. Wspaniale. Czekamy na wszystkich. O, dzień dobry Krzysiu, już jesteś, jak dobrze, że z nami jesteś, ale co tak długo?
KRZYSIU: Miałem problemy z internetem, cały czas mnie wyrzucało.
NAUCZYCIELKA: Och, wiem, wiem, ale dobrze, że szczęśliwie cię wreszcie wrzuciło. A Zosia niech się do mnie odezwie. Halo, halo Zosiu, jesteś z nami? No widzę, że jest, ale... coś jakby jej nie było?
KRZYSIU: Proszę pani, Zosia pisze, że ma problem z mikrofonem i jest jej bardzo przykro z tego powodu.
NAUCZYCIELKA: No tak, tak, wiem. Dobrze, że nas słyszy, to może pisać. Wiem, że matematyka miała być jutro, ale postanowiłam zrobić wam niespodziankę napiszecie dzisiaj.
SYN: Nie no pewnie, dla mnie to bez różnicy czy nie zdam dzisiaj czy we wtorek. Będę się mniej stresował.
TATA: No co nie zdasz, co nie zdasz! Cała rodzina postawiona w stan gotowości do pisania egzaminu, a ty mówisz, że nie zdasz.
NAUCZYCIELKA: (śmieje się z tego co słyszy i mówi) A Marcinku, drogi Marcinku, co to za poruszenie u ciebie? No mam nadzieję, że nikt ci nie podpowiada.
WSZYSCY: (chórem) Nieee.
MARCINEK: Cicho
NAUCZYCIELKA: O,o,o, ę, ę, e, e, echo słyszę echo.
TATA: Wszyscy gotowi?
MARCINEK: Jak gotowi? Przecież to mata jest, to będą zadania.
TATA: A co wy teraz macie?
SYN: Ułamki były, chyba? No kiedyś były?
DZIADEK: Dobra, po sąsiada leć jest najlepszy.
TATA: Kasia, słyszałaś, co dziadek mówił, leć po sąsiada.
WUJEK: Ja naprawdę muszę skorzystać z internetu. Muszę wysłać dokumenty do pracy.
SYN: Wujek, nie teraz. Ja teraz mam egzamin ósmioklasisty.
NAUCZYCIELKA: Dobrze, czy wszyscy są już przygotowani, bo widzę, że trochę są już wszyscy przygotowani. Zatem zaczynamy. Drodzy moi milusińscy, rozpoczynamy egzamin ośmioklasisty. Zadanie pierwsze. Proszę na rysować walec.
SYN: Walec, walec, Jezu, co to było?
TATA: W gogle wpisz, gamoniu.
SĄSIAD: Dobra, biorę to na siebie. Tak to wygląda, no, rysuj (pokazuje obrazek)
SYN: Ale, tata, jak?
TATA: Jak, no jak jak? Tak, jak widzisz, synu!
SYN: Ale z robotnikami czy bez?
TATA: Rysuj (krzyczy) no bez, no coś ty, nienormalny.
SYN: Nie umiem tak, no gdzie, skąd mam tak narysować.
BABCIA: Do Kasi zanieś, ona ładnie rysuje.
WUJEK: Ja naprawdę muszę skorzystać z internetu.
SYN: Wujek nie teraz, Jezu, wujek później.
NAUCZYCIELKA: Zadanie drugie. Czytam treść zadania. W torebce matki jest 20 (dwajeścia) migdałów i 30 (trzyjeści) rodzynek. Jakie jest prawdopodobieństwo, że pierwszym wyciągniętym przedmiotem będzie migdał?
TATA: Licz! No liczże!
SYN: Ja mam usunięte migdały.
WUJEK: Dobra, wolny już jest ten komputer?
SYN: Wujek, przez ciebie nie mogę się skupić, zawołam cie, gdy skończę.
CIOCIA: Dobra, chrześniaku jedyny i niepowtarzalny, widzę, że ja muszę ci pomóc. Pomyśl, kochanie, gdy w torebce mam rodzynki i migdały, to co wyciągniesz?
SYN: Toś, ciociu pomogła.
CIOCIA: No co pomogła, jak nie pomogła, to komu mam pomagać jak nie tobie. Myśl, trochę, trochę lo..., lo... logicznie? Dobrze mówię? Trochę inaczej.
MARCINEK: Dobrze, piszę migdał. 100 % migdał.
TATA: Jak 100% migdał? Skąd 100% migdał? Skąd żeś to wytrzasnął?
SYN: Wsadzę sobie łapę wcześniej, podotykam, znajdę migdał i wyciągnę migdał.
NAUCZYCIELKA: Dobrze, kochani, czas minął. No, nie było tak źle. Jestem z was bardzo dumna.
TATA: I co, nie było tak źle.
SYN: No rzeczywiście nie było, ale gorzej będzie, gdy ogłoszą wyniki.
KASIA: Mama nas wszystkich zabije, żeśmy położyli ten egzamin Marcinka.
TATA: Nic się nie martwię, drogie dzieci. Marcinek nie będzie z tym sam. W rodzinie siła.