X Używamy plików cookie i zbieramy dane m.in. w celach statystycznych i personalizacji reklam. Jeśli nie wyrażasz na to zgody, więcej informacji i instrukcje znajdziesz » tutaj «.

Numer: 491
Przesłano:
Dział: Przedszkole

Rodzice, dzieci i nauczyciele w przestrzeni edukacyjnej

Na początku mojego artykułu odniosę się do opracowania H. Kwiatkowskiej, która rozważa znaczenie miejsca i przestrzeni w życiu człowieka.
Według niej miejsce to bezpieczeństwo, przestrzeń to wolność. Przestrzeń i miejsce to istotne składniki naszego świata. Im bardziej człowiek oswaja przestrzeń tworząc w niej miejsca, tym świat staje się dla niego bardziej
przychylny, Człowiek, który w swej pamięci nie ma miejsc, do których chętnie wraca, chociażby myślą, jest na swój sposób pozbawiony więzi z innymi ludźmi, jest samotny. Im więcej miejsc zaznaczymy na ziemi dzięki związkom z drugim człowiekiem, tym - według H. Kwiatkowskiej - jesteśmy bogatsi .
Jakim miejscem jest więc dla rodziców przedszkole? Odpowiadając na pytanie pragnę przywołać eksperyment myślowy, który zaproponował Volker Krumm. Otóż gdybyśmy zamknęli oczy, odprężyli się, a następnie - odprężeni już przenieśli się do normalnej szkoły i tam przespacerowali się i rozejrzeli. Ilu z nas dostrzegłoby rodziców uczestniczących w lekcji, swobodnie poruszających się po jej pomieszczeniach? V. Krumm stwierdził, iż wśród 70 studentów z którymi przeprowadził eksperyment myślowy, nikt rodziców nie zauważył. Szkoła istnieje bez rodziców. W przedszkolu sytuacja wygląda, moim zdaniem, nieco lepiej jednak i tu rodzice są tylko dodatkiem, a czasami balastem w pracy z dziećmi. Dlaczego? Sądzę, że jednym z największych błędów zakorzenionych w myśleniu o uczeniu się i nauczaniu jest przeświadczenie, iż nauczać mogą tylko eksperci dobrze do tego przygotowani, czyli nauczyciele. Rodzice nie są przewidziani w edukacji dzieci jako partnerzy „ekspertów”, a więc nie mogą być użytkownikami tej samej przestrzeni na równoprawnych warunkach.. Udowodniono jednak , że:
1. w rodzinie dziecko uczy się znacznie więcej niż w szkole;
2. prawidłowości uczenia się w rodzinie i w szkole są takie same;
3. rodzice są „nauczycielami”, a nauczyciele „wychowawcami”;
4. współzależność obu instytucji jest bardzo duża. J. T. Gato w swoim artykule powiedział, »szkolenie« powoduje wzrastającą obojętność na rzeczy tego świata. Nikt już nie wierzy, że naukowcy biorą się dzięki klasom o profilu naukowym, a politycy dzięki lekcjom wychowania obywatelskiego, czy też poeci dzięki lekcjom j. ojczystego.
Prawda wygląda tak, że szkoły w ogóle niczego nie uczą z wyjątkiem tego jak podporządkować się nakazom (…) dzwonek dzwoni i młody człowiek w połowie pisania wiersza zamyka zeszyt i przechodzi do klasy, gdzie musi wykuć, że człowiek i małpy mają wspólnego przodka”. Ten sam autor mówi również „reforma szkolnictwa na dłuższą metę nigdy się nie powiedzie i nigdy nie uleczymy naszych pokiereszowanych dzieci (… ) jeżeli nie uwzględnimy rodziców jako głównego czynnika edukacji” .

J. T. Gatto odnosi się w swoim artykule do szkoły jako instytucji edukacyjnej. jednak gdy spojrzymy na nasze przedszkole podwórko i zastanowimy się nad tym co powiedział autor szybko zauważymy ogromne podobieństwo. W przedszkolu pozwalamy rodzicom zaistnieć, angażujemy ich w prace na rzecz placówki, pozwalamy sobie pomagać, ale czy traktujemy ich jako równorzędnych partnerów w procesie wychowania i nauczania. ile razy stajemy przed rodzicem jako eksperci. Ile razy wydaje się nam, że jeżeli my nie nauczymy to dziecko nie będzie wiedziało. Ile razy staramy trzymać rodziców na dystans, przemawiamy do nich językiem regulaminów i zarządzeń, wszystko być „musi’, rzadko coś „można” z własnej woli, dla przyjemności .
Przestrzeń edukacyjna bywa często nieprzyjazna również dla nauczycieli. Nauczyciel, jak powiedział T. Pilch, jest najważniejszym składnikiem i struktury oświaty i procesu nauczania - tymczasem - od wielu lat nauczyciel jest niegodnie opłacany . B. Śliwerski idzie dalej mówiąc „Społeczeństwo musi być świadome tego, iż nauczyciel, którego nie stać na własny rozwój, duchowy, kulturowy, na troskę o własne zdrowie psychiczne i fizyczne oddaje się swoim uczniom i wychowankom mniej, niż oni tego potrzebują do swojego rozwoju. Takiego nauczyciela wychowankowie nie obdarzą zaufaniem lecz zaledwie współczuciem” . Warto dostrzec, że wśród nauczycieli wrażliwych i zaangażowanych w pracę najwięcej jest osób chorych, odchodzących od zawodu. B. Śliwerski – można powiedzieć, że apeluje do całej społeczności pisząc „Na ilu jeszcze szczątkowych i rozproszonych pasjonatach (siłaczkach) zamierzamy budować siłę polskiej edukacji?
Czas zerwać z tradycją rozbudzania wśród pedagogów wiary w »szklane domy«, w lokalną życzliwość. Dajmy nauczycielom święty spokój i wysokie płace, a oni już sami zmierzą się z wyzwaniami strukturalnymi pracy szkoły, jak i zmieniającego się świata” .
Nadrzędną wartością człowieka jest jego wolność i prawo wyboru. Wolność nauczycieli budzi jednak sprzeciw wielu urzędników (administratorów oświaty), którzy zrobią wszystko, by udowodnić własną nadrzędną pozycję wobec nauczyciela. Jak pisze B. Śliwerski - nauczyciele powinni ciągle wyzwalać, zdobywać i utrwalać swoją wolność wewnętrzną, która sama w sobie będzie zdolnością do przeciwstawiania się uciskom zewnętrznym.
Nikt ich z zewnątrz nie obdarzy wolnością, oni sami muszą podjąć wysiłek, aby ją zdobyć. Czas więc zerwać z „nadawaną” przez władze tożsamością roli zawodowej na rzecz tożsamości „zadanej’, skłaniającej do twórczych poszukiwań, do samookreślenia i samostanowienia .
Prawdą jest jednak, że nam nauczycielom pracującym na dole, a więc bezpośrednio z dziećmi, pozostaje jedynie wolność osobista, „zadana”. Wielu nauczycieli nastawionych władczo do swojego powołania wydaje się, że bez władzy są nikim, toteż w pogoni za funkcją próbują odnaleźć własną tożsamość . Poczynając od ministra, kuratora, wizytatora a kończąc na dyrektorach placówek starają się zniewolić nauczyciela zmuszając go do ogromnej ilości pracy iluzorycznej i uznawania tej pracy za autentyczną i niezbędną. Ocenia się nauczyciela według nonsensownych kryteriów (cisza i ład w klasie, bezkonfliktowość, średnia ocen uczniów, liczba olimpijczyków, ilościowy udział w konkursach). Coraz częściej bezduszne papiery są wyznacznikiem umiejętności i kompetencji nauczyciela, natomiast prawda o jego pracy znika pod ich stosem. Uważam, że biurokracja tak się rozrosła w edukacji, że istnieje realne zagrożenie niszczenia ideałów demokracji. Na każdym szczeblu nauczania można zauważyć ogromną centralizację zarządzania. Jest to niepokojące. Do tego jeszcze należy dołączyć pracę nauczycieli w oddziałach przepełnionych nadmierną liczbą uczniów, zawiść i brak komunikacji pomiędzy samymi nauczycielami, których często więcej dzieli niż łączy. To wszystko nie sprzyja traktowania przestrzeni edukacyjnej jako miejsca przyjaznego dla nauczycieli. Brak dialogu pomiędzy samymi nauczycielami nie może prowadzić do dialogu miedzy nauczycielami, wychowankami i rodzicami. Jeśli bowiem w wychowaniu ma nastąpić dialog to, jak pisze B. Śliwerski „najpierw zaistnieć w sposób naturalny i autentyczny powinien pomiędzy nauczycielami, nauczycielami a wychowankami oraz nauczycielami a rodzicami” . Jak do tej pory, tak jednak się nie dzieje.
Na koniec tej pracy warto wspomnieć, że przestrzeń edukacyjna bywa nieprzyjazna także dla uczniów. Jest to zastanawiające, gdyż każda placówka oświatowa jako instytucja w swych założeniach powinna służyć dzieciom i młodzieży, powinna tworzyć warunki dla ich wszechstronnego rozwoju.
Tymczasem w opracowaniach naukowych coraz więcej mówi się o symbolicznej przemocy istniejącej w przestrzeni edukacyjnej. Przemocy, której celem jest zniewolenie dziecka. Dominowanie nad nim. Przejawia się to, w narzuconym przez władzę centralistycznym układzie struktur organizacyjnych, hierarchicznym charakterze kierowania, uzależnieniu dzieci od nauczycieli. Nie będę w szerokim zakresie rozwijać tego tematu. Rozważań i naukowych badań na ten temat można wiele odnaleźć w polskim i światowym dorobku naukowym.
Chciałabym raczej przedstawić pogląd nauczyciela amerykańskiego, który apeluje do zastanowienia się nad problemem wolnego czasu dzieci przeznaczonego na
zabawę. Otóż J. T. Gato twierdzi, iż placówki oświatowe są systemem trzymającym dzieci pod stałym nadzorem, a więc są swoistym więzieniem, w którym dziecko przebywa większość swojego czasu. Zastawiono w nich pułapkę na swobodną zabawę. Zbyt wiele jest dydaktyki, zbyt mało swobodnego działania i samodzielnego poznawania świata. Do tego przyczyniają się również rodzice, którzy nadmiernie obciążają swoje dzieci prywatnymi lekcjami, dodatkowymi zajęciami będącymi wypadkową ich ambicji. Zajęcia dodatkowe to następna symboliczna przemoc tworząca jednostki niezdolne do nadania sensu i przyjemności własnej egzystencji. Dziwi nas przemoc wśród dorastającej młodzieży, seks, narkotyki, alkohol. Jest to jednak efekt poczucia beznadziejności, efekt odebrania dzieciom czasu potrzebnego na dorastanie, na wspólną zabawę. Według J. T. Gato prowadzi to do patologii takich jak:
1. niechęć do „bycia” dorosłym,
2. brak zainteresowań, zmienność, trudności w skupieniu się (czyż nie najważniejszym celem ucznia jest oczekiwanie na dzwonek),
3. życie dniem teraźniejszym, brak marzeń o przyszłości,
4. ahistorycyzm. Nie interesuje je w jaki sposób przeszłość poprzedziła ich teraźniejszość, kształtując ich życie i świat wartości,
5. wzajemne okrucieństwo, brak współczucia dla słabszych, przegranych, pogarda dla ludzi,
6. trudności z własną prywatnością, ponieważ szkolny system prowadzi do ciągłego ukrywania własnego „ja”, do sztucznego zachowania często po to, by manipulować nauczycielami i innymi ludźmi.
7. materializm.
8. zastraszenie, lęk przed nowymi wyzwaniami, brak samokontroli. Często ukrywany jest pod płaszczykiem brawury, agresji.J. T. Gato jest amerykańskim nauczycielem, lecz jego refleksje wynikające z wieloletniej pracy z dziećmi można z powodzeniem odnieść do naszej rzeczywistości. Może powinniśmy tak, jak J. T. Gato zacząć postulować za zwróceniem dzieciom wolnego czasu, postulować za na tworzeniem możliwości do swobodnej zabawy, odkrywania swiata dzięki własnej aktywności.
Pomóżmy dzieciom rozwijać własną indywidualność i zaufanie do samego siebie, aby przestały dorastać w absurdzie dzisiejszej edukacji. U progu XXI wieku coraz częściej zdajemy sobie sprawę z kryzysu i zaburzeń procesu wychowania. Agresja, która jest widoczna dla całego
społeczeństwa, często potęgowana przez media, dotyka wszystkich zarówno uczniów,
jak i nauczycieli i rodziców. Skłania do myśli, że warto i trzeba wszystko
to co dotyczy wychowania i nauczania dzieci przemyśleć na nowo. Być może
warto wzniecić społeczny ruch odnowy edukacji, tworzyć jej nową wizję,
która uchroni nas przed wychowaniem pokolenia „obojętnych na życie”, pokazanym nam przez J. T. Gato. Może reformę szkolnictwa należy
zrobić poza „ekspertami”, tymi, którzy są „mądrzy” i
najlepiej wiedzą, a ich posunięcia tak naprawdę służą tylko im samym i
powodują dalszą centralizację zarządzania edukacją.

O nas | Reklama | Kontakt
Redakcja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji, ogłoszeń oraz reklam.
Copyright © 2002-2024 Edux.pl
| Polityka prywatności | Wszystkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikacji posiadają autorzy tekstów.