Scenariusz przedstawienia teatralnego „Maciuś zostaje partyzantem”
Przedstawienie o tematyce wojennej , partyzanckiej przeznaczone jest dla uczniów szkoły podstawowej. Oparte jest o fragment książki Teodora Goździkiewicza pt. „Cienie lasu”, opowiadającej o czasach II wojny światowej na ziemiach polskich.
Zagadnienia związane z II wojną światową stanowią ważną część podstawy programowej dla szkoły podstawowej, ale także „fascynują” uczniów. Dzieje się tak najczęściej wskutek „atrakcyjności” wojny ukazanej w popularnych filmach, serialach czy grach komputerowych. Odkąd jednak rozpoczął się konflikt tuż przy naszej granicy – zbrojna agresja Federacji Rosyjskiej na Ukrainę większość dzieci i młodzieży już w nieco inny sposób patrzy na wojnę, ponieważ budzi ona w nich strach, przerażenie i niepokój. Miliony Ukraińców, a w szczególności kobiet, dzieci i osób starszych zostały zmuszone do opuszczenia swoich domów i ewakuacji w bezpieczniejsze regiony kraju lub za granicę. Ci, którzy zostali w swoim kraju narażeni są na niebezpieczeństwo. Rosyjskie wojska celowo prowadzą ostrzał artyleryjski i bombardują infrastrukturę cywilną, taką jak szkoły, przedszkola i szpitale, głównie w dużych miastach, by wywołać panikę wśród ludności i wywrzeć nacisk na władze ukraińskie. Rosyjskie działania są sprzeczne z Konwencją genewską o ochronie osób cywilnych podczas wojny i stanowią zbrodnie wojenne. Ukraińskie społeczeństwo wykazuje się wysoką mobilizacją w obliczu rosyjskiej agresji i wyraża gotowość do stawiania oporu, tak jak to było podczas II wojny światowej w przypadku żołnierzy polskich i partyzantów.
Akcja przedstawienia rozgrywa się na wsi, a następnie w lesie, w chłopskim partyzanckim oddziale. W owej wojenno-leśnej scenerii przedstawiony jest dramat jednostki – dziecka zaplątanego w historię. Tragedia Maciusia, wiejskiego chłopca, który cudem, dzięki zaradności jego matki, uniknął śmierci, a następnie wstąpił do oddziału partyzanckiego „porusza serca”. W fabułę przedstawienia wplecione są piękne utwory muzyczne – pieśni wojskowe i partyzanckie, często połączone z oprawą choreograficzną w postaci układów tanecznych.
Pytanie kluczowe:
Czy należy być patriotą i walczyć za wolność własnego i innych krajów?
Cele główne:
- doskonalenie pracy w grupie
- przedstawienie trudnych losów ludności mieszkającej we wsiach podczas okupacji
- ukazanie wielkiej roli partyzantki w działaniach wojennych podczas II wojny światowej
- uświadomienie sobie wartości patriotycznych, rodzinnych
- wzmocnienie empatii i wrażliwości
- uwrażliwienie na pomoc innym
- uświadomienie roli emocji w życiu człowieka
- nauka wyrażania uczuć
Osoby: Narrator 1, Narrator 2, Maciuś (chłopiec 14-letni) w stroju chłopca i w przebraniu dziewczyny) ,Chłopiec 1 i Chłopiec 2 (chłopcy w wieku ok. 15-16 lat w strojach partyzanckich, na rowerach), Franusiakowa – mama Maciusia, Żołnierz niemiecki, Partyzant 1, Partyzant 2, Komendant Dziobak, Solistka 1, Solistka 2, Solistka 3, Syn – Solista (w stroju harcerskim), Dziewczynki tańczące (w jednakowych strojach).
Miejsce akcji: wieś w Polsce, lasy, chata, kwatera komendanta
Czas akcji: czasy II wojny światowej
Czas trwania przedstawienia: ok. 50 minut
SCENA 1
Chór śpiewa piosenkę „Jędrusiowa dola” (autor tekstu: Czesław Kałkusiński, autor muzyki: Henryk Fajt)
Narrator 1 (czyta)
Pewnej niedzieli po południu pod koniec sierpnia przybył do Skrowaczewa oddział partyzancki liczący około dwieście ludzi. Partyzanci wyszli z kryjówek leśnych ażeby zdobyć gotowanego jedzenia, zmienić bieliznę i odpocząć w godnych warunkach. Tej niedzieli w Skrowaczewie zaludniło się jak nigdy dotąd. Niewielka wieś zatętniła życiem. Komendant oddziału pod pseudonimem „Cięciwa” najpierw urządził defiladę oddziału, potem przeprowadził ćwiczenia i musztrę, wreszcie zorganizował jedzenie i zabawę taneczną. Ludność Skrowaczewa przyjęła niespodziewanych gości z radosnym lękiem, ponieważ miała świadomość, że te odwiedziny mogą zakończyć się tragicznie. Skrowaczewianie nie odmówili jednak przybyszom gościny. Rozpoczęło się szycie, pranie, gotowanie, pieczenie. W największej izbie u sołtysa tańczono tango i oberka. Maciuś Franusiakowej z końca wsi brał udział we wszystkim od samego początku. To on pierwszy zauważył, że wąską dróżką od strony lasu nadjechało na rowerach dwu obcych chłopaków. Nieznajomi zatrzymali się przy bramie domu Franusiaków.
Przed chatą, przy płocie. Za płotem jesienne kwiaty, słoneczniki. Nieznajomi chłopcy podjeżdżają rowerami ścieżką do płotu, schodzą z rowerów i jeden z nich przywołuje gestem Maciusia, by ten podszedł do nich. Maciek otwiera furtkę i podchodzi do chłopaków.
Chłopiec 1
Jak Ci na imię?
Maciuś
Maciej.
Chłopiec 1
Słuchaj, Maciuś, jak się ta wieś nazywa?
Maciuś
Skrowaczew.
Chłopiec 2
A Ty jesteś z tej wsi?
Maciuś
Tak.
Chłopiec 2
Tu mieszkasz?
Maciuś
Tak.
Chłopiec 2
Niemców nie ma we wsi?
Maciuś
Nie, nie ma.
Chłopiec 2
A obcych ludzi?
Maciuś
Też nie. Do nas nikt obcy nie przychodzi.
Chłopiec 2
Masz trochę wolnego czasu?
Maciuś
Mam.
Chłopiec 2
A nie pobiegłbyś do lasu?
Maciuś
Pieszo to mi się nie chce, ale jak byście mi dali rower, tobym pojechał.
Chłopcy spojrzeli na siebie. Chłopiec 1 wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki notes i ołówek, na wyrwanej kartce narysował kółko, przekreślił linią i do jednego końca tej linii dorysował skrzydełka strzałki.
Chłopiec 1
Słuchaj uważnie. Pojedziesz tą drogą prosto do Olszowic. Kiedy się znajdziesz w lesie, jedź wolno i oglądaj się na wszystkie strony, tak jakbyś kogoś szukał. Jeżeli spotkasz ludzi z bronią i będą się Ciebie pytali, dokąd jedziesz, to powiedz, że Cię posyła Strzała od Cięciwy... Powtórz, kto cię posyła?
Maciuś
Strzała od cięciwy.
Chłopiec 1
Dobrze... a teraz smaruj!
Maciuś pobiegł w stronę lasu.
Narrator 1 (czyta)
Wszystko odbyło się dokładnie tak, jak to przepowiedzieli nieznajomi zwiadowcy. Maciuś był dumny z siebie, bo wiedział, że w przybyciu oddziału partyzanckiego do Skrowaczewa jest trochę i jego zasługi. Postój oddziału partyzanckiego Cięciwy w Skrowaczewie trwał niecałe trzy dni. Żołnierze się oprali, obszyli, najedli i wyspali. Zostawili sołtysowi pokwitowanie na świnie i krowę, których mięso spożyli. Sołtys mógł się wylegitymować wobec niemieckich władz, że ubytek ten nie nastąpił z woli ludności tejże wsi. We wtorek przed wieczorem oddział zabrał swoje rzeczy, trzech ochotników ze Skrowaczewa i zniknął w lesie tak szybko i sprawnie, jak się ukazał. Po odejściu żołnierzy wzrosło uczucie lęku u mieszkańców wsi, tym bardziej, że komendant Cięciwa polecił sołtysowi , ażeby o partyzanckiej gościnie zameldował w najbliższej placówce żandarmerii niemieckiej. Miało to uchronić wieś od pacyfikacji.
Solistka 1 i Solistka 2 śpiewają przy akompaniamencie gitary piosenkę „Świat cały śpi spokojnie” (autor tekstu: Eugeniusz Małaczewski, autor muzyki: nieznany)
Solistka 1 śpiewa 1 i 3.zwrotkę, a Solistka 2 2 i 4.zwrotkę.
Piosenka „Świat cały śpi spokojnie”
Świat cały śpi spokojnie
I wcale o tym nie wie,
/Że nie jest tak na wojnie
Jak jest w żołnierskim śpiewie./bis
Z piosenek – nasze życie
Wesołym śmiechem tryska,
/Lecz każden tęskni skrycie,
Gdy mu się przyjrzeć z bliska./bis
Wojenka – dumna Pani,
Żołnierzy swych nie pieści,
/Jak kulą go nie zrani,
To zgubi gdzieś bez wieści./bis
Wojenka – piękna Pani
Tak życie nam umila,
/Że krew swą mamy dla niej,
A piosnkę dla cywila./bis
Piosenka brzmi tak ładnie
I wcale się nie skarży,
/Gdy piechur w boju padnie,
Lub ułan zginie w szarży./bis
I różą na koszuli
Żołnierska krew zakwitnie,
/I ziemia go przytuli,
Bo zginął – jak żył – w bitwie./bis
Bo my tej Wielkiej Pani,
Co leje krew obficie
/Jesteśmy ślubowani
Na śmierć, na twarde życie./bis
SCENA 2
W tle wyświetlane na projektorze zdjęcia z wojny (prezentacja multimedialna w postaci albumu fotograficznego autorstwa Agnieszki Ośrodek) z uwzględnieniem życia na wsi w tych trudnych czasach wojennych.
Narrator 1 (czyta)
Po wizycie oddziału partyzanckiego kilka dni upłynęło spokojnie, ze strony władz niemieckich nikt się nie pokazał i chłopi uspokojeni zajęli się pracami w polu, bo zbliżały się kopania ziemniaków i siewy. Piątego września o świcie zbudził ludzi niezwykły ruch i gwałtowne ujadanie psów. Ludzie obudzeni hałasem wyglądali przez okna i zamartwiali się. W słabym świetle poranka widać było gęsty rząd żołnierzy niemieckich otaczających wieś. Nie było mowy o ucieczce. Silny patrol żołnierzy chodził wzdłuż od zagrody do zagrody i zabierał z obejścia wszystkich ludzi. Mężczyzn i chłopców, którzy ukończyli czternaście lat pędzono na skrzyżowanie dróg dokładnie w to miejsce, gdzie stał sztab partyzancki odbierający defiladę, a kobiety i dzieci kierowano na koniec wsi, bliżej samochodów, którymi nadjechała ekspedycja. Franusiakowa i jej syn, czekając na swoją kolej, stali na środku izby, niezdolni do żadnego czynu. Paraliżował ich strach i poczucie bezradności. Kobieta cała rozdygotana co chwilę biegała od drzwi do okna i od okna do drzwi i lamentowała.
W chacie.
Franusiakowa – mama Maciusia
Synu kochany, zabiją Cię, synu....
Maciuś wodzi wzrokiem matkę, trzęsie się ze strachu, jakby oczekiwał z jej strony pomocy i ratunku.
Synku drogi, zabiją mi Cię. Nikt nie uwierzy, że ty nie masz piętnastu lat, Synku...
Matka spojrzała na syna, który był taki duży jak ona.
Zrzucaj, dziecko, ubranie!
Franusiakowa kiedy zobaczyła, że syn się waha i nie rozbiera sama zdziera z niego kurtkę i spodenki i zaczyna wciągać na koszulę syna swoją świąteczną suknię, bluzkę i fartuch. Wiąże mu chustkę na głowie. Nagle niemiecki żołnierz kopie butem drzwi do sieni i otwierają się one na całą szerokość!
W czasie przebierania Maciusia Solistka 3 śpiewa piosenkę „Matczyne ręce” (autor tekstu i muzyki: Adam Kowalski) 10 dziewczynek tańczących wykonuje układ ruchowy do piosenki.
Piosenka „Matczyne rece”
Pamiętasz jakeś się u kolan matki
Papierowymi bawił żołnierzami
Jak wiatr przez okno wpadł i zmiótł ci wojsko
A tyś zalewał się łez strumieniami
Koiły wtedy troski twe dziecięce
Matczyne ręce
A później później gdyś już był harcerzem
Ileż to w domu było ambarasu
Gdyś się sposobił do pierwszej wyprawy
W daleką drogę do bliskiego lasu
Gładziły jasne włosy twe chłopięce
Matczyne ręce
Ty nie wiedziałeś że o los twój troski
Często matczysko biedne ze snu budzą
Ty nie widziałeś jak do krwi otarte
Dla ciebie synu ofiarnie się trudzą
W ciągłych kłopotach i ciągłej udręce
Matczyne ręce
One cię zawsze przygarniały czule
Gdyś był w chorobie smutku lub potrzebie
One zło wszelkie od cię oddalały
Aż na żołnierza wychowały ciebie
W serdecznej trosce i codziennej męce
Matczyne ręce
A dziś samotna tęskni stara matka
Za synem strojnym w mundur wymarzony
Pamiętaj o niej pisz często serdecznie
Niech otwierając twój list upragniony
Znajdą w nich jasną swych nadziei tęczę
Matczyne ręce
A gdy żołnierzu na urlop przyjedziesz
Jako dojrzały już dziś człowiek czynu
I matka dłonie wyciągnie ku tobie
Przytul je mocno do ust swoich synu
Ze czcią największą ucałuj w podzięce
Matczyne ręce
Żołnierz niemiecki
Wychodzić!
Franusiakowa wyszła szybko z chaty, prowadząc Maciusia za rękę.
Żołnierz niemiecki
Wychodzić wszyscy! Gdzie chłopi?
Franusiakowa
Sama jestem z córką... wdowa... Chłopa nie ma...
Żołnierz niemiecki
Prawdę mówisz?
Franusiakowa
Prawdę!
Żołnierz niemiecki
Nikt się tu nie ukrywa?
Franusiakowa
Nie, nikt.
Żołnierz niemiecki
Marsz na drogę! Jak się przekonamy, że kłamiesz, zostaniesz zastrzelona razem ze swoją córką!
A tamtemu i tak ukrycie niewiele pomoże!
Franusiakowa ruszyła szybko przodem, ciągnąc przestraszonego chłopca za sobą. Oboje płakali i zasłaniali dłońmi oczy.
Narrator 1 (czyta)
Po chwili Franusiakowa z synem dołączyła do zawodzącego tłumu kobiet zebranych w końcu wsi.
Franusiakowa siedzi na ławce z przodu, po środku z lalką na rękach, Solistka 1 śpiewa piosenkę„W suterenie daleko za miastem” (autor tekstu: nieznany, melodia utworu „Aj, lu lu, lu lu”), a Dziewczynki tańczące tańczą taniec. W trakcie drugiej zwrotki pojawia się zamiast lalki Syn, którego przytula matka – Franusiakowa, a w 3. zwrotce Syn upada na podłogę przy nogach matki – Franusiakowej i leży symulując śmierć.
Piosenka „W suterynach daleko za miastem”
W suterynach daleko za miastem,
W suterynach gdzie nędza i głód,
Nad niewielką kolebką niewiasta,
Tuląc dziecię, nuciła do snu:
Śpij syneczku, śpij laleczko,
Mama pobiegnie po mleczko,
Nakarmi i napoi cię,
A dobry Pan Bóg w niebie
Da, że wychowam ciebie,
Aj luli, luli synku mój.
Lat dwadzieścia minęło spokojnie,
Syn jej wyrósł — robotnik i zuch,
Po ulicach wieść krąży o wojnie,
A w warsztatach niepokój i ruch.
Syn powraca do domu zmęczony,
Mówi: mamo, ja idę na bój!
A gdy usnął tą myślą dręczony,
Matka jak niegdyś, nuciła do snu:
Śpij syneczku, śpij sokole,
Jutro wyruszysz na pole,
Na krwawą walkę, na bój.
A ja będę się modliła,
Żebym ciebie nie straciła,
Aj luli, luli synku mój.
Na cmentarzu wojskowym za miastem,
Gdzie rząd krzyży czernieje jak las,
Nad żołnierską mogiłą niewiasta,
Tak jak niegdyś modliła się znów:
Śpij syneczku, śpij żołnierzu,
Twoi koledzy tu leżą,
Będziesz spokojny już tu.
Na grób ci krzyżyk dali
Virtuti Militari,
Aj luli, luli synku mój.
Na grób ci krzyżyk dali,
A życie odebrali,
Aj luli, luli synku mój.
Scena 3
Na projektorze wyświetlane są sceny wojenne: palone wsie, strzelanie do chłopów, wywożenie kobiet i dzieci (prezentacja multimedialna w postaci albumu fotograficznego autorstwa Agnieszki Ośrodek).
Narrator 2 (czyta)
W czasie wiejskiego śniadania rozpoczęła się rzeź chłopów i niszczenie Skrowaczewa. Nad strzechami wybuchł dym i ogień. W chłodnym powietrzu poranka wyschnięte, jak to zazwyczaj we wrześniu bywa, drzewo i słoma zaczęły się spalać silnym płomieniem, który rósł i rozszerzał się z minuty na minutę. Wieś gorzała. Huk pożaru odbijał się w lesie głośnym szumem. Kobiety lamentowały, a zwierzęta w stajniach i oborach rozpaczliwie ryczały paląc się żywcem. Niemcy nie pozwolili niczego zabrać czy wypędzić zwierząt z obór i stajni. Skrowaczew miał być zrównany z ziemią, a kara dosięgnąć wszystkiego, co żyje. W blasku gorejących domów zaczęto rozstrzeliwać chłopów. Na ziemi poległo stu czterdziestu dziewięciu mężczyzn i chłopców. Ocaleli tylko ci, którzy na ochotnika ruszyli za partyzantami i jeszcze trzech, których nie było w domu. Słychać było krzyki kobiet. Płomień trawił wieś. Kobiety i dzieci zapakowano do samochodów ciężarowych i stłoczono tak, że trudno było im oddychać. Wozy ruszyły razem z uzbrojoną eskortą złożoną z kilkudziesięciu żołnierzy. Minąwszy płonącą wieś wjechali w bór. W drodze minęli spalone Olszowice, ukarane tak samo i za to samo co Skrowaczew. Na miejscu domów tliły się zgliszcza, tłum kobiet rozpaczał po stracie najbliższych, leżących w bezładnym stosie na środku wsi. Karawana ciężarowych samochodów powiększyła się o kilka nowych wiozących olszewickie kobiety i dzieci. Długo jechali lasami, polami, mijając wsie i lasy. Wiezionym zaczął dokuczać głód i pragnienie. Małe dzieci krzyczały na rękach matek i tylko chwilami uciszały się, przystawione do piersi podczas karmienia. Wreszcie pod wieczór cała kolumna zatrzymała się przed jakimś budynkiem, który z wyglądu przypominał szkołę. Żandarmi i hitlerowskie służby specjalne przejęli przywiezione kobiety, oddzielili matki z drobnymi dziećmi od większych dzieci i dali wszystkim po litrze zupy z kotła. Tutaj Maciuś stracił z oczu matkę. Został wepchnięty siłą z korytarza do obszernej izby. Dziewczyny z jego wsi patrzyły na niego, nie poznając go zupełnie. Zasłaniając za przykładem matki twarz rękami przez cały czas jazdy, Maciuś płakał głośno i zawodził, unikając jednocześnie spotkań z sąsiadkami i koleżankami. Krył się pośród nowych dzieci z Olszowic, co uniemożliwiało zdemaskowanie. Noc przespał razem ze wszystkimi na podłodze, nawet bez słomy. Kiedy się rano zbudził, starych kobiet, a z nimi jego matki, nie było. Wywieziono je nie wiadomo kiedy i gdzie. W murach mrocznej budowli w nieznanej okolicy czuli się wszyscy jak osaczone stado. Byli bezsilni i przerażeni. Rano obdarowano ich taką samą jak wczoraj zupą, a potem znów wszystkich umieścili na czterech wozach. Każdego wozu pilnował tylko jeden żołnierz, umieszczony w budce obok szofera. Maciej od samego przebudzenia czuł się spokojniejszy. Fakt, że uniknął śmierci dzięki odwadze i pomysłowości matki podziałał na niego kojąco. Po krótkim namyśle postanowił uciekać. Ze swoim zamiarem nie zdradzał się przed nikim. Dzieci były zapłakane i młodsze od niego. Żal mu ich było, ale mógłby się przez to rozbić cały jego plan. Ulokował się w ostatnim wozie przy samej klapie. Jechali żwirowaną drogą polną. W tych warunkach nie było mowy o ucieczce. Czasami mijali wieś. Po przejeździe ciężarówek ludzie wybiegali do furtek lub ostrożnie wyglądali zza rogów, by zobaczyć kogo Niemcy wiozą. W ich spojrzeniach był lęk i współczucie. Dopiero gdy wjechali w las droga stała się gorsza, pełna wybojów i korzeni. O auto często ocierała się zwisająca gałąź. Minąwszy dość długą groblę, która przecinała podmokły teren leśny, pełen olch, samochody znalazły się w zagajnikach. Rosły tu gęsto niewielkie sosenki. Serce Maciusia zabiło gwałtownie. Korzystając z tego, że wóz wjeżdżając w wyrwę zwolnił biegu, chłopak szybko przerzucił nogi przez klapę i zsunął się na ziemię. Padł z rozbiegu plackiem, a następnie poderwał się i wbiegł pomiędzy drzewka. Ostre gałązki zaczęły go siec po twarzy i rękach, szarpać za suknię, której nie był przyzwyczajony nosić. Nie zważał jednak na nic i biegł jak szalony. Co jakiś czas przypadał do ziemi, nasłuchiwał i znów się podrywał naprzód. Aż wreszcie zdyszany legł jak długi, potknąwszy się o wystający korzeń. Kiedy ziając ze zmęczenia ogromnym wysiłkiem wstrzymał oddech, zadziwiła go nienaturalna, przytłaczająca cisza, jaka panowała wokół niego. Strach nasuwał mu przerażające obrazy. Nie wiedział co ma robić - uciekać, czy schować się w gąszczu. Postanowił poszukać zapadliska, które niedawno mijali jadąc samochodem. Uznał, że będzie to najskuteczniejszy schron dla niego. W trakcie poszukiwania tego miejsca nogi gdzieniegdzie grzęzły w błocie. Posuwał się coraz ostrożniej. Skakał z kępy na kępę, od krzaczka do krzaczka i od pnia jednej olchy do drugiej. Jedno poślizgnięcie i mógł się pogrążyć w bagnie, a co najmniej zmoczyć i ubrudzić w błocie. Po długim skakaniu i błąkaniu znalazł się w okolicy leśnej, jakiej nie widział nigdy w życiu. Było tu mnóstwo zbiorników wodnych, tj. jeziorek, małych stawów, obrośniętych po brzegach kosaćcami i rosły tu gęsto świerki. Był już półmrok. Maciuś stanął, obejrzał się wkoło, chwilę posłuchał, a następnie wczołgał się pod gąszcz gałęzi. Uspokoił się, poczuł się bezpieczny i zasnął. Zbudził go głód i uczucie zimna. Naokoło było cicho. Wyszedł spomiędzy gęstwiny i ruszył z wolna przed siebie. Było jeszcze bardzo wcześnie, na liściach krzewów, na trawie leżał gruby nalot rosy. Znów skakał z kępy na kępę, ale im bardziej oddalał się od schronu, tym bardziej wzrastało w nim uczucie niepokoju. Głód zmuszał go do szukania, strach zaś przykuwał do miejsca. Szukając tu i ówdzie, znalazł pomiędzy krzewami bagna całe kępy łochyni. Duże, podłużne, o siwym nalocie jagody smakowały mu jak nigdy. Kiedy nasycił pierwszy głód, wróciły wspomnienia i zaczął płakać. W kępach łochyni Maciuś przesiedział do wieczora. Przed zmrokiem wrócił jednak do wczorajszego miejsca pod świerki. Leżąc na grubym podkładzie igliwia, chroniącego od chłodu ziemi, Maciej, z pustym żołądkiem, usnął pełen marzeń na temat obfitości wyimaginowanego stołu. Nie spał jednak długo. Zbudził się w środku nocy z uczuciem straszliwego zimna. Nie pomagało kulenie się i przewracanie z boku na bok. Myślał, że nie doczeka dnia i umrze. Następnego dnia postanowił, że musi stąd wyjść. Chciało mu się okropnie jeść. Rozglądając się na wszystkie strony, ruszył przed siebie na południe. Nie wiedział dlaczego akurat tam, ale szedł szybko. Najpierw brnął na przełaj, potem ścieżką byle by tylko dostać się do ludzi, do wsi. Niespodziewanie zatrzymał go ludzki głos.
Do Macieja podchodzi dwóch mężczyzn z bronią w ręku. Na głowach mają wojskowe czapki, na sobie kurtki, na nogach buty z cholewami. Badawczo przyglądają się Maćkowi.
Partyzant 1
Dokąd to tak, panienko?
Maciej drży cały, skulił się, upadając na ziemię.
Partyzant 2
Dokąd to idziesz?
Maciuś
Nie wiem...
Partyzant 2
Jak to, nie wiesz dokąd idziesz?
Maciuś
Nie...
Partyzant 1
A skąd się tu wzięłaś?
Maciuś
Ja nie jestem dziewczyną.... Ja jestem chłopakiem....
Partyzant 2
Nie jesteś dziewczyną? A w sukience idziesz?
Partyzant 1
Jak się nazywasz?
Maciuś
Maciej Franusiak
Partyzant 1
Ile masz lat?
Maciuś
Czternaście....
Partyzant 2
Skąd jesteś?
Maciuś
Ze Skrowaczewa.....
Partyzant 2
Z jakiego Skrowaczewa? Gdzie to jest? Nie słyszeliśmy o takiej wsi.... Jaki to powiat? Prawdę mówisz? Mów prawdę! Skąd się tu wziąłeś?
Narrator 2 (czyta)
Maciej mówi prawdę. Opowiada z płaczem co przeżył w ciągu ostatnich czterech dni. Mówi, że się boi i że jest głodny. Dwóch partyzantów patrzy na siebie. Zeznania dziewczyny-chłopca wydają im się szczere. Milczą chwilę, patrząc na spłakaną twarz zbiega. Wreszcie dowódca czujki decyduje.
Partyzant 1
Tak czy inaczej, musisz iść z nami do komendanta.
Maciej idzie z partyzantami do kwatery komendanta.
SCENA 4
W kwaterze komendanta. Komendant Dziobak siedzi przy stole i szuka na mapie sztabowej miejscowości Skrowaczew. Maciej również siedzi przy stole, naprzeciwko komendanta. Po dłuższym szukaniu Dziobak znajduje miejscowość oddaloną od miejsca postoju oddziału o kilkadziesiąt kilometrów na zachód, w drugim końcu sąsiedniego powiatu.
Komendant Dziobak
Przecież tam wokół w lasach pełno niemieckich oddziałów wojskowych.... Mój kochany, powinniśmy cię odstawić do najbliższej wsi i tam musiałbyś sobie radzić – wracać po prostu do domu....
Maciuś
Nie ma już wsi. Ja nie mam domu...
Komendant Dziobak
Przecież tam gdzieś żyją po sąsiedzku jacyś twoi stryjkowie czy wujkowie i powinni ci dać opiekę, pomoc.
Maciuś
Boję się!
Komendant Dziobak
I co ja mam z tobą zrobić? Zostawić cię? Tutaj?
Maciuś
Tak.
Komendant Dziobak
Chcesz być z nami?
Maciuś
Tak.
Komendant jest zły. Sapie gniewnie, stukając palcem w rozłożoną na stole mapę.
Komendant Dziobak
Dobrze, zostań smarkaczu, ale jak mi będziesz w marszu beczał, to cię porzucę w pierwszej lepszej mijanej wsi. Możesz odmaszerować! Wiarus, obmyślcie dla niego zajęcie!
Maciuś się cieszy, podskakuje. Solistka 2 śpiewa dwie zwrotki piosenki „Niech się pani pomodli” (autor tekstu: nieznany, autor muzyki: Zbigniew Maciejowski), a refreny piosenki śpiewa Syn, który stoi patrząc na Solistkę 2.
Piosenka „Niech się pani pomodli”
Zmrok zapadał szarosielankowy,
z łąk skoszonych aromaty szły.
Wiatr coś szeptał, tuląc drzew korony,
z dala we wsi ujadały psy.
Wtem słychać zgiełk i turkot wielu wozów,
młodych głosów nawoływań moc.
To nadciąga partyzancki obóz,
by zajmować kwatery na noc.
I był tam ktoś tak bardzo zadumany,
co w oczach miał idei wielki cel.
Ktoś, kto tańcząc ze mną leśne tango,
z cicha szeptał dziwne słowa te:
Niech się Pani pomodli, dzisiaj w mojej intencji,
bo wyprawa mnie czeka, niebezpieczna i zła.
Może Pani modlitwa będzie dla mnie skuteczną
i uchroni od złego tego, co prosi tak.
I minęło już tyle długich dni od tej chwili,
a ja wciąż przed oczyma obraz w sercu ten mam.
Kiedy słońce zachodzi, zmierzch ku nocy się chyli,
a ja słyszę wciąż turkot i zgiełk wozów ten sam.
Lecz odszedł ktoś tak bardzo zadumany,
co w oczach miał idei wielki cel.
Ktoś, kto tańczył ze mną leśne tango
i z cicha szeptał dziwne słowa te:
Niech się Pani pomodli, dzisiaj w mojej intencji,
bo wyprawa mnie czeka, niebezpieczna i zła.
Może Pani modlitwa będzie dla mnie skuteczną
i uchroni od złego tego, co prosi tak.
Opracowała Agnieszka Ośrodek