Jeszcze o nauce zdalnej, ale w procesie nauki gry na instrumencie
Od wielu już lat muzycy, nauczyciele, profesorowie i wykładowcy nauczania gry na instrumentach prowadzą lekcje online przy użyciu sprzętu elektronicznego. Robili to jednak dotąd sporadycznie, w określonych, wyjątkowych okolicznościach, gdyż nigdy taki kontakt nie zastąpił, nie zrównoważył żywej obecności człowieka i naturalnego dźwięku.
Okres pandemii zaskoczył nas wszystkich swoją nagłością i zmusił do podjęcia gorączkowych poszukiwań sposobów przekazywania uczniom treści nie tylko intelektualnych, ale także w przypadku nauki gry na instrumencie treści werbalnych. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że jako nauczyciele instrumentaliści znaleźliśmy się w arcy trudnej sytuacji. Początkowo dało się odczuć bezsilność i zagubienie. Jak to zrobić, jak przeprowadzić taką lekcję? Było mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Trudność nie polegała tylko na znalezieniu sposobu, ale najpierw na przekonaniu samego siebie oraz ucznia, że można to zrobić. Impuls musiał wyjść od nas, pedagogów. Oczywiście można przeprowadzać takie lekcje, ale chodziło o to, żeby zrobić to skutecznie. Nikt z nas nie wiedział do końca jaki i czy w ogóle będzie wymierny wynik tych starań...
Po pokonaniu bariery „niewiary” zaczęliśmy kontaktować się ze sobą i to poczucie wspólnoty, współpraca, pomoc wzajemna bardzo ułatwiło dalsze działania. Podpowiadaliśmy sobie warianty komunikowania się i przeprowadzania zajęć z uczniami. W początkowej fazie lockdownu przesyłaliśmy sobie nawzajem materiały w odpowiednich formatach, potrzebne do realizacji zadań. Potem, bardzo szybko włączyły się do pomocy również biblioteki, szkoły, które pośredniczyły w dofinansowaniu zakupu i udostępniały sprzęt elektroniczny, instrumenty, nuty, organizowały na wszelki możliwy sposób warunki umożliwiające realizowanie zajęć z uczniami.
Do nauki gry online na instrumencie potrzebny jest oczywiście instrument, dobre łącze internetowe, w miarę dobry sprzęt elektroniczny oraz odpowiednie warunki domowe, umożliwiające maksymalne skupienie i wyciszenie zarówno jeśli chodzi o nauczyciela, jak i o ucznia. Dodatkowym problemem stała się też specyfika instrumentów, niektóre ze względu na swoją kubaturę nie są w posiadaniu w prywatnych domach uczniów jak i pedagogów. Ja mam to szczęście być nauczycielem gry na fortepianie. Wielkość tego instrumentu jest też oczywiście spora, jednak korzystać można i korzysta się z bardziej dostępnych pianin, które każdy uczeń pianistyki posiada. Na szczeblu nauki na poziomie szkoły muzycznej II stopnia rodzaj instrumentu, jego jakość ma dużo większe znaczenie niż w przypadku nauczania podstawowego I stopnia, dlatego dyrekcja dość szybko w bardzo zorganizowany sposób, przestrzegając wyznaczonych przez Sanepid rygorów sanitarnych, udostępniała sale do ćwiczeń, a także w zgodzie ze wszystkimi procedurami stwarzała możliwości konsultacji z nauczycielami w budynku szkolnym.
Przeważająca część moich uczniów uczęszcza do szkoły muzycznej I stopnia. Najtrudniejszą sprawą na początku było przełamanie lęku, niechęci i braku wiary w możliwość nauki gry przez komputer. Zaczęłam najpierw przekonywać samą siebie. Po zgromadzeniu w domowej przestrzeni biblioteki złożonej z całego repertuaru moich uczniów, zapoznaniu z możliwościami technicznymi panującymi w ich domach, nabyłam dzięki dotacji bardziej nowoczesny smart fon z dużą pojemnością pamięci, z dobrym aparatem zdjęciowym oraz statyw. Laptop ze względu na swoje ograniczenia, kompletnie nie nadawał się do takiej pracy. Starałam wczuć się w rolę widza, czyli ucznia, który powinien przede wszystkim widzieć klawiaturę z moimi rękoma, a także moją twarz. Nie mając operatora z kamerą, starałam się nakierować statyw z telefonem pod takim kątem, aby uzyskać odpowiedni obraz. Nie znalazłam w ofercie statywu spełniającego wszystkie moje wymagania, więc musiałam ciągle nachylać głowę przez kilka godzin tak, aby jednak utrzymać kontakt wzrokowy z uczniem, a także pokazać to, co robię na klawiaturze.
Oczywiście wyjmowałam też bardzo często aparat ze statywu, żeby trzymając w jednej ręce sfilmować, czy pokazać pracę drugiej ręki. Nieustannie korzystałam z funkcji odwróconego obiektywu, aby pokazywać zapis nutowy celem omówienia danego fragmentu. Stawiałam telefon opierając go na zewnętrznych krawędziach pianina, aby uchwycić plan boczny obu grających rąk, jak również pracę pedałów. Można powiedzieć, że „bawiłam się” w operatora obrazu, który chce jak najwięcej pokazać kamerą. Udawało mi się to po jakimś czasie nawet bardzo biegle, płynnie wchodziłam w proces rutyny. Pomógł mi również, może nawet najbardziej drewniany pulpit, znajdujący się całkiem przypadkowo w moim domu, który miał przegrody dostosowane do szerokości smartfona. Stawiając go na wysokości środka klawiatury pomiędzy nogami i przechylając w pozycji poziomej, kładłam aparat kamerą w dół, uzyskując znakomity rzut z góry na cała klawiaturę. Ten sposób uzyskania pola widzenia był dla uczniów nader cenny, mogli zobaczyć prawie wszystko.
Gorzej było z moim polem widzenia uczniów, gdyż nie wszyscy umieli umieścić aparat w takim miejscu żebym ja również dobrze wszystko widziała. Niektórzy radzili sobie z tym lepiej, inni gorzej, ale bywało też tak, że zaskakiwali mnie swoja pomysłowością. Musiałam obserwować sposób gry, ułożenie rąk na klawiaturze w celu ewentualnej korekty i kontroli poprawności techniki pianistycznej.
Problemem numer dwa, ale szczególnie ważnym był przekaz dźwiękowy. I tutaj oczywiście można by dużo mówić o jakości przesyłu internetowego, co jest kluczowym aspektem w nauczaniu online. Tak się złożyło, że mam bardzo dobre łącze z szybkim Internetem, niestety już z poszczególnymi uczniami bywało różnie. „Niestety” jakość dźwięku w nauczaniu muzyki jak już wspomniałam ma kolosalne znaczenie, wręcz nie do przecenienia i tę barierę było najtrudniej pokonać. Radziłam sobie, tak jak większość nauczycieli instrumentalistów – również poprzez nagrania. I tutaj spadał na nas ogrom pracy, gdyż musieliśmy wiele godzin poświęcić na nagrywanie całych utworów, ich poszczególnych krótszych lub dłuższych fragmentów, także kompletnych lekcji, komentarzy słownych do omawianych dzieł itd. Nakładało to na nas dodatkowy obowiązek, który wymagał dużego nakładu czasu. Odsłuchiwanie, nagrywanie i odsyłanie omówień uczyło nas kolejnych umiejętności tym razem operatora dźwięku. Uczniowie również musieli nabywać tę wiedzę.
Dysponując prostymi narzędziami w postaci dyktafonów na telefonie, a także funkcją nagrań na video, można było uzyskać lepsze parametry dźwięku niż w bezpośrednim kontakcie, ale najlepsze wyniki osiągali nauczyciele dysponujący osobnymi głośnikami, kamerami i innym specjalistycznym sprzętem. Dlatego też w pracy z uczniami biorącymi udział np. w konkursach, czy występującymi w popisach online, czy na specjalnym kanale You Tube, szkoła starała się udostępniać sprzęt bardziej profesjonalny używany tak w Sali Koncertowej, jak i w miarę możliwości innych salach. Chodziło o uzyskanie dobrej, w miarę naturalnej ścieżki dźwiękowej. Przy zwykłych, kontaktowych lekcjach online trudno było omówić dynamikę, czy nawet artykulację.
Po wykorzystaniu już wszystkich możliwości przekazu treści muzycznych, pozostało jeszcze konwencjonalne opisywanie uwag na bieżąco w nutach, co też wiązało się z nieustannym wysyłaniem kolejnych skanów tego samego utworu, a także ogromnej liczby zdjęć z naniesionymi poprawkami dotyczącymi zapisu nutowego, wszystkich aspektów wykonawczo – technicznych (np. aplikatury) danego dzieła muzycznego. Nie trzeba dodawać, że koniecznym i bardzo ważnym było posiadanie drukarki wraz z wyposażeniem.
Poza wszystkimi działaniami dotyczącymi sfery muzycznej, jako pedagodzy skupiliśmy się także na stronie mentalnej poszczególnych uczniów, na utrzymywaniu z nimi dodatkowego kontaktu, jak również z ich rodzicami, z którymi potrzebowaliśmy ściśle współpracować ze względu na specyfikę pracy online. Te wszystkie nadmiarowe obowiązki sprawiały, że czas stał się towarem bardzo deficytowym. Nauczyciele podejmowali desperackie próby zachowania podstawowej higieny pracy, jednak nie bardzo im się to udawało. Nie muszę ukrywać, że czas poświęcony na przygotowanie i przeprowadzanie lekcji online wydłużył się dość znacząco ... uczniowie kontaktowali się z nami w różnych sprawach całodobowo, nie mówiąc już o rodzicach...
Trzeba było bardzo elastycznie dostosować się do rytmu pracy oraz obrazu życia rodzinnego każdego dziecka. Uczniowie również uczyli się organizować sobie czas nauki w nowej rzeczywistości. Wszyscy funkcjonowaliśmy w podobnej sytuacji – pracy w uwarunkowaniach domowych, gdzie było niemożliwym uzyskanie takich samych standardów skupienia i izolacji, jak w szkole.
Z tych również powodów, po pierwszych doświadczeniach z prowadzeniem lekcji poprzez Internet, które pokazały mi, że uczniowie nie zapamiętują dłuższych treści, jakie swobodnie na żywo w klasie realizowali, a tylko krótkie, wybrane komunikaty i często powtarzane trafiały do ich pamięci na dłużej, starałam się nie przeciągać lekcji, a bardziej rozdrabniać proces uczenia, dzielić materiał na mniejsze fragmenty, konsekwentnie jednak oczekując efektu ich realizacji. Zmęczony uczeń, zmęczony nauczyciel, zmęczeni rodzice ... w tym wypadku każdy wysiłek był bezowocny. Niekiedy musieliśmy w naszym żargonie mówiąc po prostu „odpuścić”... oczywiście wszystko w granicach dopuszczalnej normy, którą wypracowaliśmy przez doświadczenia wielu lat pracy w naszym zawodzie. Takie tak zwane „odpuszczenie” w uzasadnionych okolicznościach, czyli bardziej elastyczne podejście do danej sytuacji ucznia w danym dniu, budowało obopólną wspólną więź i zaufanie oraz owocowało lepszym kontaktem i zrozumieniem w pracy.
Wracając do spraw merytorycznych, wszystkie techniczne pomysły prowadzenia lekcji gry na fortepianie sposobem online zamieściłam na krótkich filmikach, które zostały nazwane „lekcją otwartą” i były zaadresowane szczególnie do moich młodszych kolegów i koleżanek po fachu. Starałam się pokazać jak w praktyce używam ekranu telefonu, jak i gdzie ustawiam statyw, jakiego używam słownictwa do lepszej komunikacji, kiedy robię nagrania, zdjęcia, jak organizuję czas lekcji.
Każdy jednak musiał znajdować swoje własne rozwiązania, sposoby przekazywania treści werbalnych, co bez kontaktu bezpośredniego, namacalności doznań słuchowych i wzrokowych, a także dotykowych było nie lada wyzwaniem. Jednak pomimo tych trudności muszę przyznać, że kiedy już spotkałam swoich uczniów na żywo podczas konsultacji, czy kiedy nagrywaliśmy w klasie materiał na egzamin końcowy, byłam mocno zaskoczona dość dobrym ich poziomem wykonawczym. Każdy uczeń pracował jak potrafił, radził sobie na miarę swoich możliwości i uwarunkowań, które potem braliśmy pod uwagę przy ocenianiu.
Przede wszystkim, jak później wspólnie już zauważyliśmy wraz z kierownikami sekcji nasz wysiłek nie poszedł na marne, zapobiegliśmy powstaniu wyrwy edukacyjnej, niepożądanego regresu. W większości przypadków, chociaż czasami było to „tylko” utrzymanie gry na dotychczasowym poziomie, zauważyliśmy progres, rozwój uczniów. W gruncie rzeczy osobiście odczułam zadowolenie z efektów mojej pracy. Cieszyło mnie najbardziej to, że młodzież grała, ćwiczyła, że nabyliśmy razem nowych umiejętności, pogłębiliśmy wzajemny kontakt. Udało mi się, pomimo braku egzaminów komisyjnych, zmotywować ich do pracy, podtrzymać wiarę w sens nauki online. Utwierdziłam się w przekonaniu, że bezwzględnie trzeba doceniać i chwalić uczniów za każde najmniejsze osiągnięcie. Młodzież nabyła dużej samodzielności w pracy, niektórzy rozwinęli się znakomicie, o czym świadczyły ich osiągnięcia i wyniki, niektórzy dotrwali na tym samym poziomie.
Jeśli chodzi o mnie, nabyłam dodatkową wiedzę np. jak wygląda sytuacja domowa uczniów, nawiązałam bliższy kontakt z rodzicami, którzy starali się pomagać, do czego umiejętnie i z wielką tolerancją starałam się namawiać. Nauczyłam się wpływać umiejętnie na poziom zdrowych relacji między rodzicami i ich pociechami, a także utrzymywać odpowiedni stopień asertywności, żeby zachować naturalny dystans nauczyciel - rodzic. Ta nadzwyczajna, ekstremalna sytuacja wymusiła na mnie poszukiwania wielu rozwiązań, bez których mogłam przetrwać te trudne czasy i które są pomocne mi obecnie tak w mojej pracy, jak i w życiu codziennym. Poszerzyłam wiedzę o możliwościach używania narzędzia, jakim jest komputer, mam zarchiwizowaną lekcję otwartą, a także wszystkie końcowe wykonania moich uczniów, które zamieszczaliśmy na odpowiednim dysku do odsłuchania na szkolnej poczcie służbowej. Mam całą bibliotekę fonograficzną zgromadzoną na dyktafonie, dość duży zbiór nut zeskanowanych lub w aplikacji PDF w komputerze. Wiele można by jeszcze wymieniać.
Nieocenionym jest chociażby zasób sposobów komunikacji w obecnym czasie, gdzie musimy jeszcze utrzymywać dystans. Wypracowałam z uczniami pewien kod porozumiewania, pozwalający na zachowanie takiego dystansu w klasie, bez koniecznego zbliżania się do siebie. Umożliwiają to nam oczywiście znakomite warunki, panujące w szkole, gdzie mamy do dyspozycji dużą salę z dwoma wspaniałymi fortepianami obok siebie. Kiedyś pokazywałam wszystko w nutach na pulpicie bezpośrednio palcem, teraz siedząc obok, ale w pewnej odległości przy drugim instrumencie operuję numerami taktów, do czego przyzwyczailiśmy się w przekazie online. Jest to dla nas wygodne. Korzystamy również dalej w równym stopniu z nagrań, tak własnych, jak i z gotowych na aplikacjach. Po prostu przyzwyczailiśmy się do przesyłania sobie nagrań, to bardzo ubogaca tryb nauczania.
Myślę, że na ten okres nauki online, oby już się nie powtórzył, można patrzeć z różnych stron. Każdy zobaczy coś innego. Nigdy nauka przez komputer gry na instrumencie nie dorówna nauce na żywo. Ogrom nakładu pracy w trybie online jest niewspółmierny z jej niedoskonałym efektem. Dodam, że ja miałam uczniów od czwartej klasy podstawowej w górę, więc nie mam doświadczeń w obszarze pracy z małymi dziećmi. Wiem, że było to dla wielu nauczycieli jeszcze większym, może nawet niemożliwym do osiągnięcia wyzwaniem. Następstwa tego okresu możemy mierzyć bólem kręgosłupa (szczególnie kręgów szyjnych, ale także odcinka lędźwiowego), pieczeniem oczu, migreną głowy, zdartym głosem, wzmożoną irytacją, drażliwością, ogromnym zmęczeniem, prowadzącym do prawie zupełnego wypalenia zawodowego, długo by wymieniać. Wymęczyliśmy się, ale dla dzieci - warto było! Z drugiej strony możemy mierzyć ten czas także poczuciem ogromnej satysfakcji, docenieniem zwykłej normalności i poczuciem ogromnego znaczenia wykonania naszego zadania, tego do czego jesteśmy powołani, dla naszych uczniów. Tym, że pomimo własnych słabości i braku przygotowania do pracy w tak nam obcym trybie, nie zostawiliśmy ich samych, byliśmy obok, wspieraliśmy w trudach poprzez odpowiednie słowa otuchy i czasem wypracowany uśmiech, zachęcając do wysiłku. Nie poprzestaliśmy na suchych, merytorycznych komunikatach, wykorzystaliśmy nasz indywidualny, unikatowy kontakt, jaki daje nam możliwość nauka na instrumencie do budowania relacji solidarności w kryzysowej sytuacji. Może nie wszyscy nauczyciele dali radę, może nie wszyscy uczniowie i rodzice to odczuli, jesteśmy tylko słabymi ludźmi. Nie każdy umiał odnaleźć się w tak dramatycznej życiowo sytuacji, każdy miał osobiste przeżycia i uwarunkowania. Muszę jednak wspomnieć, że wielu moich kolegów w czasie lockdownu osiągnęło ogromne sukcesy wraz z uczniami w konkursach ogólnopolskich, jak i zagranicznych. To świadczy o ich ogromnym zaangażowaniu.
Ja po powrocie, chociaż niedoskonale sobie radziłam, zastałam moich uczniów w dobrym stanie, tylko trochę poobijanych emocjonalnie, ale dalej chętnych do grania. To jest bardzo ważne dla mnie, że nie stracili całkiem zapału, czego najbardziej się obawiałam. Zawsze sobie powtarzam, co byśmy zrobili w dobie pandemii, gdyby nie było Internetu i z ogromną radością wracam do sali ćwiczeń w mojej szkole na spotkanie z uczniem i żywą muzyką.
(P. S. Musze podziękować za wsparcie mojej rodzinie, przyjaciołom, moim koleżankom i kolegom, kierownictwu szkoły, rodzicom i przede wszystkim dzieciom, które zawsze sobie tylko zrozumiałym sposobem dawały mi ogrom energii do walki z własnymi słabościami.)