lubię ten bezczas
kiedy cisza zastyga
strach chowa się w półmroku
nieśmiałe myśli
zaglądają przez ramię
odwaga boi się wyjść z ukrycia
i staje się
nieprawdziwość chwili
lubię ten bezczas
który nie jest
ani dniem
ani nocą
spłoszone półsłowa
stają się spokojne
uśmiechy milkną
spojrzenie zaczyna ufać
tej chwilowej nierzeczywistości
lubię ten bezczas
w czasie określony
gdzie wszystkie drzwi
prowadzą donikąd
tylko po to
bym mogła wrócić
sama do siebie