Raz w Krakowie pewien pan,
co od dawna mieszkał sam,
późną nocą - gdy deszcz lał
- skomponować utwór chciał.
Usiadł i stworzył w mig
dziwną polkę „Raz, dwa, trzy”.
Gdy ją zagrał pierwszy raz,
kot na klawiaturę wlazł.
Zmrużył oczy, zjeżył sierść
i tak doń odezwał się:
- Przegoń, lecz nie każ mi
tańczyć polki „Raz, dwa, trzy”!
Gdy wybiła północ już,
pan ziewając westchnął: Cóż...
Nagle słyszy: Stuku, puk!
Patrzy – w oknie siedzi kruk.
- Tak mi wstyd – kracze zły
- tańczyć polkę „Raz, dwa, trzy”!
Rankiem zapiał kogut w głos,
bo już taki jego los.
Zwołał zaraz stado kur,
aby toczyć wielki spór.
Podniósł się wielki krzyk
w sprawie polki „Raz, dwa, trzy”!
- „Co jest grane?” – myślał pan.
- „Przecież talent wielki mam!
Czemu polki nie chce nikt?
Kto odpowie na to mi?
Czemu nie tańczy nikt
mojej polki „Raz, dwa, trzy”?
Wtem do drzwi zapukał ktoś.
Był to bardzo mądry łoś.
I rzekł: Będzie znów okej,
tylko nazwę polki zmień.
Niechaj to każdy zna:
- Polka liczy się na dwa!