– opracowany na podstawie podręcznika WSiP „Wesoła szkoła” klasa 3
Obsada:
Narrator
Matka - Kaczka
Kaczątka
Stara Kaczka
Brzydkie Kaczątko
Dzika Kaczka
Kot
Kura
Babcia
SCENA I
Narrator
-Jakże pięknie było na wsi! Lato było w pełni! Żółciło się żyto i zielenił owies, siano na łące ułożono w stogi, bocian chodził na długich czerwonych nogach i paplał po egipsku. Nauczył się bowiem tego języka od matki. Wokoło łąk i pól ciągnęły się wielkie lasy. A w lasach leżały głębokie jeziora. Tak, na wsi było naprawdę prześlicznie.
W blasku słońca, otoczony głębokimi rowami, stał tam stary dwór, od muru aż po brzeg wody rosły liście łopianu, a były tak wielkie, że pod największym mogły się zmieścić stojące dzieci. W tym gąszczu siedziała w swym gnieździe kaczka. Wysiadywała pisklęta, nudziła się, bo trwało to bardzo długo.
Matka – Kaczka
-Kwa, kwa, kwa. No kiedyż wreszcie wyjdziecie na świat. Słońce coraz mocniej przygrzewa, poszłabym z wami popływać, a wam się nie spieszy! No, no, dalej moje dziadki! Rozbijajcie skorupki. No, nareszcie, nareszcie: jedno, drugie, trzecie......Tak, tak, moje dziadki, rozglądajcie się. Patrzcie na liście, patrzcie na świat! Zielony kolor jest taki zdrowy dla oczu.
Kaczątka
-Och, jaki wielki jest ten świat!
Matka Kaczka
-Czy myślicie, że to jest cały świat? Świat ciągnie się jeszcze daleko po drugiej stronie ogrodu, aż do księżego pola, ale nigdy tam nie byłam.
Czy jesteście już wszystkie? Nie jeszcze jedno, największe jajko nie pękło. Moje dzieci, poczekajcie na siostrzyczkę, a może to będzie braciszek?!
(nadchodzi Stara Kaczka)
Stara Kaczka
-Kwa, kwa, kwa. No i co słychać nowego sąsiadko? O! Jakie śliczne masz dzieci!
Matka Kaczka
-Są to najpiękniejsze kaczęta, jakie kiedykolwiek widziałam. Wszystkie podobne są do ojca, tego nicponia. Zupełnie do mnie nie przychodzi!
Stara Kaczka
-Dlaczego nie idziesz z dziećmi nad wodę?
Matka Kaczka
-Czekam na jeszcze jedno, ale skorupka jajka nawet nie pękła. Kiedy to pisklę się wykluje?
Stara kaczka
-Kwa, kwa, kwa. Pokaż mi jajko, które nie chce pęknąć. (ogląda jajko i mówi)
-Możesz mi wierzyć, to jajko jest indycze. I mnie już nieraz tak oszukali, i potem miałam wiele kłopotów z malcami, gdyż bały się wody. Nie mogłam sobie dać rady, popychałam, krzyczałam, ale to nic nie pomogło. Pokaż mi to jajko! Tak, to jest indycze! Porzuć je i ucz inne dzieci pływać!
Matka Kaczka
-Jednak posiedzę jeszcze trochę.
Stara Kaczka
-Jak uważasz! Ale kiedy skończysz wysiadywanie, przyjdź na podwórko, możesz mi się wtedy przedstawić swoje dzieci.
(Stara Kaczka żegna się i odchodzi, małe kaczki cały czas kwaczą)
Matka Kaczka
-No, nareszcie, jesteś wreszcie. Długo namyślałeś się. O, jakie to kaczątko jest duże! O wiele większe od wszystkich dzieci.
Kaczątka
-Jakie brzydkie, szare!
Matka Kaczka
-No, no, szary czy nie szary, dziecko każde jest dla matki najpiękniejsze. No burasku, śmiało! Nie jesteś chyba pisklęciem indyczym? Zaraz się przekonamy.
Dalej dzieci naprzód, najpierw nad staw. Teraz w wodę: tak, tak, tak. A teraz i ty mój ostatni pisklaczku!
A nie mówiłam, że nie jest to pisklę indycze! O, jak pływa, i to nawet lepiej od pozostałych! No proszę, jak ładnie porusza nogami, jak prosto się trzyma.
No, dzieci wychodzić z wody!
Kwa, kwa, kwa, chodźcie teraz za mną, przedstawię was na podwórku. Ale trzymajcie się zawsze w pobliżu, aby nikt na was nie nastąpił! Strzeżcie się kota!
SCENA II
(zabłocone podwórko, po którym biegają domowe zwierzęta i ptaki)
Kaczątka
-Czemu tu tak głośno?
Matka Kaczka
-No już widzę dwie kacze rodziny pobiły się o węgorza.
Kaczątka
-Zabrał go ktoś inny, ten czarny zwierzaczek!
Matka Kaczka
-To jest kot moje dzieci. Strzeżcie się go! A teraz ruszajcie nogami, kołyszcie się, nogi stawiać do środka. O, idzie stara kaczka, ukłońcie się jej.
(Kaczątka z gracją witają Starą Kaczkę)
Kaczątka
-Kwa, kwa, kwa.....
Stara Kaczka
-Ładne masz dzieci mateczko! Przyjmuję je na podwórze. Wszystkie są śliczne oprócz jednego. Niezbyt ci się udało.
Brzydkie Kaczątko
-O mnie mowa!?
Stara Kaczka
-Nie przeszkadzaj, jak starsi rozmawiają! Oczywiście, że o tobie mowa. Byłoby dobrze, gdybyś mogła je odmienić, moja droga.
Matka Kaczka
-To niemożliwe, łaskawa pani! Nie jest wprawdzie ładne, ale ma dobre serduszko i umie świetnie pływać!
Stara Kaczka
-Wyrośnie z brzydoty.
Matka Kaczka
-To jest zresztą kaczor i uroda nie będzie miała dla niego takiego znaczenia. Myślę, że da sobie radę!
Stara Kaczka
-Inne kaczątka są takie śliczne!
(Stara Kaczka odchodzi, kaczątka dziobią Brzydkie Kaczątko)
Matka Kaczka
-Dlaczego je tak dziobiecie!? Ono nie robi nikomu nic złego.
Kaczątka
-Za duże, brzydko wygląda. Trzeba je szturchać, popychać, niech się wynosi, niech się wynosi. Precz, precz, precz z podwórza!
Matka Kaczka (rozkłada skrzydła)
-Tu, tu się schowaj! Prawdziwe jest z tobą utrapienie!
Brzydkie Kaczątko
-Dlaczego wszyscy mi dokuczają. Kaczki mnie kopią, kury szczypią, indyk mnie nastraszył. Nawet ta dziewczyna, co wszystkich karmi, nie chce na mnie patrzeć. Co mam począć?
Matka Kaczka
-Nie wiem już, co mam robić? Byłoby lepiej gdybyś poszedł sobie gdzieś daleko.
Narrator
-Wreszcie kaczątko uciekło.
Brzydkie Kaczątko
-To dlatego, że jestem taki brzydki!
SCENA III
(bagno, wysokie zarośla, Brzydkie Kaczątko leży zmęczone, śpi)
Narrator
-Biegło dalej, aż przyleciało nad wielkie bagno, gdzie mieszkały dzikie kaczki. Siedziało tam całą noc, bo było takie zmęczone i smutne. Rankiem podniosły się do lotu dzikie kaczki i zaczęły się przyglądać nowemu towarzyszowi.
Dzika Kaczka
-Kto ty jesteś? Co tu robisz? Skąd się wziąłeś przy nas dzikich kaczkach?
Brzydkie Kaczątko
-Witam was. Jestem Brzydkie Kaczątko. Pozwólcie mi tu zostać.
Dzika Kaczka
-Że brzydkie, to widzimy. Jesteś strasznie brzydki. Ale co to nas obchodzi. Dopóki nie będziesz chciał ożenić się z kimś z naszej rodziny.....
Brzydkie Kaczątko
-Ach, doprawdy, nie mam zamiaru się z nikim żenić. Chcę tylko posiedzieć sobie w spokoju. Napić się wody z moczarów.
Dzika Kaczka
-Odpoczywaj do woli.
(słychać strzelanie i szczekanie psów)
Brzydkie Kaczątko
-Co to jest!
Dzika Kaczka
-Uciekaj, to polowanie!
Brzydkie Kaczątko
-Polowanie, cóż to jest?
Dzika Kaczka
-Uciekaj, uciekaj!!!!
Brzydkie Kaczątko
-Nie mam siły. Niech się dzieje, co chce. A, A, A, A, cóż to za straszny potwór.
(przybiegają psy, szczekają, ale nie robią krzywdy kaczątku)
Brzydkie Kaczątko
-Jestem takie brzydkie, że nawet psy nie chcą mnie ugryźć. Poszli. Trzeba szukać dalej! Tak bym coś zjadł. Ojej, jaki wiatr. I w piórka mi zimno! Nie mogę się utrzymać!
SCENA IV
(Stara chatka, w której panuje tajemniczy nastrój)
(Brzydkie Kaczątko budzi się i jest bardzo zaskoczone widokiem tego dziwnego otoczenia)
Brzydkie Kaczątko
-Ojej, ojej, gdzie ja jestem?
Kot
-Miii...aaa...uuu.., jesteś w naszej chatce!
Kura
-Ko, ko ,ko, wiatr cię tu przywiał. Możesz zostać.
Babcia
-O, o, o, jaka tłusta kaczuszka! Zostań tu sobie, będziesz znosiła kacze jajka. O, o, o, to dobry nabytek, o ile to nie jest kaczor?
Brzydkie Kaczątko
-Ale ja właśnie jestem kaczorkiem. I nie jestem wcale tłusty.
Kot
-Miii aaa uuu..! Ta nasza pani, ona i tak cię nie zrozumie. Nie warto strzępić dzioba.
Kura
-Ko, ko, ko, ona nas nie rozumie....
(babcia z oddali woła)
Babcia
-Synku! Synku! Chodź tu synku!
Brzydkie Kaczątko
-Do kogo ona tak mówi?
Kura
-Do kota, o, o, to mądry kot. Widzisz! Tylko on umie wyginać grzbiet i sypać iskry, kiedy pani głaszcze go pod włos.
Kot
-Kura umie znosić jajka.
(znów pojawia się babcia)
Babcia
- O moja kwoczko, daj jajeczko...
Kura
-Ko, ko, ko ....
Babcia
-Jakie piękne jajko!!! No a ty kaczuszko, nie dasz mi jajka? Nie? No to trudno! Możesz zostać, nie wyrzucę cię przecież! Jesień już za pasem.
Brzydkie Kaczątko
-Co to jest jesień?
Kot
-Jesień, to taka pora, kiedy wieją wiatry i pada deszcz.
Kura
-My nie wychodzimy wtedy na świat. Świat jest taki brzydki i nie zasługuje, żebyśmy go odwiedzały. Trzeba ci wiedzieć, że my jesteśmy połową świata!
Kot
-I to chyba tą lepszą połową!
Brzydkie Kaczątko
-Naprawdę tak myślicie?
Kura
-A ty burasku umiesz znosić jajka?
Brzydkie Kaczątko
-Nie....
Kot
- A czy umiesz sypać iskry i wyginać grzbiet?
Brzydkie Kaczątko
-Nie, ale....
Kot i Kura (razem)
-Zachowaj swoje zdanie dla siebie.....
Babcia
-No i co kaczuszko, już 3 tygodnie mijają, a ty, nie znosisz mi jajek! Jesteś jakaś smutna?
(kot miauczy)
Bierz przykład z mojego kota, który się nigdy nie smuci i z mojej kurki, która jest zawsze wesoła.
Kura
- Ko, ko, ko...
Kot
-No, rzeczywiście, czemu jesteś takie ponure, miii...aaa...uuu...?
Kura
-No, rzeczywiście, czemu stroisz fochy?
Brzydkie Kaczątko
-Chyba tęsknię.....
Kura
-Do czego? Przecież nie jest ci tu źle?
Kot
-Jesteś po prostu niewdzięczne!
Brzydkie Kaczątko
-Ja, nie chcę być niewdzięczne, ale kiedy pomyślę o słońcu, o powietrzu i o pływaniu......
Kura
-Co ci przyszło do głowy?
Kot
-Miii.....aaa...uuu...
Kura
-Nie masz nic do roboty? Składaj jaja, albo mrucz, to ci przejdzie!
Brzydkie Kaczątko
-Ale pływać jest tak przyjemnie!!!
Kura
-To ci dopiero przyjemność! Chyba oszalałeś!?
Brzydkie Kaczątko
-Nie rozumiecie mnie!!!!
Kura
-No, jeśli my cię nie rozumiemy, to kto cię zrozumie?
Brzydkie Kaczątko
-Myślę, że pójdę sobie w świat!
Kura
No to idź!
Brzydkie Kaczątko
-Żegnajcie!!!! (Odchodzi)
Kura
-Zginiesz, idzie zima!!!!
SCENA V
(Kaczątko błąka się obok stawu, jest bardzo zmęczone, jest mroźna zima, słychać szum wiatru)
Brzydkie Kaczątko
-Łabędzie już odleciały, a ja zostałem sam. Nie chcę już wracać ani do Kury, ani do Kota, ani do gospodyni.
Narrator
-A zima była taka mroźna! Kaczątko musiało się wciąż kręcić po wodzie, aby ją chronić od zamarznięcia, ale co noc otwór, w którym pływało, stawał się węższy. Kaczątko musiało przebierać nogami, aby woda nie stanęła.
Wczesnym rankiem przyszedł wieśniak i zabrał kaczątko do domu. Dzieci chciały się z nim bawić, ale ze strachu wpadło do miski z mlekiem. Gospodyni krzyczała i kaczątko uciekło. Schowało się między krzaki i leżało tam ledwo żywe.
Kiedy słońce zaczęło na nowo grzać, leżało w bagnie pomiędzy sitowiem. Skowronki śpiewały, była cudowna wiosna.
(duży staw, po którym pływają łabędzie, jest wiosna)
(Kaczątko jest już pięknym, dużym łabędziem)
Brzydkie Kaczątko
-Ciepło, słońce świeci, więc jednak żyję. Skrzydła!! Mogę nimi poruszać, są jakieś inne, jakby większe, jakby bardziej puszyste! Ile tu zieleni, jabłonie kwitną i bez pachnie. O, jaki piękny staw! To te ptaki, te same, królewskie, białe ptaki. Chcę popłynąć do nich!
Na pewno zadziobią mnie na śmierć! Ja taki brzydal, odważyłem się do nich zbliżyć?
-Cóż to widzę w wodzie?! Czy ten piękny biały ptak, to ja? Nie jestem już brzydkim kaczątkiem?
(Kaczątko zbliża się do łabędzi pływających po stawie)
Narrator
-Nowy ptak poczuł się zmieszany z radości, schował głowę pod skrzydła i sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Był zbyt szczęśliwy, ale nie dumny, gdyż serce nie bywa nigdy pyszne. Myślał, o tym, jak go prześladowano i wyszydzano. Słuchał, jak wszyscy teraz mówili, że jest najpiękniejszym ze wszystkich ptaków.
Brzydkie Kaczątko
-Nawet nie marzyłem o takim szczęściu wówczas, gdy byłem tylko brzydkim kaczątkiem!!!
(wszyscy aktorzy wychodzą na scenę i kłaniają się)