Historia inż. Zygmunta Puławskiego przypomina postać i los mitycznego chłopca, Ikara, który realizacje marzeń, pragnienie wolności i lotu przypłacił życiem.
Jego śmierć to symbol, wyzwanie dla następnych pokoleń, aby mieć odwagę marzyć i siłę, by te marzenia realizować. Pierwsza wyprawa powietrzna zakończyła się katastrofą. Nie odebrała jednak nadziei, nie zniechęciła i nie przestraszyła Ikarów następnych wieków i tysiącleci, aż wreszcie zaroiło się w kosmosie od zwycięskich Ikarów.
Współczesnym Ikarem jest również inżynier Zygmunt Puławski.
Sięgnijmy do kart historii..
(w tle podkład muzyczny- wg uznania)
Osoba I
Zygmunt Rafał Puławski urodził się w Lublinie w dn. 24 października 1901 r. w rodzinie robotniczej Wojciecha i Kazimiery z Szumiłów. Był najstarszym w gronie rodzeństwa: Marychny, Zdzisława i Kazimierza. Ojciec Zygmunta zatrudniony jako robotnik w Fabryce Maszyn Rolniczych, z trudem utrzymywał rodzinny budżet i sytuacja materialna Puławskich nie przedstawiała się wcale różowo. Niedostatki domowe, z których dorastający Zygmunt zdawał sobie doskonale sprawę, ba, odczuwał je na własnej skórze, miały niewątpliwy wpływ na postawę życiową ambitnego chłopaka, konsekwentnie zmierzającego w późniejszym okresie do jak najszybszego i sensownego usamodzielnienia. Po ukończeniu szkoły podstawowej rozpoczął Zygmunt naukę w gimnazjum Zgromadzenia Kupieckiego im. Vetterów w Lublinie, wstępując jednocześnie do harcerstwa, któremu poświęcił się bez reszty i które odegrało zasadniczy wpływ na ukształtowanie jego osobowości. Dla Zygmunta harcerskie ideały stały się wartościową szkołą formującą młody charakter.
Osoba II
Wszystkie kolory ujrzeć
Poznać wszystkie kwiaty
Smak każdej wody znać
Każdej ziemi zapach...
Osoba III
Widzieć, słyszeć, wiedzieć, czuć...
Osoba II
Innym cząstkę siebie móc ofiarować w darze
Osoba III
Marzyć...tęsknić...wierzyć...śnić
Osoba II
Przeżyć wszystkie swoje dni
Do końca, do głębi
Osoba I
Już od IV klasy udzielał korepetycji, aby zarobić na osobiste potrzeby, co nie przeszkadzało mu w udzielaniu bezinteresownej pomocy kolegom niezamożnym. A harcerstwo, sporty, zdjęcia fotograficzne, lektura – jak to się razem dało pogodzić w okresie szkolnym?. Nie rozpraszał się, czasu nie marnował. Nie uznawał wypoczynku jako bezczynności tylko jako zmianę trybu zajęć. Zastępował pracę umysłową ćwiczeniami fizycznymi lub turystyką. W obcowaniu z przyrodą znajdował wytchnienie i zbawienne wrażenia. Wabił go urok nocy zimowych w lesie, pociągał element ryzyka na karkołomnych górskich wycieczkach
Osoba III
Jakieś nieznane były w nim tęsknoty
Jakichś promieni, jakichś zórz sen złoty
I chciał się w górę piąć, jak pną się liany
Osoba I
W dniu 13 czerwca 1920 r. Zygmunt Puławski otrzymał świadectwo maturalne stając u progu jakże ważnego i uwieńczonego sukcesem, etapu w swoim życiu. Trudne warunki materialne rodziny spowodowały, że w tydzień później opuścił Lublin i poprzez Warszawę wyjechał do Nowej Wsi koło Kutna, jak to wówczas określano, na kondycję, a więc w charakterze korepetytora.
Specyfika nowej funkcji, pobyt w zupełnie obcym środowisku i związana z tym samotność, a także wciąż nie ugaszona, pechowa miłość do szkolnej koleżanki Janki G. sprzyjała refleksjom oraz rozmyślaniom. Znalazły one również odzwierciedlenie na kartach prowadzonego prze Zygmunta pamiętnika.
Osoba III
Ludzie zakochani maja większą żądzę sławy – pisał pod datą 29 czerwca 1920 r. niż zwykli. Bo wiedzą, że sławą swą opromienią imię swe bohdanki i że będą więcej w jej oczach warci. Mała stąd pomoc dla duszy, że mamy czucia i myśli, które nie wynurzyły się z czynu i nie prowadzą do czynu.
Czy to tylko ja mam takie pojęcie o miłości – że można miłować jedną tylko osobę i że mnie nie pociągają osoby, których duszy nie kocham?. Wszędzie miłość na ziemi, a ja tylko nie mam serca, które by mnie miłowało i które ja bym miłował. Czemu ja taki jestem osamotniony?
Osoba II
Przyjdzie czas kiedy ludzie tak niby garbaci
Tak nisko przyduszeni grzbiety rozprostują
I zamiast garbu skrzydła na plecach poczują
I choć dziś samotni nagle znajdą braci...
Osoba I
W 1920 r., po krótkim epizodzie ochotniczego pobytu w wojsku i utemperowaniu młodzieńczych uniesień rozpoczął Zygmunt studia na Wydziale Mechanicznym Politechniki Warszawskiej, wykazując od pierwszego roku znaczne uzdolnienia. Jednocześnie był aktywnym członkiem Sekcji Lotniczej razem z Rogalskim i Wigurą.
W studenckich latach z zamiłowaniem uprawiał także w ramach AZS-u m.in. narciarstwo i taternictwo. Odbywał szereg wycieczek turystycznych po kraju i nadal, z właściwym sobie uporem, pogłębiał wiedzę w dziedzinie konstrukcji lotniczych. Zdobył także licencję pilota sportowego z pasja oddają się także lataniu.
Niebezpieczeństwa związane z lotniczą profesją, stosunkowo dużo samolotowych kraks w tamtych latach, wynikających nie tylko z niedoskonałości sprzętu, ale również z brawury pilotów, zmuszały Zygmunta do liczenia się z każdą ewentualnością.
21 listopada 1923 r. sporządził w Warszawie dokument, który chyba można nazwać testamentem pilota.
Osoba II
Jak to jest z człowiekiem...
Być więźniem swojej skóry
A sięgać w nieskończoność
Być jeńcem drobiny czasu
A dotykać wieczności
Być beznadziejnie niepewnym
I szaleńcem nadziei...
Umierać bez miłości
A kochać przez śmierć...
Osoba I
Po ukończeniu politechniki, z celującymi ocenami, inżynier Z. Puławski wyjechał na roczną praktykę do Francji, którą odbywał w zakładach lotniczych Bregueta, rozpoczynając od stanowiska prostego mechanika. W 1928 r. został zatrudniony w Państwowych Zakładach Lotniczych – Wytwórni Płatowców w Warszawie na stanowisku kierownika grupy konstrukcyjnej. W wyniku intensywnych prac konstrukcyjnych inż. Puławski zbudował w 1929 r. samolot myśliwski PZL P-I, który po kolejnych modyfikacjach zrobił furorę na skalę światową. Był to pierwszy myśliwiec pościgowy rodzimej produkcji zbudowany całkowicie z metalu, przy którym zastosowano także nowość – aerodynamiczne podwozie nożycowe pomysłu Puławskiego. Ponadto, konstrukcja ta zrywała z dotychczas przyjetym i szeroko rozpowszechnionym układem dwupłatu i wprowadzała jeden, wygięty w kształcie spłaszczonej litery M płat, który zwężając się w części trzykadłubowej zapewniał pilotowi znakomitą widoczność.
W czerwcu 1930 r. płatowiec PZL P-I zgłoszony został do międzynarodowego konkursu samolotów myśliwskich w Bukareszcie. W doborowej stawce zagranicznych płatowców tak renomowanych firm jak „Junkers”, „Fokker”, „Devoitine”, ”Morane” czy „Avia”, polski samolot zajął 8 pierwszych miejsc na 15 konkurencji wzbudzając powszechną
sensację.
Osoba III
Kto nie żył dumą, wiarą i troską
Dni naszych, tych dni ogromnych
Ten nie ożyje nawet i zgłoską
W sercach potomnych
Osoba I
Marzeniem Zygmunta było posiadanie sportowej awionetki. Dlatego też, równolegle z dalszymi pracami nad kolejnymi wersjami myśliwców przystąpił do budowy własnego projektu amfibii o oryginalnej konstrukcji. Amfibię, którą zbudował oznaczył kryptonimem „H”, od imienia warszawskiej malarki i zapalonej entuzjastki lotnictwa Hanki Hannenberg, z którą łączyła go nić sympatii. Na kartach pamiętnika – pod datą 10 lutego 1931 r. znalazł się zapis:
Jutro moje oblatywanie amfibii. H. spotkanie ze mną odłożyła do jutra. Jutro może nie nastąpić. Jestem zupełnie spokojny. Zygmunt w fatalnych przeczuciach pomylił się tylko o miesiąc.
Osoba III
W dniu 22 marca 1931 r. „Kurier Poranny” donosił:
„Już przy starcie awionetka odmawiała posłuszeństwa pilotowi grzęznąc pośrodku lotniska w błocie, ale z pomocą funkcjonariuszy PLL LOT inż. Puławski zdołał oderwać się od ziemi. Świadkowie tego wypadku słyszeli po huku motoru, że pilot do ostatniej chwili próbował wyrównać maszynę, zwiększając lub zmniejszając na przemian obroty silnika, lecz było już za późno...”
Osoba II
„Do ostatniej chwili – pisał w kilka dni później sprawozdawca warszawski – śp. Z. Puławski pragnął opanować awionetkę. On przecież tak ją znał. Była dziełem jego rąk, jego ducha. Wyczarował ją sobie wśród długich godzin bezsennych, patrzył płonącymi oczyma jak z każdym dniem przybierała bardziej realne kształty, jak powstawała wolą jego niezłomną w mocne formy zaklęta. I toczył z nią walkę, nie tracąc przytomności umysłu, ostatnia już walkę, z której niestety, nie sądzone mu było wyjść zwycięsko”.
Osoba I
W dwa dni po wypadku cała Warszawa, a wraz z nią i lotnicza Polska odprowadzała zwłoki w manifestacyjnym pochodzie do rogatki lubelskiej, skąd przywiezione zostały do rodzinnego Lublina. Pogrzeb w Lublinie, na cmentarzu przy ul. Lipowej, odbył się w dniu 25 marca 1931 r.
Osoba II
Tak wiele widział
W ciągu krótkiego życia
Setki zachodów i wschodów słońca...
Rozmawiał z Małym Księciem....
Teraz umrze aby obudzić się wiosną
Na innej planecie...