Czy niepowodzenia szkolne ucznia to porażka nauczycieli?"
Jestem nauczycielem z dwudziestoletnim stażem i mamą dziecka z opinią o dysgrafii, dysleksji i dysortografii. W mojej pracy zawodowej już od wielu lat spotykam się z dziećmi o których można powiedzieć, że mają do czynienia z niepowodzeniami szkolnymi na co dzień. Wiele z nich to dzieci zadbane przez rodziców, odważnych i wyedukowanych ludzi, którzy walczą o każdą dodatkową godzinę zajęć dla swojej pociechy. Często kontaktujących się ze szkołą: nauczycielami, pedagogiem i psychologiem. Myślę, że na takie dzieci pracownicy szkoły patrzą ba przychylnie. Nauczyciele np. zwracają uwagę i stosują na swoich zajęciach odpowiednie metody pracy, zaproponowane w opiniach i orzeczeniach poradni psychologiczno-pedagogicznych. Oczywiście pisząc nauczyciele, mam na myśli tych kompetentnych, znających problem dzieci z dysfunkcjami.
Inaczej wygląda sytuacja dzieci zaniedbanych. Rodzice często pochłonięci pracą i zdobywaniem kolejnych szczebli kariery zawodowej lub opiekunowie z tzw. rodzin patologicznych nie zauważają problemów swojego dziecka. Takiemu uczniowi bardzo szybko przypina się łatkę: głupi, niegrzeczny, niewychowany. Często nie z własnego powodu a właśnie z powodu szkoły i zaniedbań nauczycieli i rodziców, dziecko repetuje rok w tej samej klasie. Przypina mu się łatkę, która ciągnie się za nim przez lata.
Wiele niepowodzeń szkolnych jest jednak winą przede wszystkim nauczycieli. Często nie mających pojęcia, w jaki sposób powinno się pracować z uczniem z problemami w uczeniu się lub zachowaniu. Wynika to z samego, niestety wadliwego, kształcenia przyszłych pedagogów oraz z tego, iż często na studia trafiają osoby, które na żadne inne się nie dostały. Nierzadko również nauczyciele rezygnują z pogłębiania wiedzy i umiejętności np. w formie studiów podyplomowych lub kursów kwalifikacyjnych.
Uważam, że na niepowodzenia szkolne uczniów ma wpływ wiele czynników, ale niewykwalifikowany nauczyciel jest w tej mierze najsłabszym ogniwem, NIESTETY.
Jolanta Kaźmierczak