Daleko, daleko, za górą, za rzeką,
gdzie stawy i lasy i łączka,
mieszkała rodzina zajączka.
Zajączek, choć jeszcze był mały,
dla wszystkich był dobry, wspaniały.
Nazywał się Czaruś Szaraczek,
bo szary nosił kubraczek.
Posłała raz mama Czarusia
z koszyczkiem do babci, dziadziusia.
Włożyła kiełbaskę, bułeczki,
słodziutkie ciasteczka, dwa mleczka
oraz kolorowe pisanki – jajeczka.
Przykryła pyszności serwetką czyściutką,
by nie zakurzyło się w drodze wszyściutko.
Więc poszedł Szaraczek leśną, polną dróżką,
w drodze machał ciągle lewą, prawą nóżką,
bo lubił nasz Czaruś, jak wszystkie zające,
skakać, robić salta, w lesie i na łące.
Tak skakał wysoko nad kwiatki i krzaki,
że go podziwiały sarenki i ptaki.
Zajączka skakanie to spowodowało,
że wszystko z koszyka mu powypadało.
I dotarł zajączek, puka do domeczka,
w mig ściska, całuje babcię i dziadeczka.
Patrzy do koszyczka i krzyczy zdziwiony :
- Kic!-Kic! – Mój koszyczek został opróżniony!
-Zgubiłem kiełbaskę, ciasteczka, dwa mleczka,
a tylko zostały trzy żółte jajeczka.
I płacze nasz Czaruś, łapką łzy ociera :
- Przepraszam, kochani. – Co ja zrobię teraz?
- Nie martw się wnuczusiu, my się nie gniewamy,
bo mimo tej zguby bardzo Cię kochamy.
-A teraz posłuchaj rady tej uważnie :
„-Jeśli idziesz drogą, idź wolno, ostrożnie”.
Po tej radzie dziadek, z babcią zającową
poczęstowali wnuczka herbatką malinową.
Do herbatki zjedli trzy żółte jajeczka,
które nie wypadły z Czarusia koszyczka.