Scenariusz wieczoru poetyckiego poświęconego rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.
Cele;
-kształtowanie refleksji nad historią naszego kraju,
-uwrażliwienie na piękno poezji,
-rozwijanie i rozbudzanie aktywności artystycznej i zdolności twórczych uczniów.
Scena przedzielona zawieszonymi ciemnymi materiałami, za którymi są recytatorzy. Zapalone znicze tworzą odpowiedni nastrój. W prawym rogu sceny ekran projekcyjny.
WIECZORNICA rozpoczyna się projekcją na ekranie wystąpienia gen. W. Jaruzelskiego z dnia 13.12.1981 r. w DTV. Wchodzą na scenę recytatorzy.
Następnie włączona jest I piosenka
J. Pietrzaka „Żeby Polska była Polską”.
Strzały-odgłosy z płyty, jeden recytator upada, pozostali, w kapturach, ze zniczami, otaczają go.
1. Recytator;
Barańczak „ Święto zmarłych”
Podają sobie ręce
pod ziemią; leżąc na wznak, rozpychają
łokciami zgniłe deski, rozgarniają dłońmi
glebę, korzenie traw, odłamki próchna; milcząc
spiskują przeciw nam, zbierają siły;
zbyt wielu ich już;
zbyt wielu skulonych
w brzemiennych brzuchach grobów, które sterczą
tak kanciasto, że pęka ich ziemista skóra;
a oni rosną wewnątrz i rośnie im w płucach
ostatni przechowany haust powietrza, choć
przebiliśmy im pierś poprzez ziemię kołkiem
krzyża;
za lekka ziemia im i przegnił krzyż,
więc po co ta okrągła data: byśmy mogli
choć raz do roku za jednym zamachem
przywalić ich wieńcami, przygwoździć świecami
i przydusić nabożnym kolanem, aż stracą
nagromadzone siły, aż rozerwą
podziemny łańcuch rąk, opasujący Ziemię.
II PIOSENKA; „Obława” K. Cicha
2. Recytator ;
J. Pietrzak „Nielegalne kwiaty”
Wiele polskich kwiatów
rozkwitało już,
pod Cassino maków,
pąków białych róż.,
kwiatów, co czerwieńsze
były niźli krew,
w wierszu i piosence,
i w okopów mgle...
Ale takie kwiaty,
jakie kwitną tu,
na warszawskim placu,
to prawdziwy cud.
Szpicle i armaty
stoją przeciw nim,
pałki, automaty,
tresowane psy.
Nielegalne kwiaty,
zakazany krzyż,
co dnia wyrastają
z betonowych płyt.
Ludzie je składają,
wierni sercom swym,
co w nadziei trwają
przeciw mocom złym.
To najdroższe kwiaty,
jakie widział świat.
Można za nie płacić
w celi parę lat,
można stracić zęby
za goździki trzy,
liczyć krwawe pręgi,
długo łykać łzy...
Takich drogich kwiatów
co dzień świeży stos
niosą warszawiacy
kiedy mija noc.
Ciemna noc dla tamtych,
dla nas jasny dzień.
Z nami słońce prawdy,
z nimi zdrady cień.
Niepodległe kwiaty,
niezniszczalny krzyż.
Huczą gabinety
i imperium drży.
Szydzi z generałów,
nie lęka się wojska
nielegalny naród,
zakazana Polska!
3. Recytator;
J. Kaczmarski „Czołg”
Gąsienicami zagrzebany w piach nad Wisłą
Patrzę przez rzekę pustym peryskopem
Na miasto w walce, które jest tak blisko
Że Wisły nurt - frontowym staje się okopem
Rozgrzany pancerz pod wrześniowym żarem
Rwie do ataku się i pali pod dotykiem,
Ale wystygły silnik śpi pod skrzepłym smarem
I od miesiąca nie siadł nikt - za celownikiem.
Krtań lufy pusta łaknie znów pocisków smaku
A łyka tylko tłusty dym - z drugiego brzegu!
W słuchawkach zdjętych hełmofonów - krzyk Polaków
I nie wiem, czemu rzeki tej nie wziąłem - z biegu!
Dajcie mi wgryźć się gąsienicą w fale śliskie
I ogniem swoim dajcie wesprzeć barykady!
By miasto w walce - które tak jest bliskie
Bezruchu mego - nie nazwało mianem - zdrady!
Lecz milczy sztab i milczą pędy tataraku
Którymi mnie przed tymi, co czekają - skryto
Bo ruski tank - nie będzie walczył za Polaków!
Bo ruski tank - zaczekać ma, by ich wybito!
Gdy się wypali już powstanie ciemnym błyskiem
Włączą mi silnik i ożywią krew maszyny,
Bym mógł obejrzeć miasto - co tak bliskie -
Bez walki zdobywając gruzy i ruiny!
4. Recytator;
Z. Herbert „Porzucony”
1
Nie zdążyłem
na ostatni transport
pozostałem w mieście
które nie jest miastem
bez dzienników porannych
bez gazet wieczornych
nie ma
więzień
zegarów
wody
zażywam
wielkich wczasów
poza czasem
odbywam długie wędrówki
przez aleje spalonych domów
aleje cukru
rozbitego szkła
ryżu
mógłbym napisać traktat
o nagłej przemianie
życia w archeologię
2
jest wielka cisza
artyleria na przedmieściu
udławiła się własnym męstwem
czasem
słychać tylko
dzwon walących się murów
i lekki grzmot
bujającej w powietrzu blachy
jest wielka cisza
przed nocą drapieżców
niekiedy
na niebie pojawia się
absurdalny samolot
zrzuca ulotki
wzywające do poddania
chętnie bym się poddał
ale nie mam komu
3
mieszkam teraz
w najlepszym hotelu
zabity portier
nadal urzęduje w loży
z pagórka gruzów
wchodzę wprost
na pierwsze piętro
do apartamentów
byłej kochanki
byłego szefa policji
śnię na pościeli z gazet
przykrywam się plakatem
zapowiadającym ostateczne zwycięstwo
w barze zostały
leki na samotność
butelki z żółtym płynem
i symboliczną nalepką
– Johnnie
uchylając cylindra
oddala się szybko na Zachód
nie mam do nikogo urazy
że zostałem porzucony
zabrakło mi
szczęścia
i prawej ręki
u sufitu
żarówka
przypomina odwróconą czaszkę
czekam na zwycięzców
piję za poległych
piję za dezerterów
wyzbyłem się
złych myśli
porzuciło mnie nawet
przeczucie śmierci
5. Recytator;
Z. Herbert „Potęga smaku”
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
nasza odmowa niezgoda i upór
mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia
Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono
słano kobiety różowe płaskie jak opłatek
lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha
lecz piekło w tym czasie było jakie
mokry dół zaułek morderców bark
nazwany pałacem sprawiedliwości
samogonny Mefisto w leninowskiej kurtce
posyłał w teren wnuczęta Aurory
chłopców o twarzach ziemniaczanych
bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach
Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana
(Marek Tulliusz obracał się w grobie)
łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy
dialektyka oprawców żadnej dystynkcji w rozumowaniu
składnia pozbawiona urody koniunktiwu
Tak więc estetyka może być pomocna w życiu
nie należy zaniedbywać nauki o pięknie
Zanim zgłosimy akces trzeba pilnie badać
kształt architektury rytm bębnów i piszczałek
kolory oficjalne nikczemny rytuał pogrzebów
Nasze oczy i uszy odmówiły posłuchu
książęta naszych zmysłów wybrały dumne wygnanie
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa
III PIOSENKA; S. Borys „Jaskółka uwięziona”
6. Recytator;
Z. Herbert „17 IX”
Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco
a droga którą Jaś Małgosia dreptali do szkoły
nie rozstąpi się w przepaść
Rzeki nazbyt leniwe nieskore do potopów
rycerze śpiący w górach będą spali dalej
więc łatwo wejdziesz nieproszony gościu
Ale synowie ziemi nocą się zgromadzą
śmieszni karbonariusze spiskowcy wolności
będą czyścili swoje muzealne bronie
przysięgali na ptaka i na dwa kolory
A potem tak jak zawsze – łuny i wybuchy
malowani chłopcy bezsenni dowódcy
plecaki pełne klęski rude pola chwały
krzepiąca wiedza że jesteśmy – sami
Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco
i da ci sążeń ziemi pod wierzbą – i spokój
by ci co po nas przyjdą uczyli się znowu
najtrudniejszego kunsztu – odpuszczania win
7. Recytator; ( tekst można podzielić dla kilku recytatorów)
Z. Herbert „Raport z oblężonego miasta”
Zbyt stary żeby nosić broń i walczyć jak inni —
wyznaczono mi z łaski poślednią rolę kronikarza
zapisuję - nie wiadomo dla kogo — dzieje oblężenia
mam być dokładny lecz nie wiem kiedy zaczął się najazd
przed dwustu laty w grudniu wrześniu może wczoraj o świcie
wszyscy chorują tutaj na zanik poczucia czasu
pozostało nam tylko miejsce przywiązanie do miejsca
jeszcze dzierżymy ruiny świątyń widma ogrodów i domów
jeśli stracimy ruiny nie pozostanie nic
piszę tak jak potrafię w rytmie nieskończonych tygodni
poniedziałek: magazyny puste jednostką obiegową stał się szczur
wtorek: burmistrz zamordowany przez niewiadomych sprawców
środa: rozmowy o zawieszeniu broni nieprzyjaciel internował posłów
nie znamy ich miejsca pobytu to znaczy miejsca kaźni
czwartek: po burzliwym zebraniu odrzucono większością głosów
wniosek kupców korzennych o bezwarunkowej kapitulacji
piątek: początek dżumy sobota: popełnił samobójstwo
N.N. niezłomny obrońca niedziela: nie ma wody odparliśmy
szturm przy bramie wschodniej zwanej Bramą Przymierza
wiem monotonne to wszystko nikogo nie zdoła poruszyć
unikam komentarzy emocje trzymam w karbach piszę o faktach
podobno tylko one cenione są na obcych rynkach
ale z niejaką dumą pragnę donieść światu
że wyhodowaliśmy dzięki wojnie nową odmianę dzieci
nasze dzieci nie lubią bajek bawią się w zabijanie
na jawie i we śnie marzą o zupie chlebie i kości
zupełnie jak psy i koty
wieczorem lubię wędrować po rubieżach Miasta
wzdłuż granic naszej niepewnej wolności
patrzę z góry na mrowie wojsk ich światła
słucham hałasu bębnów barbarzyńskich wrzasków
doprawdy niepojęte że Miasto jeszcze się broni
oblężenie trwa długo wrogowie muszą się zmieniać
nic ich nie łączy poza pragnieniem naszej zagłady
Goci Tatarzy Cesarza pułki Przemienienia Pańskiego
kto ich policzy
kolory sztandarów zmieniają się jak las na horyzoncie
od delikatnej ptasiej żółci na wiosnę przez zieleń czerwień do zimowej czerni
tedy wieczorem uwolniony od faktów mogę pomyśleć
o sprawach dawnych dalekich na przykład o naszych
sprzymierzeńcach za morzem wiem współczują szczerze
ślą mąkę worki otuchy tłuszcz i dobre rady
nie wiedzą nawet że nas zdradzili ich ojcowie
nasi byli alianci z czasów drugiej Apokalipsy
synowie są bez winy zasługują na wdzięczność więc jesteśmy wdzięczni
nie przeżyli długiego jak wieczność oblężenia
ci których dotknęło nieszczęście są zawsze samotni
obrońcy Dalajlamy Kurdowie afgańscy górale
teraz kiedy piszę te słowa zwolennicy ugody
zdobyli pewną przewagę nad stronnictwem niezłomnych
zwykłe wahanie nastrojów losy jeszcze się ważą
cmentarze rosną maleje liczba obrońców
ale obrona trwa i będzie trwała do końca
i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania
on będzie Miasto
patrzymy w twarz głodu twarz ognia twarz śmierci
najgorszą ze wszystkich - twarz zdrady
i tylko sny nasze nie zostały upokorzone
8. Recytator;
Z. Herbert „Ze szczytu schodów”
Oczywiście
ci którzy stoją na szczycie schodów
oni wiedzą
oni wiedzą wszystko
co innego my
sprzątacze placów
zakładnicy lepszej przyszłości
którym ci ze szczytu schodów
ukazują się rzadko
zawsze z palcem na ustach
jesteśmy cierpliwi
żony nasze cerują niedzielną koszulę
rozmawiamy o racjach żywności
o piłce nożnej cenie butów
a w sobotę przechylamy głowę w tył
i pijemy
nie jesteśmy z tych
co zaciskają pięści
potrząsają łańcuchami
mówią i pytają
namawiają do buntu
rozgorączkowani
wciąż mówią i pytają
oto ich bajka -
rzucimy się na schody
i zdobędziemy je szturmem
będą się toczyć po schodach
głowy tych którzy stali na szczycie
i wreszcie zobaczymy
co widać z tych wysokości
jaką przyszłość
jaką pustkę
nie pragniemy widoku
toczących się głów
wiemy jak łatwo odrastają głowy
i zawsze na szczycie zostaje
jeden albo trzech
a na dole aż czarno od mioteł i łopat
czasem nam się marzy
że ci ze szczytu schodów
zejdą nisko
to znaczy do nas
gdy nad gazetą żujemy chleb
i rzekną
-a teraz pomówmy
jak człowiek z człowiekiem
to nie jest prawda co wykrzykują afisze
prawdę nosimy w zaciśniętych ustach
okrutna jest i nazbyt ciężka
więc dźwigamy ją sami
nie jesteśmy szczęśliwi
chętnie zostalibyśmy
tutaj
to są oczywiście marzenia
mogą się spełnić
albo nie spełnić
więc dalej
będziemy uprawiali
nasz kwadrat ziemi
nasz kwadrat kamienia
z lekką głową
papierosem za uchem
i bez kropli nadziei w sercu
IV PIOSENKA; „Który skrzywdziłeś” Cz. Miłosz – wyk. i muzyka Adam Dennison
9. Recytator;
Barańczak „Grażynie”
Pamiętać o papierosach. Żeby zawsze były pod ręką,
gotowe do wsunięcia w kieszeń, gdy znowu go zabierają.
Znać na pamięć przepisy dotyczące paczek i widzeń.
Sztukę zmuszania mięśni twarzy do uśmiechu.
Grażyna Kuroń - z archiwum Ewy Dobrowolskiej
Jednym chłodnym spojrzeniem gasić wrzask policjanta,
zaparzać spokojnie herbatę, gdy oni bebeszą szuflady.
Z obozu albo szpitala słać listy, że wszystko w porządku.
Tyle umiejętności, taka perfekcja. Mówię poważnie.
Chociażby po to, aby się nie zmarnowały,
nagrodą za to wszystko powinna być nieśmiertelność,
a już co najmniej jej wybrakowana wersja, życie.
Śmierć. Nie, to niepoważne, nie przyjmuję tego do
wiadomości.
Z iloma trudniejszymi sprawami dawałaś sobie radę.
Jeżeli kogoś podziwiałem, to właśnie ciebie.
Jeśli coś było trwałe, to właśnie ten podziw.
Ile razy chciałem ci powiedzieć. Nie było jak.
Wstydziłem się luk w słownictwie i mikrofonu w ścianie.
Teraz słyszę, że za późno. Nie, nie wierzę.
To przecież tylko nicość. Jakże takie nic
ma stanąć pomiędzy nami. Na złość, na zawsze zapiszę
tę kreskę na tęczówce, zmarszczkę w kącie ust.
Zgoda, wiem, nie odpowiesz na moją ostatnią pocztówkę.
Ale będę za to winić coś rzeczywistego,
listonosza, katastrofę lotniczą, cenzurę,
nie nieistnienie, które, zgódź się, nie istnieje.
10. Recytator;
N. Tennenbaum „Modlitwa o wschodzie słońca”
Każdy Twój wyrok przyjmę twardy,
Przed mocą Twoją się ukorzę.
Ale chroń mnie Panie od pogardy,
Przed nienawiścią strzeż mnie Boże.
Wszak Tyś jest Niezmierzone Dobro
którego nie wyrażą słowa
Więc mnie od nienawiści obroń
i od pogardy mnie zachowaj.
Co postanowisz niech się ziści.
Niechaj się wola Twoja stanie
ale zbaw mnie, od nienawiści,
Ocal mnie od pogardy, Panie.
11. Recytator;
Mirosław Czyżykiewicz "Wigilia 1981"
Tak tu przytulnie i tak bezpiecznie jakbyśmy sobie w grobie siedzieli.
Mógłbym wspominać o tym wiecznie jak cię przywieźli którejś niedzieli.
Wieczór był zimny no i... Wigilia. Talerz na Ciebie czekał i krzesło.
– To jest nasz nowy lokator... mili, rzekło tych dwóch co z tobą weszło.
Wszyscy na ciebie oczy podnieśli.
Głowę zwieszoną miałeś jak malec,
a płaszcz za duży był i jakby nie twój,
a szyję szczelnie owiniętą miałeś szalem.
A tu... Wigilia w Domu Wariatów,
Wigilia transcendentalna.
Wszyscy tu wzrok błędny mają i...
płaczą, ale to tutaj rzecz jest normalna.
Siadaj tu przy nas nieznajomy,
człowiek choć wariat krew ma słowiańską.
My też tu wszyscy daleko od żony
i też już pod swoją nie mieszkamy wartą.
Zimno ci widzę.
Weź, tam jest waciak.
Popatrz – koledzy żurek już zjedli...
A że tamtych czterech ciągle zamiata??...
Hmm, po co ci wiedzieć, co to za jedni.
Opiekę będziesz miał nie najgorszą.
Szefa tu mamy – to fajny gość.
Ci półnormalni trochę go złoszczą.
Ciebie też zbiją, jak palniesz coś.
Ale na razie jedz, bo jest...
Wigilia w Domu Wariatów,
Wigilia transcendentalna.
Wszyscy tu wzrok błędny mają i...
płaczą, ale to tutaj rzecz jest normalna.
To nic, że garb masz i czyraki.
Zostaniesz bracie między nami.
Tu każdy rano rachuje zmarszczki,
a chodzi spać z kurami.
Mówisz, że boisz się? –
Niepotrzebnie –
Siostra przyniesie nam zaraz rybę.
Znikąd tak blisko nie masz do nieba,
jak stąd, gdzie wszystko przez pancerną szybę.
Każdy tu swoje ma problemy zamknięte,
gdzieś tam w głębi duszy.
A jakby na dowód tego,
że żyjemy, oczy wszystko widzą –
wszystko słyszą uszy.
Teraz opłatek.
Życzę ci stary, żebyś swej duszy diabłu nie sprzedał żeby...
żeby ci w siebie nie brakło wiary
I ŻEBYŚ TAMTYM, CO NAS LECZĄ, NIGDY WYLECZYĆ SIĘ NIE DAŁ.
Abyś tym, co nas leczą... nigdy wyleczyć się nie dał...
Wam życzenia wpadłam na chwilkę złożyć i już mnie nie ma...
V PIOSENKA; „Mury” J. Kaczmarski
12. Recytator, podnoszący się z podłogi, który na początku wieczornicy po odgłosie strzałów upadł recytuje ostatni wiersz; Z. Herbert „ Przesłanie Pana Cogito”
Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu
po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę
idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy
a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza cię twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy – oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie
strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj: zostałem powołany – czyż nie było lepszych
strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światło na murze splendor nieba
one nie potrzebują twojego ciepłego oddechu
są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy
czuwaj – kiedy światło w górach daje znak – wstań i idź
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę
powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku
a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką
chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku
idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda
obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów
Bądź wierny idź
Na zakończenie wszyscy recytatorzy kłaniają się publiczności, dziękując za uwagę.