Praktyki odbywane przez uczniów w warsztatach szkolnych są dla tych młodych ludzi ważnym etapem życiowym, i to chociażby dlatego, że spędzają tam około 2/5 czasu edukacji, (uczniowie szkół zasadniczych). Dwie piąte czy 40% z trzech czy nawet dwóch lat to dużo czasu, a określenie „spędzają” jest dla wielu z nich bardzo trafne. Ogólnie biorąc, uczeń przychodzi do szkoły, aby zdobyć wiedzę i umiejętności, ale rzeczą normalną jest, że uczeń chce np. zaliczyć przedmiot jak najlepiej niezależnie od posiadanej wiedzy, zdobyć zaliczenie lub dobrą ocenę przy minimalnym zaangażowaniu z jego strony itd.. Dorośli posadzeni w ławkach, np. w trakcie kursu dokształcającego wykazują dokładnie te same cechy, np. cieszą się, gdy niespodziewanie zajęcia zostają skrócone, mimo, że wcześniej za nie zapłacili! Uczeń może zapomnieć o swoim głównym celu: zdobyciu praktycznej wiedzy i umiejętności w trakcie praktyki, ale nie może zapomnieć i nie zapomina nauczyciel i dyrektor szkoły.
I przypomina nauczyciel uczniowi o jego celu: przydziela i ocenia prace, pilnuje obecności na zajęciach, rozlicza za nieobecności itd.. Także dyrektor szkoły w tym uczestniczy, a w sytuacjach skrajnych jest w to bezpośrednio zaangażowany. Czyli interesy ucznia i nauczyciela są sprzeczne, a szkoła próbując zrealizowaćswój cel, wchodzi z uczniem w konflikt.
Rzecz nie jest nowa, tak było od wieków – uczniowie nie odrabiali lekcji i robili kawały, a nauczyciele ich karcili i wymuszali odpowiedni sposób postępowania. Jedno jest tutaj nowe: odbieranie szkole instrumentów oddziaływania na ucznia, które ułatwiają a czasem wręcz są niezbędne do realizacji jej statutowych zadań. Powstają wtedy sytuacje patowe lub paradoksy.
Widoczne jest to np. przy wyrabianiu u uczniów poczucia odpowiedzialności. Jak szkoła ma uczyć odpowiedzialności, gdy z mocy prawa uczeń nie odpowiada za swoje czyny? Już wyjaśniam w czym rzecz. Dorośli uczniowie otrzymali przywilej samodzielnego usprawiedliwiania nieobecności. Naturalnie korzystają z tego prawa i to ponad miarę. Wypisują sobie zwolnienia z powodu wyjazdu do rodziny przed świętami lub pobytu matki w szpitalu, podając wielokrotnie nieprawdziwe powody. I co zrobi nauczyciel? – oczywiście zwolni i usprawiedliwi, chociaż sytuacja opisana przez ucznia nie jest prawdą. Czyli uczeń kłamie i nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności. Nikt tego nie sprawdza, bo czy słyszeliście Państwo kiedyś, żeby nawet dobry i skrupulatny wychowawca klasy prowadził rejestr wyjazdów do rodziny lub chorób rodzinnych wszystkich swoich 35-ciu uczniów? W ten sposób ministerstwo dało uczniowi możliwość bezkarnego unikania zajęć.
Oczywiście można powiedzieć, że nauczyciel może nie usprawiedliwiać tych godzin, ale gdy nie usprawiedliwi, a uczeń napisał prawdę, to prowadzi to do zmniejszenia zaufania ucznia do nauczyciela, szkoły i obowiązujących procedur, a przede wszystkim budzi bunt młodego człowieka przeciwko bezdusznemu światu. Kiedy z kolei usprawiedliwi, a uczeń wymyślił to, co napisał w usprawiedliwieniu, nauczyciel w pewien sposób się ośmiesza, traci autorytet u uczniów, którzy nie widzą powodu, aby dalej nie stosować takich praktyk.
Czy to jest nauka odpowiedzialności? To pozoracja a nawet oszukiwanie tego młodego, ale dorosłego już człowieka, który za rok, gdy pójdzie do pracy, bardzo się zdziwi, że nie może sam siebie usprawiedliwić. Doświadczony i odpowiedzialny pracownik, student nie może się usprawiedliwić sam, (robi to np. lekarz, a urzędnik z ZUS jeszcze sprawdza!), a uczeń może!
Korzystanie z przywileju samodzielnego usprawiedliwiania nie jest niczym ograniczone –jest stosowane według potrzeb. Każdy inny przywilej jest czymś ograniczony, np. przewodniczący komisji nie może liczyć swojego głosu podwójnie kiedy chce, ale tylko gdy jest remisowa liczba głosów. Kiedy rodzic usprawiedliwia swojemu dziecku nieobecność, jest też ograniczony w bezkrytycznym wypisywaniu zwolnień przez swoje ukształtowane już poczucie odpowiedzialności, albo świadome działanie dla dobra swojego dziecka.
I jeszcze jeden aspekt: każdy przywilej służy dobru osoby posiadającej go lub służy osobom podległym osobie posiadającej przywileje. Wcześniejsze emerytury górników są ich profitem, a przywileje kaprala w wojsku służą podległym żołnierzom, umożliwiając szkolenie i zapobiegając wypadkom.
Opisywany tu, wypływający z ministerstwa przepis o możliwości samodzielnego usprawiedliwiania się uczniów dorosłych nie służy nikomu, a wręcz wyrządza szkody.
A co z tym wspólnego mają warsztaty szkolne? Uczeń unikając (w zgodzie z prawem) zajęć warsztatowych pozbawia się bezpowrotnie możliwości zdobycia umiejętności zawodowych, gdyż jest to typ zajęć, których nie da się nadrobić później, gdy zmądrzeje, wziąć korepetycje, jak z fizyki. A więc sam sobie robi krzywdę. Traci tu też nauczyciel, bo ma więcej pracy. Traci też szkoła, bo ma gorszy obraz jakości kształcenia. Tracą warsztaty szkolne ekonomicznie, bo jako samofinansujące gospodarstwo pomocnicze mają nierówny i mniejszy stan siły roboczej do wykonania usług i produkcji.
Przywilej nie służący nikomu – czyż to nie paradoks?
Jest to niewłaściwe moralnie, a z prawnego punktu widzenia bezsensowne.
Wniosek jest krótki: zróbmy wszystko, aby wrócić do tego, by w szkole były honorowane tylko usprawiedliwienia rodziców i opiekunów oraz zwolnienia lekarskie, niezależnie od wieku ucznia.