Tekst jest bardzo swobodną stylizacją językową. Powstał z okazji 500. rocznicy urodzin poety i zamieszczony w specjalnym numerze szkolnej gazetki "Klemensiak"
Wywiad z poetą Klemensem Janickim
Dzień dobry nasz drogi Patronie, szanowny Panie Klemensie Janicki.
K.J. Dzień dobry dziatki. Osobliwie wyglądacie. Kto wam skroił te szaty? I skąd te trzewiki? Onegdaj nigdym takich nie obaczył.
Mamy rok 2016. Teraz wszyscy takie noszą. To się nazywa moda.
K.J. Azaliż to prawda? No cóż, pewnikiem muszę wziąć wasze słowa za dobrą monetę i nie wdawać się w zbytnie dysputy. Pojawiłem się tutaj, bo tego chcieliście. O co chcecie zapytać?
Chcemy Pana zapytać o kilka rzeczy, które nas od dłuższego czasu nurtują. Postanowiliśmy więc dowiedzieć się tego z pierwszej ręki czyli bezpośrednio od Pana.
K.J. Śmiało. Pytajcie, jeśli taka wasza wola.
Miał Pan rodzeństwo?
K.J. Tak. wszelako przed moim narodzeniem w nieodległym Żninie wybuchła zaraza, która rozgorzała i u nas w Januszkowie. Z tej to przyczyny wszyscy moi starsi bracia i siostry zmarli. Nigdym ich nie obaczył. Kilka lat po moich narodzinach pojawił się na świecie mój młodszy brat Augustyn.
Jakie miał Pan warunki do nauki?
K.J. Znośne jak na owe czasy. Mój ojciec był człekiem ślachetnym. Nie chciał, aby pośród ciężkiej pracy twardy pług ranił moje wątłe dłonie a upał spalał lica. Grosza nie szczędząc sami od ust sobie odejmował, bym mógł się kształcić. Jednakowoż gdyby nie pojawił się na mej drodze arcybiskup Krzycki, a po jego rychłej śmierci Piotr Kmita - moi zacni mecenasi, kto wie, jaki żywot bym wiódł?
Czy był Pan dobrym uczniem?
K.J.Miałem pięć lat, gdym na nauki został posłany. Pierwsi moi mistrzowie byli wielce niewprawni i niewiele zyskał od nich . Poszedłem tedy do gimnazjum, które nad nurtem Warty założył Lubrański. To tam spotkałem kogoś, co wspaniale wykładał wiedzę Latynów i Greków. On zatroszczywszy się o młodą glebę, zaczął uprawiać ją sumiennie. A ja? Dzień w dzień ćwiczyłem z uporem, by stać się biegłym w sztuce rymowania. Przecie ten trud nie poszedł na marne.
Ile miał Pan lat, gdy stworzył swe pierwsze dzieło i jak się Pan wtedy czuł?
K.J. Pierwsze dzieła, które stworzyłem, nie były godne, by je ukazać światu, więc wrzuciłem te miernoty do pieca. Dopieroż utwór, który ku czci wielce umiłowanego Lubrańskiego ułożyłem i który to twór takowoż wygłosiłem publicznie, tym samym zyskując splendor, dał mi ukontentowanie. Od tego dnia umiłowałem sławę i pragnąłem jej jak powietrza.
Napisał Pan kilkadziesiąt różnych utworów, które dziś są uważane za niezwykle kunsztowne w formie i treści. Chcielibyśmy wiedzieć, co było dla Pana natchnieniem w pisaniu tych wszystkich tekstów?
K.J. Moim natchnieniem była twórczość Owidiusza. Jużci był on mi mistrzem i latarnią oświetlającą twórczą drogę. Czerpiąc z jego twórczości imaginowałem sobie, że sam w przyszłości podobnie jak ów rzymski poeta uwielbienia dostąpię. U schyłku mego krótkiego żywota stworzyłem elegię, z której jestem niezwykle dumny „O sobie samym do potomności”. Skreśliłem ją czując, że rychło zemrę.
Dlaczego swoje wiersze podpisywał Pan mianem Janicjus?
K.J. Wszak pochodzę z wioski od niejakiego Januszka nazwanej, nie inaczej. W owym czasie, gdym na świat przyszedł i gdym zakosztował pierwszych nauk, dużą wagę przypisywano dziełom mistrzów rzymskich. Tym samym miłowano ich język –łacinę. Jako, że łacina była językiem łacniej do poezji zdatnym, byłem jej wdzięcznym orędownikiem. Stąd i me miano wzorowane na łacińską modłę.
Jak się Pan czuł, gdy otrzymał laur poetycki?
K.J. Laur poetycki to cna nagroda, wszelako dana jest ona nielicznym tym, którzy biegli w poezji są i łacno im rymowanie przychodzi. Pamiętam ów dzień i zawżdy wspominam go jako najzacniejszy dzień mojego żywota. Tym bardziej było mi zacno.
Czy wie Pan, że ludzie o Panu nie zapomnieli?
K.J. Tak?
W tym roku przypada 500. rocznica Pana urodzin. Z tej okazji odbyło się mnóstwo wydarzeń, które upamiętniają Pana imię, przywracają je światu. W Poznaniu postawiono pomnik na Pana cześć. Ulice w wielu miastach noszą imię Klemensa Janickiego. Proszę sobie wyobrazić, że w Januszkowie jest szkoła – można ją nazwać elementarną-która również nosi Pana imię. Tam też stoi Pańskie popiersie. W Żninie również są miejsca Panu poświęcone. Wciąż powstają książki o Pana życiu i twórczości. Nazywany jest Pan polskim Owidiuszem.
K.J. Doprawdy nie wiem, co rzec. Jest mi niewymownie lubo na sercu, aczkolwiek przewidywałem już wcześniej takową sławę. Mówicie, że pięćset lat przetrwałem w ludzkiej pamięci i wnoszę, że to nie koniec jeno nowy początek? Niebywałe. Zaiste ziściły się słowa, które onegdaj wyrzekłem: tu bez nadziei i trwogi spoczywam prawdziwie żywy, żegnaj życie zmarłe.
Dziękujemy.
Tekst: Barbara Śledzikowska