Myślę, że aktualny stan rozwoju myśli ludzkiej pozwala na jakieś przybliżenie tego, co nasza świadomość odbiera jako duchowość człowieka, a czemu często przypisujemy określone cechy, które jak uważamy, stanowią o człowieczeństwie osoby ludzkiej. Na początku, jako człowiek wierzący, chcę przeprosić Boga, gdyż na użytek tych rozważań będę unikał odwoływania się do Niego, a ściślej do Objawienia, bowiem tam, gdzie potrafię, nie będę się, podobnie jak to czyni nauka, odwoływał do teologii Kosmosu, a co najwyżej do teologii człowieka. Uważam bowiem, że każdy człowiek, niezależnie od wyznawanej religii, jest osobą cielesno-duchową, zaś celem tego życia w wymiarze ograniczonym cielesno-duchowym jest jakieś dobro, zbliżone jedynie do Prawdy, która jak wielu wierzy, istnieje obiektywnie nie tylko poza człowiekiem, lecz również w samym człowieku. Człowiek, podobnie jak zwierzęta, usytuowany na najwyższym szczeblu rozwoju ewolucyjnego, został wyposażony przez naturę w aparat zmysłowy pozwalający nie tylko na pokonywanie przeciwności środowiska zewnętrznego, lecz również na zmianę niesprzyjających warunków w zakresie niezbędnym dla zachowania gatunku. Taką cechę polegającą na zdolności do przystosowywania się do zmieniających warunków określa się najogólniej w psychologii jako inteligencję. Inteligencja, jak to pięknie napisał Hoimar von Ditfurth, występowała w przyrodzie od zawsze. Wszechświat był więc inteligentny bez mózgu człowieka. Najprościej inteligencję wszechświata można obserwować w działaniu przyrody, szczególnie gdy jej zmiany nakierowane są na określony cel, głównie dla ochrony zagrożonego gatunku przynależnego do świata materii ożywionej. Z obserwacji wiemy, że osobniki wyższych gatunków w specyficzny sposób reagują na zmiany w otoczeniu przekraczające próg ich wrażliwości. Niespodziewana zmiana w otoczeniu odbierana jest jako określone zagrożenie bezpieczeństwa i jako taka może wywołać określone zachowanie najczęściej adekwatne do zaistniałej sytuacji. Podobne zachowania obserwujemy również u ludzi – co prawdopodobnie jako istoty cielesne odziedziczyli po swoich praprzodkach. Warto się zastanowić, jak w takich przypadkach może przebiegać proces unikania zagrożeń z zewnątrz, szczególnie jeśli impulsy zachowań osobnika powstają bez udziału mózgu, który na najniższym szczeblu rozwoju się jeszcze nie wykształcił. Odpowiedzią na to pytanie jest pamięć komórkowa, w której – jak stwierdzono, przechowywane są wszystkie istotne dla zachowania życia doświadczenia życiowe najprostszych i najbardziej skomplikowanych form z człowiekiem włącznie. Funkcjonowanie w organizmach żywych pamięci komórkowej jest prawdopodobnie najstarszą formą gromadzenia, wykorzystywania i przekazywania informacji o gatunkach, począwszy od jednokomórkowców, a na człowieku skończywszy. Tak więc istnienie pamięci komórkowej w materii ożywionej jako rozwiązanie techniczno-naukowe natury, jej przetrwanie przez cały okres rozwoju życia, od jego najprostszych form do najbardziej złożonych, jakim jest człowiek, musi budzić podziw. Wracając do myśli Ditfurtha, że Świat był inteligentny bez istnienia mózgu, warto by przeanalizować relacje, jakie istnieją pomiędzy szeroko pojętą rzeczywistością a materią ożywioną z człowiekiem na czele. Inteligentne zachowania materii w kosmosie opisane przez człowieka, które człowiek zdołał odczytać, a które sformułowane są jako wnioski z obserwacji, na ogół potwierdzają myśli Ditfurtha o inteligencji Wszechświata i jego zachowań wg odkrytych praw. Prawa te odnoszą się jedynie do określonej części uświadomionego przez człowieka obszaru rzeczywistości, którą określamy jako materialną. Stosowanie tych praw jest więc ograniczone. Granice wyznaczone możliwościami poznania w miarę rozwoju nauki i filozofii, wzbogacanej o nowe metody i treści, zamiast zbliżać się do człowieka, oddalają się. W miarę rozwoju myśli ludzkiej uświadomiona rzeczywistość jawi się jako tajemnicza, często nieprzyjazna, wręcz niemożliwa do ogarnięcia przez rozum ludzki. Człowiek coraz częściej uświadamia sobie, że podejmowane przez niego działania dla zawłaszczania świata materialnego w oparciu o obraz rzeczywistości wytworzonej przez własne zmysły nie prowadzą do odkrycia pełnej prawdy o tym świecie i o nim samym. Bowiem obraz tej rzeczywistości malowany przez człowieka przy zawierzeniu własnym zmysłom nie zaspakaja w pełni jego potrzeb, które znajduje we swoim wnętrzu. Poznawana i przekształcana na wyobrażenie człowieka rzeczywistość materialna, do której człowiek również należy, jawi się więc mu często jako obca, nieprzyjazna mu, pozwalająca wprawdzie na chwilowe osiągnięcie złudnego poczucia własnego szczęścia, lecz często powodująca też poczucie wyobcowania, samotności a nawet cierpienia. I tęsknoty za czymś, czego nie znajduje w świecie materialnym, lecz czego obecność odczuwa we swoim wnętrzu, a co objawia się jako niepokój i domaga się swojego zaspokojenia na podobieństwo instynktu naturalnego – co jednak instynktem w tym rozumieniu nie jest. Bliższej analizy myślowej wymagałyby jeszcze istniejące relacje pomiędzy światem ożywionym a materią nieożywioną, przynajmniej w obszarze najbliższego otoczenia człowieka. Dla czwartej części swojej trylogii przyrodnik i myśliciel Hoimar von Ditfurth użył tytułu, który zawiera ostateczny wniosek wynikający z tego dzieła – „Nie tylko z tego Świata jesteśmy”. Powyższe – jak wydaje się - należy rozumieć, że u wyższych gatunków przynależnych do świata materialnego ożywionego pojawił się na zaawansowanym etapie rozwoju ewolucyjnego mózg, zaś u człowieka wraz z mózgiem pojawia się świadomość, a wraz z tym sprawny aparat myślowy, który pozwala nie tylko obserwować świat wewnętrzny i zewnętrzny, lecz gromadzić i analizować informacje pozwalające badać relacje pomiędzy tymi światami. W ten sposób wraz z człowiekiem pojawiła się nowa możliwość w przyrodzie, bowiem z chwilą pojawienia się człowieka jakby zagrożony został odwieczny porządek zależności materii ożywionej od świata materialnego. Coraz częściej świat materialny, a w tym głównie przyroda zmuszona jest poprzez jakieś celowe działania człowieka, przynajmniej w małej skali przystosowywać się do warunków, jakie stwarza człowiek. W wielu przypadkach - jak wydaje się - dzieje się to z naruszeniem odwiecznego naturalnego porządku, który – jak wierzę - tchnięty został w materię przez Boga w chwili stworzenia. To dzięki inteligencji rozwijającej się w miarę doświadczania świata materialnego człowiek nauczył się lepiej przystosowywać do otaczających warunków. Jednak najważniejszym skokiem materialnej ewolucji świata jest narodzenie w człowieku świadomości, która pozwoliła na wyróżnienie człowieka spośród inteligentnych człekopodobnych zwierząt. Nawet przy bardzo wnikliwych badaniach materii nie sposób doszukać się w świecie materialnym źródeł świadomości. To dzięki świadomości człowiek dostrzega nie tylko świat zewnętrzny, lecz również jest w stanie obserwować siebie od wewnątrz jako istotę wolną - zdolną do uniezależnienia się od świata zewnętrznego. Jedyne uświadomione poczucie zniewolenia to przemijanie świata materialnego, w tym życia, przekazanego człowiekowi przez naturę. Człowiek uświadamia sobie, że instynkt zachowania życia, wspólny dla Niego i gatunków niższych jest w przyrodzie od zawsze i dzięki niemu natura przetrwała w niesprzyjających warunkach środowiska materialnego. W ten oto sposób wszystkie świadome działania człowieka nastawione będą na jak najdłuższe przetrwanie w świecie materialnym. W uniezależnianiu się od świata zewnętrznego człowiek widzi jakąś przewagę nad tym światem, często przy tym narusza równowagę przyrody, a także więzi, które zawsze istniały wewnątrz gatunku, do którego należy. Naruszenie tych więzi burzy odwieczny porządek wewnętrzny w ramach gatunku i zaburza dalszy bezpieczny rozwój. Najogólniej można powiedzieć, że od momentu pojawienia się rozwiniętej inteligencji i uświadomienia wolności – człowiek często działa wbrew naturalnym instynktom zachowania gatunku. Duża skala takich zachowań człowieka, jak czasem się twierdzi, mogła by doprowadzić do zaniknięcia rodzaju ludzkiego. Filozoficznie, a zarazem ironicznie rzecz ujmując wydawałoby się, że Bóg wykazał się nieroztropnością skoro obdarował człowieka wolną wolą, a przy tym wolnością. Taki wniosek oczywiście jest tylko pozorny i możliwy do zaakceptowania przez człowieka, który nie odkrył w sobie jeszcze w pełni prawdziwego powołania, które wyznaczył mu sam Bóg. Inaczej rzecz ujmując można by stwierdzić, że taki człowiek nie odkrył jeszcze w pełni głębokiego sensu podejmowania, obrony i pogłębiania dobra wyrażonego w zasadach i wartościach, które otrzymał i otrzymuje od momentu urodzenia. Zasady te nie stoją w opozycji do naturalnych instynktów obecnych w materii ożywionej, lecz wprowadzają określone ograniczenia dla ich rozwoju, pozostawiając jak gdyby miejsce dla rozwijającego się w człowieku obszaru, który najogólniej można nazwać duchowością. Istota przestrzegania tych zasad, jest aktem woli do szerszego otwarciu się człowieka na świat zewnętrzny. Takie szerokie otwarcie w wyniku pojawienia się nowej jakości, jaką jest „duchowe postrzeganie rzeczywistości„ z udziałem świata materialnego – jak by się wydawało, mogło by być, podobnie jak instynktowne zachowania na niższych szczeblach rozwoju, wynikiem wymuszenia przez Boży system określonych zachowań człowieka wobec drugiego człowieka. Jednakże, jeśli przyjąć, że każda postawa i działanie człowieka zwrócone przeciw sobie lub drugiemu człowiekowi jest postawą świadomą z udziałem wolnej woli to, musimy przyznać, że twierdzenie powyższe nie jest uprawnione. Z powyższego wynika, jak pisze Papież- Karol Wojtyła, że człowiek nie tylko może „panować sobie”, ale za to panowanie ponosi pełną odpowiedzialność, nie tylko przed sobą, ale i przed światem, a przede wszystkim przed Bogiem. Wracając do stwierdzenia Ditfurtha, że „nie tylko z tego świata jesteśmy”, w kontekście powyższych wywodów każdy myślący człowiek powinien chyba przyznać, że autor trylogii miał rację. Całą prawdę o człowieku nie sposób bowiem wyrazić z pominięciem jego duchowości do której powstania niewątpliwie przyczyniła się inteligencja, świadomość, a z całą pewnością odkrycie powołania do wolności, a przede wszystkim większe otwarcie nie tylko na zaspokojenie własnych potrzeb, lecz również potrzeb innych. Myślę, że pojawienie się w rzeczywistości materialnej człowieka jako bytu uduchowionego, odkrywającego w sobie potencjał zdolności i zachowań na podobieństwo wyobrażeń o swoim Stwórcy nie jest zdarzeniem przypadkowym w rozumieniu praw materialnych o wszechświecie, bowiem nie znajduje swojego naukowego uzasadnienia, przynajmniej w dotychczasowych prawach dotyczących zachowania materii ożywionej w przyrodzie. Skoro nie możemy zaprzeczyć, że obdarzeni zostaliśmy duchowością - to wobec braku jej źródeł istnienia w świecie materialnym, zmuszeni jesteśmy przyjąć, że „nie tylko z tego świata jesteśmy”. Samo przyjęcie tego stwierdzenia jedynie dla zapełnienia brakującej luki pomiędzy sposobem pojmowania świata materialnego i niematerialnego sprawia, że skłonni jesteśmy uwierzyć, że żyjemy pomiędzy dwoma różnymi światami oddziaływującymi na siebie lub też, że jesteśmy dziećmi wszechświata próbującymi pogodzić w sobie te dwa pozornie sprzeczne światy. Odkrywającemu w sobie strukturę cielesno-duchową człowiekowi trudno uniknąć wyobrażenia obrazu świata kosmicznego, któremu umysł łatwo przypisuje podobieństwo do samego siebie, szczególnie ze względu na strukturę, nie tyle materialną, co duchową, której istnienia domyśla się patrząc oczyma wiary. Wydaje się jednak, że takie wyobrażenie nie ma większej wartości poznawczej dla wzbogacenia refleksji o duszy, która powierzona naszej trosce, niejako jest tylko nam dana na wieczne posiadanie i póki żyjemy to ponosimy za nią pełną odpowiedzialność. Poza tym badanie Wszechświata w swym wymiarze materialno- duchowym napotyka i napotykać będzie na określone ograniczenia, szczególnie w obszarze materii nieożywionej, której zasięg i skala przestrzeni w porównaniu z przestrzenią zagospodarowywaną przez człowieka jest poza zasięgiem zmysłów, a dla umysłu jest często niewyobrażalna.. Myślę, że poszukiwanie Boga w Kosmosie w celu udowodnienia sobie bądź innym wiary w jego istnienie – jak na razie jest drogą donikąd. Ktoś, kto nie widzi śladów działania Boga w swoim jestestwie, na pewno nie znajdzie Go poza swoim wnętrzem. Jeśli przyjmiemy teorię ewolucyjnego rozwoju Wszechświata, to musimy też zgodzić się z tym, że Wszechświat, do którego należymy, wciąż zmienia się i w skali czasowej człowieka, staje się powoli czymś nowym. Wierzymy, że siłą sprawczą tego stawania się jest Istota transcendentna, która ciągle obecna jest w tym procesie stwarzania świata. Jeśli posłużymy się językiem komputerowym to zauważamy, że ten program stawania się jest wciąż realizowany i zdąża do jakiegoś celu o znaczeniu globalnym. Człowiek pojawiający się na określonym etapie ewolucji stał się świadomym uczestnikiem i realizatorem tego programu, którego ostateczny cel – jak wierzymy nakierowany jest na absolutne dobro, którego osiągnięcie przez Boga jest w pełni możliwe z udziałem człowieka. Jeśli podążać tym tropem, to należy przyjąć, że człowiek jako istota duchowo cielesna Kosmosu, jest również produktem Bożej ewolucji. Wówczas jednak przy prostej percepcji pojawia się wątpliwość, czy nasza dusza dająca znaki swojego wewnętrznego działania, pochodzi na pewno z tego świata i pojawiła się na określonym etapie ewolucji. Jeśli przeniesiemy się myślami i naszą ułomną wyobraźnią do momentu stworzenia, gdzie Bóg tchnął w tę rzeczywistość impuls początkowy, który uruchomił proces stwarzania Świata wg programu, który przewidywał nasze pojawienie się na tym świecie jako istot cielesno-duchowych, to też musimy przyjąć – jak wszystko, co żyje, że jesteśmy owocem Ziemi zasianym przez Boga i jako jedyni obdarzeni wolnością. Teologicznie rzecz ujmując można by powiedzieć, że to Bóg jest naszym ojcem, a my mamy pełnić jego wolę, czemu na obecnym etapie ewolucyjnego rozwoju nie potrafimy sprostać. Odkrycie duszy jest równoważne z odkryciem swojej misji duchowej. Wówczas nasze powołanie staje się czytelniejsze i jaśniejsze, bowiem polega jedynie na czynieniu dobra. Dobro to jednak, jak wszystko, co człowiek czyni, ma charakter subiektywny. Jest bowiem w odniesieniu do człowieka dobrem intencjonalnym, co oznacza, że decyzje dotyczące naszych materialno-duchowych zachowań podejmujemy w zgodności z określonymi zasadami, które dobrowolnie wybraliśmy, otrzymaliśmy i poddajemy ciągle samoocenie pod względem przydatności w lepszym zaspakajaniu naszych potrzeb cielesno-duchowych, które uznajemy przede wszystkim jako dobre dla osiągnięcia chwilowego stanu zadowolenia z zaspokojenia potrzeb ego. Poznawana i przekształcana na wyobrażenie człowieka rzeczywistość materialna, do której człowiek również należy, jawi się więc mu często jako obca, nieprzyjazna mu, pozwalająca wprawdzie na chwilowe osiągnięcie złudnego poczucia własnego szczęścia, lecz często powodująca też poczucie wyobcowania, samotności, a nawet cierpienia. i tęsknoty za czymś, czego nie znajduje w świecie materialnym, lecz czego obecność odczuwa we swoim wnętrzu, a co objawia się jako niepokój i domaga się swojego zaspokojenia na podobieństwo instynktu naturalnego – co jednak instynktem w tym rozumieniu nie jest. Jednakże na użytek tych rozważań można by to nazwać instynktem duchowym. Podążając tym rozumowaniem, można by poczynić próbę przywołania z uświadomionej rzeczywistości cielesno-duchowej człowieka, czegoś, co działa w nim i pojawia się w procesie myślenia w sposób pozornie zdeterminowany, niezależny od niego, sygnalizując potencjalne skutki związane z występującą groźbą naruszenia jakichś wartości lub zasad odzwierciedlających wewnętrzną prawdę, których przestrzeganie daje spokój, ukojenie i pocieszenie w cierpieniu. W ten sposób to, co nazywalibyśmy instynktem duchowym, działa niezmiennie w ten sam sposób, lecz nie działa na ślepo. Program działania tego duchowego instynktu bowiem określa sam człowiek, wykorzystując przy tym dany mu do dyspozycji „aparat psychiczno - duchowy” , który nazywamy sumieniem. Sumienie– jak wydaje się - jest zdeterminowane świadomością i działa niezależnie od woli człowieka. Mówiąc językiem metaforycznym można powiedzieć, że sumienie jest nie tylko wiernym strażnikiem, lecz również i doradcą człowieka w dokonywaniu wyborów życiowych w zgodności z zasadami zbliżającymi go do Boga. Działanie sumienia jako aparatu cielesno – duchowego polega bowiem na reagowaniu w przypadku wystąpienia w procesie myślowo-decyzyjnym człowieka groźby lub faktu naruszenia jakichś zasad, które człowiek wcześniej uznał jako swoje lub przyjął je jako swoje na zasadzie wiary. W ten sposób można powiedzieć, że sposób reagowania sumienia jest tylko pozornie niezależny od człowieka. Jednakże wartości obecne w pamięci człowieka, pomnażane są przez całe życie i przyjmowane z wyboru na zasadzie wiary lub przekonania, że są dobre. Dobro to jest jedynie intencyjne, jedynie w swym rozwoju pretendujące do dobra absolutnego. Jednakże jako takie stanowi podstawową bazę do działania sumienia. Istotna też wydaje się siła reagowania sumienia, która wzrasta w przypadku groźby naruszenia przez człowieka jakichś zasad etyczno-moralnych, które wcześniej uznane zostały przez niego jako fundamentalne i nie podlegające kryteriom oceny tzw. „mniejszego zła”. Do zasad tych, jak wierzę, winniśmy zaliczyć przede wszystkim zasady określone w dekalogu. Można też się zastanowić: jak to się dzieje, że w pamięci mózgu są zasady, które stają się dyspozycyjne dla sumienia w określonych momentach, zaistniałych w czasie trwania procesu myślowego wywołanego jakby samoistnie. To samoistne reagowanie sumienia z określoną siłą - jak się wydaje, jest również zdeterminowane odpowiednio wcześniej. Dzieje się to prawdopodobnie w momencie umieszczania w pamięci mózgowej człowieka informacji, która oprócz treści pojęciowej zawiera zabarwienie emocjonalne odzwierciedlające stosunek uczuciowy człowieka do tej informacji wyrażającej określoną wartość, którą w momencie dokonywania wyboru uznał jako istotną i ważną dla osobistego rozwoju duchowego. W ten sposób sumienie może działać na podobieństwo zmysłów z tą jedynie różnicą, że „postrzeganą” rzeczywistość stwarza w sobie człowiek kierując się zasadami dobra, które jak wierzy, otrzymał od Boga. Sumienia-jak wydaje się, nie można wyeliminować z życia człowieka. Jednak przy godzeniu się na jakieś czasowe cierpienia duchowe można je częściowo wyciszyć, zdając sobie sprawę z tego, że niedługo odezwie się ze zdwojoną siłą. Powołanie człowieka jako istoty duchowo-cielesnej do wolności należy na obecnym etapie rozwoju człowieka rozumieć jako możliwość dążenia do absolutnej wolności poprzez świadome włączanie się w proces bożego stwarzania. Chodzi tu prawdopodobnie o uniezależnienie się człowieka od materialno-cielesnego zniewolenia. Nad czym człowiek korzystając z danej mu wolności winien panować. Na obecnym etapie rozwoju świata – jak się wydaje wymagane jest aby duch zapanował nad materią, a dusza nad ciałem. Wówczas rozróżnienie dobra od zła stanie się tak naturalne jak rozróżnienia światła od ciemności. Niestety, człowiek jako istota duchowo-cielesna obdarzona wolnością, ograniczona czasowo – przestrzennie, wykorzystując doświadczenia przodków i wzbogacając je przez doświadczenia własne, zdany jest na dokonywanie wyborów wg kryteriów dobra subiektywnego, które w najlepszym przypadku może być wyborem najlepszym z możliwych na danym etapie ewolucyjnego rozwoju duchowego. W takim znaczeniu czyny dobre człowieka nie mogą być kwalifikowane wg skali dobra absolutnego, bowiem cel ostateczny, do którego zdąża człowiek, jest mu w swych szczegółach na danym etapie rozwoju duchowego nieznany. Wiara w istnienie ostatecznego i absolutnego dobra może jednak nadać sens naszym czynom, których zasług w znaczeniu dobra absolutnego nie potrafimy ocenić, jednakże potrafimy w sobie zbudować nadzieję i przekonanie o naszym udziale w jakimś, choćby małym zbliżeniu się do ostatecznego celu tego świata, którego osiągnięcie jest również naszym udziałem. Tak więc nasze czyny mogą być jedynie subiektywnie dobre, jednakże zawsze winny być czyste w znaczeniu intencjonalnym. – t.j dążeniu do absolutnej prawdy. Ocena sprawiedliwa działań człowieka nakierowanych na jakieś dobro wg „czystych intencji „ nie jest możliwa z zewnątrz, bowiem świat zewnętrzny jest zazwyczaj wrogi i kierujący się co najwyżej zasadami prawa materialnego. Słowa zawarte w biblii – „po owocach ich poznacie ich”, rozumiane są najczęściej jako: „po sukcesach materialnych poznacie ich”. Troska o czyste intencje w spełnianiu naszych dobrych uczynków wymaga mimo przeszkód jeszcze większego otwarcia na zewnątrz. Konieczność tego otwarcia człowiek odczytuje jako potrzebę duszy domagającej się zaspokojenia poprzez czynienie dobra, którego skutki nie muszą koniecznie być wyrażane w wymiarze materialnym. Wezwanie duszy do czynienia dobra to wezwanie do miłości, której potencjał otrzymaliśmy od Boga, a którą powinniśmy w sobie wciąż budzić i pomnażać tak, aby się nią dzielić z innymi. W ten oto sposób dojść można do wniosku, że dobre uczynki człowieka popełnione z czystych intencji to czyny dokonane na rzecz drugiego człowieka, jedynie z pobudek miłości dla zaspokojenia pragnień własnej duszy. Czyniąc próbę jakiegoś podsumowania tego, co dotyczy duszy człowieka, warto by bliżej przyjrzeć się doniosłości słów Jezusa zawartych w biblii, a dotyczących wiary, nadziei i miłości. Pod tymi słowami – jak się wydaje - zawarte jest wszystko to, o czym człowiek powinien wiedzieć i pogłębiać w sobie świadomość tej wiedzy, której stosowanie przynosi zaspokojenie potrzeb duszy, często związane z materialnym wyrzeczeniem, a nawet cierpieniem, które jest ceną odradzania się człowieka do nowego życia. Rozwijając to biblijne przesłanie Jezusa trzeba by się odnieść przede wszystkim do znaczenia wiary – jako istotnego warunku rozwoju duchowego człowieka. Wiara człowieka jest potrzebą duszy, której istotą i powołaniem jest odkrywanie dobra i prawdy w rzeczywistości materialno-duchowej. Dokonywanie wyboru pomiędzy dobrem i złem wg kryteriów materialno duchowych byłoby w zasadzie wyborem ślepym, gdyby nie wiara w istnienie i ingerencję dobra absolutnego godzącego pozornie sprzeczne interesy świata materialnego i niematerialnego, do którego zaliczamy duszę człowieka. W ten sposób człowiek wsparty wiarą w istnienie Istoty Absolutnej, Jej pomoc i ingerencję buduje w sobie nadzieję, że dobro odkrywane przez Niego jest dobrem prawdziwym mądrze ukierunkowanym i oczekiwanym przez Boga na danym etapie ewolucyjnego rozwoju materialno-duchowego. Wiara i nadzieja pokładana w Bogu – jak wydaje się, jest konieczna, lecz nie wystarczająca dla pełnego zaspokojenia potrzeb duszy w czynieniu dobra. Prawdziwe dobro nie powinno być jedynie zwrócone ku własnemu ego, bowiem jako takie jest martwe duchowo. Przez takie dobro dusza człowieka nie może znaleźć pełnego zaspokojenia. Dopiero pełne otwarcie się człowieka na świat zewnętrzny, na potrzeby bliźnich może przynieść jej ukojenie i zbliżenie do celu, który został jej naznaczony od Boga. Celem tym, jak rozumiem jest miłość, która czyni nas podobnymi do swojego Stwórcy.