„Pan Soczewka w puszczy” Jan Brzechwa
ASIA: Każdy, jak wiemy, nad czymś się trudzi
I jakiś zawód ma każdy z ludzi.
Pan Soczewka, chociaż zawodem żadnym nie gardzi,
Jednak swój własny kocha najbardziej.
KUBA: Jest on filmowym operatorem,
Spójrzcie na niego! Rano, wieczorem,
O każdej porze z wielkim przejęciem
Robi bez przerwy zdjęcie za zdjęciem,
Kręci, filmuje wszystko co da się;
Te jego filmy po pewnym czasie
Każdy z nas może obejrzeć w kinie.
Ach, pan Soczewka z tych filmów słynie.
RADZIO: On wszędzie dotrze, on nie zna strachu,
Robi swe zdjęcia, siedząc na dachu,
Wlazł na drzewo, zwisa na rynnie,
Lin okrętowych czepia się zwinnie,
Chwyta się auta w szalonym pędzie,
Skacze do wody... musi być wszędzie.
Tak, moi drodzy, to nie przelewki.
Nikt nie prześcignie pana Soczewki.
MILENKA: Ostatnio w Kongo był samolotem,
A kiedy z Konga leciał z powrotem,
Nagle buchnęły zewsząd płomienie,
Kto inny przeląkłby się szalenie,
A pan Soczewka, gdy ogień zobaczył
Na spadochronie szybko wyskoczył.
I ten płonący samolot właśnie
Jeszcze utrwalić zdążył na taśmie.
LEON: Samolot runął prosto do morza,
A pan Soczewka bujał w przestworzach.
Wiatr nim tarmosił, wiatr go unosił
I do nieznanych lądów niósł co sił.
KAROLINA: Spadochron opadł, lecz tak fatalnie,
Że pan Soczewka zawisł na palmie,
Rzekł więc z humorem:
LEON: „Panowie, przerwa !”
KAROLINA: Dwa kokosowe orzechy rozłupał, zjadł z apetytem,
Mleczkiem ze środka popił je przy tym,
A gdy wiatr znowu spadochron nadął
Nasz pan Soczewka zsunął się na dół.
Od spadochronu odciął się żwawo,
W lewo spogląda, spogląda w prawo...
HANIA: Małpki śmigają jedna przy drugiej,
Skaczą i piszczą; skrzeczą papugi,
A pióra papug o różnej barwie
Są niby kwiaty, których ktoś narwie.
Już pan Soczewka, nie myśląc długo,
Chciał film nakręcić z barwną papugą,
Gdy nagle groźny pomruk usłyszał:
To lwy zwęszyły w puszczy przybysza.
Z gąszczu wyrasta paszcza straszliwa
I łeb ogromny, a za nim grzywa,
Za lwem i lwica wnet się wynurza,
Jeszcze groźniejsza, choć nie tak duża.
Rzekł pan Soczewka....
BŁAŻEJ: Trochę się boję,
Ja jestem jeden, a ich jest dwoje,
Ja mam dwie nogi, a lwy po cztery,
Zginę, lecz szkoda przecież kamery.
I filmów szkoda, jestem Soczewka.
Nie. Ja mam w nosie głupiego lewka.
Już wiem, co zrobię. Bestia mnie nie zje.
ASIA: Pstryknął, zapalił szybko magnezję,
Lew się przeraził, struchlała lwica,
Błysk je oślepił jak błyskawica,
Potem raz drugi, trzeci i czwarty,
Lwy zobaczyły, że to nie żarty,
I pomyślały...
BŁAŻEJ: Ulec mu trzeba,
Skoro przed chwilą spadł prosto z nieba
I ma w zanadrzu błyskawic mnóstwo,
To nie jest żaden zwierz, tylko bóstwo.
ASIA: Po czym lwy oba, z trwogi półżywe,
Stanęły grzecznie przed obiektywem
I pan Soczewka, rzecz oczywista,
Nakręcił zaraz metrów ze trzysta.
ALEK: Odtąd król zwierząt, groźny i krewki,
Był na usługach pana Soczewki.
WERONIKA: „Jaśnie wielmożny lwie – rzekł filmowiec –
Wszystkim zwierzętom w puszczy zapowiedz,
By się zebrały wnet niedaleko,
O, tam, powiedzmy, nad tamtą rzeką,
Co to prześwieca właśnie przez palmy.
Godzinę ścisłą przy tym ustalmy:
Która jest teraz ? Dziesiąta rano...
Niech na dwunastą wszystkie tam staną.
Mam zapas taśmy i dziś nakręcę
Film pod tytułem: „Dziwy zwierzęce”.
PATRYCJA: Lew naprzód wydał ryk bardzo długi,
Że aż ogłuszył wszystkie papugi,
A potem wydał drugi ryk krótki.
Ziemia zadrżała od tej pobudki
I gromkie echo szybko pobiegło,
Wstrząsając całą puszczą rozległą.
RAFAŁ: Rzekł Pan Soczewka: „Ruszamy w drogę
Wierzchem się zresztą przejechać mogę”.
I na lwim grzbiecie pomknął szczęśliwy,
Że mógł się przy tym trzymać lwiej grzywy.
Za nim, od drzewka skacząc do drzewka,
Wołały małpy...
KUBA: „Panie Soczewka,
Niech pan nam zrobi też zdjęcie śliczne,
Wszak my jesteśmy fotogeniczne.
Niech pan z małpami film dziś nakręci,
Czyżby, doprawdy, nie miał pan chęci ?”
Tak powtarzały ciągle swą śpiewkę
I przedrzeźniały pana Soczewkę.
KUBA : Nad rzeką już się zebrały tłumy:
Przyszły tygrysy, lamparty, pumy,
Dwanaście słoni, żyrafy cztery,
Dwa krokodyle i trzy pantery,
Hipopotamy i nosorożce,
Przeróżnych barwnych ptaków po troszce.
Gromady małych lwiątek, panterząt
Mnóstwo innych nieznanych zwierząt.
Więc pan Soczewka tak rzekł z humorem...
JEREMI: „Jestem filmowym operatorem,
Tłuszczu mam w ciele zapas nieznaczny,
Sądzę, że raczej nie jestem smaczny,
W przeciwnym razie lew by mnie zżarł już.
Więc do roboty. Oto scenariusz...
Film rozpoczniemy wielką paradą:
Na nosorożcu dwa strusie jadą
I tytuł filmu trzymają w dziobach,
Za nimi kroczą lwy nasze oba,
Następnie tygrys i dwie pantery.
JAŚ: Proszę. Ruszamy w stronę kamery...
Wolniej... Szczerzymy kły jak należy...
Nie, moi drodzy. Struś nic nie szczerzy.
A teraz słonie... Czy mogę prosić ?
Tylko nie kurzyć, nogi podnosić,
Tak... Głowy do mnie... Trąby przy boku.
Lamparta damy w ogromnym skoku.
O, nie. Przepraszam... Tak skacze łania...
Ja mam lamparta uczyć skakania ?
TOMEK: Ponad pochodem, jak pochód długi,
W równych szeregach lecą papugi
Wprost na obiektyw... Tylko z polotem...
Koniec... A teraz wszyscy z powrotem”.
Tu Pan Soczewka zatarł aż ręce:
„Ależ wspaniały film dziś nakręcę”.
AGATKA: Rzekł pan Soczewka do lwa na migi:
„Teraz filmować będę wyścigi”.
Lew ryknął groźnie: „Stawajcie w rzędzie,
Tu start jest, meta natomiast będzie
Tam... Przy ostatnim eukaliptusie.
Sygnał do biegu podadzą strusie,
A sędziowanie zlecam żyrafie,
Bo, prawdę mówiąc, ja nie potrafię.
Żyrafa taką długą ma szyje,
Że jako sędzia wszystkich pobije”.
IZA: Szybko zwierzęta stanęły w rzędzie
I oto wyścig wnet się odbędzie.
Już pan Soczewka odbiegł pół mili,
Patrzy... Przymierza... Sprawdza...
Po chwili dał umówiony znak pan Soczewka,
Mignęła z ptasich piór chorągiewka
I wielki ruch się zrobił na starcie.
Śmigają w skokach nogi lamparcie
Tygrys panterę wyprzedza w biegu
A nosorożec w jednym szeregu
Z hipopotamem i krokodylem
Pędzi zostając raz po raz w tyle.
DOMINIKA: Z łomotem biegnie dwanaście słoni,
Trąby do góry mają zadarte,
Już się zrównają wkrótce z lampartem.
Już wyprzedziły go o pół głowy,
Bieg ich spokojny, równy, miarowy.
A tygrysowi ogon już zwisa
Już prześcignęły słonie tygrysa.
KAROLINA: Jeszcze pantera...
I ona przecie musiała odpaść.
Już są na mecie wszystkie dwanaście
Słonie wygrały !
OLEK: Wygrały słonie ! Wynik wspaniały.
Więc zatrąbiły głośno na trąbach,
A tu żyrafa wpada jak bomba
Z gratulacjami. I już po chwili
Wieńczy każdego wieńcem z daktyli.
ALEK: Znów pan Soczewka zaciera ręce:
„Bodaj to takich zdjęć jak najwięcej”.
MALINA: Tutaj ścisłość wymaga dodać,
Że na ratunek z Afryki całej
Helikoptery wnet wyleciały
I szybowały wysoko w niebie,
By nieść rozbitkom pomoc w potrzebie.
Rozbitka lotnik dostrzegł i zmierza
Prosto ku miejscu, gdzie stoi wieża
Coraz to mniejsze zatacza koła...
OLEK: A pan Soczewka macha i woła:
„Ciszej. Warkotem tych swoich maszyn
Pan mi to całe bractwo wystraszy...
Uwaga. Rolkę tylko wymienię...
Proszę... Filmuję ... Teraz zbliżenie...
Wszystkie zwierzęta patrzą w tę stronę...
Dobrze... Spokojnie.... No, już ...
Skończone”.
DOMINIKA: Potem uprzejmie rzekł:
„Do widzenia ! Sztukę filmową, widzę, docenia
Nie tylko człowiek, lecz także zwierzę,
Film będzie świetny... Dziękuję szczerze”.
I zniknął w szybkich helikopterze.
Opracowała: Anna Głąb