Osoby:
Genowefa = Aurelia Jedwabińska
Marta Lewandowska
Franciszek Lewandowski
Sławek Lewandowski
II syn
synowa Mariolka
Ida Borejko
Pani Borejkowa
Natalia Borejko
Gabrysia Borejko
Patrycja Borejko
Ewa Jedwabińska
Scena I
Marta Lewandowska przygotowuje obiad. Trzykrotnie dzwonek do drzwi.
Marta Lewandowska: Czemu nikt nie otwiera?
Otwiera drzwi.
Genowefa: Dzień dobry.
Marta: Dzień dobry. Czego chcesz mała?
Genowefa: Przyszłam na obiadek.
Marta: Proszę? Na co?
Genowefa: Na obiadek.
Marta: No, to chodź.
Pomaga dziewczynce się rozebrać i prowadzi do jadalni. Stawia przed dziewczynka talerz z rosołem.
Marta: Jedz, dziecko.
Franciszek Lewandowski: Jak masz na imię, maluśka?
Genowefa: Genowefa. Genowefa ee... Lompke. Tak Lompke. Przeszłam specjalnie na obiadek.
Franciszek: Specjalnie, hę? Na obiadek, hę? – Geniusia? Roześmiał się.
Genowefa: Tak. Ja chciałam tu być. Widziałam przez okno jak tu jest fajnie. Wszyscy siedzą i jedzą. I się śmieją. To przyszłam.
Marta: A gdzie są twoi rodzice?
Genowefa: Umarli. Umarli na bronchit.
Franciszek: A gdzie ty mieszkasz, Geniusia?
Genowefa: Tu... tego, niedaleko. W blokach. Rozgląda się po pokoju. O u nas nie jest tak ślicznie. A deser będzie?
Marta: Kompot. Wiśniowy.
Sławek: Gruszkowy otwórz, mamusia, gruszkowy...
II syn: Ty, Sławek, kompletnie smaku nie masz, gruszkowy przy wiśniowym może się schować!
Marta: Otworzy się jeden i drugi, żeby dla wszystkich starczyło i żeby wszyscy byli zadowoleni.
Po obiedzie i kompocie.
Genowefa: Powiem wierszyk. Wchodzi na krzesło.
Stary jesteś, śmierć cię czeka
Garbarz po twą skórę pośle.
Już niedługo twego życia.
Mój ty stary, biedny ośle.
Genowefa: Do licha, zapomniałam, jak to dalej leci.
Sławek: Całe szczęście. Nie wiadomo, do czego by doszło.
Marta: A kto ciebie, dziecko, uczy takich wierszyków?
Genowefa: Tatuś. Coś nie w porządku?
Marta: No chyba. To tatuś żyje?
Genowefa: No chyba.
Marta: Jak... to się stało?
Genowefa: Tego nie wiem. A bo co?
Marta: Bo z początku mówiłaś, że rodzice umarli.
Genowefa: Z początku czego?
Marta: To nie jest na moje nerwy. Poczekaj. Mówiłaś przecież, że tatuś i mamusia umarli, tak?
Genowefa: Mówiłam?
Marta: Mówiłaś. I że tatuś uczy cię wierszyków, też mówiłaś. Więc ja tego nie rozumiem.
Genowefa: Ja też. Ale to naprawdę tatuś mnie uczy tych wierszyków. Żebym mówiła przy gościach.
II syn: Pewnie jaki pijus. Mam rację, mała? Tata lubi wypić, nie?
Genowefa: Lubi. Bardzo dużo pije...
II syn: A widzi ojciec! Ja znam życie.
Genowefa: ... Herbaty. A najwięcej to kawy. Ale mój tata nie jest pijusem. Jest tym... no, zapomniałam.
Sławek: Narkomanem!
Genowefa: Nie. Na „i”.
Mariolka: Inwalidą?
Genowefa: Nie, no zaraz... I... i... i...
Sławek: Inspektorem!
Genowefa: Nie...
II syn: Inkasentem!
Genowefa: Nie... podobnie, ale nie tak...
Mariolka: Kasjerem!
Genowefa: Nie... takie długie słowo...
Marta: Dajcie spokój. Geniusia, złaź już z tego krzesła i włóż buty. U nas nie musisz mówić żadnych wierszyków.
Genowefa: O już wiem! Inte...lektualistą.
Scena II
Sławek: Geniusia, odprowadzę cię, bo już ciemno.
Franciszek: Przyjdź jeszcze kiedyś. Taka jesteś fest dziewuszka.
Genowefa rzuca się na szyję Franciszka i całuje go.
Genowefa: Przyjdę na pewno! Na pewno! Na pewno! Do widzenia! Cześć i czołem!
Sławek bierze Genowefę za rękę i wychodzą.
Sławek: Gdzie mieszkasz?
Genowefa: Na... Na Norwida
Sławek: No, to bliziutko.
W bramie spotykają Idę Borejko.
Sławek: Dzień dobry.
Ida Borejko: Dzień dobry...
Sławek: Ida.
Ida: Tak?
Sławek: Chyba już czas, żebyśmy zaczęli rozmawiać ze sobą.
Ida: O... o czym?
Sławek: O nas. Żaden inny temat mnie nie interesuje. Tylko ty i ja.
Zbyt mocno ściska Genowefę za rękę.
Genowefa: Aaaa-u! Co robisz, stary wariacie? Boli! Puść!
Sławek: O Jezus, przepraszam. Całkiem o tobie zapomniałem.
Genowefa: Ściska mi rękę jak wariat! Jak się nazywasz?
Ida: Borejko.
Genowefa: Aha. A ja Genowefa Sztompke.
Ida: Bardzo mi miło.
Genowefa: Mnie też jest bardzo miło. Bardzo, bardzo, bardzo. Mieszkasz gdzieś tutaj?
Ida: Na parterze pod dwójką.
Genowefa: Tu? Tak blisko? To ja wpadnę kiedyś do ciebie, dobrze?
Sławek: Ida! Naprawdę już dość tego.
Genowefa: Czego?
Sławek: Tego milczenia! Tego mijania się na schodach. Ja jestem cierpliwy, Ida, przeczekałem wszystko. Tego Waldka. I tego Krzycha. I tego cholernego Klaudiusza. Czekałem spokojnie, bo wiedziałem, że nic z tego nie wyjdzie. Ale teraz już nie będę czekał. Teraz nastał mój czas, Ida. Więc przestań mi uciekać i udawać, że nie wiesz...
Genowefa: Czego?
Sławek: ... że nie wiesz... no, wieszcz czego.
Ida: Nie, nie wiem.
Sławek: Wiesz, Ida. Wiesz. Że cię kocham.
Genowefa: Kolanko mi zamarzło. Tu tak wieje z tych otwartych drzwi, a ja sobie wylałam rosół na rajstopy. I herbatę. Chcecie jeszcze długo stać w tym zimnie?
Sławek: O tak.
Genowefa: To ja polecę. Nie musisz mnie odprowadzać. Mam blisko.
Sławek: To leć.
Genowefa: To cześć i czołem.
Scena III
Dzwonek do drzwi.
Genowefa: Dzień dobry. Przyszłam na obiadek.
W drzwiach stoi pani Borejkowa.
Genowefa: Przyszłam na obiadek.
Pani Borejkowa: Dobrze trafiłaś. Dziś pierogi.
Genowefa: Z czym?
Pani Borejkowa: Z mięsem!
Genowefa: A – to lubię.
Pani Borejkowa: A – to mnie cieszy.
Genowefa wchodzi do mieszkania. Kaszle.
Pani Borejkowa: Zapalenie oskrzeli. Syropek jakiś pijesz?
Genowefa: Ciągle zapominam. A zupa jaka?
Pani Borejkowa: Rosół.
Genowefa: Ojejku. Wszyscy jedzą rosół.
Pani Borejkowa: Iduś, dostaw jeszcze jedno nakrycie.
Genowefa: Cześć i czołem! To ja. Pamiętasz mnie? To z tobą rozmawialiśmy wtedy w bramie, ja i ...
Ida: Tak!!! Tak, tak, oczywiście, ja też pamiętam!
Ida przewraca oczami i mówi coś bezgłośnie za plecami sióstr.
Genowefa: Proszę? Mówię, że to z tobą rozmawialiśmy wtedy w bramie, ja i ...
Ida: Oczy! ...Wiście! Oczywiście! A oto i twoje nakrycie, maleńka.
Genowefa: O dziękuję. Ale tu przecież jest wolne nakrycie.
Natalia i Patrycja: Nie rusz!!!
Gabrysia: Natalia, Patrycja, proszę siadać.
Natalia i Patrycja: Ale, Gabrysiu... Ale przecież... nie można!
Gabrysia: Tak. Ale ona przecież o tym nie wie. To miejsce musi być wolne. Czekamy na kogoś.
Genowefa: Aha, on zaraz przyjdzie, tak?
Pani Borejkowa: Ty nic nie wiesz?
Genowefa: A co?
Pani Borejkowa: Jak to możliwe? Ty jesteś przecież z naszego podwórka, tak? Jesteś koleżanką Patrycji?
Patrycja: Nieee. Ja mamuś nie znam tej dziewczynki.
Natalia: Ja też nie. Jak się nazywasz, mała?
Genowefa: Ja się nazywam Genowefa Pompke.
Pani Borejkowa: A jakże tu do nas trafiłaś?
Ida: Pewnie twoje obiady są głośne, mamo, w całej okolicy. Wczoraj było tu na rosołku pół podwórza.
Natalia i Patrycja: Osiem osób! Tylko osiem osób!
Gabrysia: Osiem osób, osiem gąb. Osiem żywych reklam jadłodajni pani Borejko.
Pani Borejkowa: Rzeczywiście dotarła do ciebie tego typu wieść. Śmiejąc się.
Genowefa: Jaka wieść? Ja przyszłam dlatego, że...
Ida: A!
Genowefa: ... że państwa Lewandowskich nie ma w domu.
Gabrysia: Zgadza się, nie ma ich. Widziałam ich na Placu Mickiewicza, całą rodzinę.
Pani Borejkowa: To wspaniali ludzie.
Gabrysia: I mają wspaniałych synów.
Natalia i Patrycja: A zwłaszcza jednego.
Ida zrywa się i przewraca krzesło.
Ida: Mamo!...
Pani Borejkowa: No, co? Śmiejąc się.
Ida: One mi dokuczają!
Pani Borejkowa: Nic nie słyszałam.
Ida: Jak to, nie słyszałaś? Jak to, nie słyszałaś? One mówią, że Sławek...
Pani Borejkowa: Że Sławek? Kto tu mówił o Sławku?
Genowefa: O Sławku? Ja mówię o Sławku! Ja go znam! Ida też go zna! Staliśmy razem w bramie i on powiedział, Idusiu...
Ida: Rany boskie, weźcie tego bachora, bo go uduszę! Mała, jedz no szybciej, bo ci rosół ostygnie!
Obudziło się dziecko w wózku i zapłakało.
Pani Borejkowa: Gabriela, zajmij się pierogami, a ja się zajmę Pyzunią.
Genowefa: To jest Pyzunia?
Pani Borejkowa: Tak. Moja wnuczka.
Gabrysia: Moja córka.
Genowefa: A kto jest jej tatusiem?
Gabrysia: Tatą jest pewien człowiek niegodny tego miana. Obecnie znajduje się on w Australii, wiesz, na końcu świata, bo tam można zarobić dolary na samochód. A tu nie można.
Genowefa: Nic nie rozumiem.
Gabriela: Nie szkodzi. Ja i tak nie do ciebie mówię.
Genowefa: To na niego czeka ten talerz?
Gabrysia: O, nie. Nie na niego, Janusz Pyziak zresztą i tak tu nie wróci.
Pani Borejkowa: Talerz czeka na mojego męża. Na ojca tych tu czterech panien.
Genowefa: On też jest na końcu świata?
Pani Borejkowa: A, nie. Nie. On jest w Polsce. Jak zawsze.
Genowefa: To kiedy on przyjdzie na obiad?
Pani Borejkowa: No, kto zjadł rosół, niech się bierze za pierogi!
Genowefa: Nic a nic nie rozumiem.
Scena IV
Ewa Jedwabińska idzie z córka Aurelią.
Ewa: Co słychać w zerówce, Aurelio?
Aurelia: E... nic.
Ewa: A pani nie pytała, czemu tak długo cię nie było?
Aurelia: Nie pytała.
Ewa: Dlaczego?
Aurelia: Bo przecież napisałaś usprawiedliwienie. Ona nigdy o nic nie pyta ta Klucha.
Ewa: Dlaczego Klucha?
Aurelia: Bo gruba i biała. I tak kluskowato gada, o tak: tl-tl-tl...
Ewa: Lubisz ją?
Aurelia: Taak. Dosyć...
Ewa: Słuchaj, a może poszłybyśmy do zoo?
Aurelia: Taaak!
Pani Lewandowska: Geniusiu! Czy to ty?! Dobrze, że cię wreszcie spotykam! Tak już sobie myślałam, czemu ta Genusia przestała przychodzić na obiadki. Czyś ty się na mnie obraziła?
Aurelia: Nie, nie obraziłam się.
Lewandowska: Na spacerek z mamusią, co? Dzień dobry pani. Jestem Lewandowska.
Ewa: Jedwabińska.
Lewandowska: Ale też pani ma fajna córeczkę. Mój mąż to ją lubi. Kiedy ta Geniusia znów przyjdzie, bo chciałbym się uśmiać, powiada. No, nic, ja już pójdę. A ty Geniusiu wpadnij do nas jutro na śledzika, właśnie dostałam kilo solonego, zrobię z cebulką, w śmietanie.
Lewandowska odchodzi.
Ewa: Kto – to – był?
Aurelia: Miałyśmy iść do zoo, mamusiu...
Ewa: Przestań! Nie mów mi teraz o głupstwach! Kto to była ta pani? Co ona... co ona mówiła o jakichś obiadkach?
Aurelia: Ja ci powiem, mamusiu... wszystko ci powiem... ale nie teraz... Chodźmy do zoo, chodźmy do zoo!!!
Ewa: O, nie. Żadnego zoo, teraz nie pora na spacerki. Wracamy do domu i...
Aurelia: Nie! Nie! Nie do domu! Nie do domu!
Ewa: Uspokój się! Powiedziałam, wracamy do domu i tam mi wszystko opowiesz!
Idą do domu. Aurelia rzuca się na łóżko z maskotką-pieskiem.
Ewa: Znów go znalazłaś!!!
Wyrywa dziewczynce maskotkę i wyrzuca przez okno.
Ewa: W tej chwili wytłumacz mi to wszystko! Dlaczego chodziłaś do tej pani ... na obiady!
Aurelia: Ja chcę iść po Pieska.
Ewa: Pójdziesz, ale najpierw opowiesz mi o wszystkim. Dlaczego ona nazywała cie Geniusią?
Aurelia: Ja chcę iść po Pieska.
Ewa: Aurelio, odpowiadaj, ja to muszę wiedzieć! Gdzie jeszcze byłaś na obiedzie? Do kogo jeszcze chodziłaś?
Aurelia: Ja... chcę... iść... po... Pieska.
Ewa: Chodziłaś po cudzych domach. Co za wstyd, co za wstyd! Moje dziecko żebrało o jedzenie! Boże, ja oszaleję. Do kogo jeszcze chodziłaś? Do kogo jeszcze? Siedź tu.
Ewa wychodzi do łazienki zażyć tabletkę na ból głowy. Kiedy wraca Aurelii nie ma w mieszkaniu.
Scena V
Ewa dzwoni do drzwi Lewandowskich.
Sławek Lewandowski: Idę, idę!
Ewa: Nazywam się Jedwabińska.
Sławek: No, to co?
Ewa: Nic to panu nie mówi?
Sławek: Kompletnie.
Ewa: A zna pan Geniusię?
Sławek: Znam.
Ewa: To moja córka Aurelia!
Sławek: Gdzie? Nic nie rozumiem.
Ewa: Czy ona jest tutaj?
Lewandowska: Co tu się dzieje? Sławuś, nie krzycz tak, bo ojca obudzisz.
Sławek: To nie ja krzyczę.
Lewandowska: To pani... Stało się coś?
Ewa: Moja córka... zaginęła. Czy... czy może jest tu, u państwa?
Lewandowska: Zaginęła?!... nie, tu jej nie ma. Nie widziałam jej już więcej, od tego naszego spotkania. Proszę wejść. Może razem coś wymyślimy. Sławuś, ty wracaj do łóżka, wstajesz o piątej.
Wchodzą do mieszkania.
Lewandowska: Więc Geniusia zaginęła?
Ewa: Aurelia.
Lewandowska: No, tak, ja wiem, ale nam mówiła, że się nazywa Genowefa Lompke...
Ewa: Jak?!
Lewandowska: Lompke. Też mi się zdawało, że nazwisko jakieś dziwaczne. Zdziwiłam się, że dziecko takie dobrze ubrane, a prosi o obiad.
Ewa: Prosiła o obiad! Aurelia!
Lewandowska: No, tak, nic wielkiego, pewnie była akurat głodna...
Ewa: Aurelia nigdy nie jest głodna. Nigdy. Trzeba ja zmuszać do jedzenia.
Lewandowska: A to czemu? Dziecko zdrowe i szczęśliwe zawsze ma apetyt. Geniusia najbardziej u nas wsuwa te kluski z kartofli. Ale jadła! Aż miło było patrzeć.
Ewa: Kluski!...
Lewandowska: Przy tych kluskach akurat spytałam ją o rodziców. A ona na to: „umarli na bronchit”.
Ewa nerwowo stuka palcami o blat stołu.
Ewa: Gdzie teraz może być Aurelia.
Lewandowska: A dzwoniła pani do Idy?
Ewa: Czy Aurelia też tam chodziła... na obiady?...
Lewandowska: To jest Borejkówna. Córka tego Ignacego Borejki, wie pani, tego opozycjonisty, który został internowany. Oni mieszkają na parterze pod dwójką. Bardzo porządna rodzina.
Ewa: Idę tam.
Scena VI
Ewa dzwoni do drzwi Borejków. Otwiera pani Borejkowa.
Pani Borejkowa: Proszę wejść.
Ewa: Jestem Jedwabińska. Matka Aurelii... to jest, hm, Genowefy.
Borejkowa: Genowefy Pompke?
Ewa: Ona tu jest!!!
Borejkowa: Nie, wyszła przed chwilą. Co pani... co pani tak zbladła?
Borejkowa wzięła Ewę za rękę i zaprowadziła do pokoju.
Borejkowa: Już dawno chciałam z panią porozmawiać.
Ewa: Gdzie jest teraz moja córka? Czy mówiła, dokąd idzie? Może – do domu?
Borejkowa: Poszła, zdaje się, do sąsiada. Do pana Ogorzałki. Wróci niedługo.
Ewa: Idę tam. Przepraszam, czy ona też... chodziła tu... na obiady?
Borejkowa: O, tak! Apetyt ma, aż miło! Przed chwila wrąbała dwa wielkie talerze rosołu i...
Ewa: Rosołu?! Aurelia nie cierpi rosołu! Nienawidzi! Trzeba ją zmuszać, żeby przełknęła choć łyżkę! Czy może to był jakiś specjalny rosół?...
Borejkowa: Zwykły chudy rosołek.
Ewa: Może... jakaś specjalna przyprawa?...
Borejkowa: Może. To niezawodna przyprawa. Wszystko z nią smakuje, nawet suche ziemniaki.
Ewa: Maggi? Albo może jakiś narkotyk?
Borejkowa: Może to i narkotyk: trochę serca. My tu bardzo lubimy Geniusię. To jest Aurelię. To takie wesołe, ufne dziecko. Taki ma łatwy, serdeczny kontakt z ludźmi.
Ewa: Kto, Aurelia?!
Borejkowa: Z bliska widać najgorzej. Czasem trzeba oddalenia, żeby kogoś zobaczyć naprawdę. A czasem własne nieszczęście zasłania widok na bliskiego człowieka. A ty jesteś nieszczęśliwa, prawda?
Ewa: Rozpłakała się. Przepraszam. Nie przypuszczałam, że to aż tak... nie chciałam... A Aurelia uciekła z domu.
Borejkowa: Wiem. Buntuje się, prawda? Nie chce nawet swojego imienia i nazwiska. Słuchaj, ja... porozmawiam z nią, jak tylko się pojawi. Odprowadzę ją do domu. Napisz mi swój adres.
Scena VII
Borejkowa: Odprowadzę cię do domu.
Aurelia: Nie! Ja idę spać do Idy.
Borejkowa: Musisz wracać do domu, Geniusiu. Twoja mama była tu dzisiaj, szukała cię wszędzie.
Aurelia: Idę do Idy. Będę tam spać. Już zawsze.
Borejkowa: ...była u Lewandowskich. Wreszcie trafiła do mnie. Bardzo płakała.
Aurelia: Pła... kała?
Borejkowa: Tak. Ona cię kocha, bardzo. Musisz naprawdę szybko, jak najszybciej, do niej wrócić. Czy ty wiesz, jak człowiek cierpi, kiedy straci kogoś kochanego?
Aurelia: Wiem.
Borejkowa: Ja myślę, że biedna jest ta twoja mamusia. Bardzo cię proszę, chodźmy do niej zaraz.
Aurelia: No, to chodźmy.
Scena VIII
Następnego dnia rano.
Ewa: Obudziłaś się już? Dzień dobry, córeczko. Zjemy razem śniadanie, co? Wiesz, wymyśliłam coś miłego... Masz tylu przyjaciół... Co niedziela ugotujemy wspaniały obiad i zaprosimy kogoś z nich – panią Borejkową najpierw, potem Lewandowskich, i od nowa. Czy to nie dobry pomysł?
Aurelia: No! I Idę! Idę! Ida jest naj- najlepsza!
Ewa: I Idę też. Chodź już, chcę zjeść z tobą śniadanie. I wiesz co? Wrócę wcześniej z pracy i ugotuję dla nas obiadek.
Aurelia: Mamusiu, dzisiaj jest taki dobry dzień!
Ewa: I ważny. No, wstawaj już, wstawaj... ty mój Jeżyku.