Numer: 37505
Przesłano:

Adaptacja sztuki "Męczeństwo Piotra Ohey'a" Sławomira Mrożka

Adaptacja sztuki "Męczeństwo Piotra Ohey'a" Sławomira Mrożka przygotowana przez Karinę Kwiecińską dla potrzeb Koła teatralnego w Gimnazjum nr 5 w Olsztynie

OSOBY:
PIOTR OHEY
OHEY'OWA, jego żona
JAŚ OHEY, ich mały syn
SYN STARSZY
CÓRKA
URZĘDNIK (i dwaj umięśnieni, groźni garniturowcy, później w kominiarkach- funkcjonariusze)
POBORCA PODATKOWY
NAUKOWIEC
SZEF TRUPY cyrkowej
STARY MYŚLIWY
NAUCZYCIELKA (i dzieci w szkolnych mundurkach)
CZĘŚĆ PIERWSZA
Na łonie rodziny — żona Ohey’owa rozstawia naczynia na stole, szykuje kolację; dwoje starszych dzieci- milczenie, lekceważenie; syn i córka zajmują miejsca za stołem.
Ohey zasłonięty gazetą, którą czyta, rozparty w fotelu, nad nim stoi lampa.
Jaś Ohey pojawia się później z karabinem w ręku.
OHEY'OWA (monotonnie) Nie powinieneś tyle czytać. Ina¬czej już za dziesięć lat potrzebne ci będą nowe okulary, (milczenie) ... A za piętnaście lat kolejne. A za dwadzieścia lat będziesz już zupełnym dalekowidzem. To będzie straszne. Żeby znaleźć rano swoje buty, będziesz musiał wychodzić boso z mieszkania bez względu na temperaturę, przechodzić na drugą stronę ulicy i dopiero przez okno patrzeć, gdzie one są. Albo, co gorsza, wypytywać nieznajomych, narzucać się, zaczepiać obcych. Bo nie znajdziesz tych butów, choćby były wielkości nadnaturalnej. Na mnie nie licz. (milczenie) Na mnie nie licz. Słyszysz? Ja wtedy już będę spoczywała na cichym cmentarzu, pod kamieniem. Nie, nie chcę żadnych nagrobków. Surowy, prosty głaz bazaltowy, a na nim fotografia i wiersz. Ty, oczywiście, nie będziesz go mógł przeczytać, bo już będziesz okropnym daleko¬widzem! Chyba, że zza płotu.
JAŚ OHEY Ta-ta-ta! (udaje odgłos karabinu)
OHEY'OWA Jasiu, w tej chwili przestań się bawić w wojnę! Przeszkadzasz tatusiowi czytać. Tatuś musi dużo czytać, bo tam jest napisane, jak trzeba postępować z takimi niegrzecznymi chłopczykami jak ty.
JAŚ OHEY Na Niemca, na Niemca!
OHEY'OWA Niemców u nas nie ma, Niemcy są u siebie, tam im dobrze, bogato, nowocześnie... (do Ohey'a) Powiedz mu coś, każ mu! Jeszcze sobie coś zrobi tym karabinem!
OHEY Jasiu, przestań i baw się w strażaka.
STARSZY SYN (ponuro) Tata widział tego tygrysa?
OHEY Jakiego tygrysa?
STARSZY SYN E, jak tata nie wie, to co będę mówił...
OHEY'OWA Używasz półsłówek wobec ojca?
JAŚ OHEY Naprzód, bić faszystów. Ta-ta-ta!
OHEY'OWA Jasiu, cicho, nie przeszkadzaj, kiedy tatuś rozmawia z twoim starszym bratem. Lepiej idź do łazienki umyć sobie ząbki.
JAŚ OHEY Zęby się myje po jedzeniu, a myśmy jeszcze nie jedli kolacji.
OHEY'OWA Właśnie że przed jedzeniem. Umyj sobie ząbki, bo możesz zakazić zupę.
JAŚ OHEY Za mną! (wybiega)
STARSZY SYN Lepiej niech się bawi w kosmitę, będzie ciszej w domu. (wychodzi)
URZĘDNIK (wchodzi) Bardzo przepraszam, panie Ohey, że nachodzę o tak późnej porze. Sprawa bardzo pilna. Niecodzienna. A może by tak herbatki? A może by tak jakąś czystą koszulę albo płaszcz jakiś by się znalazł? Mam wprawdzie swój, ale chciałbym wprowadzić miły nastrój. Nie chcę występować jedynie w charakterze bez¬dusznego urzędnika. Ładnie tu u państwa.
OHEY'OWA Podłoga teraz zabrudzona. Szkoda, że pan nie widział na Wielkanoc.
URZĘDNIK Mówię o atmosferze moralnej. Szcze¬gólnie w ciężkich chwilach, przed ciosem.
OHEY'OWA CÓRKA Chce pan truskawek?
URZĘDNIK Truskawki? Tak, owszem. Słabsze organizmy się łamią. Więc gdy pada cios... OHEY Co pan tu z tym ciosem?
URZĘDNIK Mam surowe polecenie władz, żeby sprawę załatwić, jak tylko można najspokojniej, taktownie i oględnie. Po prostu dlatego, żeby nie wywołać paniki.
OHEY'OWA Matko Boska!
URZĘDNIK Właśnie, sama pani widzi. I dlatego proszę mi nie utrudniać zadania, bo będę musiał użyć siły. Żeby odpo¬wiednio przygotować grunt — najpierw będziemy mówili o sportach wodnych, potem o przetworach, później, według planu, o trudnościach w zachowaniu odwagi na co dzień. Dopiero potem, jak się państwo uspokoją, zrobimy łagodne przejście i powiem to najgorsze, z czym przyszedłem.
OHEY Bądźmy brutalni. Jeżeli nie opuści pan chociaż spor¬tów, to nie dostanie pan truskawek.
URZĘDNIK W porządku. Pan mi podpisze. A więc, czy państwo niczego nie zauważyli w łazience?
OHEY Nie.
URZĘDNIK Jakichś hałasów, stąpnięć, głuchych pomru¬ków?
OHEY'OWA Mąż dawniej śpiewał w łazience, obecnie milczy.
URZĘDNIK A może są ślady zębów na tubce z pastą lub odciśnięte w mydle... zadrapania na kafelkach, sierść na wannie...
OHEY Nie, choć raz tak jakby...
URZĘDNIK Proszę mówić!
OHEY Tak jakby woda źle leciała, jakby kurek był zatkany...
OHEY'OWA (z wyrzutem) A nic mi nie powiedziałeś!
URZĘDNIK ...I co?! I co?!
OHEY Ano nic. Myślę sobie: nie chce lecieć, to niech nie leci. I wyszedłem.
URZĘDNIK Wszystko potwierdza się.
OHEY'OWA Niech pan nas nie dręczy dłużej!
URZĘDNIK Mam polecenie oznajmić państwu, że w łazience zagnieździł się straszliwy tygrys ludojad. Wstęp grozi wielkim niebezpieczeństwem!
OHEY He! He! A toś pan dopiero!...
URZĘDNIK Pan się śmieje? Proszę, oto oficjalne zawiadomienie.
OHEY Pieczęć się zgadza: Zarząd Ogrodów Miejskich. Ale tygrys u mnie?!
URZĘDNIK To nie moja sprawa. Wyjaśnienie otrzyma pan później, w miarę postępu odpowiednich badań. Wszystko, dotychczas wiadomo, to — że z przyczyn jeszcze dokładnie nie rozpoznanych przez naukę w pańskiej łazience zagnieździł się dorosły tygrys. We dnie ukrywa się najprawdopodobniej w rurach z gorącą wodą, która bardziej mu odpowiada ze względu na jego przyzwyczajenie do tropikalnego klimatu, przebywa też w piecyku gazowym! Nie jest wykluczone, że ukrywa się na zasadzie specjalnych praw zoofizycznych. Wszelkie korzystanie z łazienki, kąpiel, a także samo przebywanie w niej grozi śmiercią. Poproszę o truskawki.
OHEY Więc jeżeli pan ma rację, to... mój mały synek, w przebraniu powstańca, poszedł właśnie do łazienki!
OHEY'OWA Boże, na śmierć zapomniałam! A taki był słodki, taki inteligentny.
JAŚ OHEY (wpadając) Nie damy Warszawy!
OHEY Jasiu, widziałeś tygrysa? Powiedz panu.
JAŚ OHEY Widziałem.
OHEY Nie zmyślaj synku!
URZĘDNIK Proszę nie wpływać na zeznania syna. To nie tylko wprowadza władze w błąd, ale i psuje charakter dziecka, powiedz, chłopcze, widziałeś go?
JAŚ OHEY Widziałem. Siedział w wannie i miał takie duże wąsy.
OHEY Ja oszaleję!
URZĘDNIK (surowo) W tym wypadku państwo zapewni waszej rodzinie należytą opiekę: oddział specjalny jest w gotowości... Jurek, Zdzichu... (dwaj urzędnicy w garniturach nakładają w tym momencie czarne kominiarki i stają po obu stronach drzwi do łazienki)
OHEY Nie, nie, jeszcze nie! (krzyczy do Urzadnika) Damy sobie radę sami.
URZĘDNIK Nie ugryzł cię?
JAŚ OHEY Ugryzł.
OHEY Gdzie?!
JAŚ OHEY W nogę.
OHEY Pokaż!... Przecież tu nie ma ani śladu!
URZĘDNIK Jeszcze raz przypominam, że nie wolno wywierać nacisku na dziecko.
OHEY Niczego mi nie udowodnicie!
URZĘDNIK Obawiam się, że pojawienie się tygrysa w pań¬skiej łazience nie pozostanie bez wpływu na pańskie losy, panie Ohey.
OHEY Więc co mam robić?
URZĘDNIK Przede wszystkim żadnych kąpieli w łazience. Myć można się w kuchni. Co się tyczy dalszych posunięć, przybędzie tu nasz pracownik naukowy. Jedno niech pan sobie zapamięta: jeżeli zachowa się pan wbrew moim wska¬zaniom i poniesie jakąś szkodę — nie będzie pan miał prawa do skargi. Nigdzie.
OHEY Tak.
URZĘDNIK Odchodzę, ponieważ widzę, że koleżanka już się niecierpliwi, daje mi znaki.
OHEY Jaka koleżanka?
URZĘDNIK Z wydziału finansowego. Do widzenia, (wy¬chodzi. Jasio wybiega za nim, podskakując)
POBORCA PODATKOWY (wchodzi) Tu jest formularz na zeznanie.
OHEY Jakie zeznanie?
POBORCA PODATKOWY W sprawie podatku od tygrysa.
OHEY Ale to nie mój tygrys, a poza tym ja się go boję.
POBORCA PODATKOWY Te sprawy ściśle się wiążą. On siedzi w pańskiej łazience, a bojąc się go — jest pan w pewnym sensie jego użytkownikiem, ponieważ on wzbudza w panu uczucia, których bez jego udziału pan by nie doznał. On nie jest — na przykład — w mojej łazience. Dlatego nikomu nawet do głowy nie przyjdzie, żeby żądać podatku za niego ode mnie. Ja jestem w porządku. A to, że się pan boi czy cieszy, to nikogo nie obchodzi. Obiektywnie lęk przed tygrysem jest taką samą emocją jak radość z posiadania papużki. Choć, przyznaję dla pana może to stanowić subiektywną różnicę. Jednym słowem musi pan uiścić podatek od tygrysa. I to jest zupełnie oczywista sprawa.
OHEY Nie posiadam pieniędzy, jestem ubogim Ohey'em.
POBORCA PODATKOWY W takim wypadku będę musiała zabrać panu lampę. (bierze lampę)
OHEY Więc przez tego drapieżcę nie mam już prawa poczytać ukochanej gazety?
POBORCA PODATKOWY Gazetę też zabieram. Zaraz tu przybędzie przedstawiciel nauki. Do widzenia. (wychodzi)
OHEY U nas tak ciasno...
NAUKOWIEC Właśnie w tej sprawie musimy się porozumieć. Jestem delegowany przez akademię nauk w związku z tajemniczym zjawiskiem, które ma miejsce u państwa w łazience. Mam polecenie pozostać tutaj tak długo, jak będzie wymagało tego dobro nauki — i przeprowadzić odpowiednie obserwacje. Obserwować dniem i nocą...
OHEY'OWA A ma pan swoją pościel?
NAUKOWIEC Niestety nie, ale wziąłem ze sobą łyżko-widelec i menażkę. Proszę o wskazanie pomieszczenia znajdującego się możliwie blisko łazienki. Chodzi o zajęcie najlepszej pozycji do obserwacji obiektu badań.
OHEY'OWA Pokój mojej córki, jest najbliżej łazienki. Nie wiem jednak, czy wypada, żeby...
NAUKOWIEC Przesądy obyczajowe muszą ustąpić przed nauką. Kto wie, czy jutro albo pojutrze w tysiącach łazienek prostych, skromnych ludzi nie pojawią się takie same tygrysy. Do tego czasu musimy dysponować odpowiednim materiałem badawczym.
OHEY'OWA (do Córki) Wskaż profesorowi swój pokój, Jolu.
NAUKOWIEC Dziękuję w imieniu wiedzy. (do Córki) Mów¬my sobie po imieniu. Proszę mi pomóc w przeniesieniu aparatury. (wychodzą)
OHEY'OWA Ty i twoje pomysły z tygrysami!
OHEY To nie moja wina. Teraz już nawet gazety nie mogę poczytać...
OHEY'OWA Mógłbyś go chociaż zastrzelić, zaczaiwszy się koło umywalni. Czytałam, że podobno w Indiach Anglicy umyślnie wciągali tygrysy do łazienki, aby potem, odciąwszy im odwrót korkiem od wanny, strzelać do nich jak do kaczek. Mój Boże...
OHEY Roztkliwianie się nic nie pomoże. Trzeba obmyślić środki. Może by mu podrzucić zatrute mydło?
NAUKOWIEC (ukazując się w drzwiach) Bardzo przepra¬szam, gdzie tu można umyć ręce? OHEY W łazience.
NAUKOWIEC Stokrotnie dziękuję, (kieruje się machinalnie w stronę łazienki)
OHEY Ale tam jest ten... wie pan...
NAUKOWIEC Ach, słusznie. W pewnym sensie ocalił mi pan życie.
OHEY'OWA Zostawiam was samych. Porozmawiajcie jak mężczyźni.
OHEY (biorąc Naukowca pod ramię, odprowadza go nieco na stronę) Niech no pan powie szczerze: skąd on mógł się wziąć ?
NAUKOWIEC Są różne hipotezy: od samorództwa — do ewolucji. Ta ostatnia mianowicie, teoria ewolucji, przewiduje możliwość rozwinięcia się niektórych gatunków wysoko rozwi¬niętej pasty do zębów — w któregoś z większych czy mniej¬szych drapieżników. Najprawdopodobniejsza jednak wydaje się teza, że natura, w pewnych chwilach swojego niezmierzo¬nego trwania, czuje się bardzo zmęczona tymi wszystkimi niezwykłymi, a przecież logicznymi prawidłami, którymi się posługuje. Występuje wtedy u niej moment jakiegoś osunięcia się wewnętrznego, opadu, niepoczytalności natury — zadumy, podczas której nie kontroluje ona, zajęta dociekaniem swojego sensu — ogólnego biegu spraw, wtedy dzieją się wypadki zaskakujące, jak na przykład nasz.
OHEY No dobrze, ale czy on nie rzuci się na mieszkanie? Może by wysypać jakąś trutkę na podłogę, czy ja wiem co? Czuję się przecież mimo wszystko odpowiedzialny za wszystkich tutaj.
NAUKOWIEC Studiowaliśmy to zagadnienie u nas, w katedrze. Możliwości, aby tygrys opuścił łazienkę i rzucił się na mieszkańców — są bardzo małe. On jest dziki i nie lubi człowieka, nie ma więc powodu, żeby sam się narażał na spotka¬li. Poza tym, przyzwyczajony do śliskich kafli, urzeczony poezją lśniących, niklowanych kurków, zasłuchany w bulgotanie odległych rur, szumy w ścianach i łagodne opadanie kropel, źle się czuje przeniesiony nagle w chłodną, i sztywną atmosferę salonu lub w brzydki rozgardiasz kuchni.
OHEY Czy on tam stale siedzi?
NAUKOWIEC Otóż to właśnie! Zwykle przesiaduje całe godziny drzemiąc, to znowu kręcąc się przy drzwiach. Bardzo też lubi tarzać się w wannie. Ale bywają kiedy indziej dnie, a nawet całe doby, kiedy go nie ma. Być może, ukrywa się w instalacji albo nawet oddala się na czas pewien — zawsze jednak wraca i wtedy jest najgroźniejszy, wprost straszny. Nigdy nie wiadomo, co go zwabi i rozgniewa do tego stopnia. Czy cichy szelest szczoteczki, trącej o uzębienie, czy plusk wody, nogi wyjmowanej z wanny i przekładanej na plastykowy dywanik. Wtedy też jest najwięcej wypad¬ków.
GŁOS DZIEWCZĘCY Z POKOJU OBSERWACYJNEGO Proszę pana!
NAUKOWIEC Przepraszam, muszę wrócić do mojej aparatury.
GŁOS DZIEWCZĘCY Prooooszę pana!
NAUKOWIEC Czas najwyższy na mnie, do zobaczenia. Zresztą ma pan gościa, jak widzę.
OHEY Odszedł, by obserwować. Szkoda, chciałbym go jeszcze zapytać o parę rzeczy.
SZEF TRUPY (wchodzi) Kłaniam się. Jak tan tygrys?
OHEY To i pan już wie?
SZEF TRUPY Muszę trzymać rękę na pulsie. Jestem kie¬rownikiem przedsiębiorstwa rozrywkowego. Nie chcę powie¬dzieć: cyrku, bo nie wiem, jaki jest pański stosunek do tego rodzaju zabawy. Interesuje mnie tygrys.
OHEY Niech pan go bierze natychmiast.
SZEF TRUPY Dobrze pan wie, że to nie jest możliwe. Ale skoro pojawił się tutaj, są sposoby, żeby i to ująć w jakieś cywilizowane ramy. Nasz cyrk nie należy do największych i dotychczas nie mieliśmy żadnych poważniejszych zwierząt. Ot, czasem para królików z cylindra. O drapieżnikach nie mogło być mowy. Liczymy, że tygrys postawiłby nas na nogi.
OHEY Bierz pan go sobie.
SZEF TRUPY Mam wyjątkową okazję, żeby stworzyć pewien rodzaj przedstawienia. Nie tyle sam tygrys, ile jego okoliczności pozwalają nam na to.
OHEY Do czego pan zmierza?
SZEF TRUPY Po prostu przeniesiemy całość widowiska do domu, tutaj, do pana.
OHEY Jak mam to rozumieć?
SZEF TRUPY Stworzymy w ten sposób imprezę dotąd nie znaną — normalny cyrk z całym bogatym programem, ale rozgrywający swoje barwne feerie w głębi zupełnie zwyczajnego, rodzinnego domu. Pan rozumie? Kogo nie przyciągnie pikanteria domowego ogniska, współistniejącego nierozłącznie z bogatym w efekty cyrkiem? Zewnętrzność i wewnętrzność, pozór i głębia — złożą się aurę naszego przedsięwzięcia. Pan da dom i rodzinę, a ja cyrk. Tłum lubi przenikać tam, gdzie zwykle to jest zabronione choć utrudnione. Połączenie wszystkich walorów areny z intymnością zasiedziałych kątów, z niepowtarzalną atmosferą rodzinnego mieszkania przyniesie nam sukces. A gwoździem programu pojętego w tymże duchu — będzie oglądanie przez dziurkę od klucza tygrysa w łazience. Dla każdego, kto nie musi mieszkać razem z tym straszliwym kotem, zerknąć na niego i pójść do siebie — to prawdziwa rozrywka.
OHEY Może pan ma rację, ale ja tak lubię samotność...
SZEF TRUPY Proszę mnie dobrze zrozumieć. Ten cyrk, o którym mówię, będzie miał w sobie nieuchwytną rozwiązłość, nieokreśloną, a jednak wyczuwalną, która przyciągnie do nas wszystkich, chociaż z punktu widzenia obyczajowości będzie najzupełniej bez zarzutu. Nie będzie to polegało na żadnych ekscesach, ale na specyficznej sytuacji. Co pan na to?
OHEY Jestem tak oszołomiony... Nie bierze pan pod uwagę, że taki prawdziwy cyrk w domu to jednak duża odpowiedzialność dla gospodarza.
SZEF TRUPY Wciąż pan myśli niewłaściwymi kategoriami. Pańska żona wcale nie będzie musiała przygotowywać dwóch tysięcy kanapek dwa razy dziennie i osobiście witać się z każdym z dwóch tysięcy naszych widzów. Przeciwnie, chodzi o zachowanie jak najbardziej domowej atmosfery, po prostu dla samego kontrastu, ciepło domowe, intymność i szaleństwo cyrku. No i nie zapominajmy, że tygrys robi swoje.
OHEY Niech pan z kolei nie zapomina, że — bądź co bądź — to nie jest zwyczajny tygrys, ale tygrys łazienkowy. Czy on nadaje się do takich celów?
SZEF TRUPY Nie pomyślałem o tym, ale nie sądzę, żeby mogły być jakiekolwiek powody natury zasadniczej...
OHEY Zaraz, mamy na miejscu fachowca. Nie ukrywam, że liczę na jego negatywną opinię. Tak jestem jednak przy¬wiązany do swojego mieszkania, takiego, jakim ono było do tej pory... (puka do drzwi pokoju obserwacyjnego) Proszę pana, halo!
SZEF TRUPY Halo!
NAUKOWIEC (uchyla drzwi, w koszuli i bez butów)
OHEY Pan dyrektor się pyta, czy tygrys nadaje się do pod¬glądania co wieczór przez większą ilość ludzi.
NAUKOWIEC Niewątpliwie tak, między cechami jego cha¬rakteru należy wyliczyć również wielką próżność.
OHEY Dziękuję.
SZEF TRUPY Odrobina niebezpieczeństwa podnieci wyo¬braźnię widzów, choć praktycznie nie będzie żadnego zagrożenia. Drzwi zamknie się na haczyk. Więc zgadza się pan?
OHEY Doprawdy...
SZEF TRUPY Proszę sobie wyobrazić, jak wzbogaci się pańska wyobraźnia, skala przeżyć. Czy pan nigdy, nawet jako dziecko, nie tęskni za cyrkiem? Co wieczór napięcie i blask, a jednocześnie jakby nigdy nic, spokojnie, domowo. Oto leży pan sobie w łóżku, obok pańska żona. Cisza, spokój, a jednocześnie trwa przedstawienie. Nad łóżkiem, wysoko — rozpięta lina, po niej lekkim krokiem przechodzi, hen, pod samym sufitem — gwiazda naszego zespołu, nasza najpiękniejsza tancerka na linie. Niech pan pomyśli o swoich dzieciach. Dobrze mieć klaunów w domu, choćby ze względu na dzieci. Ucieszne podskoki i grymasy tych poczciwców — jakaż to radość dla naszych maleństw, jak to ułatwia kierowanie dzieckiem.
OHEY Jeżeli się zgodzę, to właśnie ze względu na dzieci.
SZEF TRUPY A zatem do jutra...
Puk, puk, wchodzi wycieczka szkolna.
NAUCZYCIELKA Cicho, dzieci, proszę ustawić się w pary!
OHEY'OWA Ach, noc się zbliża.
OHEY Musiałem ich wpuścić. Interweniowało kuratorium.
NAUCZYCIELKA (nauczycielka nie zwraca uwagi na domowników, przechodzi przez pokój, a Jaś Ohey przyłącza się do wycieczki) Uwaga, zaraz zaczniemy zwiedzanie. Do¬wiecie się wszystkiego o tygrysie. Stasiu, proszę uważać.
OHEY Nie chciałem. Powiedzieli: nie nam pan odmawia, ale dzieciom. Bo szkolnictwo to przede wszystkim dzieci. Musiałem im przyznać rację. Nie miałem sumienia, przez wzgląd na dzieci...
NAUCZYCIELKA ...A więc tygrys lubi mieszkania, ale ilość pomieszczeń nie odgrywa dla niego roli, byleby była łazienka. Oczywiście, w miarę możliwości, łazienka przy¬zwoita.
OHEY Potem zaczną przychodzić inni, a jeszcze później wycieczki z prowincji, a może nawet i górale... W przedpokoju założą nam kiosk z napojami.
GŁOS NAUCZYCIELKI Dzieci uwaga, tygrys jest dziki, jest zły, ma bardzo ostre kły... (jej głos zanika, wycisza się)
Wchodzi z przeciwnej strony Stary Myśliwy z brodą, w ogromnej czapie futrzanej. W owijaczach, z długą strzelbą skałkową. Staje przy drzwiach i czeka, aż go Ohey zauważy. Ohey zauważa go wreszcie, jest nagle przestraszony, opanowuje się i nadrabia surowością tonu.
OHEY A wy tu czego?
STARY MYŚLIWY (zaciągając z rosyjska) Ja z Syberii, zaamurski. On tu jest, panie. Ja czuję go... dzikiego tygrysa syberyjskiego.
OHEY (do siebie) Nieprawdopodobne, (do Starego Myśliwego) A co sprowadza?
STARY MYŚLIWY Ja, panie, zawzięty jestem. Ja tygrysa, wszędzie wyczuję. On tu być musi u pana Piotrze Ohey’owiczu.
OHEY Rozumiem. W sprawie tygrysa. Siedzi w łazience. Proszę.
STARY MYŚLIWY rzuca się w stronę łazienki, rozrywa papierowe drzwi. Za drzwiami rozlega się jego krzyk - urra, a później słyszymy pif paf.
OHEY Ojej, co z nami teraz będzie?

KONIEC

O nas | Reklama | Kontakt
Redakcja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji, ogłoszeń oraz reklam.
Copyright © 2002-2024 Edux.pl
| Polityka prywatności | Wszystkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikacji posiadają autorzy tekstów.