X Używamy plików cookie i zbieramy dane m.in. w celach statystycznych i personalizacji reklam. Jeśli nie wyrażasz na to zgody, więcej informacji i instrukcje znajdziesz » tutaj «.

Numer: 36943
Przesłano:
Dział: Artykuły

Baśń w życiu dziecka

Chyba nikogo nie trzeba przekonywać o tym, jak istotna w życiu każdego człowieka jest literatura, zwłaszcza w rozwoju dziecka. Dawniej rolę przewodnika literatury pełniły opowieści ustne. Bajania i barwne opowiadania miały kształtować rozwój myślenia krytycznego. Babcie, dziadkowie opowiadali wnukom historie, które prowokowały do myślenia, rozwijały wyobraźnię, kształtowały charakter. Podobną funkcję pełniły zresztą zabawy typu „Idzie rak”, czy śpiewane do snu kołysanki. Dziecko otoczone było „żywym słowem”, ruchem, zabawą, ale wszystkie te czynniki nie były i nie mogły być odbierane w sensie dosłownym.
Przy tak ogromnym w dzisiejszym świecie dostępie do dzieł literatury, sztuki nie tylko w księgarniach, ale również w Internecie, powinniśmy chłonąć słowo, czerpać wiedzę, ale tak się niestety nie dzieje. Ta dostępność być może okazuje się być przekleństwem, być może konkurencja obrazów ruchomych i barwnych w telewizji i wokół jest zbyt ogromna, przytłaczająca. Czasy w ogóle nie sprzyjają czarno-białym książkom, kolorowym też zresztą nie. Tymczasem świat zalewany jest barwnymi obrazami, reklamami, przekazem ikonograficznym. Historia dziejąca się wokół jest bardzo dosłowna, szybka w odbiorze, niepotrzebująca interpretacji, zwyczajnie banalna. Przestaliśmy oglądać się w poszukiwaniu czegoś ponad, wszystko zostało maksymalnie uproszczone, obdarte z głębi, pozbawione wartości. Czy mamy do czynienia z czasem analfabetów? Czy jest to możliwe w dobie globalnej wioski?
Pracuję w szkole podstawowej, ostatnio przeprowadziłam ankietę wśród rodziców, dotyczącą czytania dzieciom. Rodzice w większości stwierdzali wprawdzie, że czytają dzieciom „dość często”, ale nie częściej niż raz w tygodniu, bo ich dziecko potrafi już czytać samodzielne, a oni zwyczajnie nie mają czasu. Dzieci stwierdzają z wielką pewnością siebie, że czytanie jest bez sensu, zabiera dużo czasu i nie przynosi korzyści. Takie podejście do dziecięcych możliwości i umiejętności, do dziecięcej literatury i do dziecka nie przynosi niczego dobrego. Człowiek młody zwłaszcza powinien obcować jak najczęściej z tekstem dostarczającym wielu emocji i przeżyć, niebanalnym i niedosłownym. Jeżeli dziecko czyta słabo technicznie, naprawdę nie rozumie tego, co czyta, dlatego tak istotne jest, by jak najdłużej dziecku czytać głośno. Prowadzone są akcje społeczne typu „Cała Polska czyta dzieciom”, ale czy przynoszą one pożądany efekt?
Podczas opracowywania planu pracy do świetlicy szkolnej założyłam, że jedną godzinę tygodniowo (z siedmiu, które mam) przeznaczę na czytanie dzieciom fragmentów książek. Do naszej świetlicy uczęszczają dzieci od lat sześciu do trzynastu, rozpiętość wiekowa jest całkiem spora, ale zaznaczyć należy, że najwięcej jest dzieci najmłodszych. Zaczęłam od czytania baśni znanych dzieciom, bo czytanych w szkole, np. Andersena, braci Grimm. Dzieci w większości reagowały na te utwory bardzo żywiołowo, chętnie pracowały z tekstem, przygotowywały scenki i ilustracje. Niektóre z dzieci natomiast nie przyjmowały w ogóle do wiadomości, że mają usiąść i posłuchać. Nie potrafiły się skupić, śmiały się z poszczególnych słów, ale nie z treści, nie rozumiały o czym są opowiadania. Prawie wszystkie dzieciaki rewelacyjnie reagowały na bajki rosyjskie – krótkie o prostej treści teksty z powtarzającą się sekwencją słów, maluchy szybko uczyły się ich na pamięć, „czytały” razem ze mną. Gdy przeszliśmy do tekstów odrobinę trudniejszych i nieznanych dzieciom, zaczęły się problemy. Podczas czytania baśni z różnych stron świata, na przykład norweskich dzieciaki zaczynały się wiercić, były nieuważne lub w ogóle nie słuchały. Prawdopodobnie przyczyną braku zainteresowania było niezrozumienie treści, wpływ mógł mieć również skomplikowany język i kontekst kulturowy, dość odległy dzieciom, wobec czego wybrałam teksty łatwiejsze, z kanonu lektur, ale tymi tekstami też dzieci nie były zachwycone, dlaczego?
Moja sześcioletnia córka uwielbia wieczorne czytanie, obecnie jej ulubionymi bohaterami są: duch Maciek z książki Anny Onichimowskiej oraz „Ala Betka” Idy Pierelotkin. Od maleńkiego oseska czytałam jej praktycznie wszystko, zarówno książeczki przeznaczone dla dzieci, jak i to, co musiałam, bądź chciałam przeczytać. Moja córcia z zainteresowaniem słuchała literatury dziecięcej, baśni, bajek, legend, mitów, powieści, jak również popularnonaukowej. Bywały w domu czasami trudne sytuacje, dla malucha nawet traumatyczne, jak rozwód, i wówczas książka była ukojeniem i odskocznią, dawała nadzieję i przynosiła spokój. Tak więc czytałam swemu dziecku „interesujące” artykuły i książki, oczywiście również metodyczne. Dziecko wówczas niby spało, a ja mówiłam spokojnym, usypiającym głosem. Zdarzały się po takich lekturach dość komiczne sytuacje. Któregoś razu maleństwo postanowiło zorganizować sobie kuchnię na środku pokoju. Poustawiało więc różnego rodzaju „skarby” przyniesione z kuchni i pozostałych pomieszczeń, na swojej dość chwiejnej kuchence dla dzieci. Ja najzwyczajniej w świecie nie zauważyłam jednej z półeczek, zahaczyłam o nią i wszystkie pieczołowicie zbierane produkty posypały się z hukiem. Przeprosiłam ją najpiękniej jak potrafiłam, a ona mi na to: „Nie szkodzi mamo, zaraz poustawiam, przecież bardzo istotne są metody stojenia, nieprawdaż?” Omal nie wybuchłam śmiechem, w ustach tak małego dziecka „istotne metody stojenia” brzmią nie tylko śmiesznie, ale też zaskakująco. Żeby stworzyć taką konstrukcję potrzeba albo bardzo długo przebywać w środowisku ludzi używających takich sformułowań, albo być nękanym takimi tekstami przez matkę? Nie chodzi tu o błędy w konstrukcji, ale o sam fakt zaistnienia tejże, sposób utworzenia. Dziecko zrealizowało językowo jakiś pomysł, nie bało się eksperymentować, a chyba o to chodzi w rozwijaniu kompetencji językowych. Nie pierwszy raz zostałam w ten sposób zaskoczona. Kiedy córcia miała trzy lata na stwierdzenie mojej koleżanki „ale tu śmierdzi”, dziecko dopowiedziało, że jest tu „rzeczywiście - specyficzny zapach”. Czytanie dziecku czegokolwiek może okazać się pułapką. Jako mol książkowy mam czasami ogromne problemy z oderwaniem się od lektury i powrotem do rzeczywistości, umawiam się więc wówczas z moim małym słuchaczem, że poczytam jej głośno swoją książkę. Któregoś razu po wieczornym czytaniu maluchowi ukochanej przeze mnie fantastyki, dokładnie J. Grzędowicza, dobiegł mnie z jej pokoiku głośny szept: „perkele, perkele”, zapytałam ją cóż tam czyni, a ona na to „zaklinam te (znacząca pauza) klocki, bo są krzywe i nie chcą się złożyć”.
Dziecko istnieje w świecie, w którym język odgrywa wielką rolę. Porozumiewamy się za pomocą zespołu znaków, struktur i to jaką strukturę stworzymy dziecku zależy tylko od nas. Świat wokół pędzi, tak jak pędzą wszelkiego rodzaju mniej i bardziej istotne informacje. Przekaz dookoła wydaje się być coraz mniej sensowny, coraz bardziej zagmatwany, a zarazem coraz prostszy, bo nie zmusza do myślenia, zastanowienia. Wszystko dzieje się coraz szybciej, brakuje nam czasu nie tylko dla siebie, ale i dla rodziny. Mówimy mniej starannie, coraz mniej ze sobą rozmawiamy, nie poświęcamy sobie czasu. Dawne kołysanki śpiewane przez mamę zastępowane są odtwarzaną muzyką lub telewizyjną kreskówką. Nie ma wspólnego czytania, zabaw, gier, masażyków, rymowanek, babcie pracują, rodzice pracują, wszyscy są zabiegani, nie mają czasu na zwyczajną rozmowę. Dziecko oddawane jest jak najwcześniej do szkoły czy przedszkola, odbierane jak najpóźniej, a w domu sadzane przed telewizorem lub komputerem. Tracimy w życiu to, co chyba najważniejsze – kontakt z drugim człowiekiem.
S. Bortnowski napisał: "Jesteśmy ... świadomi faktu, jak nieubłagana i nieodwracalna presja rynku niszczy kontakt dzieci i młodzieży z książką, podsuwając w zamian surogaty lektury. Arcydzieła klasyków i ważne teksty współczesne przegrywają z pragmatycznymi postawami młodych, którzy w znacznym procencie przestają cenić bezinteresowność spotkań z fikcją literacką, ważność dialogu intelektualnego z pisarzem, doniosłość przeżyć estetycznych wyzwalanych przez słowo. Obserwujemy także, jak obraz filmowy zastępuje czasami w ambitny sposób, częściej jednak bezceremonialnie, świat przedstawiony literatury skazanej na klęskę zapośredniczenia. Obraz jest bowiem kuszącym i łatwym przeciwstawieniem wysiłku lekturowego. W tle tych zjawisk pojawia się nachalna, zhomogenizowana, anonimowa kultura masowa, będącą znieprawioną formą kultury, jej znijaczeniem" . To ostre słowa, ale prawda jest taka, że żyjemy w świecie, w którym ekspansja audiowizualnych środków przekazu, stawia nas przed faktem dokonanym. Przy obecnym rozwoju techniki, odbiorca, wychowany przez kino, telewizję i komputer przyzwyczajony jest do biernej postawy intelektualnej, nie ma nawyku sięgania po książkę, do myślenia i wyobrażania. Niestety prawdą jest, że „czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał”. To w domu dziecko styka się zazwyczaj nie z książką, a z telewizorem. Zanim dziecko trafi do szkoły, jego wiedza i sposób widzenia świata zostały już w jakiś sposób ukształtowane, a jak przekonać, że czytanie jest niezbywalną wartością, skoro w rodzinnym domu nie ma książek, jedyną lekturą rodziców jest program telewizyjny, a pilot od telewizora urasta do rangi najważniejszego przedmiotu?
Chcąc zachęcić dzieci do czytania powinniśmy jako dorośli czytać im jak najwięcej, wywołać w nich jakieś emocje, uwzględnić indywidualne zainteresowania i potrzeby. Pamiętam, że dla mnie bardzo ważne było spędzanie czasu z tatą. Ojciec nie mieszkał z nami, pojawiał się dość rzadko w domu i zazwyczaj nie miał zbyt wiele czasu dla nas, ale do dziś wspominam, jakim ukojeniem i radością napełniało mnie czytanie przez niego „Konika Garbuska”. To była jedyna książka, jaką czytał mnie i mojemu rodzeństwu, ale sam fakt był dla mnie bardzo istotny, ta książka była terapią na rozstanie, poczucie osamotnienia i do tej pory znam na pamięć fragmenty tej wierszowanej opowieści, lubię ją sobie przypomnieć, gdy jest mi źle.
Czytanie bajek, baśni, czy powieści stanowi okazję do bliskości między rodzicem a dzieckiem. Jest to nie tylko bliskość fizyczna poprzez przytulenie się, ale także bliskość psychiczna – niewerbalny komunikat, że dziecko jest ważne, kochane, akceptowane i że mamie i tacie zależy na jego poczuciu bezpieczeństwa. Książka w sposób naturalny prowokuje dziecko do rozwijania wiedzy o otaczającym je świecie. Zwłaszcza baśnie pozwalają kształtować jego moralność, budować ocenę bohaterów i ich czynów, rozwijają zdolności językowe, mowę oraz wyobraźnię. Programy w telewizji w „postaci gotowej” są niestety zwykle mało inspirujące, by zachęcić dziecko do aktywności własnej, a rodzice zabiegani i zajęci nieczęsto o tym pamiętają.
Jak pisze B. Bettelheim: „baśń jest czymś jedynym i swoistym nie tylko pośród form literackich, jest to jedyny wytwór sztuki tak całkowicie zrozumiały dla dziecka”. W baśniach nie ma postaci ambiwalentnych, są one albo dobre, albo złe, jedni są głupi, inni mądrzy, jedna z sióstr jest cnotliwa i pracowita, pozostałe są niegodziwe i leniwe. Ponieważ w umyśle dziecka dominuje biegunowość, charakterystyczna jest ona także dla baśni. Ukazywanie postaci tak przeciwstawnych pozwala dziecku łatwiej uchwycić zachodzącą między nimi różnicę, niż gdyby były one przedstawione w sposób bliższy rzeczywistemu życiu, to znaczy z uwzględnieniem całej złożoności, która właściwa jest realnym ludziom. Na niejednoznaczność jest za wcześnie dla dziecka, którego osobowość nie jest jeszcze wykształcona. Aby to mogło u niego nastąpić, potrzebuje ono pozytywnych identyfikacji. Wówczas dopiero zyskuje podstawę, by rozumieć, że ludzie bardzo różnią się między sobą i że trzeba wybierać, kim się chce być. „Nadto, dziecko uwzględnia w swoich wyborach nie tyle fakt, że postać postępuje dobrze lub źle, ile sympatię bądź antypatię, jaką w nim ona wzbudza. Tym łatwiej identyfikuje się z postacią dobrą (i odrzuca złą), im jest ona prostsza i bardziej bezpośrednia. A identyfikuje się z nią nie dlatego, że jest dobra, lecz dlatego, że położenie, w jakim się ta postać znajduje, budzi w nim głęboki pozytywny oddźwięk. Dziecko nie zadaje sobie pytania, czy chce być dobre, ale pytanie, do kogo chce się upodobnić. I rozstrzyga je, umieszczając bez zastrzeżeń siebie w bohaterze baśniowym. Jeśli postać ta jest dobra, dziecko również chce być dobre” . W baśniach współegzystują ze sobą: dobro i zło, odwaga i tchórzostwo, pracowitość i lenistwo, piękno i brzydota, metamorfoza człowieka w zwierzę i przede wszystkim siły magiczne. W baśniach jest obecna również wiara w człowieka, w miłość, poświęcenie i dobroć ludzką. Baśnie pełnią funkcję terapeutyczną, co zauważył Bruno Bettelheim stwierdzając, że pomagają one zarówno dorosłym jak i dzieciom odkryć to, co w życiu najważniejsze. Gdyż w sposób dostosowany do możliwości percepcyjnych dziecka przekazują mu znaczenia jawne i ukryte, uczą fundamentalnych wartości etycznych i dają praktyczne wskazówki, jak żyć.
Czytanie obecnie jest ważniejsze niż kiedykolwiek wcześniej, bo szybkość z jaką żyjemy, przerost, a właściwie zalew informacji powoduje, że dziecku trudno odnaleźć to, co istotne. Dziecko nie myśli krytycznie, nie „filtruje” tego, co do niego dociera, za to chłonie wszystko jak gąbka. Niestety, dzieci wychowują się w kulturze telewizyjnej, która nie tylko nie rozwija u maluchów myślenia i koncentracji uwagi, ale dodatkowo znieczula na agresję i wywołuje u niejednego małego widza lęki i niepokoje. Programy telewizyjne są obecne w życiu dzieci już od najmłodszych lat. Co dziecko traci, oglądając jedynie kreskówki na ekranie telewizora, a któremu w ogóle nie czyta się książeczek? Maluch ma szansę oglądać gotowe obrazy, ale nie stymuluje go to w ogóle do działania twórczego, gdyż nie musi sobie niczego wyobrażać. W przypadku czytania książek dziecko ma szansę uruchomić kreatywność i wyobrazić sobie to, co czyta mu rodzic, ma szansę modyfikować obrazy i na ich bazie tworzyć własne wyobrażenia. W ten sposób kształtuje się i rozwija kreatywność oraz twórcze myślenie. Poprzez czytanie modelujemy u dzieci pozytywne postawy i zachowania, zachęcając je w przyszłości do samodzielnego sięgania po książki, a nie tylko do biernego ślęczenia przed telewizorem. „Czytanie jest bez sensu w świecie, w którym wszystko musi mieć swój cel, a każde działanie jest nakierowane na korzyść. Czytanie nie ma sensu w świecie, gdzie czas to pieniądz, a człowiek jest wart tyle, ile umie go namnożyć”.
Przyjaciel Tolkiena, C. Lewis stwierdził, że baśń jest darem serca, więc dajmy dzieciom drugie życie, pozwólmy im żyć w świecie marzeń.

O nas | Reklama | Kontakt
Redakcja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji, ogłoszeń oraz reklam.
Copyright © 2002-2024 Edux.pl
| Polityka prywatności | Wszystkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikacji posiadają autorzy tekstów.