Nasza mama się odchudza,
bo jak twierdzi – jest za gruba.
Nie je tortów, nie je jajek,
ani lodów nie je wcale.
Na śniadanie pije wodę –
to na zdrowie i urodę.
Je na obiad pół marchewki,
liść sałaty, dwie rzodkiewki.
Wszyscy widzą jak w pośpiechu
skromnie bierze garść orzechów.
Potem biegnie na siłownię,
żeby dopiąć modne spodnie.
Gdy nas nie ma, ma apetyt
na schabowe trzy kotlety,
talerz zupy, miskę knedli,
bo już w domu wszyscy jedli.
Potem patrzy na centymetr.
Tu się liczy też milimetr!
Znowu mamie rzednie mina.
Czyja wina? Wagi wina!
Nadmiar wagi nasza mama
wymyśliła sobie sama.
Tata wciąż na mamę zerka,
bo jest zgrabna jak modelka.
W tym temacie jestem znawcą,
więc centymetr oddam krawcom.
Wagę też wyniosę z domu.
Może... oddam na skup złomu?
A co na to moja siostra?
Kiedyś też będzie dorosła.
Wiem, co zrobię, gdy się zdarzy,
że źle waga siostrę zważy.