„TEATR LICZB”
Liczba jeden smutna była, bo jej dwa nie przytuliła.
Liczba trzy się uśmiechała, bo ją cztery gilgotała.
Liczba pięć się obraziła, bo ją sześć nie przeprosiła.
Liczba siedem marudziła, bo ją osiem obudziła.
Liczba dwa się głośno śmiała, bo się dziewięć wygłupiała.
Liczba cztery wciąż milczała, bo ją pięć zagadywała.
Liczba sześć się bardzo bała, bo się siedem gdzieś schowała.
Liczba osiem się speszyła, bo ją jeden pochwaliła.
Liczba dziewięć się zmartwiła, bo ją siedem obraziła.
Liczba dziesięć na to wszystko rzekła głośno no i krótko.
Liczby moje proszę was spektakl kończyć nadszedł czas.
„W PRACOWNI RZEŹBIARZA”
Stoją w kącie ułożone różne formy wyrzeźbione.
Są drewniane i gipsowe, marmurowe, papierowe.
Jedne małe inne duże, jedne płaskie drugie grube.
Mają kolor, kształt, fakturę czasem ubiór oraz minę.
Pierwsza rzeźba z drewna stoi, przypomina mi wagonik.
Druga rzeźba zaś z kamienia, górą wielką będzie teraz.
Trzecia forma marmurowa, jak lotnisko wygładzona.
Czwarta bryła z brązu lana, z wielkiej formy wyjmowana.
Piąta rzeźba z porcelany, jest postacią prosto z baśni.
Szóste dzieło zaś z kryształu, przypomina górę szklaną.
Jaką rzeźbę stworzyć mam, gdy tak wiele tworzyw mam.
Jaką barwę nadać jej, by urody dodać tej.
Jaki kształt wyrzeźbić mam, jakim dłutem nie wiem sam.
Być rzeźbiarzem trudno jest, trzeba pomysł dobry mieć
„PIĘKNO GÓR”
Tu doliny, wąskie ścieżki, szlaki pełne krętych dróg,
Oplatają matkę ziemie niczym wstęgi wokół róż.
Cisza kłębi się, kotłuje, wybrzmiewając barwny głos,
Szelest liści, powiew wiatru, to melodia górskich szos.
Życie pełną piersią wzdycha, wzrasta, rośnie tu jak chwat,
Las obfity w zapach życia, wciąż zaprasza wszystkich rad.
Zieleń bujna i soczysta, na obliczu swym maluje,
wędrownika cień rzucony, co po górach kroczy dumnie.
Szczyty lśniące w słońcu chwały, tudzież ośnieżone całe,
Są wyzwaniem dla każdego, kto z miłością wchodzi na nie.
Wyrośnięte z głębi ziemi, falowane górskie szczyty,
Są owiane tajemnicą i w całości nie odkryte.
W górach myśli mkną do Boga, bliżej domu Jego są,
Troski życia wiatr zabiera, proszę ciesz się chwilą tą.
„MAŁA ŚMIESZKA”
Mała śmieszka to Agnieszka,
Która w śmiesznym domku mieszka.
Śmieszne miny ciągle robi,
Śmiesznie czesze swoje włosy.
Śmieszka śmiesznie się ubiera,
Śmieszne lubi stworki zbierać.
Śmiesznie bawi się lalkami,
Śmiesznie zjada obiad cały
Śmieszka Aga śmiesznie gada,
Śmieje się ludzi gromada.
Śmiesznym możesz także być,
Od uśmiechu zacznij dziś.
„KRAINA TĘCZY”
Gdy na niebie słońce świeci,
Ziemia moknie w ciepłym deszczu.
To pojawia się nad światem
Droga do krainy tęczy.
Wielki pas wstęg kolorowych,
Które w kształcie są półkola.
Jeden koniec się wyłania,
drugi kończy tuż na ziemią.
Barwy widoczne tej drogi są,
Każda ze wstęg ma barwę swą.
Aż w siedmiu kolorach mienią się,
I swoim pięknem dzielą się.
Kolor czerwony to znak gorąca.
Kolor pomarańczowy to cytrusów barwa.
Kolor żółty to słońca promień.
Kolor zielony to traw i lasów barwa.
Kolor niebieski to symbol nieba.
Kolor granatowy to głębia morza.
Kolor fioletowy to lawendy zapach.
Spójrz na niebo i policz sama.
„KOCHAĆ MISIA”
Mała Alicja w zabawkach szpera.
Szuka, przekłada i znów gdzieś gmera.
Pyta zdziwiona ze złością na twarzy,
Gdzie mój miś z pluszu, ten całkiem szary?
Poszła do mamy wnet bardzo śpiesznie,
Łezka jej z oczu bo buźce cieknie.
Mamo, mamusiu, ja misia kocham,
Gdzie się zagubił mój mały pluszak.
Mama Alicje wnet przytuliła,
I do córeczki swej przemówiła.
Miś twój kochany leży pod stołem,
Ma brudny brzuszek i plamę nad czołem.
Już o tygodnia na Ciebie czeka,
Spójrz tylko proszę- ma smutne oczka.
Jak to w ogóle mogło się stać,
Przecież o misia powinnaś dbać.
Kochając kogoś troszczymy się,
By ten ktoś z nami czuł dobrze się.
„SAMOTNA JULKA”
Przyszła samotność do małej Julki,
Pełno smuteczków miała na sukni.
W ramiona dziewczynce chciała paść,
W rączkę włożyła smuteczków garść.
Smutna samotność tak o mnie wołają,
Wszyscy ode mnie wciąż uciekają.
Każdy spodziewa się po mnie coś złego
Smutkiem obdarzam dlatego każdego.
Julka smuteczków już miała dosyć,
Samotność zaczęła ją bardzo męczyć.
Spojrzała wokoło na ludzi tłum,
I usłyszała wspaniały szum.
Wnet zrozumiała, że lepiej tam,
Gdzie ludzi głosy i ludzki gwar.
Samym przez chwile można być
Lecz w samotności nie można żyć
„MACIEJ SAMOLUB”
Maciej samolub w kącie stał,
Swoją zabawkę w ręku trzymał.
Nie chciał podzielić się z nikim nią,
Więc ją pilnował i chowa w dłoń.
Dzieci wokoło bawiły się,
Głośno, radośnie i dzieląc się,
Pełno zabawek otacza je,
Każdy korzysta kto tylko chce.
Pani na dzieci spojrzała troskliwie,
Zabawę kończcie bo już południe.
Maciej z zabawką stoi jak stał
Przegapił zabawę i został sam.