Scenariusz napisany na potrzeby Szkolnego Zespołu Teatralnego „Sprzęgło”, działającego w Gimnazjum nr 3 Integracyjnym w Sokółce.
Instruktor Zespołu i autor scenariusza: Dorota Domin
„Sąsiedzkie porachunki”
Scena I
Narrator: Na osiedlu w naszym mieście, chcecie wierzcie lub nie wierzcie,
Żyło ludzi tysiąc dwieście.
Pani z panem, z nimi synek ukochany,
Ciocia z wujkiem,
Kupiec – sknera – co niezły skarb ma uzbierany.
Mieszkańców można wymieniać bez liku.
Ale nie o to tutaj tyle krzyku.
Otóż:
Sprytny kupiec sknera, który euro ciągle zbiera,
Musiał nagle wyjechać w ważną delegację.
Nie wiedział, co ma czynić , gdzie bogactwo swoje skryć?
Kogo pytać? Kto ma rację? Kto pomocnym może być?
Nagle wpada na pomysł dobry,
Do sąsiada udał się.
Kupiec: Dzień dobry, dzień dobry,
Miły sąsiedzie, czy mogę prosić o przysługę wielką?
Sąsiad: Nie mam. Nie dam. Nie podzielę się swoją butelką!
Kupiec: Nie o to chodzi, nie o to proszę.
Mam kłopot straszny, w sercu go noszę.
Sąsiad: Mów, bracie miły, wiesz, że ja dla ciebie wszystko...
Nawet oddam ci komputer z myszką.
Albo nie! Co ja gadam?
Komputera ci nie oddam!
Kupiec: Mam komputer, myszkę, skaner i głośniki,
Nie potrzeba mi więcej elektroniki.
Zaufania do banku nie mam,
Złota na przechowanie im nie dam.
Chcę tobie powierzyć mój skarb ogromny!
Sąsiad: Co?! Jeszcze mnie obrażasz?! Ja okropny?!
To ty jesteś sknera, skąpiec i gbur!
Kupiec: Miły sąsiedzie, zejdź wreszcie z tych chmur!
Chcę, żebyś na przechowanie wziął na kilka dni moje kochanie.
Sąsiad: Żonę? Nigdy w życiu! Swoją mam jędzę.
Kupiec: Kochaniem nazywam swój skarb, moje pieniądze.
Sąsiad: A, skoro tak, to niech tak będzie.
Zgoda. Przynoś. Zaopiekuję się...
Kupiec: Już pędzę. Lecę. Gnam i zaraz wracam..
Sąsiad: A ja już z tym złotem poradzę sobie...
(Muzyka)
Scena II
Narrator: Kupiec – sknera – odjechał zadowolony.
Nie wspominał żony, dzieci. Oto trzeci dzień już leci. Postanowił wrócić.
Biegnie do sąsiada... wpada...
Kupiec: Dzień dobry sąsiedzie kochany! Oto jestem zdrów i cały.
Jak tam mój skarb ukochany?
Sąsiad: Tragedia, nieszczęście się stało! Mój sąsiedzie drogi.
Schowałem złoto, a było go niemało,
Zamknąłem sejf...no może szafkę kuchenną, ma miedzią obite rogi,
I spać się udałem. Śniło mi się, że latałem, latałem nad urwiskiem...
Kupiec: Co z moim złotem?
Sąsiad: Już mówię.
Otóż widzę mysz, bawi się z wielkim kociskiem...
Kupiec: We śnie?
Sąsiad: Nie, na jawie. Słuchaj, proszę, co ci prawię.
Otóż ta mysz, ba, nie mysz, myszysko...
Ogromne, dzikie, potworne...
Kupiec: Co z nią?!
Sąsiad: Zjadła złoto twoje wszystko.
Kupiec: Co takiego? Co powiadasz? Chyba ci się pomieszało?
Mówisz mi, że mysz potworna...
Z moim złotem się coś stało?!
Sąsiad: Stało się, stało. Wielkie mi tu ceregiele.
Przecież tego złota nie było znowu tak wiele.
Kupiec: Sąsiedzie kochany, żartujesz, prawda?
Mysz by mojego złota nie zjadła.
Mysz, to taki milutki, szary zwierzak...
Sąsiad: Mówię ci, że tak, tak, tak.
Ile jeszcze razy mam powtarzać tobie?
Nie chcesz wierzyć? Trudno. Idź już sobie.
Żona obiad mi ugotowała, z synem muszę go zjeść,
A później jeszcze buty do szewca zanieść.
Kupiec: Nie do wiary, nie do wiary, to istny cud!
Mała myszka cały wór złota włożyła do ust.
To musiała być mysz jakiejś specjalnej rasy.
Oby nie dostała czkawki! (muzyka)
Scena III
Narrator: Kupiec – sknera udał, że wierzy w to aż nazbyt ewidentne kłamstwo.
Poszedł do domu. Postanowił ukarać sąsiada łakomstwo.
Wynajął zbirów. Na scenę wchodzą kobiety: Słaba, Ruda, Buba i Blondi
Kupiec: Moje panienki miłe...
Słaba: No, tylko nie panienki.
Słaba jestem.
Ruda: A ja Ruda.
Ale mu serce puka. Czego pan tu u mnie szuka?
Kupiec: Mam kłopot. Mam problem straszny.
Sąsiad mnie skrzywdził. Złoto mi ukradł.
Słaba: Taki odważny?
Blondi: Gdzie mieszka? Gdzie go można znaleźć?
Jak z nim porozmawiam, to do szpitala będzie go można zawieźć!
Buba: Poradzimy, poradzimy. Nie z takimi się „rozmawiało”.
Ile tego złota było?
Kupiec: Mało, bardzo mało.
Słaba: To może gra nie warta jest świeczki?
Ruda: Widziałam na łące bardzo ładne owieczki,
„złapię”, futro będzie jak ta lala.
Kupiec: Ależ lala. O pardon. Szanowna pani.
Ratuj proszę wymyśl coś!
Słaba: Ja mu mogę dać prosto w nos.
Blondi: A ja go ( wyjmuje duży nóż) troszeczkę popieszczę.
Sprawdzę, czy ma serce zdrowe, wątrobę, nereczki, płucka...
Buba: Widzę, że szykuje się niezła młócka. To lubię.
Blondi: Ja jestem niespotykanie spokojny człowiek,
czasem tylko troszeczkę mnie ponosi, a wtedy...klękajcie narody!
Kupiec: Nie, dżentelmen tak nie postępuje. Tak się nie godzi.
Mam pomysł. Powiem wam, o co mi chodzi.
Narrator: Tej samej nocy, gdy księżyc pojawił się na niebie,
Kupiec rozkazał zbirom porwać syna sąsiada
I przyprowadzić go do siebie.
(muzyka)
Scena IV
Narrator: Sprawa porwania była bardzo prosta,
Bowiem Ruda , Słaba, Buba i Blond, choć nie umiały upiec nawet klopsa
Na swojej „robocie” znały się jak mało kto!
Udały się zatem do szefa.
Szef: Co tam, maleńkie? Oglądałyście rozgrywki UEFA?
Ruda: Sędzia główny załatwiony, bukmacherzy zadowoleni.
Prezes trochę fika, myśli, że znalazł jeleni!
Ale to małe piwo.
Słaba: O dziwo? Ruda? Co ci się stało?
Nawijasz, jakbyś coś brała? Aż mnie zatkało!
Ruda: A co, nie mogę? Jestem mądra, piękna, inteligentna, młoda...
Szef: Tylko rozumu mam mało... jaka szkoda...
Ruda się obraża, szef zwraca się do Słabej
Szef: Co się stało? Z czym do mnie przychodzicie?
Słaba: Wie szef, ten sknera, co euro w domu zbiera,
Ma problem wielki, sąsiad go okradł.
Szef: Który??
Buba: Nie mów?! Ten od butelki?
Ten, z którym często do baru zaglądam?
Ruda: Ten sam, żebyś wiedziała, jak teraz śmiesznie wygląda.
Nos jak haczyk, zęby jak u zająca...
Słaba: Niech się mi panienka tutaj nie wtrąca!!!
Ja teraz mówię!!! Ja do stu tysięcy granatów!!!
Ruda: Ojeju... no co? No... mów....
Szef: Spokój! Cisza!! Co z tą robotą?
Czego chce ten nieszczęsny sknera?
Słaba: Mamy porwać syna sąsiada,
Za to niezłą sumkę nam da.
Szef: Spoko, to żaden problem.
Pomyślę o tym,
Jak tylko z solarium wrócę.
Ruda! Buba! Weźcie się wreszcie do roboty, bo jak wrócę...
To z Rodziny was wyrzucę!
Narrator: Dziewczęta sprawę załatwiły szybko i sprawnie.
Myślicie, że miały z tym problem?
Otóż nie!
Nie takie rzeczy w przeszłości robiły,
Ale może więcej nie będziemy już o tym mówiły?
No dobrze, zatem mili państwo, posłuchajcie proszę
Co wam jeszcze dzisiaj ogłoszę.
Scena V
Narrator: W domu Sąsiada od rana wrzawa. Krzyk, płacz i lament.
Sąsiad blady, zrozpaczony, mówi tak do żony:
Sąsiad: Rety, żonka, co się dzieje, co za straszny cios!
Gdzie mój synek?!
Żona: Nie wiem mężu, mnie się zdaje,
Że porwał go ktoś!
Sąsiad: Jakim prawem! Z czyjej woli?
Żona: Nie wiem, pewnie biedak bardzo się boi.
Może jest głodny, na pewno mu źle...
Tak bardzo się boje, płakać mi się chce....
Sąsiad: Trzeba go szukać, zadzwonię na policję!
Detektywa wynajmę!
Żonka, może zapytaj tę swoją sąsiadkę, Alicję!
Żona: Ach mój mężu, drogi panie,
Co z naszym syneczkiem się stanie?
Gdzie teraz jest? Co się z nim dzieje?
Zobacz, za oknem już dnieje....
A jeśli go ...?
Sąsiad: Nie gadaj głupot. To nie średniowiecze.
Wezwę CBA, wezmą go pod swoją pieczę.
Żona: Ja w CBA nie wierzę. Roześlę wici wśród moich sąsiadek,
Na pewno coś wiedzą, w CBA zbyt dużo wpadek.
Alicja ciągle siedzi w oknie, pod drzwiami wystaje,
Pójdę do niej po radę, każdemu ją daje.
(muzyka)
Scena VI
Narrator: Roztrzęsiona żona Sąsiada, bardzo szybko beret na głowę wkłada
I biegnie do sąsiadki Alicji.
Żona: Kochana pani Alicjo, kochana przyjaciółko moja,
Poradź, co mam robić? A na zawsze będę twoja.
Alicja: Z czym do mnie przychodzisz? I czemu tak wcześnie?
Noc miałam ciężką, bolą mnie oczy, bolą mnie uszy, bolą mnie wszystkie mięśnie.
Niewygodnie spałam.
Żona: O jeju, wiem przecież, że podsłuchiwałaś sąsiadów.
Ja właśnie w tej sprawie. Syna mi porwali, co o tym wiesz? Mów!
Alicja: Wiem, albo nie wiem... oto jest pytanie...
Żona: Mów, bo zaraz niezłą odpowiedź dostaniesz!
Alicja: To molestowanie, to szykanowanie, to... na zieloną linię zadzwonię.
A zresztą, może trochę słyszałam, może trochę widziałam...
Żona: Wiedziałam!
Alicja: Cztery baby ubrane jak....z żurnala
Kiedy twój synek na boisku w piłkę grał,
Podjechały czarną gablotą, wysiadła z niej lala,
Chwyciła biedaka za kark! Ale się chłopak darł...
Żona: Co?! A ja nic nie słyszałam?!
Alicja: Powiedziałam: darł? Nie to nie tak, podarła mu się ta kurtka skórzana.
Ładna była, szkoda, jeszcze chyba nowa?
Żona: Alicja! O czym ta mowa? Gdzie mój syn?! Mów! Na Boga!
Alicja: Nie wiem, nie wiem moja droga. Zapytaj tę panią spod piątki.
Żona: Dobra, tak zrobię, aha, czy to ta Goździkowa?
Alicja: Tak, ta sama, ta młoda...
Żona: (wychodząc) Ratunku, jak mnie boli głowa!
(muzyka)
Scena VII
Narrator: Tymczasem Kupiec – sknera, okno na oścież otwiera
I przechadza się spokojnie, rozmyśla, zastanawia się...
Kupiec: Ciekawe, kiedy ten chciwy sąsiad zadzwoni do mnie?
Narrator: Nie czekał długo. Telefon zabrzęczał
A chciwy sąsiad do słuchawki jęczał.
Sąsiad: Miły sąsiedzie, ratuj! Przyjacielu!
Kupiec: Takich jak ja, zapewne niewielu znajdziesz,
Ale poczekaj, poczekaj wytrwale,
Mam ważną sprawę, niedługo zabawię.
Sąsiad: O rety, jak Ty głupio gadasz.
Powiedz mi, nie widziałeś mego jedynaka?
Nie ma go w domu, szukam go od ranka.
Kupiec: Widziałem. Widziałem w nocy sowę.
Sąsiad; A co to ja? Ornitolog jestem, że mi tu o ptakach opowiadasz?
Kupiec: To sowa niezwykła, z wielkimi, jak ramię koparki szponami.
Siedziałem z żoną na balkonie. Przywitała się z nami.
Sąsiad: Nic nie rozumiem. Nie mam pojęcia zielonego.
Kupiec: Otóż, ta sowa porwała twego syna jedynego.
Sąsiad: Myślisz, że w to uwierzę, że dam wiary temu?
Kupiec: Być może nie.
Lecz mówiłeś mi wszak o tym,
Że w twoim domu są myszy, żywiące się złotem.
Zatem mogą też być sowy, co dzieci unoszą.
Tak plotki sąsiedzkie w naszym bloku głoszą.
Moja rada jedynie, byś przemyślał dobrze,
Zrób tak, a los wynagrodzi cię szczodrze .
Narrator: Chciwy Sąsiad zrozumiał aluzję.
Pobiegł do domu, wziął złoto i oddał je Kupcowi.
W zamian otrzymał syna – całego i zdrowego,
Od tego dnia nigdy nie popełnił niczego głupiego.
Co do Bandy Szefa, to też sprawa załatwiona.
Ruda, Buba, Blondi i Słaba trafiły do wiezienia,
Aby porządni ludzie nigdy więcej nie mieli z nimi do czynienia.
Zaś Kupiec – sknera od dnia dzisiejszego
Oszczędności życia składa do banku najbliższego.
Czy to bajka, czy nie bajka, Oceńcie państwo sami.
Nam było bardzo miło pobyć trochę z wami.
KONIEC
Piosenka na początek (na melodię: Z popielnika na Wojtusia )
Zapraszamy miły widzu
Spędź z nami chwileczkę.
Może czegoś tu się dowiesz?
Pobawisz troszeczkę?
Piosenka na koniec
To już koniec naszej bajki.
Koniec opowieści.
Proszę zatem więc, widzowie
Roześlijcie wieści.
O tym, że na świecie dobro
Znowu zwyciężyło.
Chciwość zaś i mataczenie
Nigdy nie wróciło.
Czy to bajka, czy nie bajka,
To oceńcie sami.
Nam niezmiernie było miło,
Żeście byli z nami