X Używamy plików cookie i zbieramy dane m.in. w celach statystycznych i personalizacji reklam. Jeśli nie wyrażasz na to zgody, więcej informacji i instrukcje znajdziesz » tutaj «.

Numer: 34836
Przesłano:
Dział: Artykuły

Kochane Dzieci...

Nie ma dzieci, są ludzie, ale o innej skali pojęć,
o innym zasobie doświadczenia, innej grze uczuć.
Janusz Korczak

Kochane Dzieci...

Ten wstęp przypomina mi rozpoczęcie roku szkolnego i spotkanie z moją wychowawczynią pierwszego dnia w zerówce. Potem słyszałam go jeszcze wielokrotnie, między innymi od starszej pani, która czytała bajki w szpitalu, próbując za wszelką cenę zmienić szarą rzeczywistość małych pacjentów w piękny, tęczowy świat. Słyszałam przed Wieczorynką (czyli bajką emitowaną kiedyś przed snem;-)), na balach karnawałowych, szkolnych wycieczkach i w trakcie I Komunii św. Słyszałam od Mikołaja i pani bibliotekarki; od osób, które mnie znały, i dla których byłam... jednym z wielu dzieci w ogóle. Słowa, które brzmiały jak piękna melodia, a gdyby można było ich posmakować, zapewne dostarczyłyby podniebieniu największej słodyczy. WTEDY naprawdę byłam przekonana o swojej wyjątkowości, niepowtarzalności, wręcz – cudowności. Wiedziałam, czułam, że jestem kochana, rozpieszczana; że drobne przewinienia są mi szybko wybaczane, a małe osiągnięcia - wyjątkowo doceniane. I ja kochałam ten swój mały, prosty, dziecięcy świat. Mimo że „przypadał” on na szare i dość ponure czasy, mnie wydawał się mienić niczym agat. A przecież nie miałam wszystkiego! Nie miałam, prawdopodobnie ¾ z tego, co mogłabym posiadać dzisiaj, będąc dzieckiem tu i teraz, w zupełnie innej rzeczywistości. A jednak miałam tak wiele, że czułam się naprawdę bogata. Nie, nie dlatego, że dostałam nową zabawkę – gadającego i poruszającego się kaczora czy też piękną, biało-fioletową sukienkę przywiezioną przez tatę z odległego miejsca (przed którym teraz ostrzega MSZ). Byłam bogata, bo mimo niedorzecznej, trudnej, burej rzeczywistości, mimo nie najlepszego zdrowia i czegoś tam jeszcze, z wielkim sentymentem wspominam swoje dzieciństwo. Uwielbiałam to, co miałam, a przede wszystkich tych, których miałam wokół siebie. Ani przez moment nie przyszło mi do głowy, że czegoś mi brak, że o coś mogę mieć pretensje, np. do moich rodziców. Podobno nie tupałam nogą ani nie grymasiłam; nie wpadały mi do głowy „dziwne” pomysły... Umiałam mówić dzień dobry i do widzenia; proszę, przepraszam, dziękuję... Umiałam doceniać czas, miejsce i ludzi, których miałam blisko siebie. Naturalnie, nie zawsze wszystko było takie idealne.;-) Mając naście lat, wiele sytuacji czy słów dorosłych wydawało mi się absurdalnych i skierowanych przeciwko mnie, choć – jak twierdzi moja mama – która jakoś szczególnie nie pamięta okresu mojego „buntu” – chyba nie było aż tak źle... ;-) A dzisiaj? Dzisiaj już umiem tupnąć nogą, ale tylko wtedy, gdy się nie zgadzam – na zło, głupotę, bezsens, cierpienie. Może czasem tupię zbyt często albo za głośno (nadrabiam zaległości?;-)), a może po prostu świat aż tak bardzo się zmienił, że co rusz trzeba tupnąć? Wiem, że to tylko subiektywne odczucie, ale według mnie - zmienił się bardzo, a ja... bardzo tęsknię za tamtą rzeczywistością; za dawną Mną, za swoim postrzeganiem świata. Uwielbiałam być dzieckiem i teraz, z perspektywy czasu, mogę to przyznać z pełną odpowiedzialnością. Nie brakowało mi komputera, nie wspominając o telefonie! Na szczęście – i to też mówię z pełną świadomością – „nie musiałam” w ¾ swojego dziecięcego świata ograniczyć do wirtualnej rzeczywistości, która zapewne też w ¾ zatraciłaby moją „prawdziwą” świadomość. Sama wymyślałam sobie zabawy, sama po nich sprzątałam; siadałam do zadania; nie obrażałam się na rodziców, kiedy wołali mnie na podwórko albo kiedy słusznie mnie strofowali. Słuchałam Dorosłych – Rodziców, Nauczycieli, Sąsiadów i – co może Wam się wydać dziwne, bo przecież „dzieci i ryby głosu nie mają” – i oni mnie słuchali. Nie żywiłam się chipsami i nie miałam problemów z kręgosłupem. Byłam takim normalnym, zwyczajnym, zadowolonym i w pełni szczęśliwym dzieckiem. I wiecie co Wam jeszcze powiem? Nie byłam odosobniona w swoich odczuciach. „Za moich czasów” wielu z nas naprawdę WIELE cieszyło, wiele smakowało i wiele... uszczęśliwiało. Zastanawiacie się pewnie, dlaczego o tym wszystkim piszę? Chyba dlatego, że najzwyczajniej w świecie WIELE dobrego Wam życzę; od tak; po prostu. Żebyście umieli doceniać Wasze dzieciństwo, bo... naprawdę (!) szybko mija; żebyście szukali własnych dróg i rozwiązań, odłożyli te wszystkie wynalazki techniki i... przyjrzeli się sobie. Spróbujcie wypuścić na chwilę powietrze, zobaczcie, ile macie – naprawdę bardzo dużo! A gdyby tak zabrakło tych wszystkich gadżetów, czy nadal czulibyście się szczęśliwi? Jeśli tak, macie ogromne szczęście! Jeśli nie, może czas zrobić mały remanent w temacie DZIECIŃSTWO, i DORASTANIE? I nie mówcie, że Was to nie dotyczy. Umiejętność zachowania w sobie innej (niż reszta) skali pojęć (...), innej gry uczuć, a także dziecięcej szczerości, otwartości i wiary w drugiego człowieka jest bezcenne w każdym wieku. I czasie. Nieraz na przekór światu niektórych, tzw. Dorosłych, którzy nawet na chwilę nie pozwalają sobie wyjść z roli i przypomnieć, że tak naprawdę... też są dziećmi. Bo... przecież każdy z nas nim jest. NIM, czyli DZIECKIEM, to znaczy CZŁOWIEKIEM.

O nas | Reklama | Kontakt
Redakcja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji, ogłoszeń oraz reklam.
Copyright © 2002-2024 Edux.pl
| Polityka prywatności | Wszystkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikacji posiadają autorzy tekstów.