Scenariusz lekcji religii.
klasa I Szkoły Podstawowej
autor: s.Lidia Skrzypczak
Scenariusz lekcji: (lekcję najlepiej jest przeprowadzić po Uroczystości Wszystkich Świętych)
1. Temat: Uczymy się od świętych, którzy prowadzili dzieła miłosierdzia.
2. Cele katechetyczne:
• zapoznanie z postaciami świętych, którzy prowadzili dzieła chrześcijańskiego miłosierdzia
• kształtowanie postawy czynnej miłości dla bliźniego
3. Treści nauczania – wymagania szczegółowe:
a) Wiedza. Uczeń:
• wyjaśnia, kim jest święty
• opowiada wybrane wydarzenia z życia św.Wincentego a Paulo i św.Matki Teresy z Kalkuty
• wymienia, komu pomagali wybrani święci oraz komu on sam może pomóc
b) Umiejętności. Uczeń:
• posługuje się myszką przy komputerze, aby zaznaczyć odpowiednie ikony i obrazy w prezentacji multimedialnej
• koloruje obrazek z postacią świętego
• śpiewa piosenkę „ W Imię Ojca” oraz „Święty uśmiechnięty”
4. Formy organizacji zajęć: praca zbiorowa, praca indywidualna
5. Metody dydaktyczne: rozmowa kierowana, teatralizacja, muzyczna, plastyczna
6. Środki dydaktyczne: „tajemnicza” walizka, serce z czerwonego materiału, obraz św.Wincentego, św.Matki Teresy, kolorowanki, lalka, strój żebraka, bandaż, różaniec, krzyż, mała sutanna, obrazki z siostrami, gitara, komputer, prezentacja multimedialna.
7. Przebieg zajęć:
a) Wprowadzenie:
Rozmowa na temat niedawno przeżywanych dni: uroczystości Wszystkich Świętych i wspomnienia wszystkich wiernych zmarłych. Wspólna modlitwa – piosenką „W Imię Ojca” z akompaniamentem gitary oraz za zmarłych z naszych rodzin.
b) Aktywizacja:
• Rozmowa - kogo nazywamy świętym; dzieci wymieniają świętych, których znają.
• Zajęcie miejsca na dywanie wokoło serca z czerwonego płótna. Zapowiedź tematu – poznamy na tej lekcji świętych, którzy znani są z tego, że mieli wielkie serca dla ludzi potrzebujących: biednych, głodnych i chorych.
• Zaprezentowanie, że podczas lekcji będzie nam też potrzebny komputer – otwarcie pierwszego slajdu prezentacji z napisem „ Święci”
• Odkrycie przez wybranego ucznia obrazów św. Wincentego a Paulo oraz św. Matki Teresy z Kalkuty. Zaznaczenie przez katechetkę na powieszonej na tablicy mapie świata Francji oraz Indii – państw, w których żyli ci święci.
• Opowiadanie o wybranych wydarzeniach z życia św.Wincentego i św.Matki Teresy, podczas opowiadania katechetka układa na sercu kolejne stopy wycięte z papieru. Przywozi „Tajemniczą walizkę” pełną ponumerowanych ilustracji i rekwizytów związanych z tymi świętymi. Dzieci wyciągają kolejne rekwizyty i układają na odpowiednich stopach. Są to: Krzyż i różaniec (modlitwa), lalka (opiekowanie się biednymi, porzuconymi dziećmi), strój żebraka - wybrany uczeń przebiera się (pomoc żebrakom), zdjęcie kapłana i sióstr zakonnych – szarytki i misjonarki miłości(ci święci mieli pomocników, ich przykład pociągał) bandaż (pomoc chorym, rannym). Jeśli uczeń trafi na kartkę z narysowanym głośnikiem lub przyciskiem „play”, podchodzi do komputera, przesuwa myszką na kolejny slajd i włącza taki sam przycisk – wtedy uczniowie stają wokoło biurka, oglądają zdjęcia (zdjęcie św.Wincnetego przy łóżku chorego, potem zdjęcia Matki Teresy i sióstr - link bezpośrednio z youtube wklejony w prezentację: https://www.youtube.com/watch?v=cCHMU5gLymA ) lub słuchają piosenki (krótka piosenka o św. Wincentym „Patrz ich życie jak szary piach”)
• Śpiew z akompaniamentem gitary „Święty uśmiechnięty”
c) Puenta:
Podsumowanie opowiadanych życiorysów – podkreślenie cech wrażliwości na drugiego człowieka i miłości bliźniego u św. Wincentego św. Matki Teresy. Rozmowa z uczniami na temat naśladowania poznanych podczas lekcji świętych. Każde dziecko wymienia po jednym przykładzie, jak może pomagać komuś potrzebującemu. Wybrany uczeń wyjmuje z „tajemniczej walizki” ostatni rekwizyt. Katechetka zachęca dzieci do modlitwy słowami Matki Teresy, które usłyszą. Wybrany uczeń włącza modlitwę na prezentacji. Modlitwa dostępna jest: https://www.youtube.com/watch?v=XgzoynN-flA
8. Podsumowanie:
Uczniowie odkrywają czekającą na nich niespodziankę – wyjmują spod serca na dywanie kartki z kolorowankami św.Wincentego i św.Matki Teresy, każdy wybiera tę, która podoba mu się najbardziej. Siadają na swoich miejscach i przy piosence do św.Wincentego kolorują i wklejają do zeszytu. (Jeśli zostanie mało czasu, rysunek ten będzie zadaniem domowym). Rozdanie punktów za aktywność na lekcji i pożegnanie z uczniami.
Załączniki:
Załącznik 1: Życiorys Św.Wincentego a Paulo
Urodził się 24 kwietnia 1581 r. w Pouy koło Dax w południowej Francji, w rodzinie Jana Depaul i Bertrandy z domu Moras. Święcenia kapłańskie przyjął 23 września 1600 r. w Châteaux l’Évêque (diec. Périgueux).
O pierwszych latach jego posługi kapłańskiej papież Jan Paweł II mówił: W pierwszych latach po święceniach Wincenty wprawdzie nie odmawiał współdziałania z łaską, ale nie traktował kapłaństwa jako powołania do pracy w winnicy Pańskiej, lecz jako sposobność do osiągnięcia prestiżu społecznego i zapewnienia sobie godziwych warunków życia. Świadczy o tym jego list pisany do matki w 1610 r. W tym okresie Wincenty miał nadzieję na zrobienie „kariery”; zabiegał o dobra materialne, które umożliwiłyby mu również wspomaganie rodziny. Miał bowiem świadomość zaciągniętego długu wobec rodziców, którzy sprzedali nawet parę wołów, by zapewnić mu zdobywanie wiedzy dla przygotowania się do kapłaństwa. Zapewne spodziewali się, że w przyszłości syn będzie udzielał pomocy ubogiej rodzinie wieśniaczej z Landów.
Lata niepewności i poszukiwań. Kiedy w 1610 r. upłynęło już dziesięć lat od święceń kapłańskich, które Wincenty otrzymał 23 września 1600 r., czyli w chwili gdy liczył dziewiętnaście i pół roku życia. W tym dziesięcioleciu wiele podróżował w poszukiwaniu możliwości spełnienia swoich marzeń. Spotykały go jednak niepowodzenia. Przeżył nawet dramatyczne doświadczenie niewoli w Tunisie. W 1608 r. znalazł się w Paryżu. Nawiązał kontakty z „wielkimi tego świata”. Spotkał się również z osobami kształtującymi francuską duchowość w owych czasach. Był wśród nich Piotr de Bérulle (1575-1629). Pod jego wpływem rozpoczyna się dzieło „nawrócenia” Wincentego.
Zaczął dostrzegać znaczenie bycia chrześcijaninem i kapłanem. Przeżył ból posądzenia o kradzież. Miał świadomość niewinności, ale nie próbował się usprawiedliwiać. Poznał też uczonego teologa Sorbony, przeżywającego pokusy przeciwko wierze. Wspomógł go, przyjmując na siebie jego wątpliwości. To doświadczenie trwało cztery lata. Złożył wtedy obietnicę, iż jeżeli odzyska wiarę, resztę swego życia poświęci na służbę ubogim. Bóg przyjął jego zobowiązanie.
W latach 1611-1612 spełniał obowiązki proboszcza w Clichy. Zawsze wspominał to jako najszczęśliwsze lata swojego życia. Mawiał: Jestem przekonany, że nawet ojciec święty nie jest tak szczęśliwy, jak proboszcz żyjący pośród dobrych i wspaniałomyślnych parafian. Jego praca duszpasterska trwała tylko rok, ale tytuł proboszcza Clichy zachował do 1626 r.
W 1613 r., za radą Piotra de Bérulle, przekazał obowiązki proboszczowskie wikariuszowi, a sam został kapelanem rodziny Filipa Emanuela de Gondi, generała galer królewskich. Nie czuł się dobrze w środowisku arystokracji, ale to wtedy przeżył doświadczenia, które miały ukształtować całe jego życie.
Ważne wydarzenia roku 1617. Pierwszym z nich była spowiedź umierającego, który po jej odprawieniu wyznał publicznie, w obecności Małgorzaty de Silly de Gondi, że z pewnością byłby potępiony z powodu świętokradzkich spowiedzi odprawianych w dawniejszym życiu. Pod wpływem tej wiadomości pani de Gondi skłoniła Wincentego, by 25 stycznia 1617 r. w Folleville wygłosił kazanie i zachęcił wiernych od odprawiania spowiedzi generalnej z całego życia. Kazanie było tak skuteczne, że trzeba było poprosić jezuitów z pobliskiego domu zakonnego klasztoru o pomoc w spowiadaniu. Po latach Wincenty twierdził, że było to jego pierwsze kazanie misyjne.
W tym samym roku, znów za radą Piotra de Berulle, Wincenty opuścił dom rodziny de Gondi i podjął obowiązki duszpasterskie w opuszczonej parafii Châtillon-les-Dombes w pobliżu Lyonu. W niedzielę 20 sierpnia 1617 r. przed Mszą świętą, powiadomiono go, że w pobliskiej wiosce jest rodzina doświadczona chorobą i pozbawiona środków do życia. Wspomniał o tym w kazaniu w słowach tak przejmujących, że w godzinach popołudniowych liczni wierni pośpieszyli z pomocą potrzebującym. Wincenty pomyślał, że ten zapał łatwo może stać się „słomianym ogniem” i że miłosierdzie może być skuteczne, jeżeli nada mu się formy zorganizowane. Po trzech dniach, 23 sierpnia, zaprosił kilka osób i podzielił się z nimi swymi przemyśleniami. W ten sposób powstało pierwsze Bractwo Miłosierdzia. Było to drugie wydarzenie 1617 r., które podobnie jak pierwsze z Folleville, wpłynęło decydująco na dalsze życie Wincentego.
Rodzina de Gondi nie mogła pogodzić się z „ucieczką” swojego kapelana. Pod naciskiem generała galer, Piotr de Bérulle przekonał Wincentego do powrotu do ich domu. Dzięki temu w 1618 r. Wincenty spotkał w Paryżu Franciszka Salezego, który wywarł znaczący wpływ na jego życie duchowe.
Wspomniane dwa wydarzenia w 1617 r. dla Wincentego stały się wyraźnym głosem Bożej opatrzności i objawieniem woli Bożej, którą chciał spełniać. W licznych kościołach w posiadłościach państwa de Gondi nauczał katechizmu, głosił kazania i spowiadał. Odwiedzał też skazańców uwięzionych na galerach królewskich, których Filip Emanuel de Gondi był generałem. Podejmowane zadania zmusiły go do szukania pomocy innych księży. W ten sposób, za radą pani de Gondi i dzięki jej pomocy materialnej, 17 kwietnia 1625 r. powstało Zgromadzenie Misji: grupa księży, którzy w wiejskich parafiach głosili misje i zakładali Bractwa Miłosierdzia. Dla zapewnienia trwałości owoców owych misji należało zatroszczyć się o godnych duszpasterzy dla ewangelizowanych parafii. Dlatego nowopowstałe zgromadzenie podjęło głoszenie rekolekcji dla kandydatów do święceń kapłańskich (1628), organizowało tzw. Konferencje Wtorkowe dla księży (1633) i przyjmowało kierownictwo seminariami duchownymi (1642).
Miłosierdzie w działaniu. Mnóstwo ubogich żebrzących na ulicach Paryża przyczyniło się do powstawania w stolicy Bractw Miłosierdzia. Ubodzy okazywali się „wymagającymi panami”. Wymagało to nie tylko udzielania jałmużny, ale również służenia im własnym czasem i własnymi siłami. Nie mogły sobie na to pozwalać panie z arystokracji. Wtedy pojawiły się spotykane na misjach wiejskie dziewczęta gotowe wspaniałomyślnie służyć ubogim i chorym. Wincenty powierzył je Ludwice de Marillac, która już wcześniej odwiedzała bractwa dla ożywiania ich działalności. W ten sposób 29 listopada 1633 r. powstało Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia. Był to zupełnie nowy instytut gromadzący osoby „całkowicie oddane Bogu dla służenia ubogim”. Nie zamykały się w klasztorach. Na wzór straży ogniowej, śpieszyły wszędzie tam, gdzie oczekiwali ubodzy potrzebujący opieki. Odwiedzały chorych w ich domach rodzinnych, w przytułkach i w szpitalach. Zajmowały się skazanymi na galery, wspomagały dotkniętych klęskami żywiołowymi i wojnami, zajmowały się rannymi na polach bitew, stawały się matkami porzuconych dzieci.
Dalsze lata. Po 1633 r. następował rozwój dzieł wincentyńskich i umacnianie ich struktur organizacyjnych. Wszelka niedola duchowa i materialna poruszała serce Wincentego i skłaniała go do śpieszenia z pomocą. Czynili to księża ze Zgromadzenia Misji, siostry miłosierdzia i Bractwa Miłosierdzia. Na szeroką skalę organizowano pomoc dla regionów niszczonych wojnami. Misjonarze pełnili funkcje kapelanów wojskowych, siostry opiekowały się rannymi. Podejmowano opiekę nad chorymi psychicznie, nad żebrakami, nad pozbawionymi opieki ludźmi w podeszłym wieku. Misjonarze wyjeżdżali na Madagaskar i do Północnej Afryki. Wincenty w licznych konferencjach i listach zachęcał do gorliwości swoich duchowych synów i duchowe córki. Uczył wyrzeczenia na rzecz ubogich. Sam stawał się przykładem w tej dziedzinie i zachęcał do tego innych. Szukał środków do wspomagania potrzebujących. Nie wahał się przed ukazywaniem ludziom majętnym ich zobowiązań w stosunku do najuboższych. Docierał na dwór królewski. Włączony do tzw. Rady Sumienia korzystał z pomocy kardynała Richelieu, by zapewnić Kościołowi francuskiemu godnych biskupów. W okresie Frondy nakłaniał kardynała Mazzariniego, by podał się do dymisji z funkcji pierwszego ministra dla zapewnienia pokoju. Wprawdzie nie osiągnął zamierzonego celu, ale wszyscy doceniali jego wysiłki na tym polu.
To wszystko wskazuje, jak intensywna była jego działalność społeczna. Można powiedzieć, że nie mógł uczynić nic więcej. On sam jednak był innego zdania. W filmie „Monsieur Vincent” jest scena, która pewnie nie miała miejsca w rzeczywistości, ale która w pełni odzwierciedla stan jego ducha. Ta scena przedstawia rozmowę podeszłego w latach Wincentego z królową Anną Austriaczką. Gdy on wyrażał żal, że tak mało dokonał, królowa mówiła: Ojcze, przez całe życie starałeś się wszystko dawać innym, nie zachowując niczego dla siebie. Nie zabiegałeś o chwałę i zaszczyty, ani o własne szczęście. Nie wznosiłeś wielkich budowli dla swoich zgromadzeń. Powiedz mi, czy teraz w obliczu śmierci czujesz wokół siebie pustkę jak inni? Wincenty ledwie słyszalnym głosem wyszeptał: Może tak, wszak zrobiłem tak mało. Królowa odrzekła: Więc, co należy robić, żeby czegoś dokonać? Po długiej chwili milczenia Wincenty powiedział: „Davantage”. Więcej, bo w gruncie rzeczy zawsze czynimy za mało.
Wincenty zmarł 27 września 1660 r. Jego beatyfikacja odbyła się 13 sierpnia 1729 r., kanonizacji dokonał papież Klemens XII 16 czerwca 1737 r. i wyznaczył dzień jego święta na 19 lipca. Obecnie to święto obchodzi się w rocznicę śmierci – 27 września. Papież Leon XIII w 1885 r. ogłosił go patronem wszystkich dzieł miłosierdzia chrześcijańskiego, które w jakikolwiek sposób od niego pochodzą.
Przesłanie
Troska o świętość trwa przez całe życie. Wincenty przyjął święcenia kapłańskie w 19. roku życia. W pierwszych latach starał się zapewnić sobie godne miejsce w społeczeństwie i godziwe warunki życia. Później poddał się działaniu Bożej łaski i troszczył się jedynie o Bożą chwałę i o dobro bliźnich, zwłaszcza najuboższych. Papież Jan Paweł II wspominając jego życie, mówił: Człowiek nie rodzi się świętym. Staje się nim przez postępowanie drogą trudnego nawracania się i systematycznego oczyszczania. Stawanie się świętym oznacza trudne zaangażowanie, które trwa całe życie.
Wincenty często powtarzał, że należy kochać Boga i że musi się to urzeczywistniać w trudzie rąk i w pocie czoła. Dodawał ponadto: Nasze serce musi należeć do Boga, nasza wola ma być Jego wolą i cały nasz czas musimy przeznaczać na Jego służbę. Miał jednak świadomość, że w każdym naszym działaniu inicjatywa należy do Boga i dlatego mawiał: Bóg jest miłością i jedyną drogą do Niego jest droga miłości. Ręki Bożej nie można do niczego przymuszać. Cytując zdanie św. Franciszka Salezego: Nie mógłbym iść do Boga, gdyby Bóg nie przyszedł do mnie, wyjaśniał: Serce prawdziwie zapalone miłością wie na czym polega miłość ku Bogu; wie, że nie mogłoby otwierać się na Boga, gdyby Bóg nie wychodził mu na spotkanie i nie pociągał go swoją łaską. W tej dziedzinie niczego nie można osiągnąć własnymi siłami ani ludzkimi zabiegami. Kiedy Bóg chce pociągnąć człowieka czyni to z łagodnością i czułością bez żadnego przymusu. Dobrze wiedział, że do świętości prowadzi długa droga i mówił: Doskonałości nie można osiągnąć natychmiast. Zdobywa się ją powoli, krok za krokiem. Wymaga to cierpliwości. Prowadzi do niej długa droga, którą pokonuje się małymi krokami.
Fundamentem świętości jest upodobnienie się do Chrystusa. Święty Wincenty mawiał: W trosce o własną doskonałość trzeba przyoblec się w Ducha Jezusa Chrystusa. Oznacza to, iż zamiast podejmować własne działania, należy pozwolić działać Duchowi Świętemu, który ma mieszkanie w sercach sprawiedliwych. Dlatego musicie poddać się Duchowi Naszego Pana. On sam naznaczy was swoją pieczęcią i wyciśnie w waszych duszach własny charakter. Odwołując się do nauki św. Pawła, mówił: Pamiętajcie, że żyjemy i umieramy w Jezusie Chrystusie i dlatego nasze życie musi być ukryte w Jezusie, aby On w pełni się w nas objawiał. Dlatego też trzeba upodabniać nasze życie do Jego życia, abyśmy jak On mogli umierać.
Upodobnienie się do Chrystusa wymaga pełnienia woli Boga. Bóg sprawił, że Wincenty przeżył bolesne doświadczenia niewoli i niesprawiedliwego oskarżenia o kradzież, a także uciążliwe pokusy przeciwko wierze. Później spełniał obowiązki jałmużnika królowej, był proboszczem w Clichy, kapelanem rodziny de Gondi i proboszczem w Châtillon-les-Dombes. We wszystkich tych sytuacjach spotykał ludzi ubogich oraz ich potrzeby duchowe i materialne. Na każdym etapie swojej drogi życiowej dostrzegał znaki czasu i starał się należycie je odczytywać. Przekonał się, że prawdziwa doskonałość nie polega na przeżywaniu ekstatycznych wizji, lecz postępowaniu we wszystkim zgodnie z wolą Bożą.
W liście do Ludwiki de Marillac pisał: Niewiele potrzeba, aby osiągnąć świętość. Wystarczy czynić wszystko zgodnie z wolą Boga. Sprawy Boże bowiem urzeczywistniają się same. Prawdziwa mądrość polega na postępowaniu krok w krok za Bożą opatrznością. Trzeba śpieszyć się powoli. W tych zdaniach Wincenty zawarł całe swoje doświadczenie życiowe i całą swoją znajomość prawdziwej duchowości.
Pełnienie woli Boga wymaga życia miłością. Przemiana Wincentego dokonała się w spotkaniu z ubogimi. To on stali się materialnego, które nie poruszałoby jego serca. Jego oddanie się ubogim dokonywało się w duchu wiary. Był przekonany, że są oni sakramentem Jezusa Chrystusa, że w ich życiu ujawnia się żywy Chrystus; służąc ubogim, służy się Chrystusowi. Dlatego uważał, że są oni panami i mistrzami dla wszystkich, którzy w ich osobach chcą służyć Chrystusowi.
Okazywanie miłości poprzez świadczenie miłosierdzia stawało podstawową zasadą życia Wincentego i tych, którzy poszli za nim. Mawiał: Miłość jest najwyższą zasadą i wszystkie reguły do niej się odnoszą. Ona jest „wielką panią” i trzeba czynić wszystko, czego ona wymaga. Jeżeli miłość Boga jest ogniem, to gorliwość w służbie ubogim jest jego płomieniem; jeżeli miłość Boga jest słońcem, to ta gorliwość jest jego promieniem. Jest ona tym, co jest najbardziej czystego w miłości Boga.
Doświadczenia 1617 r. ukazały Wincentemu w pełnym świetle ubóstwo duchowe i materialne ludzi, których spotykał. Były to w jego oczach dwa nierozdzielne aspekty ubóstwa. Dlatego nieustannie powtarzał: Należy zaradzać potrzebom ubogich zarówno co do ciała jak i co do ducha. Musimy to czynić sami i zachęcać do tego innych. Takie działania miały przywracać ubogim ich ludzką godność. Dlatego nie wystarczało pracować dla ubogich, lecz razem z nimi należało zabiegać o ich ludzką promocję. Miłosierdzia nie można ograniczać do udzielania jałmużny i świadczenia pomocy społecznej. Trzeba podejmować działania zmierzające do przemiany uwarunkowań społecznych, do stwarzania sytuacji, w których ubodzy potrafią zmienić swój nieszczęsny los. Służenie ubogim musi uwzględniać ich osobistą godność. Trzeba dostrzegać ich osobiste dramaty i poznawać problemy, jakie muszą rozwiązywać. Służenie przeto musi być kompetentne i musi dokonywać się z szacunkiem, cierpliwością i serdecznością.
Całe życie Wincentego i podejmowane przez niego inicjatywy na rzecz ubogich są świadectwem, że miłość musi być odkrywcza i nieskończona. Nie mogło być inaczej, wszak cała jego działalność była zwierciadłem, w którym odbijała się miłość Boga; miłość, której sam doświadczał na modlitwie. To pozwalało mu powtarzać: Dajcie mi człowieka modlitwy, a będzie zdolny do wszystkiego.
Podziwiamy w Wincentym człowieka kontemplacji i działania, organizacji i wyobraźni, autorytetu i pokory, człowieka na czasy dawne i dzisiejsze (Jan Paweł II). Był on człowiekiem, jak każdy z nas. Miał jednak, w przeciwieństwie do nas, odwagę działania, umiał dawać i dawać siebie. Był człowiekiem, który własną świętością zachęcał do świętości innych. Również dzisiaj jest wzorem dla każdego, kto podejmuje pracę dla ubogich i z ubogimi, kto chce zabiegać o prawdziwe wyzwolenie człowieka.
© „Dziedzictwo – Święci i Błogosławieni Rodziny Wincentyńskiej” Alberto Vernaschi CM, Tłumaczenie z języka włoskiego Ks. Władysław Bomba CM, Wydanie III (uzupełnione) – WITKM Kraków 2014 r.
Można zajrzeć też http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/09-27.php3
Załącznik 2: Życiorys Św. Matki Teresy z Kalkuty
Dzieciństwo
Kobieta znana wszystkim jako Matka Teresa z Kalkuty urodziła się 26 sierpnia 1910 r. w należącym wówczas do Serbii mieście Skopje (obecnie stolica Macedonii), jako Ganxhe - Agnieszka Bojaxhiu (czyt. Ganż Bojadżiu) - trzecie, najmłodsze dziecko Albańczyków Kole (Mikoiaj) i Drane Bojaxhiu.
Ojciec - potomek dużej, zamożnej rodziny z albańskiego miasta Prizren w Kosowie o tradycjach kupieckich, sam kupiec i przedsiębiorca budowlany, przeniósł się do Skopje - ośrodka handlowego - i zakupił dom. Podróżował w interesach po całej Europie. Zasiadał w radzie miejskiej, wspierał rozwój teatru, sztuk pięknych oraz miejscowy Kościół katolicki, angażował się politycznie na rzecz niepodległej Albanii. Był bardzo towarzyski, jego dom był zawsze pełen różnego rodzaju gości, od biskupa Skopje po miejscowych biedaków. Żywo interesował się wychowaniem i kształceniem swoich dzieci. Niekiedy bywał surowy i miał wobec nich wysokie wymagania.
Choć dom rodziny Bojcuchiu byl zawsze otwarty dla wszystkich, niezmiennie szczególną serdeczność okazywał ubogim. Ojciec pouczał: "moje dzieci, nie bierzcie do ust nawet kęsa, jeśli wcześniej nie podzielicie się z innymi".
Zmarł w 1919 r. w wieku 45 lat. Agnieszka miała wtedy 9 lat. Po jego śmierci krążyły pogłoski, że został otruty za swoje poglądy polityczne.
Matka Drane miała bardzo tradycyjne poglądy na rolę kobiety w rodzinie. "Gdy ojciec pracował, matka zajmowała się domem - gotowała, cerowała, szyła, ale kiedy wracał, wszelka praca ustawała. Matka wkładała czystą suknię, czesała się i upewniała, że dzieci są umyte i schludne, gotowe, by go powitać". Podzielała i dopełniała podejście męża do kwestii posiadania. Szyła, haftowała i sprzedawała ubrania nie tylko po to, by zaspokoić materialne potrzeby swojej rodziny, ale także uboższych od siebie. Bardzo wierząca, uczyła dzieci wiary i czynnej miłości, życia chrześcijańskiego popartego czynami miłosierdzia. Była kobietą o silnym charakterze - po śmierci męża została w trudnej sytuacji, ale przy pomocy 15-letniej, starszej córki Agę potrafiła uporać się z problemami. Nadal troszczyła się także o ubogich, których często zapraszała do rodzinnego stołu. W rodzinie był jeszcze starszy od Agnieszki o trzy lata brat Lazer.
"Tak więc podwaliny przyszłego apostolatu Agnieszki kształtowały się pod wpływem pobożnej matki i jej przywiązania do wartości niematerialnych: Życzliwości, hojności oraz współczucia dla ubogich i słabych".
"Modlitwa stanowiła integralną część ich życia rodzinnego. Codziennie wieczorem zbierali się na wspólną modlitwę, a regularne odwiedzanie miejscowego kościoła było dla nich ogromnym duchowym oparciem".
Brat Lazer wspominał ją jako dziecko posłuszne i bardzo zdolne, od najmłodszych lat chętnie uczestniczące w nabożeństwach. "Była lubianym dzieckiem o ujmującym poczuciu humoru. Uczyła się najpierw w szkole przy klasztornej, potem jednak wstąpiła do szkoły państwowej". Umiała grać na mandolinie i była ogólnie muzykalna - śpiewała z siostrą w chórze parafialnym przy kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Była świetną organizatorką i siłą napędową wszelkich akcji. Odkryła też w sobie dar przekazywania wiedzy innym. Kochała poezję i sama też pisała, a jej dwa felietony ukazały się w miejscowej gazecie. Myślała o karierze literackiej lub muzycznej. Zawsze była dość chorowita i miała słabe płuca.
Po wyjeździe z domu w 1928 r. nigdy już nie zobaczyła się z mamą i siostrą, które zamieszkały w Tiranie odciętej po wojnie od wolnego świata przez komunistyczny reżim. Brat Lazer wyemigrował z żoną i córką do Włoch. W 1970 r. Matka Teresa otrzymała list od siostry Agi z Albanii, że mama czuje się źle i że żyje im się bardzo ciężko. Matka Teresa próbowała spotkać się z nimi. W Rzymie zwróciła się do ambasady albańskiej o pozwolenie opuszczenia przez nie Albanii. Nie dostały jednak wiz wyjazdowych. Chciała pojechać do Albanii, ale dano jej do zrozumienia, że jeśli tam przyjedzie, to już nie wyjedzie. W 1972 r. otrzymała w Kalkucie wiadomość o śmierci mamy. Siostra żyła rok dłużej, brat zmarł we Włoszech w 1981 r.
Powołanie misyjne
"Byłam jeszcze mała, miałam dwanaście łat, gdy po raz pierwszy zapragnęłam całkowicie należeć do Boga". W odkrywaniu drogi życiowej pomagał jej ojciec Jambrekowic - jezuita pracujący w parafii Skopje. Opowiadał parafianom o działalności misyjnej Towarzystwa Jezusowego. Czytał płomienne listy misjonarzy pracujących wśród biedoty w archidiecezji kalkuckiej, które pomogły Agnieszce dokładnie określić swe powołanie - chciała być misjonarką. Decyzja ta nie przyszła jej łatwo. "Niewątpliwie stoczyła wewnętrzną walkę, ponieważ wszystko wskazywało na to, że była bardzo przywiązana do swojej rodziny i chciała kiedyś mieć własny dom i dzieci". Wiedziała, że wstępując do zakonu misyjnego, będzie musiała żyć z dala od rodziny, przyjaciół i ojczyzny.
Loretanka
W 1928 r. złożyła prośbę o przyjęcie do Zgromadzenia Sióstr Loretanek. O ich pracy pisali z Bengalu księża jezuici. Zakon z siedzibą w Irlandii zajmował się kształceniem personelu dla szkół elementarnych w Indiach.
26 września pojechała pociągiem do Rathfarnham koło Dublina - do macierzystego domu Sióstr Matki Bożej Loretańskiej. Tam nauczyła się m.in. języka angielskiego, którym posługiwała się potem przez całe życie.
12 października 1928 r. otrzymała habit, wstąpiła do postulatu i przybrała imię: Maria Teresa od Dzieciątka Jezus - na cześć małej Teresy z Lisieux, wskazującej drogę do świętości przez wierność w małych sprawach.
1 grudnia wsiadła na statek do Indii - wówczas kolonii brytyjskiej. 6 stycznia 1929 r. przybyła do Kalkuty. 23 maja 1929 r. rozpoczęła nowicjat. 24 maja 1931 r. złożyła pierwsze, czasowe śluby i zaczęła pracować jako nauczycielka geografii i historii w przyklasztornej szkole sióstr Loretanek w zamożnej dzielnicy Kalkuty. Uczyła też w szkole z internatem dla dziewcząt z rozbitych rodzin i sierot - tu zobaczyła nędzę i głód. Lubiła swój ą pracę, a ją lubiły jej uczennice. 24 maja 1937 r. złożyła śluby wieczyste - ubóstwa, posłuszeństwa i czystości. W czasie wojny została dyrektorką szkoły. W 1943 r. Indie ogarnął głód. W Bengalu zmarło pięć milionów osób. Do bombardowanej Kalkuty wciąż napływali uchodźcy. Szkoły, także szkoła sióstr, były wykorzystywane jako szpitale. Loretanki zajmowały się coraz liczniejszymi rannymi i chorymi. W 1946 r. Hindusi walczyli o uwolnienie spod panowania brytyjskiego. Na ulicach Kalkuty trwały walki. Siostra Teresa, mimo niebezpieczeństw, często opuszczała mury klasztoru, by zdobyć pożywienie dla uczniów i innych przebywających w szkole. Wkrótce zachorowała na gruźlicę. Nie była w stanie dalej pracować w szkole i dlatego została wysłana do miejscowości Darjeeling u podnóża Himalajów.
Powołanie w powołaniu
Kiedy 10 września 1946 r. jechała pociągiem do Darjeeling przeżyła coś, co nazwała potem powołaniem w powołaniu. Usłyszała wyraźnie wewnętrzny głos, by porzucić wszystko i naśladując Jezusa zamieszkać na ulicach Kalkuty razem z nędzarzami, by im służyć. Jedyne, co mogła zrobić, to odpowiedzieć "tak". Wiedziała, że jest to Jego wola i że musi ją wypełnić. Nie miała wątpliwości, że to było Jego działanie.
"Miałam opuścić klasztor i pomagać biednym, żyjąc pośród nich, lecz dotrzymać ślubów; założyć nowe zgromadzenie pracując w duchu ubóstwa i radości na rzecz najbiedniejszych z biednych, mieszkających w dzielnicach nędzy. To był Jego rozkaz. Wiedziałam, do kogo należę, ale nie wiedziałam, jak się do tego zabrać".
W październiku wróciła do sióstr, ale myśl o opuszczeniu klasztoru nie opuszczała jej.
Jednak arcybiskup odmówił zgody na opuszczenie klasztoru, twierdząc, że jeśli to Boża sprawa, to przetrwa próbę czasu. Przeniesiono ją do Asansol, trzy godziny drogi od Kalkuty. Tam uczyła, przygotowywała dzieci do Pierwszej Komunii, opiekowała się ogrodem. Była tu około pięciu miesięcy, potem arcybiskup ponownie przeniósł ją do Kalkuty. W styczniu 1948 r. pozwolił jej ubiegać się o zgodę na opuszczenie zakonu.
W lutym przesłano prośbę do Rzymu, w lipcu dostała pozwolenie na opuszczenie zakonu na rok. Kupiła na bazarze trzy białe sari obrzeżone niebieskimi paskami, uszyte z najtańszej tkaniny. Niebieskie paski podobały się jej, bo błękit jest kolorem Najświętszej Maryi Panny. 16 sierpnia 1948 r. zmieniła swój dotychczasowy habit na sari i cicho opuściła zakon. Udała się do Patny na kurs pielęgniarski, do sióstr misji medycznej pracujących przy szpitalu Świętej Rodziny. Po kilku tygodniach wróciła do Kalkuty. "Matka Teresa zamierzała założyć zgromadzenie, którego członkinie żyłyby tak samo jak indyjscy nędzarze. Uważała, że i ona, i inne dziewczęta powinny żyć, ubierać się i jeść jak najbiedniejsi z biednych - pielęgnowani, karmieni i ubierani przez nie jak cierpiący Chrystus". Pierwszym jej domem był mały pokoik przy domu Św. Józefa, prowadzonym przez małe siostry ubogie. Stąd wychodziła do slumsów w dzielnicy Motijhil, w sąsiedztwie szkoły, w której pracowała przez 18 lat. Najpierw założyła tu szkołę dla biedoty, uczyła na podwórku dwudziestu jeden uczniów pisząc patykiem po błocie. Myła te dzieci, odwiedzała chorych. Ludzie zaczęli jej pomagać, jak mogli, ale wciąż była sama. Był to trudny dla niej okres. Wynajęła tam dwie rudery - jedną na szkołę, drugą jako schronienie dla chorych i konających nędzarzy.
Misjonarka Miłości
W marcu 1949 r. dołączyły do niej pierwsze współtowarzyszki, wywodzące się z dawnych uczennic. Mottem stały się słowa zaczerpnięte z Ewangelii św. Mateusza: "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili".
To jeszcze nie był zakon, ale "pobożne kobiety mieszkające razem". Wystosowały oficjalną prośbę o formalne erygowanie zgromadzenia. Pierwszą Regułę napisała Matka w latach 1948-1949. Wykorzystała sporo elementów reguły loretanek, a ta ma wiele wspólnego z regułą jezuitów. Podstawą jest modlitwa i praca. Zgromadzenie Misjonarek Miłości zatwierdził Pius XII w 1950 r.
"Osoby wstępujące do niniejszego instytutu postanawiają poświęcić się niestrudzonemu wyszukiwaniu w miastach i wioskach, nawet w najnędzniej szych okolicach, ludzi najuboższych, opuszczonych, chorych, kalekich, umierających; wytrwałej trosce o nich i nauczaniu wiary chrześcijańskiej, jak też żarliwym staraniom, by ich nawrócić i uświęcić (...). Także wykonywaniu innych podobnych prac i posług apostolskich, jakkolwiek niskie czy skromne mogłyby się one wydawać" (fragment dekretu Stolicy Apostolskiej, powołującego zgromadzenie).
W 1953 r. siostry przeniosły się do nowego domu przy Lower Circular Road 54 A, zwanego odtąd domem macierzystym.
Siostry z założenia podjęły życie w ścisłym ubóstwie. "Młode Misjonarki Miłości posiadały tylko bawełniane sari i habity, zwyczajną bieliznę, parę sandałów, krzyż przypinany na lewym ramieniu, różaniec, parasol dla osłony przed deszczem monsunowym, metalowe wiadro do prania i cieniutki siennik służący za łóżko". Uczyły się żebrać od Matki, prosiły o zbywające jedzenie na bogatszych ulicach, ale tylko dla ubogich, nie dla siebie. Matka nie zgadzała. się, by siostry żyły w lepszych warunkach, niż ubodzy - nawet w placówkach na Zachodzie. Misjonarce nie wolno było przyjąć nic poza szklanką wody. Później poczyniła ustępstwa, pozwalając siostrom jeść podczas spotkań z duchownymi oraz w domach swych rodzin. Nie wolno im było sypiać poza domem. Gdy ofiarowywano im dywany i pralki, nie przyjmowała ich. Powtarzała siostrom, żeby zaufały Panu w kwestii finansów. W 1953 r. odbyły się pierwsze śluby sióstr misjonarek w rzymskokatolickiej katedrze w Kalkucie. Matka Teresa złożyła wtedy także śluby wieczyste jako Misjonarka Miłości.
Służba
Siostry otworzyły Nirmal Hridaj - Dom Czystego (Niepokalanego) Serca DLA UMIERAJĄCYCH. Udzielano tu wszelkiej możliwej pomocy lekarskiej; ci zaś, którym nic nie mogło już pomóc, którzy żyli jak zwierzęta, mieli gdzie umrzeć z godnością - otoczeni miłością i czułością.
Następnie otworzyły Sisu Bharan - dom DLA DZIECI OPUSZCZONYCH, które Misjonarki znajdowały na ulicy. Czasami jednak przynosili je sami rodzice. Misjonarki dbały, by otrzymały jakieś wykształcenie, były finansowane przez bogatszych. Część została adoptowana, niektóre wróciły do rodziców.
W Titlagarh Misjonarki otworzyły w marcu 1959 r. przychodnię DLA TRĘDOWATYCH. Choroba ta stanowiła szczególnie palący problem w samej Kalkucie i w okolicach. Mieszkało tam około 30 000 chorych, izolowanych i nieczystych". Znaczna część przypadków wynikała z niedożywienia i niedostatecznej opieki lekarskiej. Siostry zakładały objazdowe przychodnie, by chorzy mogli do nich łatwiej dotrzeć. Starały się przywrócić im poczucie godności, przyuczały do pracy zdolnych do niej. Założyły Sanri Nagar - Miasto Pokoju - osadę, gdzie trędowaci mogli żyć z rodzinami.
"Kiedy dotykam ich cuchnących ran, wiem, że dotykam samego Chrystusa, Tego, którego przyjmuj ę w Komunii świętej pod postacią chleba. Świadomość ta dodaje mi wiele sil. Jestem przekonana, że nie mogłabym czynić tego wszystkiego, co czynię, jeżeli nie wierzyłabym, że dotykam samego Jezusa ukrytego pod postacią człowieka trędowatego".
Z wiadrem w świat
Przez dziesięć lat siostry działały tylko w diecezji kalkuckiej. Od 1959 r. zaczęły działać w całych Indiach. W 1965 r. papież Paweł VI nadał im prawa papieskie, co umożliwiło działalność na całym świecie. Dzięki regule życia opartego na posłuszeństwie i ubóstwie (podróżowały tylko z bagażem podręcznym, mieszczącym się w pudełku lub wiadrze) siostry potrafiły szybko się przemieszczać do nowych miejsc. Pierwsza placówka poza Indiami powstała w Wenezueli w lipcu 1965 r. Siostry opiekowały się biednymi, przygotowywały do Pierwszej Komunii i bierzmowania. W 1968 r., odpowiadając na prośbę papieża Pawła VI, założyły dom w Rzymie, w biednej dzielnicy imigrantów z Sycylii i Sardynii. W tym samym roku założyły domy w Afryce (Tanzania), Australii, w 1970 r. - w Jerozolimie i Londynie.
Matka zaczęła coraz więcej podróżować po świecie.
"Początkowo siostry były troskliwie wychowywane i kształtowane dzięki osobistemu przykładowi Matki, gdy patrzyły, jak obmywała rany, szorowała podłogi i tuliła do serca niemowlęta, promieniując przy tym niewyczerpaną energią, czułością i radością. Teraz odwiedzała różne domy tak często, jak tylko mogła i usiłowała jeszcze do nich pisać, choć coraz częściej przepraszając, że nie uczyniła tego wcześniej (...). Dużymi, okrągłymi literami pisała krótkie listy i notatki, będące później źródłem natchnienia i przewodnikiem dla tych sióstr".
W czasie podróży przypominała siostrom, by nie wyrzucały pieniędzy na zbytki. Obowiązywała twarda dyscyplina. Leki i żywność rozdawano natychmiast. Językiem zakonu stał się angielski - wspólny język roboczy. Liturgię odprawiano także w tym języku. W 1970 r. podzieliła domy zakonne w Indiach na pięć regionów, z których każdy miał swoją przełożoną regionalną. Miała przez to więcej czasu na modlitwę i podróże. Zawsze, jeśli było to możliwe, starała się towarzyszyć siostrom w pierwszych dniach działalności nowego ośrodka. Podróżowała do nowych domów, starała się być na ślubach swych sióstr. Zaczęła też brać udział w sympozjach i spotkaniach naukowych - na temat rodziny, pokoju itd.
"Do końca roku 1979 zgromadzenie liczyło 158 placówek rozsianych po świecie, 1187 sióstr, które złożyły śluby, 411 nowicjuszek i 120 postulantek".
Tylko w 1981 r. siostry otworzyły 8 nowych placówek w Indiach i 17 na innych kontynentach. W tym roku, 24 maja, przypadała pięćdziesiąta rocznica złożenia przez Matkę ślubów zakonnych. Uczczono ją modlitwami i nabożeństwami dziękczynnymi w ponad dwustu domach i nie tylko. "Choć stopniowo zyskiwała międzynarodowe uznanie, nadal potrafiła zakasywać rękawy i porządnie szorować podłogi. Wciąż pracowała wśród ubogich i chorych". Poświęcała wiele czasu na sprawy publiczne, bo wiedziała, że należy uświadomić światu potrzeby ubogich. Jej rosnąca sława przyciągała pieniądze z najrozmaitszych źródeł. Siłę czerpała z modlitwy. "Wyczerpana, znużona, bez sil po dniu wypełnionym zajęciami, które mogły przestraszyć o wiele młodszych, chroniła się w kaplicy, a po pewnym czasie wyłaniała się stamtąd wyraźnie ożywiona, »napełniona« i gotowa kontynuować dzieło Boże".
Nowe obszary nędzy
W 1983 r. otrzymała z całego świata ponad sto próśb o otwarcie domów. W 1985 r. w Nowym Jorku otworzyła hospicjum "Dar Miłości" dla mężczyzn chorych na AIDS - trąd Zachodu. W krajach dobrobytu, w wielkich miastach Europy i Stanów Zjednoczonych odkryła kolejne obszary nędzy - ubóstwo duchowe, samotność, poczucie bycia niechcianym.
Szczególne znaczenie miała dla niej służba podejmowana w krajach komunistycznych. Marzyła o otwarciu placówki w Chinach, przybyła tam w końcu 1985 r.
W latach 1990-1991 powstało pięć nowych domów w ZSRR - dwa w Moskwie, jeden w Armenii, jeden w Gruzji. W 1990 r. założyła domy w Rumunii i Czechosłowacji. A w 1991 r. spełniło się jej marzenie - powstał dom w jej ojczystej Albanii, która była niegdyś największym bastionem komunizmu w Europie i jej najbiedniejszym krajem.
W 1991 r. założyła w Bengalu Zachodnim dom dla kobiet przebywających w więzieniach za prostytucję, do której zostały zmuszone przemocą lub przekupstwem. Na początku zamieszkało tam 40 kobiet. Wywierała ogromny wpływ na opinię społeczną i mobilizowała ludzi. Ponad 100 000 uczniów w Danii zrezygnowało z codziennej szklanki mleka, by inni mieli co jeść. Ze Szwajcarii co roku płynęły leki dla trędowatych w Bengalu, 5000 ton żywności trafiało co tydzień do głodujących w Etiopii i Tanzanii.
Podziwiana nędzarka
Apelowała o pomoc do ludzi bogatych, spotykała się z nimi. Coraz więcej osób odwiedzało ją w Kalkucie - m.in. królowa Elżbieta II, Giną Lollobrigida, książę Karol, księżna Anna, księżna Diana. W domu w Jerozolimie spotkał się z nią Jasir Arafat, który zaprosił misjonarki do Palestyny i oświadczył, że może otworzyć domy dla umierających w Betlejem i w Jerozolimie.
Zaszczyty przyjmowała z głębokim poczuciem, że nie jest ich godna, podkreślając, że czyni to tylko w imieniu ubogich. Nie przypisywała sobie żadnych zasług, powtarzając: "Ja niczego nie robię. To Bóg czyni wszystko. To On posługuje się moim ubóstwem, aby ukazać swoje wielkie bogactwo; moim życiem, aby obdarzać (...) swoim Życiem i swoją wielką Miłością".
Mówiła zawsze prosto, często się powtarzała, ale jej słowa płynęły zawsze z serca. Wszystkich, wielkich i małych traktowała w ten sam sposób, bo dla niej wszyscy byli równi wobec siebie jako dzieci Boga. Przemawiała zawsze tak samo, niezależnie od pozycji słuchaczy. Mimo, że otaczał j ą powszechny podziw, zdarzały się też zdania krytyczne - raziła jej wierność tradycji, autorytetowi i nauczaniu Kościoła katolickiego, jej zdecydowany sprzeciw wobec aborcji. Bogaci krzywili się, gdy wskazywała na duchowe ubóstwo Zachodu.
Odpocznę w Niebie
Z biegiem lat Matka Teresa była coraz słabsza. Cierpiała na malarię, która dawała się we znaki w okresach szczególnego napięcia. Nieraz wydarzały się jej urazy tuż przed wyruszeniem w długą podróż, co odbierała zawsze za wynagradzającą łaskę Bożą i składała swój ból Bogu w ofierze. Na początku lat osiemdziesiątych znacznie popsuł się jej wzrok, nastąpiło zwyrodnienie kręgów i stąd jej pochylone plecy. W 1974 r. przebyła lekki atak serca, a od 1981 r. funkcjonowała z rozrusznikiem serca. Cierpiała na przelotne zaniki pamięci, czasem coś myliła. Kilka razy trafiła do szpitala, ale nie chciała zmienić trybu życia, ograniczyć podróży. W 1991 r. przeszła zapalenie płuc i atak serca. "Mimo słabości fizycznej Matki Teresy, mimo, że jej zwykle zgarbiona sylwetka pochylała się coraz bardziej, mimo, że codziennie rano miała gorączkę, jej dzieło rozwijało się..."
Mówiła, że odpocznie w Niebie, bo tu jest jeszcze wiele do zrobienia.
Rozwój dzieła
Ciągle rosła liczba chętnych do wstąpienia do Zgromadzenia - w 1989 r. zakon liczył 3068 sióstr po ślubach, 454 nowicjuszki i 140 kandydatek. Siostry miały ponad 400 domów w przeszło 90 krajach. Zwiększała się też liczba braci. W 1990 r. z misjonarkami miłości współpracowało około 3 000 000 osób.
Często powtarzała: "Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga".
W marcu 1963 r. rozpoczęło działalność Zgromadzenie Braci Misjonarzy Miłości - Matka uznała, że są dziedziny działalności odpowiedniejsze dla mężczyzn niż kobiet. Ma podobny charakter do zgromadzenia sióstr, kierowanego w tym samym duchu i w łączności z siostrami.
W 1970 r. powstała w Nowym Jorku gałąź kontemplacyjna - Kontemplacyjne Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Miłości. Siostry te większość dnia spędzają na modlitwie kontemplacyjnej, a przez kilka godzin po południu służą najuboższym z ubogich.
W 1978 r. w rzymskiej dzielnicy nędzy zaczęli działać Bracia Kontemplacyjni.
W 1978 r. Matka spotkała ks. Josepha Langforda, który zainicjował gałąź Kapłańskich Współpracowników Matki Teresy. Głównym celem ruchu jest osobista odnowa kapłańska przez pogłębione życie modlitewne, skromniejszy styl życia i umiłowanie kapłaństwa. Ruch rozprzestrzenił się stopniowo na ponad 60 krajów. Ojciec Langford zawiązał także grupę kapłanów, którzy decydują się oddać całe swoje życie służbie najuboższym z ubogich. Od 1983 r. w Nowym Jorku zaczęli działać Ojcowie Misjonarze Miłości. W 1984 r. stali się zatwierdzoną wspólnotą zakonną.
Oprócz osób konsekrowanych działają z siostrami Współpracownicy Świeccy. W 1969 r. powstało Międzynarodowe Stowarzyszenie Współpracowników Matki Teresy. Jego celem jest organizacja pomocy materialnej dla Misjonarek Miłości. Początkowo siostry otrzymywały pomoc zwłaszcza od zamożniejszych kobiet, które oprócz wsparcia finansowego organizowały zbiórkę potrzebnych rzeczy dla biednych, pomoc chorym i dzieciom. Zakres ich prac stopniowo się rozszerzał, więc stworzono organizację. Współpracownicy Medyczni - w 1982 r. lekarze rzymscy pracujący w różnych placówkach sióstr zaczęli spotykać się raz w miesiącu na modlitwie i rozważaniach. W ciągu czterech lat sieć objęła cały świat.
Współpracownicy Chorzy i Cierpiący. Pomysł zrodził się już w 1948 r. podczas spotkania z Belgijką Jacaueline de Decker, pielęgniarką pragnącą poświęcić swe życie dla ubogich. Jednak problemy ze zdrowiem uniemożliwiły jej pracę. Matka ukazała jej wtedy cel - życie pełne bólu i cierpienia, ofiarowane Panu z radością w intencji dzieła Misjonarek Miłości. Każda siostra posiada swą siostrę cierpiącą, swoje drugie "ja". Matka chciała, by ludzie dostrzegali w cierpieniu nie bezsens i źródło rozpaczy, lecz powołanie.
W 1989 r. powstało Stowarzyszenie Świeckich Misjonarzy Miłości obejmujące świeckich żyjących w małżeństwach oraz osoby samotne. Składają co roku cztery śluby, jak siostry. Żyją zgodnie ze swoim stanem, w duchu modlitwy, medytacji i kontemplacji, spełniając akty miłosierdzia i współczucia. Patronuje im święta Rodzina z Nazaretu.
Wszystko dla Jezusa
W 1990 r. Matka Teresa poprosiła, aby siostry zwolniły ją z funkcji przełożonej misjonarek miłości, oddając się woli Bożej przez decyzję kapituły generalnej. Kapituła zwolniła ją z tej odpowiedzialności dopiero w 1997 r. ze względu na jej bardzo trudny stan zdrowia. 87-letnia zakonnica prosiła lekarzy, by pozwolili jej spokojnie umrzeć. Uważała, że nie powinna korzystać z kosztownych badań, na które nie mógłby sobie pozwolić żaden z jej podopiecznych. Gdy lekarze zapewniali, że po kuracji będzie mogła nadal pracować, zgadzała się na wszelkie zabiegi.
Nową przełożoną została wybrana 63-letnia hinduska - siostra Nirmala, która przewodniczyła dotychczas kontemplacyjnej gałęzi zgromadzenia. Matka wyraźnie pochwalała ten wybór.
Zmarła 5 września 1997 r. Jej ciało wystawiono na widok publiczny w macierzystym domu w Kalkucie, potem przewieziono w ambulansie z napisem "Matka" do kościoła św. Tomasza. 13 września ciało przewieziono ulicami na armatniej lawecie, którą wieziono ciała Mahatmy Gandhiego i innych bohaterów indyjskich. Oficjalna msza żałobna odbyła się na krytym stadionie Netaji, uczestniczyło w niej wiele osobistości z całego świata. Pozostawiła po sobie ogromne dziedzictwo - blisko 4000 sióstr, ok. 400 braci, 20 kapłanów, 35 seminarzystów, ponad 600 domów w 127 krajach, niezliczone rzesze współpracowników i wolontariuszy. Siostry wraz ze współpracownikami dokarmiają rocznie pół miliona rodzin, uczą 20 000 dzieci i opiekują się 90 000 trędowatych.
na podstawie: "Matka Teresa" Kathryn Spink oraz
"Matka Teresa. Kiedy modlitwa staje się życiem"
Reidara Huseby'ego.
Załącznik 3: Kolorowanki - można je także odnaleźć w wyszukiwarce internetowej