Dawno, dawno temu, za lasami, za górami było sobie pewne królestwo. Rządził nim mądry i sprawiedliwy król Dobromir, a jego mieszkańcy żyli w spokoju i dostatku.
Jednak pewnego razu ich szczęście spowił cień i zawisła nad nim straszna groźba. Zza wschodnich rubieży przyleciał ogromny smok. Potwór pustoszył wsie, porywał zwierzęta i palił uprawy. Ludzie zamykali się ze strachu przed smokiem w swoich domach i bali się z nich wychodzić. Zarzucili prace na polach i zaniedbywali opiekę nad zwierzętami gospodarskimi. Kupcy nie mogli dłużej bezpiecznie poruszać się po gościńcach więc zaniechali wypraw handlowych. Królestwo zaczynało popadać w ruinę i pojawiło się nad nim widmo głodu.
Ze złego położenia swych sąsiadów postanowiło skorzystać pobliskie królestwo, które najechało na ziemie Dobromira całą swą potęgą, by je podbić.
W obliczu tych nieszczęść król zwołał swych najmądrzejszych doradców. Ci stwierdzili, że trzeba jak najszybciej zebrać wojsko i ruszyć na wojnę przeciw wrogom oraz zgładzić smoka. O ile w pierwszym przypadku sprawa wyglądała dość prosto, o tyle w drugim pojawiał się problem, ponieważ doradcy sami nie wiedzieli jak zabić smoka. Zdecydowano w końcu, że trzeba znaleźć w tym celu jakiegoś śmiałka. Rozesłano więc po całym królestwie heroldów, którzy mieli obwieścić, że ten kto pokona smoka w nagrodę otrzyma tyle złota, ile sam waży.
Na królewskie wezwanie stawiło się mnóstwo chętnych i odważnych rycerzy. Jednak samo ich męstwo nie wystarczyło. Wielu z nich wracało z wyprawy na smoka w opłakanym stanie, z połamanymi włóczniami i mieczami, a kilku z nich nie wróciło wcale.
Król Dobromir był zdruzgotany. Podwoił nagrodę, pozwolił zmierzyć się ze smokiem nie tylko rycerzom, którzy już się nie pojawiali, ale i szewcom i pastuszkom. Ale wszystko to na nic. Nikomu nie udało się pokonać smoka. Królestwo pogrążało się w chaosie a król w rozpaczy.
Tymczasem z dala od zamku, na skraju lasu w małej chatce mieszkała mała dziewczynka Rózia. Rózia była córką drwala. Dziewczynka całe dnie spędzała w lesie, albo na polanie. Zbierała kwiaty i zioła i jak nikt znała się na zwierzętach. Ludzie ze wsi mówili nawet, że Rózia potrafi rozmawiać z nimi. Wiele razy widzieli jak dziewczynka opiekuje się rannymi stworzeniami, jak przywraca je do życia w lesie i jak potem one wracają do Rózi. Same z własnej woli, jakby za pomoc i opiekę chciały podziękować.
Ojciec kochał swą jedynaczkę jak nikogo na świecie, jednak nawet ona nie potrafiła odgonić z jego myśli smutku. Drwal tak jak i reszta ludzi w królestwie zamartwiał się widmem zbliżającej się wojny i obecnością smoka.
- A może ja mogłabym pomóc tatku? – spytała pewnego dnia dziewczynka.
- Ty?! Dziecko, jak? – zdziwił się drwal – Na wojnę przecież nie pójdziesz, a co do smoka to najdzielniejsi rycerze królestwa nie pokonali bestii, jak ty miałabyś dać jej radę.
- Nie wiem – wzruszyła ramionami Rózia. – Ludzie mówią, że mam dar i rękę do zwierząt. A przecież smok to też zwierzę. Może nawet dałoby się go oswoić... Słyszałam historię o pewnym chłopcu, który...
- Oswoić! – zdenerwował się ojciec. - Zapomnij o tym pomyśle dziecko i nie rozmawiajmy o tym więcej.
Pomimo złożonej obietnicy Rózia nie mogła zapomnieć o smoku. I całe dnie przemyśliwała nad tym jak by go pokonać.
Zdarzyło się, że pewnego dnia ojciec dziewczynki zachorował. Rózia musiała pobiec do wsi po pomoc. Jednak droga do niej prowadziła przez otwartą przestrzeń, a tam smok mógł ją łatwo wypatrzyć. Mimo to Rózia postanowiła zaryzykować. I choć była bardzo ostrożna i biegła co sił, nie umknęła uwadze czujnej bestii. Smok pojawił się jakby znikąd. Zawisł na niebie niczym burzowa chmura, przysłaniając słońce i rzucając na ziemię olbrzymi cień. Z jego rozwartej paszczy wystrzeliwały strumienie ognia a w oczach żarzyła się wściekłość.
Przerażona Rózia biegła i biegła aż tchu jej brakło, ale nie była wstanie umknąć przed smokiem. Bestia chwyciła ją w swe olbrzymie łapy pokryte łuskami i ostro zakończonymi szponami a potem uniosła hen wysoko.
Następnego dnia Rózia obudziła się w ciemnej i wilgotnej jamie. Nie pamiętała jak się dostała w to przerażające miejsce. Przed sobą zobaczyła jasny skrawek nieba. Gdy podczołgała się do wyjścia i rozejrzała dokoła zrozumiała, że znajduje się wysoko w górach. Wokół rozpościerał się wspaniały widok górskich szczytów skąpanych w porannej mgle. Poniżej zaś stromym zboczem, porośniętym krzewami wiła się ścieżka prowadząca do jamy. I ku zgrozie dziewczynki była usiana szkieletami, ludzkimi, końskimi oraz połamanymi włóczniami, mieczami i... i nagle zrozumiała co się stało i gdzie się znajduje. Odwróciła się powoli w głąb jamy i zamarła z przerażenia. Na jej końcu, zwinięty w kłębek i skryty w ciemnościach leżał smok. Gdy Rózia cofała się do wyjścia niechcący nadepnęła jakąś gałązkę, która pękła z trzaskiem. Smok powoli uchylił jedną powiekę, a potem drugą. Serce dziewczynki waliło jak młotem, ale nie miała odwagi się poruszyć. Smok tymczasem wypełznął z leża, przeciągnął się jak kot czy pies i ziewnął.
- Dzień dobry dziewczynko – powiedział.
Rózia zadrżała ze strachu.
– Nie bój się nic ci nie zrobię. Chcę z tobą tylko porozmawiać. – powiedział smok i schylił w dwornym ukłonie swój olbrzymi łeb... – Nazywam się Ben Dragon znany również jako Żelaznoboki. Do usług.
– To... to ty umiesz mówić?! Rózia nie mogła wyjść z podziwu.
- Oczywiście – odparł smok. Rozumiem, że możesz być zaskoczona. Ludzie nie wiedzą o tym, bo nikt nie próbował wcześniej ze mną rozmawiać.
- Ale..., ale dlaczego ty nie próbowałeś z nimi, to znaczy z nami rozmawiać? – spytała dziewczynka, próbując nie okazywać strachu.
- Przed czy po tym jak ciskali we mnie włóczniami, zarzucali gradem strzał czy szczuli widłami i pochodniami? – spytał drwiąco smok.
- Cóż... - zastanowiła się Rózia – Chyba masz rację, ale przecież musieli się jakoś bronić przed tobą. Zniszczyłeś im plony, porywałeś zwierzęta, no i ci biedni rycerze których zabiłeś...
Smok kłapnął ze złości paszczą, a Rózia cofnęła się w stronę wyjścia i upadła przestraszona.
- Ale ja nie chciałem – zaszlochał nagle smok.
- To dlaczego zrobiłeś to wszystko? – spytała dziewczynka.
- Bo byłem zły i samotny, tak strasznie samotny – westchnął smok, a w jego głosie dało się słyszeć płaczliwe tony.
- Ty? – zdziwiła się Rózia.
- Tak ja! – zdenerwował się smok. – I cóż cię tak dziwi? Ludzie wybili wszystkie smoki. Ja jestem ostatnim jaki pozostał na świecie. I jestem strasznie samotny. Nie mam nawet do kogo paszczy otworzyć, bo wszyscy przede mną uciekają. No to ich trochę straszyłem. Przyznaję, paliłem pola, porywałem zwierzęta, ale robiłem to by ukarać ludzi za zabicie mych braci i im bardziej ich straszyłem tym bardziej się oni mnie bali i byłem jeszcze bardziej samotny.
Rózi zrobiło się żal smoka. Postąpiła parę kroków do przodu i uniosła rękę jakby chciała go pogłaskać. Wielki gad zaskoczony i zdziwiony odsunął się gwałtownie, a dziewczynka aż podskoczyła.
– Ja..., ja chciałam cię tylko dotknąć – powiedziała wiedziona współczuciem . A wtedy smok wysunął do niej ostrożnie pysk. Rózia pogłaskała go delikatnie, a on zmrużył z przyjemności oczy niczym kot a z nozdrzy uleciały mu kłębki dymu.
- A powiedz smoku czemu zabiłeś te wszystkie zwierzęta i rycerzy? – zapytała Rózia.
- Zwierzęta, normalnie z głodu. Jestem wielki jeśli tego nie zauważyłaś i muszę dużo jeść – odparł smok.
- A rycerzy?
- Rycerze usiłowali mnie zabić, musiałem się bronić. Nie chciałem im zrobić krzywdy. Ale jak tylko otwierałem paszczę, żeby im powiedzieć, żeby dali mi spokój oni natychmiast przechodzili do ataku. Kłuli mnie mieczami i w ogóle. To bolało, wiesz – skarżył się smok. A raz to nawet jeden szewc podrzucił mi zatrutą owcę. Strasznie długo potem chorowałem.
- Przykro mi, ale ludzie się ciebie boją i trudno im się dziwić. Jesteś wielki i straszny – powiedziała Rózia.
- Ale czy to moja wina?! – zdenerwował się smok. – Taki się urodziłem. To chyba nie powód, żeby mnie zabić.
- Cóż chyba jest w tym sporo racji – przyznała dziewczynka. – A co by było, gdybyś pokazał wszystkim, że tak naprawdę to nie jesteś ich wrogiem?
Na te słowa smok podniósł z zaciekawieniem łeb. – Ale jak miałbym to zrobić, przecież wiesz, że już próbowałem, ale z marnym skutkiem.
- W takim razie trzeba spróbować jeszcze raz i czegoś innego. Pozwól, że pomyślę...
Rózia usiadła na głazie do połowy ukrytym pod ziemią, która pokrywała dno skalnej jaskini i pogrążyła się w rozważaniach. Co i rusz marszczyła brwi, podpierała brodę ręką, albo pocierała czoło. A smok siedział naprzeciw niej i z uwagą śledził każdy jej najdrobniejszy ruch.
- No przecież! – wykrzyknęła po dłuższej chwili Rózia. – Już wiem jak udowodnisz ludziom naszego królestwa, że nie jesteś ich wrogiem.
- Czyli, jak właściwie? – spytał smok zaciekawiony.
- Pomożesz nam pokonać naszych wrogów. Wiesz co mówią: wróg naszego wroga jest naszym przyjacielem. Czy to nie genialne?! - wykrzyknęła z radości Rózia.
- Chyba nie rozumiem... – przyznał smok.
- Słuchaj, nasze królestwo najechało wojsko z sąsiedniego królestwa. Pomóż ich pokonać a ludzie będą ci wdzięczni.
- Tak – przyznał smok – to bardzo dobry pomysł!
To był rzeczywiście świetny pomysł. Smok wkroczył na scenę wojny w idealnym momencie, by obrócić szalę zwycięstwa na korzyść wojsk króla Dobromira. Przerażeni najeźdźcy uciekali w popłochu z pola bitwy, porzucając wszelką broń i nadzieję na podbicie sąsiedniego królestwa. Rózia siedząc na grzbiecie smoka, atakującego wrogie zastępy miała doskonały widok na pole bitwy. Które wkrótce stało się polem chwały. Bo owa bitwa przeszła wkrótce do legendy. Zaś oniemiały król Dobromir, który na początku nie mógł zrozumieć zachowania smoka pojął szybko jego zamiary i poprowadził swoich rycerzy do zwycięskiego ataku, pod jego ochronnym ogniem.
Odważną Rózię król zawezwał już po wszystkim na zamek. I jako, że pokonała smoka, a raczej go oswoiła, obdarował taką ilością złota ile sama ważyła, jej ojcu zaś zapewnił opiekę najlepszych medyków królewskich, dzięki którym wkrótce wyzdrowiał.
A co do smoka, to w podzięce jego zasług wybudowano mu w pobliżu zamku wygodą jamę. Z niej miał widok na całe miasto i mógł ochraniać jego mieszkańców. Z takim obrońcą ludzie nie musieli nigdy więcej obawiać się najazdu wrogich wojsk. Z wdzięczności przynosili smokowi mnóstwo jedzenia, tak że nie musiał więcej porywać zwierząt z ich stad. Rózia często odwiedzała swego przyjaciela smoka, który wkrótce zapomniał co to samotność.
I tak w królestwie Dobromira znowu zapanował pokój i dobrobyt a wszyscy żyli długo i szczęśliwie.