Na początku każdego roku szkolnego przeprowadzam diagnostyczne badania logopedyczne dzieci, będących pod moją, jako logopedy, opieką.Od kilku lat obserwuję niepokojące zjawisko.Coraz więcej jest dzieci o obniżonej sprawności aparatu artykulacyjnego.Przejawia się to między innymi problemami z pionizacją języka.Dzieci nie potrafią oblizać górnej wargi, przy otwartych ustach, podnieść języka w kierunku nosa, ani wykonać innych, tego typu, prostych ćwiczeń.Co za tym idzie, nie są w stanie realizować poprawnie, lub w ogóle takich głosek jak: l, r, sz, cz, ż, dż, co wymaga pionizacji języka.
Nie jest to oczywiście zjawisko niepokojące u trzylatka, ale u dziecka pięcio- sześcioletniego brak głoski r, a wszczególniości l, jest już alarmujący.W ostatnich latach pojawia się na zajęciach terapii logopedycznej coraz więcej starszaków, którzy nie wymawiają tych właśnie głosek.Dodam, że w zasadzie, zgodnie z normą rozwojową, dzieci te powinny już prawidłowo wymawiać wszystkie głoski języka polskiego.
Zastanawiałam się nad przyczyną pogłębiania się tego zjawiska.Zaczęłam rozmawiać z rodzicami, z dziećmi.Obserwowałam je w grupach przedszkolnych, szczególnie w trakcie posiłków.
I oto powoli zaczął się wyłaniać obraz dziecka, które:
- bardzo długo używa smoczka - gryzaczka, bywa, że nawet do
piątego, szóstego roku życia,
- pije mleko lub kaszkę z butelki ze smoczkiem,
- nagminnie ssie palec,
- najchętniej zjada wszelkie papkowate pyszności typu:serek
homogenizowany, przeciery owocowe, jogurty, budynie, itp.,
- nie ma nawyku jedzenia chleba ze skórką, chrupania marchewki,
czy jabłka.
Sądzę, że rodzice mając do czynienia z niejadkiem myślą tak:"Wolę, żeby wypił kaszkę z butelki, niż nie zjadł wcale". Albo: "Jeśli nie chce jeść chleba, niech przynajmniej zje budyń".
Wynika to oczywiście z troski o dobro dziecka, czasami pewnie z braku czasy, czy po prostu cierpliwości, do wiecznie grymaszącego przy jedzeniu malucha.
Jednak rodzice nie zdają sobie sprawy z następstw takiego sposobu żywienia. A lista tych następstw jest długa.
Używanie wszelkiego rodzaju smoczków powoduje, że utrwala się niemowlęcy typ połykania, które dawno już powinno zaniknąć.Język układa się wadliwie, dając w efekcie różnego rodzaju seplenienia (prym wiedzie seplenienie międzyzębowe).Dochodzi, do wspomnianych wcześniej, problemów z pionizacją języka, a co za tym idzie, do problemów z realizacją głosek l, r, sz, ż, cz, dż.
Smoczki zniekształcają zgryz, a więc w niedalekiej przyszłości konieczna będzie korekta ortodontyczna.Wady zgryzu spowodują powstawanie kolejnych wad wymowy.
Jedzenie pokarmów papkowatych nie wymagających żucia, gryzienia, odgryzania kawałków pozbawia dziecko tak bardzo potrzebnej, we wczesnym etapie jego rozwoju, gimnastyki oraz masażu warg, żuchwy, podniebienia miękkiego, języka, co ma decydujący wpływ na rozwój, wzmocnienie i prawidłowe funkcjonowanie całego aparatu artykulacyjnego.
Narządy artykulacyjne są więc słabo rozwinięte, mało sprawne, nie spełniają do końca swoich funkcji.
Tak oto rodzic zabrnął w ślepy zaułek. Dziecko rośnie, pije z butelki, łyka papki i w żadnym razie nie chce zrezygnować ze swoich przyzwyczajeń.Jednocześnie systematycznie wypracowuje sobie wady zgryzu i zaburzenia mowy.
Ostatnio rozmawiałam z mamą sześciolatka, który co wieczór, przed snem pije mleko z butelki.Tak się przyzwyczaił, że nie ma mowy o tym, aby wypił je w inny sposób, bo wówczas nie mógłby pić leżąc w łóżku.
Co robić w takiej sytuacji?
Myślę,że najlepszym wyjściem jest tu zabawa.Dziecko nie musi wiedzieć, że o nasz sprytny plan. Ono niech się bawi, a my działajmy. Ważne jest, aby rozpocząć to działanie możliwie wcześnie. Nie czekajmy, aż ukończy pięć, czy sześć lat.Jeśli nasz trzylatek nie potrafi oblizać górnej wargi jest to dla nas sygnał do działania.Bawmy się z nim w kotka, który zlizuje śmietanę, czy jogurt ze spodka.Posmarujmy mu górną wargę miodem lub kremem orzechowym, niech próbuje ją oblizać językiem. Twardy cukierek, zamiast zjeść od razu, może przekładać językiem w różne zakamarki buzi.Może też próbować, przy pomocy języka, odkleić chrupkę przyklejoną do podniebienia.
butelkę, która nagle gdzieś się "zapodziała" wymieńmy na kolorową słomkę z główką Kaczora Donalda.Zróbmy zawody w chrupaniu cienkiego kawałka marchewki, oczywiście z nagrodami.Żując skórkę od chleba udawajmy, że to guma do żucia.Pomysłów na pewno nie zabraknie.
Chwalmy i nagradzajmy dziecko za każdy, nawet najmniejszy krok naprzód w tej trudnej drodze.To nam się na pewno opłaci.
A to przecież nic innego jak profilaktyka logopedyczna, której stosowanie zaowocuje w niedalekiej przyszłości, jeśli nie całkowitym brakiem kontaktów z logopedą, czy ortodontą, to przynajmniej z znacznym stopniu te kontakty ograniczy.
A scenariusz negatywny?
To wieloletnia terapia logopedyczna dziecka, która najczęściej wcale nie kończy się w przedszkolu.To wiele lat opieki ortodontycznej, noszenia aparatu korygującego wady zgryzu.To stopniowo narastające problemy w nauce i w kontaktach
z rówieśnikami.
Zastanówmy się, czy warto?