Bioliteratura leśna.
Garść wiedzy ogólnej.
Zgodnie z moją koncepcją bioliteratura w rzeczywistości nie dzieli się na działy . Piszę o nich jednak NA POTRZEBY LUDZKIE , ponieważ człowiek bardzo lubi szufladkować świat , na którym żyje .
Aby dobrze zrozumieć bioliteraturę leśną /czyli literaturę leśną pisaną przez samą przyrodę / , musimy zrobić krok w tył , bo bez niego nie będziemy w stanie zrozumieć , co oryginalnego z punktu widzenia przyrody może być w lesie .
Cofamy się więc do NAUKOWEJ LITERATURY PIĘKNEJ , która z punktu widzenia przyrody jest zwykłym grafomaństwem , gdyż według niej opowiada o banałach .
Przypomnę , że naukowa literatura piękna to nowy /oczywiście z LUDZKIEGO punktu widzenia / rodzaj literacki , który dzieli się na poezję naukową , powieściolirykę naukową i dramatolirykę naukową / tu odsyłam Czytelnika do moich „Odkryć po przemyśleniach’/. Oczywiście będąc człowiekiem jak wy , drodzy Czytelnicy , musiałem do odkrycia bioliteratury dojść stopniowo . Odbyło się to właśnie przez odkrycie przyrodniczego grafomaństwa , czyli naukowej literatury pięknej .
No dobra – przynudzam . Przejdźmy więc do sedna sprawy . Co naukowa literatura piękna wie o lesie?
1. Wszystkie leśne organizmy posiadają uczucia wyższe , takie jak zdolność do zawierania przyjaźni ,zdolność do poświęceń w imię dobra wspólnego , honor , a także uczucie antypatii , pamiętliwość ,etc . Uczucia te są pomocne w budowaniu wspólnot zwanych przez naukowców zbiorowiskami /o podstawie roślinnej/.
2. Każdemu leśnemu organizmowi obce jest uczucie pazerności , chciwości i skąpstwa , gdyż atmosfera wszystkich po równo obdziela swymi dotacjami. Od tego , jak te dotacje zostaną zagospodarowane , zależą indywidualne cechy charakteru poszczególnych organizmów oraz ich wzajemne interakcje.
3. Żaden leśny organizm nie żyje wyłącznie dla siebie . Ale wzajemna współzależność rodzi konflikty wynikające z walki o indywidualną tożsamość.
4. Wszystkie leśne organizmy starają się żyć tak , jak gdyby słońce zawsze na nie świeciło . Słońce jest ich Bogiem zawsze widzialnym – nawet podczas niepogody . Świadczą o tym kolory występujące w lesie . Tu absolutnie dominują barwy bezchmurnego nieba – niebieski , żółty i czerwony /ten ostatni oznacza alfę i omegę pozornej wędrówki słońca po niebie /. Na pierwszy rzut oka wydaje się to absurdalne , ale gdy popatrzymy na las z punktu widzenia czasu biologicznego , okazuje się , że zieleń jest tylko lukrem .
5. Matką wszystkich – pozytywnych i negatywnych – uczuć i emocji jest gleba , na jakiej organizmy muszą egzystować . Im jest ona mniej żyzna , tym więcej egzystuje na niej szlachetnych charakterów /przynajmniej w warunkach polskich /. Żyzna gleba nie motywuje organizmów do uszlachetniania się .
6. Piękno przyrody na danym obszarze zależy od jej historii. Im historia danego obszaru jest bogatsza i bardziej burzliwa , tym większe są bioliterackie zdolności przyrody .
7. Przyroda nigdy nie uważa , że jej dzieła są doskonałe , dlatego poziom literacki jej utworów jest zawsze bardzo wysoki .
Te siedem prawd o przyrodzie w lesie to niepodważalne dogmaty , które jednak , aby przejść do bioliteratury , musiałem dogłębnie poznać . Mogło się to odbyć wyłącznie na drodze poznania szczegółów ,dzięki którym mogłem te dogmaty sformułować .
A oto powtarzające się szczegóły:
1. Buki nie lubią olch i starają się trzymać od nich z daleka . Tolerują za to jodły i świerki , ale generalnie są egoistami –zwłaszcza na starość .
2. Wszystkie organizmy pionierskie są w stosunku do siebie bardzo solidarne , gdyż mają wspólne interesy . Wystarczy spojrzeć na sosnę i brzozę , które brylują na jałowych glebach , ale trudno im się odnaleźć na glebach żyznych , gdyż nikt i nic nie zmusza je tam do dużych wysiłków..
3. Skały wapienne tworzą idealny triumwirat z wiciokrzewem czarnym oraz bukiem .
4. Idealnymi „przyprawami” , które dodają specyficznego smaku jałowym glebom ,są chrobotki . Podczas gdy chrobotek reniferowy utrzymuje przy życiu jagodowe runo ubogich lasów sosnowych ,tą samą rolę w ubogich lasach brzozowych pełni chrobotek Floerkiego .
5. Wybitnie „antygrzybowymi „ roślinami każdego runa są niecierpki , marzanka wonna , pokrzywy , jeżyna piramidalna , bluszcz ,orlica pospolita.
6. . Roślinami , wśród których grzyby czują się wspaniale , są : trzcinnik lancetowaty , kostrzewa leśna , bielistka siwa , nerecznice , borówki czernice i brusznice , wątrobowce . Grzyby uwielbiają też brak roślinnego runa .
7. Drzewa z pasją i determinacją dążą do oszukania „antygrzybowych” roślin na wszelkie możliwe sposoby .
8. Drzewa nie znoszą kąpieli /wyjątkiem są olchy/.
9. Barwne owady , tak bardzo narcystyczne poza lasem , w lesie starają się zachować anonimowość . Wynika to z faktu , że na obszarach zadrzewionych najczęściej są szkodnikami lub w najlepszym razie pasożytami . Doskonałymi przykładami pięknych i groźnych owadów są: rynnica topolowa , przeziernik osowiec ,hurmak olszowiec . Nie zdają sobie przy tym zupełnie sprawy z faktu , że ich gradacje są najczęściej wynikiem działalności człowieka .
10. Najskuteczniejszym antidotum na nadrzewne szkodniki są pająki z rodziny plądrakowatych – twórcy słynnego „babiego lata” , które w rzeczywistości trwa zawsze poza okresem zimowym .
11. Sarny udają , że boją się człowieka – w rzeczywistości lubią pozować do zdjęć /czego zdecydowanie nie można powiedzieć o dzikach/.
12. Drzewa iglaste starzeją się od dołu , dlatego postronny obserwator najczęściej widzi z daleka zielony las /oczywiście wtedy , gdy nie dotyka go pożar /.Jeśli drzewo całkowicie obumrze , jego sąsiedzi starannie ukrywają ten fakt przed światem .
13. Każda nierówność terenu ubogaca las w gatunki –zarówno ilościowo jak i jakościowo .
14. Chrząszcze /na przykład dyląże grabarze/ nie stronią od alkoholu .
15. Zespoły roślinne w lesie tworzą się między organizmami o zbliżonych charakterach i o zbliżonej psychice .
16. Najcenniejsze pod względem użytkowym są w lesie tak zwane” lasy kępkowe „ , zwane również środowiskami półleśnymi . W praktyce są to nieużytki porośnięte z rzadka sosenkami i brzózkami/rzadziej innymi młodymi drzewami/. Tam praca aż furczy i dlatego grzybiarze je uwielbiają .
Tak z grubsza wygląda las z punktu widzenia Naukowej Literatury Pięknej . Jeśli pominąłem jakieś szczegóły – wybaczcie .
Przejdźmy więc teraz do prawdziwej literatury tworzonej wyłącznie przez przyrodę .
Dramat Lasów Krasowsko – Januszowieckich.
Pod wyżej wymienionym terminem kryje się duży kompleks leśny na północny – wschód od Nowego Sącza. Wydaje mi się , że może on mieć nawet kilka tysięcy hektarów . Ale to bardzo trudno ocenić ze względu na wyjątkową bioliterackość krajobrazową tego lasu .
Z lotu ptaka las przypomina ... duże krzesło. Jego dwie nogi rozdziela pas łąk , pól uprawnych oraz nieużytków . Dawniej zapewne była to również ziemia leśna . W lecie unosi się nad nią zapach macierzanki , która pokrywa łanowo dużą część „ ścisłych „ nieużytków .
Macierzanka zdaje sobie sprawę , że kiedyś będzie z niej tymianek . Ponieważ należy do roślin , które obawiają się przedwczesnej śmierci , stara się odciągnąć od siebie uwagę ludzi . Na szczęście jej kontakt z lasem nigdy się nie urwał . Choć wie , że przemawia przez nią egoizm ,prosi las o to , aby „zasiał” na łące rzeczy smaczniejsze od niej samej . Las wie , co jest grane , gdyż doskonale zna złe cechy charakteru macierzanki . Ale zgadza się bez wahania i podsyła jej poziomki do towarzystwa . Czyni to dlatego , że podobnie jak macierzanka bardzo boi się zbieraczy i chce ich przynajmniej częściowo odciągnąć od lasu .
W pewnym momencie obie nogi krzesła łączy siedzenie. To wąziutki szpaler sosen oraz osik , szeroki najwyżej na dwa metry , lecz długi na co najmniej sto metrów . Na Ziemi Sądeckiej jest dużo podobnie wyglądających lasów szpalerowych , ale ten przypadek jest jedyny w swoim rodzaju .Tylko tu drzewa nie rosną wzdłuż cieku wodnego , gdyż w tym miejscu akurat go nie ma .
Niezwykły wygląd ma oparcie tego krzesła . Gdyby popatrzeć na ten las z lotu ptaka , okazałoby się , że doczepiona do niego jest flaga . Tu od razu nasuwa się skojarzenie z obrazem pustego krzesła tuż po katastrofie smoleńskiej .
Na tym jednak bioliterackość krajobrazu tych lasów się nie kończy . Przez ten las przepływają liczne strumyki . Nie byłoby może w tym nic nadzwyczajnego /wszak na Ziemi Sądeckiej jest ich bez liku /, gdyby nie SPOSÓB , w jaki to robią .
Mam teraz przed oczyma moją debiutancką powieść o lesie – jedną z dwóch , jaka do tej pory została wydana drukiem . Nosiła ona tytuł : „ We wspólnym puszczańskim domu „ . W okresie , kiedy ukazało się jej wydanie książkowe , nawet ja nie miałem pojęcia , że tworzę nową literaturę . Jeszcze przecież nie znałem dobrze twórczości co najmniej połowy polskich pisarzy , a poza tym byłem przekonany , że moja literatura jest tylko rozwinięciem tej dobrze znanej . Wtedy jeszcze nie przypuszczałem , że człowiek /w swojej masie / jest aż takim antropocentrystą...
A popatrzmy na dzień dzisiejszy . Jak daleką przebyłem drogę! Teraz już tak zwana „nowa literatura „ przestała mi wystarczać. Przecież to w dalszym ciągu jest ANTROPOCENTRYZM , tyle tylko ,że opowiadający nie o osobach . Dziś postanowiłem oddać głos przyrodzie , a moja rola ma się ograniczyć jedynie do tłumaczenia bioliteratury na język ludzki...
Z tego punktu widzenia Lasy Krasowsko – Januszowickie nie zajmują się niczym innym , jak tylko PISANIEM BIOLITERATURY DLA BIOCZYTELNIKÓW. I wcale nie jest powiedziane , że bioczytelnikom akurat to się podoba . Łaska bioczytelnika , podobnie jak łaska czytelnika , na pstrym koniu jeździ .
Dla bioczytelników Ziemi Sądeckiej głównym tematem opowiadań tych lasów jest miłość . Nie będę się tu powtarzał , że dla przyrody miłość nie ma nic wspólnego z seksem –wyjaśniłem to już w „Podstawach bioliteratury”. Wystarczy tylko powiedzieć , że miłość dla biomieszkańców Sądecczyzny oznacza umiejętność ochrony całych roślinnych zespołów przez krajobraz. A w tej dziedzinie krajobraz Lasów Krasowsko – Januszowickich nie ma sobie równych .
To , co na tym prawie nizinnym /w stosunku choćby do Gorców czy Magury/ terenie wyprawia krajobraz , przeszło moje najśmielsze wyobrażenie . Las na prawej nodze krzesła , wyglądający z zewnątrz niepozornie ,wewnątrz pokazuje całą złożoność krajobrazowej psychiki . Głęboki wąwóz w kształcie szczypiec dzieli „jodłostan „ na dwie równe połowy. W miejscu , gdzie szczypce się łączą , leży jeszcze głębsze zapadlisko . W dół tego zapadliska aż do najgłębszych jego czeluści płynie strumyk o ksywce Ekstrema W Ekstazie . Jego źródło jest zarazem wodospadem – brodatym , mszystym i nawątrobowcowianym / określenie to sugeruje , że żywi się wątrobowcami/ . Coś mi się jednak wydaje , że mechanizm ten działa w obie strony – wątrobowce ze swej strony uważają Ekstremę w Ekstazie za krystalicznie czysty wodopój. Ów baśniowy pejzaż rodem ze Żwirka i Muchomorka spełnia w dzisiejszych czasach niezwykle ważną rolę . Pokazuje on ludziom , że las nie potrzebuje ingerencji człowieka i doskonale potrafi sam o siebie zadbać .
Dla nas , ludzi , przesłanie Ekstremy w Ekstazie jest oczywiste.
„ -Wiem ,wiem „ – mówi strumyk . - „ Gdy przejrzeliście na oczy , prawda okazała się dla was bolesna . Zrozumieliście , że nie jesteście nam do niczego potrzebni . Zrozumieliście nawet i to , że nie potrzebujemy parków narodowych - to wy potrzebujecie je sami dla siebie , by poprawić wasze samopoczucie. I to był dla was szok kulturowy . A jeśli ktoś z was jeszcze w to wszystko nie wierzy, zapraszam w głąb ziemi...”
Ale Ekstrema w Ekstazie jest sprawiedliwa dla wszystkich organizmów :
- „ A wy , jodły , nie gapcie się tak na mnie! Myślicie , że pojadłyście wszystkie rozumy ? Jeśli tak nadal uważacie , dlaczego nie ruszacie swoich korzeni i nie popływacie w moich nurtach?”-
Hmmm... Ekstrema w Ekstazie dała nam nieźle popalić . To , co przed chwilą powiedziała ,było pięknym bioliterackim aforyzmem . W połączeniu z krajobrazem , który stworzyła ,układa się to w piękny wiersz . Nie jest on zresztą jedynym , który napisała . Myślę , że jej poetycką specjalnością jest sprowadzanie wszystkich organizmów na ziemię i zadawanie im ozdrowieńczego bólu .
Tylko że o bioliterackim Noblu może przez to zapomnieć. Nikt na tym świecie nie lubi przecież moralizatorstwa...
Słowa i działania Ekstremy W Ekstazie mogą ranić uczucia wielu organizmów . Ale to jeszcze nie dramat . Ten prawdziwy rozgrywa się po przeciwnej stronie . A wszystko z zewnątrz wygląda tak pięknie...
Wielogatunkowy las mieszany , który tu dominuje ,dzieli się na dwie mniej więcej równe części za sprawą strumyka nazwanego przeze mnie Strumykiem Centralnym . To właśnie on sprawia , że las ten jest równie niedostępny co omówiony poprzednio . Nad prowadzącą przez ten las błotnistą ,polną dróżką wznosi się prawdziwy mur ulepiony z gliny sprawiający , że niemożliwe staje się zbieranie w tym miejscu borówek . A te rosną tu łanowo , co sprawia , że w przeciwieństwie do lasów sąsiednich sezon na nie trwa aż do sierpnia .
Pieczę nad tymi borówkami sprawują sosny świerki ,jodły i brzozy . Ale zgodnie z zasadami Naukowej Literatury Pięknej /patrz powyżej/ tak nie powinno być! Jak to się więc dzieje , że dwaj najwięksi wrogowie – świerk i jodła – pracują razem nad różnymi projektami? I dlaczego tak długo to trwa?
Jodły porastające należący do tego lasu szczyt Mużaka ,nie mogąc przejść nad tymi faktami do porządku dziennego , są oburzone . Ich oburzenie rzeczywiście ma swoje podstawy .
Świerk i jodła rywalizują przecież o te same gatunki grzybów i to jest główna przyczyna ich wzajemnej niechęci .. Oba drzewa oczywiście różnią się w szczegółach budowy anatomicznej , ale są to różnice zbyt małe , by grzyby mogły je zauważyć .A dla obu gatunków drzew borowiki i podgrzybki są życiodajnym tlenem , dlatego gra idzie o wysoką stawkę .
- „ Jak mogliśmy do tego dopuścić?” – pytają się nawzajem mużakowe jodły.
- „ Nie obwiniajmy się . To sosna jest temu winna „ – zabiera głos jodła o ksywce Rezolutna .
- „ Te , Rezolutna ! – drwią pozostałe jodły . – „ Takaś mądra? No to odpowiedz nam na pytanie , dlaczego nasze sąsiadki tak chętnie zapraszają świerki do siebie „ – tu wskazały na sąsiadujące od strony miniprzełęczy wzgórze , które dało się łatwo obserwować ze szczytu Mużaka . – „ Widzisz tam choć jedną sosnę?”-
- „ Może skryły się za jodłami...” – Rezolutna próbowała się bronić.
- ‘O nie!’ – mówią zgodnie pozostałe jodły . – „ To ty tam namieszałaś , zdrajczynio! Twoja elokwencja już ci nie pomoże . Może i jesteś genialna , ale jesteś tylko jedna . A my , choć umysły mamy przeciętne ,potrafimy je ze sobą połączyć . Dlatego musiałaś przegrać tę rozgrywkę .- „
Jodły udały się na naradę , ale wynik jej był z góry przesądzony . Po dopełnieniu tej formalności zapytały tylko:
- „ Czy któraś z Was popiera Rezolutną?”-
- „ Tak . Ja . „ – zabrała głos sąsiadka .- „ To moja najbliższa przyjaciółka , która uratowała mi kiedyś życie . Teraz możecie mnie zabić . Rezolutna też chętnie pójdzie do Krainy Wiecznej Mikoryzy” -.
I tak się stało . Dziś po Rezolutnej i jej przyjaciółce pozostały tylko szkielety . Dwa szkielety przytulone do siebie na tle krzyczącej zieleni .
Pod Turbaczem
W „Podstawach bioliteratury „ wstępnie omówiłem bioliteraturę Gorczańskiego Parku Narodowego , jednakże w swej prezentacji pominąłem hale .
Gorczański Park Narodowy jest nie tylko wybitnym pisarzem , ale także kompozytorem . Kompozycje swe w „wilanowsko –wersalskim” stylu tworzy dzięki znajomości psychiki poszczególnych organizmów. Wie on , że aby stworzyć wymarzoną przez siebie bioróżnorodność , musi też uwzględnić sprzeczność interesów poszczególnych gatunków . Dlatego w pierwszej kolejności ściśle separuje świerk od jodły , a sosen w ogóle nie wpuszcza do siebie . I nie robi tego ,jak inni , „po łebkach „ , tylko z iście chirurgiczną precyzją .
Ale są w Parku takie miejsca , gdzie wcale nie trzeba przywoływać drzew do porządku . Na pewnej wysokości , wskutek działania „ niewidzialnej ręki biorynku „ , drzewa eliminują się same , a ostateczną selekcję kończy wiatr . I dopiero tu bioliteraturę każdy turysta może dostrzec gołym okiem .
Prosienicznik jednogłówkowy to roślina , która na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym . Nawet na hali pod Turbaczem można jej w ogóle nie zauważyć . Nie dbając o swoją wygodę i nie licząc na aprobatę swych działań postanawia po prostu BYĆ. Dlatego skromność tej rośliny spotyka się z uznaniem mieszkańców hali . Działają oni bowiem na zasadzie : ‘ jak pomożesz sama sobie , uznamy cię za przyjaciółkę.” Wskutek swojej chęci służenia innym /widomym znakiem tego są jej wymiary/ zostaje ona symbolicznie wywyższona ponad wszystko . Dziś więc ,okryta grubym futrem , zupełnie nie przejmuje się wiatrami . Nie zauważając spadającego ulewnego deszczu korzysta pełnymi garściami z pozostałej po nim wilgoci . Jej kolor to wyraźna prowokacja wymierzona w słońce ,które pomimo to nie jest w stanie wyładować na niej swej wściekłości . Podobnie rzecz ma się z jastrzębcem pomarańczowym , choć na skutek budowy swych kwiatów niektóre rośliny uważają go za dziwaka.
W roli opiekunki prosienicznika jednogłówkowego występuje bliźniczka psia trawka . Jest ona zupełnym zaprzeczeniem charakteru prosienicznika . To abnegatka o narcystycznych skłonnościach . Nawet ropucha jest przy niej miss elegancji . Ale bliźniczka wyznaje zasadę : im gorzej , tym lepiej i ta taktyka dla nas , turystów , wydaje się skuteczna .
Gorczański Park Narodowy nie mógł być obojętny wobec straceńczej postawy prosienicznika jednogłówkowego , gdyż sprzeniewierzyłby się wyznawanym przez niego ideałom. Ale on też wierzy niezłomnie w to , że nawet czarnemu charakterowi należy dać szansę . Dlatego wybiera właśnie bliźniczkę psią trawkę do ochrony prosienicznika.
- „ Miejmy nadzieję , że różnoimienne ładunki będą się przyciągać „ – pociesza sam siebie .
Brawo ! Jeden zero dla Ciebie , Gorczański Parku Narodowy ! Chylę czoło przed Twoją znajomością psychologii. Bezbłędnie odczytałeś myśli bliźniczki , którą dotknął ostracyzm otoczenia .Bo przecież bliźniczka przy wszystkich swoich wadach nie jest taka głupia i doskonale wie , co się dzieje dokoła .
Ale w bioliteraturze , odmiennie niż w literaturze ludzkiej , nie ma postaci typu Kmicica , które dokonują głębokiej przemiany wewnętrznej . Powód jest banalnie prosty – gdyby organizmy często zmieniały swoje charaktery , to przy ich ogromnej liczbie zapanowałby totalny chaos. Naruszona zostałaby równowaga biologiczna i w ogóle egzystencja samej przyrody .
Bliźniczka nie może się więc zmienić . Zgodnie z podstawową zasadą bioliteratury , w której nie istnieją dylematy moralne , bliźniczka stara się tylko swoje wady zmienić na atuty .
I tak , na tle pięknego widoku zamarłych świerków , spotykają się dwie samotności , które łączy jedynie fakt BYCIA SAMOTNYMI . Razem tworzą zgrany duet oparty na sprzeczności charakterów . Jest to jednak przede wszystkim czysto biznesowy pakt – bliźniczka w zamian za poprawę swego wizerunku dostarcza prosienicznikowi przetrawioną przez własne korzenie wodę i chroni go przed zimnem .
W Szmaragdowym Raju .
Pewien znany piosenkarz śpiewa , że „ patrząc z bliska widzisz najmniej „ . Znaczy to , że patrząc z daleka widzi się wszystko . Co prawda piosenkarzowi /jak to piosenkarzowi/ chodziło o seks , ale czy ja przypadkiem też nie uprawiam swoistego seksu z przyrodą ?
Teraz gdy mieszkam w Mogilnie , wspomnienia Krakowa i okolic wracają ze zdwojoną siłą . Gdy mieszkałem w Krakowie , pisanie o krakowskiej przyrodzie szło mi trudniej niż obecnie /tu chylę czoła przed mottem piosenkarza/ . Do tego wszystkiego doszło jeszcze odkrycie przeze mnie bioliteratury –przedtem pisałem przecież tylko Naukową Literaturę Piękną i to z jej perspektywy oceniałem świat .
Pod względem przyrodniczym Kraków bezsprzecznie kojarzy się z wapieniem . Na wapieniu powstał Wawel , wapienny jest rezerwat Bonarka , wapienne są wszystkie krakowskie kamieniołomy , a nawet tam ,gdzie po Wielkanocy odbywa się Rękawka , wala się wapienny rumosz . Nie chcę już jednak tego opisywać ,mimo iż pamiętam każdy szczegół tych miejsc . Bo przecież wszystkie one posiadają wspólne cechy , a więc nie możemy mówić o ich bioliteraturze .
Ale w Krakowie jest jedno miejsce inne niż wszystkie . To kamieniołom Zakrzówek . Tu wapień ,wydobyty ongiś z niebytu przez ludzi , postanowił uczcić to wydarzenie , a ludzie wydatnie mu w tym pomogli . Dziś jest to kawałek równika w środku klimatu umiarkowanego – coś w rodzaju nekrozoo pod gołym niebem /wapień tworzyły zwierzęta!/.
Te zwierzęta nigdy nie zaryczą ani nie wydadzą żadnego innego głosu .Ale przemówią do nas tęsknotą za dawno utraconym rajem na tyle , na ile w klimacie umiarkowanym jest to możliwe . Staną się archiwum swojej własnej zagłady .
Dziś wnętrze kamieniołomu jest jeziorem wypełnionym szmaragdową wodą . Jednak to niezwykłe , majestatyczne piękno zabiło już niejednego człowieka . Gdyby człowiek zainteresował się bioliterackim pochodzeniem tego koloru /symbol zwycięstwa nekrożycia nad kompletnym niebytem/, żadnego problemu by nie było . Człowieka jednak bioliteratura nie interesuje zupełnie – woli sobie poskakać do wody i to najczęściej po piwie...
A przecież jest to problem sztucznie wykreowany przez człowieka . Bo przecież tak naprawdę kosztuje tylko trochę potu i nic więcej .Wystarczy przejść stromawą dróżką pomiędzy jeżynami popielicami i znaleźć się na samym dnie kamieniołomu , gdzie leży Plaża Rozsądku . Czym taka droga różni się od Drogi Czajowickiej prowadzącej na Chełmową Górę albo od polnych dróżek Ziemi Sądeckiej ? W końcu wszystkie one także prowadzą do wody...
Nekroodrodzenie nie byłoby jednak pełne , gdyby nie otoczenie kamieniołomu . Rośnie nad nim szczególny las , składający się głównie z sosny czarnej . Jest to śródziemnomorski gatunek sosny , który od naszej poczciwiny różni się czarną jak smoła korą oraz większą ilością igieł zarówno na krótko- jak i długopędach . Wydaje mi się , że sosna czarna pełni tu rolę zastępczyni manganu służącego skałom wapiennym do malowania się . Pamiętajmy , że zakrzowskie wapienie przez długi czas pozostawały w niebycie i dlatego ominęła je wyżej wspomniana przyjemność .Muszą więc jakoś nadrobić stracony czas i taki akurat był ich wybór .
Nie jest to przypadek odosobniony . Sosny czarne rosną również na Zakamyczu , o czym wspomniałem w utworze pt. „ Przyroda Krakowa” . Tam jednak nie ma żadnego kamieniołomu . Wydaje się , że sosny te potrafią po prostu wyczuć wapienne podłoże i samą swoją obecnością wyróżnić je , gdy mangan zawiedzie lub nie może go ubarwić .
Pomimo braku roślin przeszkadzających w rozwoju grzybów , takich jak wymienione przeze mnie na początku utworu , w lesie ‘ kamieniołomskim” nie rośnie żaden grzyb . Nie jest to jednak las klasy biorobotniczej , a wyłącznie reprezentacyjny . Dlatego zamiast nich często spotyka się tu wapienne mozaiki , świetliste żyrandole w postaci miniiglic oraz barwinkowe liany .
W tych miejscach również spotyka się szmaragdy , ale zupełnie innego koloru . Najważniejszym z nich , zwanym przeze mnie „klejnotem klejnotów „ , jest niewątpliwie nawrot czerwonobłękitny . Rośnie on na jednej z wapiennych miniiglic tuż obok lasu . Roślina ta należy do tej samej rodziny co niezapominajka / szorstkolistne/. Posiada szafirowoniebieskie i purpurowe kwiaty z „oczkiem „ wewnątrz . Czuwają nad nią mchy pełniące rolę ochroniarzy .
Miniiglice porośnięte rzadkimi roślinami są prawdziwą „specjalnością „ Jury Krakowskiej . Widziałem ich wiele w okolicach Ogrodzieńca i Olsztyna . Ta jednak jest szczególna . Ma ona być prezentem od natury dla zbudzonego nagle przez ludzi wapienia . Prezent ten musi uwzględniać takie cuda jak nawrot , gdyż podnosi to jego wartość . Żadne tam macierzanki austriackie , żadne goryczki ani zanokcice , gdyż to wszystko jest rozrzucone po Jurze . I co z tego , że kamieniołom w Zakrzówku o tym nie wie? Przyrodę gryzłoby sumienie , gdyż oszukałaby niczego nie podejrzewający kamieniołom .... Bo przecież wapienie te cudownym zrządzeniem losu zostały przez Jurę odzyskane i teraz lśnią pełnią nekroblasku .
Jarosław Roman
Ukończono : 10 grudnia 2015 r.