Ballada o zamieci śnieżnej
Ni to rock , ni to krzesany.
Niezwyczajny nekrotaniec
zadumany zadymaniem...
Ma w sobie coś z tańca ochotek,
tylko jest zaberrowany.
Chodnik krwawą bielą spływa.
Na trotuarze trwa powstanie.
Skrzypce liści już nie grają
batem zimna wychłostane.
Teraz wiatr przejmuje ich myśl
i zamienia w wirowanie.
O dom jak kot się ociera,
miaucząc przy tym rozpaczliwie.
Prosi : "Wpuśćcie mnie do środka.
Jest mi zimno - nie wytrzymam!"
" Dobrze" - mówię. - " Proszę wejść.
Przy kominku się ogrzejesz.
Chcesz , to porozmawiamy sobie
o pantarejowskim misterium.
Poznam Cię od strony śmierci
bo ten świat to już mnie nie chce..."
--------------