o deszczu dowiaduję się
w piwnicy
na poziomie szafek
ich zawartości
nie rozpoznaję
jestem samotny
jak palec
wyjęty skwapliwie
z pokruszonego nieba
nie przypuszczając
ze dopadnie mnie
żywioł
wiec siedzę cicho
opiekany na rożnie
przed obcym
blatem
wydłużającym namiętnie
odciski butów
przez
eskadrę bombowców
i nagle spokój
poprzez strzępy
blachy
pochylającej się
nad korytem
rozjeżdżających się
w tłum