O zmęczeniu, trudach dnia codziennego i radości z bycia z dzieckiem...
„Budzik... Świdruje po głowie, dręczy, nie milknie. Boże, przecież dopiero się położyłam- tylko ta jedna myśl krąży po głowie. Ale nie, o kurczę, już 7:00!! Zaspałam!! Biegiem, budzę dzieci, szybkie śniadanie, o matko-a one znów marudzą! Szybko, do samochodu, zawieść- jedno do przedszkola, drugie do szkoły. I pędem-do pracy, może uda się dotrzeć na czas. Po pracy znów pędem po dzieci, zakupy, teraz obiad, pranie trzeba wstawić, sprzątanie, i jeszcze ten projekt dla szefa... Jezu, jak to ogarnąć?! ... i tak przez 5 dni w tygodniu...”
Brzmi znajomo? Myślę, że wielu z nas odnalazłoby dużo z siebie w tym krótkim fragmencie. Ja też. Praca, obowiązki domowe, projekty, czasem działka, ogród, pomoc dziadkom, rodzicom, zakupy... Codzienność. I w tej codzienności DZIECKO. Dlaczego dużymi literami? Bo to najważniejsza według mnie „część” świata każdego rodzica, jego najważniejsza funkcja życiowa. Jak się w tym wszystkim odnaleźć? Jak to wszystko pogodzić?
Cały dzień biegania, full obowiązków, kalendarz z rzeczami „na teraz, jutro i pojutrze” zapisany do granic możliwości. W głowie myśl „muszę zrobić to, to i to”, a tu jeszcze ta baba z przedszkola mówi mi, że coś ten mój synek ostatnio... oj, wymyśla baba jedna, co ona może wiedzieć?!
Bezsprzecznym faktem jest to, że każdy rodzic kocha swoje dziecko. To nie ulega wątpliwości. Jedni są mniej zapracowani, inni bardziej. Czasy mamy takie, jakie mamy. Żeby łączyć koniec z końcem nieraz trzeba pracować bardzo długo. Do tego zmusza nas sytuacja, no i przede wszystkim odpowiedzialność za rodzinę. Odpowiedzialność wypływająca z miłości. Ale czy gdzieś w tym wszystkim nie zostawiliśmy tego naszego największego Skarbu troszkę samemu sobie...? Pomyślmy sami, odpowiedzmy sobie na to pytanie w ciszy. Czy wszystko można wytłumaczyć brakiem czasu...?
Choćby się waliło i paliło najważniejszymi osobami dla dziecka zawsze są RODZICE. Zawsze. Najfajniejsza pani, najcudowniejsza babcia i tak nie da rady wygrać w tym rankingu. Skoro tak ważni jesteśmy, skoro te nasze dzieci tak bardzo nas potrzebują, dlaczego ciągle odkładamy bycie razem „na potem”? Dlaczego gubimy się w tych wartościach najważniejszych? Czy te chwile dzieciństwa naszych pociech jeszcze wrócą?
Pieniądze stanowią wartość dla dorosłych, dla dzieci są abstrakcją. Dorosły rozumie wszystkie te ważne rzeczy: że dzięki nim zapłacimy rachunki, będziemy mogli wyjechać na wakacje, opłacić przedszkole i zrobić zakupy. No i kupić prezenty. Dziecko może też te rzeczy rozumieć, ale na pewno nie zrozumie dlaczego praca i pogoń za pieniądzem stoi wyżej niż bycie razem... Zamknijmy na chwilę oczy: jak czuje się ten maluch, gdy przychodzi do mamy, która ciągle coś sprząta albo gotuje, albo taty tonącego w papierach... No pewnie, wyjdzie zaraz że P. Ania zachęca do rzucania pracy i żywienia dzieci mrożonkami-nie, Kochani, po prostu świat się nie zawali, gdy odkurzymy później, czy zjemy na obiad tylko zupę zamiast dwóch dań. Ale może się zawalić, gdy nasze dziecko raz, drugi, trzeci zobaczy, że nie potrzebujemy być przy nim... Ciężko mu będzie wtedy nam zaufać. Ciężko mu będzie przyjść do nas z problemem. Ciężko mu będzie uwierzyć, że może na nas liczyć. A naprawdę głęboko wierzę, że żaden rodzic tego by nie chciał....
Dlaczego nie łączymy tych naszych pilnych spraw z tą naturalną chęcią pomocy ze strony dziecka? Czemu z tych prozaicznych obowiązków nie zrobimy czegoś fajnego? Nie pobędziemy razem? Ok., obiad: czy dziecko nie może podawać np. ziemniaków do obierania? Ooo, i liczyć przy okazji. Świetny pomysł, bo i coś się fajnie wyćwiczy. Czemu nie może wsypać łyżki soli? Wbić jajek do masy na kotlety, dosypać przypraw, wymiętosić tego paluszkami? Czas spędzony razem+ćwiczenia manualne... Kochani... A ile radości! Mama pozwoliła mi zrobić kotlety! A niech będą tak ostre, że buzię wykrzywi (oj, sypnęło się trochę więcej pieprzu...), ale takie nasze, wspólne... Dlaczego nie weźmiemy tego malucha do pomocy przy praniu? „Kochanie, będziemy prać. Wiesz co trzeba zrobić? Słuchaj, trzeba porozdzielać rzecz do prania... tu kładziemy rzeczy białe, tu ciemne, a na tej kupce leżą ręczniki bo je trzeba wygotować...”-proszę bardzo-mamy ćwiczenia w spostrzeganiu barw, selekcjonowaniu przedmiotów według konkretnej cechy, a ile radości przy tym! Bo robie dorosłe rzeczy, bo robie je z mamą, bo jej pomagam. A wiedzę można przemycić naprawdę w każdej sytuacji. Prasowanie-proszę, niech Krzyś, Basia czy Ewa psikają mamie na rzeczy zwykła wodą. Trzeba nacisnąć pompkę w buteleczce? Trzeba. Ćwiczenia paluszków. Ba, trzeba to zrobić z odpowiedniej odległości-więc i oko musi zadziałać. Przydałoby się w te ubranie trafić-precyzja moi Kochani! Zlecajmy dzieciom fajne „zwykłe” zadania, które dla nich są naprawdę przeciekawe! I cieszmy się z każdej chwili z nimi. One naprawde tego potrzebują-bardziej niż czegokolwiek innego.
Pokazujmy im, że są ważne, mądre, że mają fajne pomysły. Dajmy pole do pokombinowania, niech wysilają swoje główki. Gdy same będą znajdowały rozwiązania wzrośnie ich pewność siebie, wiara we własne możliwości. Pozwólmy im uczestniczyć w naszym życiu, co z tego że są małe? Świetnie odkurzają, układają sztućce do obiadu i rysują projekty potrzebne tacie do pracy. Co z tego że zostaną kłaczki kurzu, widelec będzie leżał po prawej stronie nakrycia, a projekt jest plątaniną niezrozumiałych znaków podobną do pisma starożytnego? Ważne, że nasze dzieci są z nami, że robią to dla nas, że czują się kochane i znaczące!! Dajmy im choć pół godziny dziennie. Ale prawdziwe pół godziny... Bądźmy dla nich, z nimi, nie tylko obok. Kochajmy, i nie bójmy się o tej miłości otwarcie mówić!
Żaden najwspanialszy projekt, żadna podwyżka dla mądrego rodzica nigdy nie będzie ważniejsza niż szczere spojrzenie prosto w oczy i słowa „kocham Cię” wypowiedziane z ust dziecka.... Bo najważniejsza „RZECZ” chodzi pewnie teraz gdzieś koło nas, ma potargane włosy, poplamioną koszulkę i próbuje właśnie narysować mamie coś ładnego...
"Gdybym jeszcze raz
miała wychować swoje dziecko,
malowałabym palcami zamiast wytykać palcem.
Mniej bym poprawiała, więcej wskazywała.
Zamiast patrzeć na zegarek, patrzyłabym na dziecko.
Nie troszczyłabym się o to, ile wiem,
lecz wiedziałabym jak się troszczyć.
Spacerowałabym więcej i nauczyłabym się puszczać latawce.
Nie odgrywałabym poważnej, leczy wybierałabym poważne gry.
Biegałabym po lesie i patrzyłabym na gwiazdy.
Więcej bym przytulała, mniej-szarpała.
Rzadziej bym była wytrwała, częściej bym gratulowała.
Najpierw budowałabym poczucie własnej wartości, potem-dom.
Nie mówiłabym o umiłowaniu władzy i potęgi,
więcej- o potędze miłości...."
(Diane Loomans, "Godność na horyzoncie")
Anna Kuba