X Używamy plików cookie i zbieramy dane m.in. w celach statystycznych i personalizacji reklam. Jeśli nie wyrażasz na to zgody, więcej informacji i instrukcje znajdziesz » tutaj «.

Numer: 25686
Przesłano:
Dział: Artykuły

O poetyckim umieraniu - Anna Świrszczyńska "Jutro będą mnie krajać"

Opisano je, namalowano, wyrzeźbiono; uczyniono z nich definicje, temat sztuki i samą „sztukę” – śmierć i umieranie.
Wśród tego wszystkiego – wśród stworzonych przez wieki symboli, motywów, reguł, wskazówek, wzorów bardziej lub mniej mężnego umierania; wśród obrazów, rzeźb, książek jest człowiek i jest umierający, jakby wbrew wieczności napisanych dzieł poeta, ten, który śmierć i umieranie opisuje, nazywa, który „gest pożegnania” ujmuje w ramy poezji.
Ostatnie utwory, napisane tuż przed śmiercią lub w przeczuciu, że nadchodzi, noszą jej znamię, to śmierć bowiem dopełnia sens słów, czyniąc ostatnie zdania, wiersze nie tylko gestem pożegnania, lecz zapisem umierania poety zwłaszcza, że „przedostatnim pragnieniem twórcy jest pisanie, ostatnim – pragnienie życia” .
Właśnie w przeczuciu nadchodzącej śmierci powstał wiersz Anny Świrszczyńskiej Jutro będą mnie krajać:
Przyszła i stanęła przy mnie.
Powiedziałam: Jestem gotowa.
Leżę w klinice chirurgicznej w Krakowie,
jutro
będą mnie krajać.
Jest we mnie wiele siły. Mogę żyć,
mogę biegać, tańczyć i śpiewać.
To wszystko jest we mnie, ale jeśli trzeba,
odejdę.
Dzisiaj
robię rachunek z życia.
Byłam grzesznicą,
biłam głową o ziemię,
prosiłam o przebaczenie
ziemię i niebo.
Byłam piękna i szpetna,
mądra i głupia,
bardzo szczęśliwa i bardzo nieszczęśliwa,
często miałam skrzydła
i pływałam w powietrzu.
Zdeptałam tysiąc ścieżek w słońcu i w śniegu,
tańczyłam z przyjacielem pod gwiazdami.
Widziałam miłość
w wielu oczach człowieczych.
Zajadałam z zachwytem
swoją kromkę szczęścia.
Teraz leżę w klinice chirurgicznej w Krakowie,
ona stoi przy mnie.
Jutro
będą mnie krajać.
Za oknem majowe drzewa piękne jak życie,
a we mnie jest pokora, lęk i spokój .

Nie jest to, jakby się mogło wydawać, pełne patosu i lęku rozliczenie z życiem, jakiego dokonują osoby szykujące się na najgorsze – na śmierć. Poetka leży w „klinice chirurgicznej w Krakowie”, w jakiejś sali bez numeru czeka na operację, która zadecyduje o jej przyszłym losie. W rękach lekarza spoczywa jej przyszłość – od precyzji jego ruchów zależy to, czy Świrszczyńska obudzi się następnego dnia. Groza tego zdarzenia nie przeraża poetki, z lekką drwiną traktuje całą sytuację, mówi:
Jutro będą mnie krajać
tak, jakby to nie chodziło o nią, o jej życie... Tak, jakby jej ciało było zaledwie kawałkiem mięsa, bezdusznym, zwierzęcym... rzuconym pod nóż rzeźnika.
Znamienne jest, że w całym, wierszu ani razu nie pada słowo „śmierć”, ona sama jest jednak obecna. Przybyła cicho, niezauważenie stanęła u wezgłowia łóżka
i czeka...Nienazwana – kostucha, kat, a może mityczny przewoźnik przez rzekę, mający wskazać drogę w nowy, nieznany byt?
„Przyszła i stanęła przy mnie” zauważa Świrszczyńska, wyczuwa jej obecność, mimo to nie obawia się, bez przerażenia przyjmuje to, co los jej przeznaczył. Jest gotowa na śmierć zanim jeszcze zapadnie wyrok o niej. To pogodzenie się ze śmiercią nie jest wyrazem rezygnacji czy zwątpienia w możliwość ocalenia. Jest to raczej pełna pokory gotowość odejścia. Jeżeli tak należy, jeżeli taki los został jej zapisany – odejdzie, z godnością żegnając się ze światem.
Ale jeszcze nie teraz , jeszcze nie w tej chwili, przecież wciąż może żyć, biegać, tańczyć i śpiewać. Wciąż ma tyle siły i energii, by każdego ranka stawiać czoło codziennym problemom, by czerpać moc i radość z widoku drzew majowych zieleniejących się za oknem.
„To wszystko jest we mnie, ale jeśli trzeba, / odejdę” – deklaruje. Mówi to ze spokojem, swoją śmierć chce przeżyć godnie, w akcie umierania pragnie zachować człowieczeństwo. Jest świadoma tego, że jutro wydarzy się coś, na przebieg czego nie ma wpływu, nikt nie może jej obiecać, że kiedyś ujrzy jeszcze wspomniane majowe drzewa, dlatego chce przygotować się na tę nieznaną przyszłość. Jeżeli już musi odejść, pragnie rozliczyć się ze swojego życia, zdać sprawę z czasu, jaki został jej dany.
Jedynym świadkiem tej spowiedzi jest śmierć, czekająca cierpliwie
u wezgłowia szpitalnego łóżka. Ta biała pani mimowolnie staje się powiernicą wszystkich tajemnic chorej kobiety. Dowiaduje się więc, że poetka była grzesznicą – nie raz w akcie pokuty biła głową o ziemię, prosząc o przebaczenie niebiosa. Jej udziałem były smutki i radości, wzloty i upadki. Dzięki nim zrozumiała, różnorodność świata, dostrzegła wielość pierwiastków, które wzajemnie się dopełniając tworzą wszystko to, co nazywamy życiem. Byt ten zachwyca swoją urodą, dobrodziejstwami, ale i przeraża szpetotą, niedorzecznością, absurdem. Jest tu miejsce na wszystko, sama poetka twierdzi, że była
„piękna i szpetna,
mądra i głupia,
bardzo szczęśliwa i bardzo nieszczęśliwa,
Często miałam skrzydła
I pływałam w powietrzu”.

Teraz czując na sobie oddech śmierci kobieta mówi, że niczego nie żałuje, niczego w swoim życiu nie chce zmieniać. Poznała jego wszystkie aspekty – te dobre
i te nienajlepsze. Dane jej było chadzać wieloma ścieżkami, tańczyć pod niebem usianym tysiącem gwiazd, kochać i być kochaną, z zachwytem zachłystywać się swoim szczęściem. Jest świadoma tego, że dobrze wykorzystała dany jej czas, nie zmarnowała go, dlatego ze spokojem przyjmuje wyroki: „jeśli trzeba, /odejdę”, bez żalu i pretensji. Odejdzie, choć nadal może śpiewać i tańczyć, choć nadal tli się w niej iskierka, choć „za oknem majowe drzewa piękne jak życie”. A tymczasem jeszcze leży w klinice w Krakowie, kostucha stoi przy niej, jutro będą ją krajać, o ona nie odczuwa przerażenia, akceptuje swój los, bo w niej „jest pokora, lęk i spokój”.
To przedśmiertne wyznanie może uchodzić za swoisty wzór średniowiecznej sztuki umierania, ars bene moriendi. Pokora, lęk i spokój powinny towarzyszyć każdemu, kto znajduje się na łożu śmierci. Poetka nie odczuwa przerażenia, jest pogodzona ze swoim losem, z odwiecznym porządkiem świata, w którego bieg wpisane jest umieranie. Lęk, jaki towarzyszy jej w tych ostatnich chwilach jest naturalną reakcją człowieka, który wybiera się w podróż, a nie zna jej celu, nie ma pewności, czy dotrze do niego, nie wie, co go czeka po opuszczeniu bezpiecznego schronienia. Mimo to kobieta rusza w drogę spokojna – jest dobrze przygotowana, zdała sprawę ze swojego życia, teraz cicho i cierpliwie czeka na przekroczenie granicy życia i śmierci.

Wiele lat temu pewien ślepy śpiewak stwierdził, że poezja zapewni mu nieśmiertelność, że dzięki niej pokona śmierć, jego życie i trud nie pójdą na marne. Od tamtych czasów wiele się zmieniło, a poeci nadal powtarzają jak mantrę prorocze słowa: „non omnis moriar”. Wciąż wierzą, że śmierć nie uwieczniona w poemacie jest śmiercią daremną . Tworzą więc poematy, wiersze, listy, nekrologi – żegnają się ze światem, przygotowują się na odejście. Uwieczniają nie tyle swoją śmierć, ile siebie umierających, a przez to także swoją sztukę –sztukę życia, tworzenia, umierania. Tak też zrobiła Anna Świrszczyńska w swoim ostatnim wierszu, wierszu o swoim odejściu.

P. Czapliński, P. Śliwiński, Literatura polska 1976-1998. Przewodnik po prozie i poezji, Kraków 1999, s. 152.
A. Świrszczyńska, Jutro będą mnie krajać [w:] Tejże, Poezje, Warszawa 1997, str. 394 -395.
J. Poradecki Prorocy i sztukmistrze. Szkice o poezji polskiej XX wieku, Warszawa 1999, s.14.

O nas | Reklama | Kontakt
Redakcja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji, ogłoszeń oraz reklam.
Copyright © 2002-2024 Edux.pl
| Polityka prywatności | Wszystkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikacji posiadają autorzy tekstów.