Przed świtem, w październikowy ranek,
gdy było ciemno wokoło,
młoda sarenka z zarośli
zerkała na mnie wesoło.
Znamy się już od wiosny,
kiedy to przyszła na świat
i razem z mamą w gestwinie
ukryta czekała na mnie jak chwat.
To ona witała mnie rankiem
jadącą drogą przez las.
To ona patrzyła za mną,
ciekawa , czy spojrzę na nią choć raz.
A ja patrzyłam nieśmiało,
szczęśliwa ze spotkania z nią.
Sarenko mieszkasz tak blisko,
tak często widuję Cię.
Twój obraz tak bardzo piękny
kreślę, gdy marzyć chcę.