Pamiętam swoje pierwsze lekcje języka angielskiego. Były to lata liceum, gdyż dopiero wtedy rozpoczynano naukę tego języka. Czarno-białe podręczniki, zeszyty i tablica w szkole; poza nią – jakaś broszura, tekst piosenki znaleziony na okładce płyty, to nieliczne wówczas pomoce naukowe.
Dla współczesnej młodzieży mającej dostęp do internetu, anglojęzycznych stacji radiowych i telewizyjnych, tamte czasy to prehistoria. Zdawałoby się, że powszechny i niczym nieutrudniony dostęp do języka angielskiego to doskonały sposób, by język ten poznać w sposób wystarczający do komunikowania się z innymi przynajmniej na poziomie elementarnym. Jednakże ogólna analiza postępów uczniów wskazuje, że z wiedzą i rozumieniem treści nie u wszystkich jest tak dobrze. Chciałbym więc poprzez krótki cykl artykułów przybliżyć nie tylko dzieciom i młodzieży, ale i osobom dorosłym niektóre zagadnienia dotyczące języka angielskiego. Mam nadzieję, że treści tu przedstawione pomogą zmobilizować zwłaszcza te osoby, które utraciły chęć do kształcenia lub doszły kiedyś do błędnego wniosku, że nauka języka obcego jest w ich przypadku niemożliwa.
Lekcja 1 - Zakupy
Typowy mężczyzna na zakupach: lista w ręku i telefon, by w razie potrzeby skonsultować się z mamą / żoną / narzeczoną ... A może przydałaby się konsultacja ze znawcą języka angielskiego? Zakupów sporo, więc zaczynamy.
Szczecin. Idę do centrum handlowego "Galaktyka". Najpierw artykuły spożywcze. Uwielbiam słodycze, więc sięgam na półkę i wrzucam do koszyka dwa "Lwy" i jedną "Drogę Mleczną". Potem biorę "Kręcone" chrupki orzechowe i "Kukurydziane Płatki" oraz jedną butelkę "Plasterka" i puszkę napoju energetycznego "Tygrys".
Teraz stoisko chemiczne: najpierw odplamiacz "Znikać" i dwie kostki mydełka "Gołąbek". Następnie jedno opakowanie "Zawsze" (kobietom zawsze może się przydać) i dwie wielkie paczki "Rozpieszczać" (siostra niedawno urodziła synka i na pewno jej się przydadzą) i wreszcie szampon "Głowa i Ramiona". A, i jeszcze przy kasie biorę jedno opakowanie "Zimowej Świeżości", jedną "Orbitę" i "Fale Powietrza" (każdy z członków rodziny woli co innego), żeby po zjedzeniu słodyczy przywrócić jamie ustnej właściwy odczyn pH.
Została jeszcze odzież. Przymierzam "Koszulkę-Z-Krótkim-Rękawem" w sklepie firmy odzieżowej "Dom". Dość droga, ale czego się nie robi, by wyglądać "modnie" i być uznawanym za "najlepszego" w towarzystwie.
W trakcie czytania powyższych treści ogarnia nas zdziwienie: przecież zdecydowanej większości tych nazw w naszych polskich sklepach nie ma! Zgadza się – w miejscu wspomnianych w artykule wyrażeń zapisanych w cudzysłowie powinny być nazwy angielskie. Żeby jednak nie zostać posądzonym o kryptoreklamę, poniżej podaję te nazwy, pisząc je małą literą, jednak w powszechnie używanym, angielskim brzmieniu, w kolejności alfabetycznej:
airwaves – always – (the) best – corn flakes – curly - dove – galaxy – head and shoulders – house – lion – milky way – orbit – pamper(s) – slice – tiger – trendy – T-shirt – vanish – winter fresh
Wniosek z dzisiejszej lekcji nasuwa sie sam: język angielski jest tak rozpowszechniony w naszym życiu, że już go nie zauważamy. Kolejnych przykładów nie brakuje – weźmy pod uwagę chociażby bary i restauracje z "szybkim jedzeniem" (fast food). Zresztą takie słowa jak "bar" czy "restauracja" możemy zaliczyć do słów międzynarodowych, obecnych w wielu językach świata. Ale to już zagadnienie na następną lekcję, na którą zaprasza
Pan Angielski
Gimnazjum nr 2