WYJAZD W RAMACH PROGRAMU COMENIUS „ ZAGRANICZNA MOBILNOŚĆ SZKOLNEJ KADRY EDUKACYJNEJ ”
WIELKA BRYTANIA 2014. Uczestnik: Renata Miś, ZSS nr2, Kraków
Jestem nauczycielem chemii, matematyki i zajęć technicznych w Zespole Szkół Specjalnych nr2 w Krakowie. Pierwszy kierunek studiów ukończyłam na Politechnice Krakowskiej w roku 1992, więc należę do tej grupy wiekowej ludzi, którzy nie myśleli zbyt często o życiu poza granicami Polski lub o zwiedzaniu świata. Większość z nas uczyła się głównie języka rosyjskiego, a języki zachodnie poznawaliśmy głównie na lekcjach w szkołach średnich w wymiarze zbyt małym, aby je opanować perfekcyjnie. Oczywiście później, w miarę potrzeb i zmian polityczno-gospodarczych w naszym kraju, wiele osób ( w tym i ja ) uczyło się tych języków na własną rękę, jednakże obowiązki zawodowe i często też już rodzinne wysuwały się na pierwsze miejsce. Kiedy dowiedziałam się z maila, który dotarł do naszej szkoły, a tym samym do jej wszystkich nauczycieli, o możliwości indywidualnego udziału w programie Comenius, w pierwszej chwili nie wzięłam swojej osoby pod uwagę z wielu względów. Jednakże kiedy – z czystej ciekawości – skontaktowałam się z Panią Koordynatorką , która przesłała nam maila i otrzymałam kolejną garść informacji na temat programu, zaczęłam poważnie rozważać podjęcie tego wyzwania. Program obejmował odbycie kursu językowego i zawodowe zaangażowanie w pracę brytyjskiej szkoły. Środki finansowe były przyznawane każdemu uczestnikowi osobno w wysokości zaspokajającej potrzeby transportu, zakwaterowania i wyżywienia. Uznałam, że możliwość obcowania z ludźmi z innych krajów, poznawania ich kultury, obyczajów, poczucia humoru to ogromna szansa na przeżycie wspaniałych i rozwijających pod każdym względem chwil. I tak po kolei, drobnymi kroczkami poznawałam następne etapy i podjęłam ostateczną decyzję. Przyznam że najłatwiejszym dla mnie zadaniem okazało się opisanie po angielsku swojego środowiska pracy i obszarów, które chciałabym poznać, gdybym mogła wyjechać do szkoły brytyjskiej. Nieco trudniejsze było wypełnianie wniosku, głównie ze względu na niepewność co do prawidłowości i celności moich wypowiedzi, jak również technicznych szczegółów, na które należało zwracać uwagę na każdym kroku. Kiedy wniosek został zatwierdzony i wysłany, a termin mojego ewentualnego wyjazdu zaakceptowany przez Dyrekcję mojej szkoły, pozostało oczekiwanie na decyzję komisji kwalifikującej uczestników programu. Po dwóch miesiącach otrzymałam decyzję pozytywną.
W czasie oczekiwania uczęszczałam na zajęcia z języka angielskiego i uczyłam się sama takich zwrotów i słów, które mogły być przydatne w brytyjskiej szkole.
Kolejnym etapem po otrzymaniu decyzji było załatwianie wszystkich niezbędnych dokumentów oraz opracowanie planu podróży. W tym czasie zdobywałam też informacje o szkole językowej, w której miał się odbywać kurs oraz o szkole, w której miałam potem asystować i obserwować, a także o samym kraju, jego kulturze, obyczajach, obszarach geograficznych, miejsc wartych zobaczenia itp. Nawiązałam tez kontakt z rodziną, u której przewidziano dla mnie noclegi i wyżywienie. Bardzo podoba mi się instytucja „host family” czyli rodzin goszczących, ponieważ dzięki nim każdy uczestnik kursu może być otoczony dobrą opieką i pogłębiać znajomość języka nieustająco, również w codziennych sytuacjach.
Sama szkoła językowa czyli Westbourne Academy ( WA ) okazała się niezwykle przyjaznym miejscem, pełnym ludzi z pasją i życzliwością dla innych. Akademia organizuje dla swoich studentów wycieczki, wyjazdy, wieczory filmowe, imprezy rozrywkowe ( koncerty, bilety na mecze ) i uczy wykorzystania absolutnie każdej sytuacji do poznawania języka angielskiego. Położona jest w sympatycznej nadmorskiej miejscowości Bournemouth, niedaleko plaży i kolorowego centrum. Do WA przyjeżdżają osoby z całego świata, tak więc miałam możliwość poznania ludzi z każdego zakątka kuli ziemskiej. Niektórzy z nich odwiedzali Akademię po raz kolejny, realizując coraz wyższe stopnie znajomości języka angielskiego. Myślę, że idea takich szkół pozwala przełamać bariery językowe i kulturowe, a nawet wiekowe ( byłam najstarszą uczennicą w grupie ). A co za tym idzie – zwiększa tolerancję obywateli świata na odmienność innych kultur, ułatwia zawieranie znajomości i przyjaźni międzynarodowych.
W drugim tygodniu pobytu w Anglii miałam ogromną przyjemność uczestniczenia w pracy nauczycieli ze szkoły Branksomeschool, znajdującej się kilka przecznic od mojego miejsca zamieszkania, w Poole. Dyrektor szkoły wyznaczył dla mnie nauczyciela – opiekuna, który oprowadzał mnie po budynku szkoły i wprowadzał w świat obowiązujących tam zasad. W ciągu całego dnia pracy nie było zbyt wiele czasu na zawieranie bliższych znajomości, gdyż każdy zajmował się swoimi obowiązkami. Jednakże w czasie lunchu udawało mi się rozmawiać z innymi nauczycielami i asystentami, a nawet zawarłam sympatyczną znajomość, którą kontynuuję do tej pory. Uczestniczyłam w różnych lekcjach, ale najbardziej budujące były dla mnie lekcje z matematyki i przyrody, gdyż mogłam wtedy pracować z brytyjskimi dziećmi i tłumaczyć im zawiłości przedmiotu. Myślę, że żadne świadectwo kursu językowego nie jest tak miłe dla nauczyciela z Polski jak fakt, że po moim tłumaczeniu w języku angielskim dalekim od ideału uczniowie zaczynali dobrze rozwiązywać zadania i byli z tego bardzo zadowoleni. Usatysfakcjonował mnie też fakt, że trafnie wybrałam i opanowałam zwroty i pojęcia z fachowego słownictwa, co pomogło mi nawiązać przyjazne kontakty z uczniami i aktywnie uczestniczyć w lekcji. Mogłam też porównać metody pracy w szkole polskiej i angielskiej oraz podziwiać wspaniałe zasoby pomocy szkolnych.
Mój pobyt w Poole i Bournemouth był wypełniony wytężoną pracą umysłową, ale też kilkoma wycieczkami. Obie te miejscowości odległe od siebie zaledwie o 10 minut jazdy autobusem miejskim i ściśle ze sobą związane są zupełnie różne w charakterze i zarazem niezwykle urokliwe. Zwiedziłam zabytkowe kościoły, port rybacki, muzeum w Poole, podziwiałam cudowny park z pięknymi roślinami i teatrami w Bournemouth, a także świetne Oceanarium. Wieczorami spacerowałam po ulicach miasta, a w weekendy odwiedziłam centralne części obu miast i przepiękną plażę. Nawet etap podróży w obie strony był dla mnie okazją do zaspokojenia turystycznych potrzeb. Odwiedziłam niektóre części Londynu. Czekając kilka godzin na transport na lotnisko miałam okazję podziwiać m.in. Parlament, Katedrę W., Pałac Królewski, Big Bena i wiele innych.
Reasumując muszę stwierdzić, że wyjazdy tego typu są niesamowicie efektywne, dają okazję do rozwinięcia skrzydeł zarówno w dziedzinie zawodowej jak i prywatnej. I nie chodzi tylko o wspaniałą wycieczkę, o nowe kontakty. Każdy uczestnik dostaje szansę na odkrycie swoich ukrytych możliwości i dotknięcie nowych niezwykłych stron życia. Dla jednej osoby jest to lot samolotem, dla innej przyjazne obcowanie z wyznawcami islamu. Ogromnym przeżyciem jest znalezienie się w obcym kraju, osadzenie swojej osoby w realiach innego państwa i poradzenie sobie w różnych sytuacjach. Będę gorąco zachęcać wszystkich niezdecydowanych, a mających szansę skorzystania z tego typu programów. Widzę tylko jedną „wadę” tego programu: człowiek chce więcej! Ale oczywiście można to przekuć w zaletę.