Wstęp
Podczas konferencji „Sekularyzm, wiara, ewangelizacja” odbywającej się ósmego listopada 2013 roku na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu ks. prof. Jan Perszon rozważał w swoim odczycie pytanie: „Czy ewangelizacja może być remedium na sekularyzm?”. Prelegent z góry założył odpowiedź „raczej negatywną”. Według księdza profesora Perszona, sekularyzmowi, jako programowej ideologii głoszącej opróżnienie przestrzeni publicznej ze wszystkiego co kojarzy się z wiarą i religią, należy raczej przeciwstawić działanie Kościoła w przestrzeni publicznej – Kościoła, jako „ostatniej organizacji kontrkulturowej”.
Profesor Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika przywołał obraz lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy 80% Polaków z wyższym wykształceniem identyfikowało się z Kościołem katolickim, Kościół osiągając poziom popularności niespotykany na świecie miał „monopolizm na wszystko, co związane z polskością”. Prelegent stwierdził, że obecnie płacimy wysoką cenę za ówczesne wyniesienie Kościoła na piedestał, idealizowanie duchownych i autorytet Jana Pawła II, który „wyręczał wielu z wysiłku nawrócenia”. Obecnie, wobec braku tego autorytetu, wizerunek Kościoła osłabia się, tracąc na znaczeniu. Ksiądz profesor Perszon jako receptę na sekularyzm przedstawił raczej podejście systemowe, instytucjonalne, powstawanie ruchów społecznych, partii politycznych i innych organizacji w kościelnych. Jakkolwiek zaznaczył, że ruchy te powstają jako owoc ewangelizacji, to stwierdził, że sama ewangelizacja nie wystarczy, kładąc nacisk na wymienione wyżej podejście, nazwijmy je, „instytucjonalne”.
Jeśli sam prelegent uznał owe rozwiązania „instytucjonalne” za owoc ewangelizacji, to czy wobec tego właśnie głoszenie nie jest podstawową receptą na sekularyzację? Czy u podstaw wiary i nawrócenia nie stoi właśnie ewangelizacja? Czy ewangelizacja nie wystarczy? W poniższej pracy postanowiłem przedstawić i uzasadnić wniosek do jakiego doprowadziła mnie refleksja nad tematem konferencji – wprost przeciwnie do stanowiska przedstawionego przez ks. profesora Perszona, uważam że to właśnie szeroko pojęta ewangelizacja – słowem, czynem postawą i świadectwem jest jedyną zasadniczą i skuteczną odpowiedzią (a raczej, środkiem zapobiegawczym, gdyż jak przedstawię dalej, ewangelizacja nigdy nie jest działaniem doraźnym) na sekularyzację i odchodzenie od wiary, zwłaszcza obecnie, kiedy tak bardzo aktualny jest dla Kościoła temat Nowej Ewangelizacji. Postaram się podkreślić rolę i znaczenie ewangelizacji, istotę poczucia wolności dla autentycznej decyzji wiary, ukazać problematykę na przykładzie konkretnej grupy adresatów ewangelizacji, następnie odniosę się do przykłady i nauczania Ojca Świętego Franciszka, oraz w skrócie scharakteryzuję przydatność Nowej Ewangelizacji w kontekście problemu.
Autentyczna ewangelizacja – budowa fundamentu wiary i Kościoła, realizacja nakazu misyjnego Chrystusa i najważniejsze zadanie wiernych.
Pragnienie Boga, pragnienie wiary jest naturalnie wpisane w serce człowieka. (Katechizm Kościoła Katolickiego, punkt 27 i następne). Aby jednak poznać Boga i nawiązać realną, osobową relację z Chrystusem, trzeba najpierw o Nim usłyszeć. Zachodzi konieczność dotarcia do człowieka ze Słowem Bożym skutecznie, kanałami, na które odbiorca jest otwarty. W punkcie 905 Katechizmu czytamy: „Świeccy wypełniają swoją misję prorocką również przez ewangelizację, "to znaczy głoszenie Chrystusa... zarówno świadectwem życia, jak i słowem". W przypadku świeckich "ta ewangelizacja... nabiera swoistego charakteru i szczególnej skuteczności przez to, że dokonuje się w zwykłych warunkach właściwych światu". Tego rodzaju apostolstwo nie polega jednak na samym tylko świadectwie życia. Prawdziwy apostoł szuka okazji głoszenia Chrystusa również słowem, bądź to niewierzącym. . . bądź wierzącym”
Rzecz jasna, ewangelizacja nie jest jedynie domeną osób świeckich, jednak czyż wobec rosnącej niechęci do przedstawicieli hierarchicznego kapłaństwa to właśnie świeccy nie dysponują największą „siłą przebicia” ze Słowem Bożym? Wiara przejawiająca się zarówno aktem woli, jak i ujawniająca w każdej dziedzinie życia potrzebuje fundamentu Ewangelii. Kościół pierwszych wieków rósł niezmiernie szybko dzięki zapałowi misyjnemu; to na właśnie na fundamencie ewangelizacji popartej autentycznym przykładem miłości Boga i bliźniego wyrastały kolejne wspólnoty wiernych.
Niezwykle istotny jest autentyzm ewangelizatora. Szczera, niewymuszona postawa miłości motywowana doświadczeniem spotkania z Chrystusem jest bardzo jasno odbierana przez adresatów dobrej nowiny (podkreśla to m.in. znany „praktyk” Nowej Ewangelizacji ks. Rafał Jarosiewicz w swojej publikacji „Miłość chodzi po Woodstocku”). Wspomniana postawa jawi się jako pozytywny kontrast wobec jakże często „letniej” czy wręcz obłudnej postawy „przeciętnych Katolików”. „Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też jest martwa wiara bez uczynków” - Mówi Apostoł Jakub (Jk 2,26). Podobnie i Dobra Nowina głoszona ludziom bywa martwa i nieskuteczna bez prawdziwego świadectwa miłości, zaś największą przeszkodą w głoszeniu jest „antyświadectwo”. Wyraźnie wskazuje na to Święty Jan w pierwszym Liście: „Dzięki temu można rozpoznać dzieci Boga i dzieci diabła: każdy kto postępuje niesprawiedliwie, nie jest z Boga, jak i ten, kto nie miłuje swego brata.” Prawda ta zdaje się być intuicyjnie dostępna właściwie każdemu, komu głoszone jest Słowo Boże. Dotyczy to zwłaszcza wiernych świeckich jak i niewierzących, którzy wykazują niezwykłą wrażliwość na każdy przykład „antyświadectwa” duchownych – mających być w pierwszej kolejności nie tylko głosicielami ale i świadkami (poprzez przykładne życie) Ewangelii.
Przekazany i poparty autentycznym świadectwem kerygmat staje się fundamentem dla wiary. Dopiero na takiej solidnej podstawie – gdy człowiek poznał Chrystusa i nawiązuje z Nim relację, można budować kolejne piętra – koniecznego wprowadzenia do wspólnoty, katechizacji, zaangażowania w życie wspólnoty (parafii), czy wreszcie świadomego i programowego wprowadzania do przestrzeni publicznej (w szczególności politycznej) wartości chrześcijańskich.
Widzimy więc, dlaczego właściwą i pierwotną odpowiedzią na sekularyzację nie może być działalność instytucjonalna. Najwspanialsze i największe inicjatywy, akcje, chrześcijańskie ugrupowania polityczne czy pouczenia przedstawicieli episkopatu w mediach (do kogo adresowane? Jeżeli także do niewierzących, to dlaczego utrzymane w autorytatywnym tonie? Gdzie przestrzeń na wolną decyzję wiary), marsze poparcia i protestu, cała ta działalność „instytucjonalna”, jeżeli pozbawiona wspomnianego wyżej fundamentu ostatecznie staje się próżna, a rzekoma wspólnota skupiona wokół owych inicjatyw rozpada się.
„Zakorzenieni i zbudowani na Chrystusie” - odnosił się do słów z listu do Kolosan Ojciec Święty Benedykt XVI w orędziu na XXVI Światowe Dni Młodzieży w Madrycie w 2011 roku. „Zapraszam Was do pogłębienia Waszej wiary w Boga, Ojca naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Wy jesteście przyszłością społeczeństwa i Kościoła! Jak pisał apostoł Paweł do chrześcijan w Kolosach, życiodajnym jest mieć korzenie, solidne fundamenty!”
Drzewu, któremu ucięto korzenie żaden ogrodnik nie pomoże podpierając je tyczką, odganiając szkodniki czy dostarczając nawozu. W przeciwieństwie do takiego drzewa, skazanego na obumarcie, polskie społeczeństwo nie zostaje odcięte od chrześcijańskich korzeni raz na zawsze. Jednak „zewnętrzne zabiegi” nie przywrócą owych korzeni, muszą one zostać „zapuszczone na nowo” na gruncie Dobrej Nowiny.
Nie bez powodu Chrystus pozostawił swoich uczniów z nakazem: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszystkiemu stworzeniu”. Nie polecił nikogo nawracać (jedynie samych siebie), nie nakazał w pierwszej kolejności budować świątyń, organizacji, instytucji, ale świadczyć o Nim, dawać świadectwo miłości i pozostawiać przestrzeń na wolną decyzję wiary.
Potrzeba wolności – koniecznej by podjąć autentyczną decyzję wiary.
Odchodzący z Kościoła niejednokrotnie odnoszą się do opresyjnego obrazu instytucji Kościoła. Wskazują na przymus wywierany przez kapłanów w różnych sytuacjach (katecheza, nauki przedślubne, kwestie finansowe). Dla dzisiejszego człowieka Kościół przekazujący jedynie zakazy i nakazy, jak wspomniałem wyżej, „osadzone w próżni” i nieuzasadnione racjonalnie w sposób zrozumiały dla odbiorcy, jest całkowicie nieprzekonywający. Obecnie, kiedy życie społeczeństw nie jest już tak silnie osadzone wokół spajających je rytuałów religijnych, rola Kościoła nie jest już arbitralna – nawet zaangażowani wierni nie przyjmą bezkrytycznie zaleceń duchowieństwa, jeśli nie są one „zbudowane na Chrystusie” i przykazaniu miłości.
Biskup diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej Edward Dajczak. podczas konferencji głoszonych dla duchowieństwa w Łodzi przytoczył często pojawiające się w kontekście m. in. nowej ewangelizacji pytanie ze strony księży, zwłaszcza tych o długim stażu kapłańskim. Duchowni pytają, czy wobec Nowej Ewangelizacji ich dotychczasowa działalność jest niewłaściwa, daremna? Dlaczego we wzorowo prowadzonej tradycyjnej parafii spada liczba wiernych? Biskup Dajczak mówi o zmianach kulturowych, za których tempem nie nadąża tradycyjny model duszpasterstwa. Kreśli obraz młodego człowieka desperacko poszukującego wspólnoty i tożsamości. Skoro to wszystko mamy w Kościele a nie potrafimy tego przekazać, zaszczepić, zwłaszcza młodym, to znaczy, że gdzieś popełniamy błąd. Wskazuje na odczuwalny przez młodych przymus w katechezie, sakramentach, ze strony duchownych. Zbieranie pieczątek przed bierzmowaniem, etc. buduje obraz Kościoła opresyjnego. Taki Kościół nie odpowiada potrzebie wolności, wolności która zresztą jest konieczna, by podjąć decyzję wiary. W tą rzeczywistość wkracza Nowa Ewangelizacja – przekaz propozycji zbawienia w sposób adekwatny do adresata, głoszenie, a nie „przymusowa ewangelizacja”. W takiej działalności mocno zaakcentowana jest obecność wiernych świeckich, a adresaci, otrzymując Dobrą Nowinę z „tego samego poziomu” hierarchii mają większe poczucie wolności. (Zob: Materiał wideo [dostęp 5 I 2014] Dostępny w WWW: http://www.domnaskale.home.pl/nowa-ewangelizacja/81-ewangelizacja/350-o-nowej-ewangelizacji-bp-dajczak)
Młodzież odchodząca z Kościoła – zarzewie sekularyzmu czy wołanie o prawdziwą wiarę?
W latach 2011 i 2012 brałem udział w przedsięwzięciu ewangelizacyjnym „Przystanek Jezus”. W ramach tej inicjatywy przedstawiciele Kościoła, zarówno świeccy, osoby konsekrowane jak i kapłani są obecni na festiwalu muzycznym „Przystanek Woodstock” realizując zadanie misyjne. Prowadzona w ten sposób ewangelizacja stwarza możliwość licznych rozmów z osobami o rozmaitych poglądach, wśród których znaczny jest odsetek młodzieży nastawionej kontrkulturowo. Wspomniana młodzież, zarówno jednostkowo, jak i w ramach subkultur stawia się w opozycji do świata mainstreamowego – świata „głównego nurtu”, kapitalistycznej i globalistycznej kultury krajów rozwiniętych. Niejednokrotnie w ramach owego kulturowego molocha przed którym uciekają, lub z którym próbują podejmować walkę „zbuntowani” młodzi, ujęty jest Kościół katolicki – przeważnie pojmowany jako instytucja. Bardzo często spotykałem się z krytyką przede wszystkim hierarchii kościelnej, postawy etycznej Katolików, czy, niezrozumiałej dla wielu moralności chrześcijańskiej, pojmowanej jako wypracowany przez „kastę kapłanów” w porozumieniu z warstwą sprawującą władzę sposób kontroli mas społecznych.
Jednocześnie, obecna na Woodstocku młodzież wyrażała często postawę popularnie określaną „Bóg – tak, Kościół – nie”. Osoby z którymi rozmawiałem były niejednokrotnie zaskakująco otwarte na rozmowy metafizyczne, wyrażały swoje przekonania i uzasadniały je. Takie rozmowy ujawniały bardzo często jak niski jest poziom edukacji religijnej osób, które uczestniczą w katechezie szkolnej lub już ją zakończyły. Młodzież z którą rozmawiałem artykułuje bunt wobec Boga – rzecz w tym, że dotyczy to raczej nieprawdziwego, niewłaściwego obrazu Boga, wynikającego z braku ewangelizacji najpierw w rodzinie, a dalej podczas szkolnych katechez czy udziału w życiu parafii. Można odnieść wrażenie, że katecheci przekazując młodzieży wiedzę religijną skupili się przede wszystkim na wykładzie zestawu nakazów i zakazów, bez żadnego fundamentu, z którego można by wyprowadzić owe reguły. Młodzież oczekuje wiary racjonalnej – nie jest bezkrytyczna i nie dostosowuje się do reguł których nie rozumie, które osadzone są w próżni. Z powyższych doświadczeń jawi się olbrzymia potrzeba nie tylko włączenia do katechezy elementów teologii, ale przede wszystkim ewangelizacji i to realizowanej na każdym poziomie edukacji, a także w parafiach. Kluczowe jest także ewangelizowanie i katechizowanie dorosłych, którzy powinni stanowić dla młodego człowieka pierwszą wspólnotę, podczas gdy w wielu przypadkach (rodzin osób z którymi rozmawiałem) rodzice nie przekazali dziecku nawet elementarnych treści wiary – jedynie obrzędy, rytuały, które na pewnym etapie rozwoju emocjonalnego i mentalnego człowieka muszą ujawnić brak zakorzenienia w jakiejkolwiek sferze duchowej.
Nasuwa się wniosek, że przyczyną dystansowania się młodzieży od Kościoła nie jest ani wizerunek medialny Kościoła jako „instytucji”, ani zbyt restrykcyjna moralność, ale całkowity brak osobowej relacji z Bogiem, zwyczajna nieznajomość Jezusa. Chcąc rozwiązać problem skutecznie – w tym przypadku problem sekularyzacji, należy sięgnąć do samych przyczyn, dlatego uważam, że jedyną receptą na sekularyzację ludzi młodych jest ewangelizacja. „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie” - mówi Jezus w Mk 10,14. Młodzież, aby przyjść do Jezusa, musi go poznać. Nie zastąpią tego organizacje, grupy parafialne, jeśli nie będzie za nimi stała Ewangelia, jeśli nie będą to autentyczne wspólnoty, umacniane Duchem Świętym źródła ewangelizacyjne zapału (wskazywał na to abp Rino Fisichella, przewodniczący papieskiej rady ds Nowej Ewangelizacji podczas pierwszego Kongresu Nowej Ewangelizacji w Kostrzynie nad Odrą, 29 lipca 2012)
Papież Franciszek – krytyka podejścia klerykalnego i instytucjonalnego, wizja Kościoła misyjnego i otwartego.
Niezwykłe, jak wielką popularność zdobywa Ojciec Święty Franciszek jako osoba publiczna zwłaszcza wśród osób absolutnie nie identyfikujących się z Kościołem katolickim, chrześcijaństwem, czy wiarą religijna w ogóle. Obserwując obecność Ojca Świętego w mediach, regularne wypowiedzi (np. kazania z porannych mszy w Domu Świętej Marty, których skróty podaje Radio Watykańskie) nietrudno zauważyć, że popularność ta wypływa przede wszystkim z ewangelicznej prostoty nauczania – w centrum jest zawsze Słowo Boże i wezwanie do miłości, poparte osobistym przykładem pokornej świętości życia.
Franciszek wielokrotnie już zdążył przestrzec nas przed „Kościołem zamkniętym” - skupionym na własnych problemach. Wizja Kościoła budowanego przez obecnego następcę Świętego Piotra, to wizja Kościoła na wskroś misyjnego, otwartego na ubogich i odrzuconych, dokładnie tak, jak otwarty był na nich Chrystus.
W liście do argentyńskiego episkopatu Ojciec Święty pisze: „Kościół, który nie wychodzi na zewnątrz, wcześniej lub później, zostaje zniszczony chorobą na skutek zamknięcia się w pomieszczeniu w którym się znajduje. Jest faktem, że także Kościołowi, który wychodzi na zewnątrz, tak jak każdej osobie, która wychodzi na ulicę: może przytrafić się jakiś wypadek. Wobec tej alternatywy - powiem wprost - o tysiąc razy wolę Kościół po wypadku, niż Kościół chory. Chorobami typowymi dla Kościoła jest zamknięcie w samym sobie, wpatrywanie się w samego siebie, być skrzywionym w spojrzeniu skoncentrowanym na własnych problemach, jak ta kobieta z Ewangelii. Jest to rodzaj narcyzmu, który prowadzi nas do zeświecczenia duchowego, wysublimowanego klerykalizmu i w konsekwencji nie pozwala nam doświadczyć "słodkiej i umacniającej radości niesienia Ewangelii".
Zwróćmy uwagę, że głoszenie jawi się tu jak życiodajny pokarm, „paliwo” napędzające Kosciół. Nie tylko staje się receptą na problemy Kościoła, to właśnie rezygnacja z misyjności, zamknięcie się Kościoła przed światem jest przyczyną „choroby”.
W jednym z kazań podczas porannej Mszy Świętej w Domu Świętej Marty Ojciec Święty powiedział:„Kiedy w Ludzie Bożym nie ma proroctwa, to istniejącą pustkę wypełnia klerykalizm: ów klerykalizm, który pyta Jezusa: "Jaką mocą czynisz takie rzeczy? Jakim prawem?". Wtedy pamięć o obietnicy i nadzieja, by iść ku przyszłości są sprowadzone jedynie do chwili obecnej: ani przeszłości, ani przyszłości budzącej nadzieję. Chwila obecna ma charakter prawny: jeśli dana sprawa jest legalna - idź naprzód" „
A więc znowu – nie instytucjonalizm, nie organizacja, ale głoszenie, z Chrystusem w centrum. Czyż nie jest jasne tutaj przesłanie odnoszące się także do problemu sekularyzmu: zamiast skupiać się na problemie, zamiast szukać rozwiązań prawnych i walczyć metodami czysto światowymi (świeckimi) o obecność Kościoła i religii w przestrzeni publicznej, czyż nie lepiej wyjść w tą przestrzeń z radością, z Dobrą Nowiną, z uśmiechniętym obliczem Kościoła, który jawi się już nie jako oblężona twierdza, ale dom weselny o szeroko otwartych drzwiach, gdzie na ucztę wchodzą w pierwszej kolejności odrzuceni i pogardzani, a nie dostojnicy i dygnitarze. I znowu spójrzmy na odnotowane przez media gesty Franciszka – zapraszanie na posiłek bezdomnych, branie w objęcia chorych i oszpeconych. Wobec cytowanych wypowiedzi Ojca Świętego trudno wyobrazić sobie, by gesty te były w jakikolwiek sposób nieautentyczne, populistyczne czy adresowane wyłącznie do mediów.
Skupienie na Chrystusie, który jest w centrum i przekazywany jest światu z miłością i dzięki otwartemu sercu Chrześcijan nie przestaje wybrzmiewać w słowach Papieża. Zaledwie kilka dni temu, we wspomnienie Najświętszego Imienia Jezus, tak mówił do swoich braci Jezuitów: „Zawsze pamiętajmy: siła Kościoła nie leży w nim samym i w jego zdolnościach organizacyjnych, ale kryje się w głębinach Boga. A te głębokie wody poruszają nasze pragnienia, te zaś poszerzają serce.”
Jest dla mnie jasne, że od samego początku swojego pontyfikatu papież Franciszek daje nam jasną i prostą receptę na sekularyzację – receptą ową jest Chrystus głoszony, Chrystus obecny w chrześcijaninie pochylającym się nad ubogim (w każdym znaczeniu tego słowa) bliźnim, Chrystus „widoczny” tam „Gdzie miłość wzajemna i dobroć”.
Nowa Ewangelizacja – współczesna recepta na sekularyzację?
Rozważając problem sekularyzacji i adekwatnej nań odpowiedzi warto jeszcze zwrócić uwagę na Nową Ewangelizację – temat w ostatnich latach bardzo aktualny, zwłaszcza za sprawą synodu biskupów.
Nowa Ewangelizacja (i ewangelizacja w ogóle) nigdy nie może być pojmowana jako reakcja na kryzys, środek walki z szerzącą się niewiarą. Jak powiedział cytowany już abp Fisichella, ewangelizacja nie jest motywowana potrzebą chwili, lecz posłuszeństwem nakazowi misyjnemu Chrystusa (Mk 16, 15-18). Wobec zmieniających się realiów społecznych i kulturowych, Nowa Ewangelizacja pojmowana jako tożsama z pierwotną, ale z uwzględnieniem nowej mocy, nowych środków i nowych adresatów jest jednak adekwatnym sposobem „pracy u podstaw” – jak wspomniałem już wcześniej, pozwala budować fundamenty wiary, jednak przy środkach i w sposób odpowiadający obecnym realiom.
W zakończonym niedawno Roku Wiary Ojciec Święty Benedykt XVI a obecnie papież senior wezwał do przekonywującego zaangażowania się Kościoła w dzieło nowej ewangelizacji. Benedykt XVI opisał ją jako drogę do ponownego odkrycia entuzjazmu głoszenia i radości przeżywania wiary. (Zwróćmy uwagę, jak bardzo zbieżne są słowa papieża Benedykta z cytowanymi wypowiedziami papieża Franciszka) W motu proprio papieża emeritusa znajdujemy po potwierdzenie tezy, że Chrystus i doświadczenie Jego miłości jest podstawową motywacją do wypełniania Jego nakazu misyjnego, który mimo że wciąż ten sam, w każdym pokoleniu okazuje się nowy. (List apostolski w formie «motu proprio» PORTA FIDEI ogłaszający Rok Wiary. 2012)
Zaangażowanie w Nową Ewangelizację – a mamy obecnie ku temu wiele możliwości: na fali „popularności” tematu wyrosły w wielu diecezjach Szkoły Nowej Ewangelizacji, czy nastawione na ewangelizację wspólnoty – jest więc dobrym sposobem na aktywizacje w sobie misyjnego zapału oraz zdobycie odpowiedniej formacji.
Podsumowanie
W swoim odczycie ks. prof. Jan Perszon wspomniał o autorytecie Jana Pawła II, o tym, jak wielu Polaków zapatrzonych w wielkiego rodaka rezygnowało jednocześnie z wysiłku nawrócenia. Czyż właśnie brak nieustającego wysiłku nawrócenia nie jest właśnie przyczyną sekularyzacji? Ale czy wolno nam winić tych, którzy z Kościoła odchodzą, „letnich” i „niedzielnych” Katolików, że nie podejmują tego wysiłku, jeśli nie otrzymali właściwej podstawy w postaci ewangelizacji? U podstaw wiary i nawrócenia stać musi doświadczenie, spotkanie z Chrystusem głoszonym, spotkanie ze świadectwem. Czy obwiniając innych o „brak wysiłku nawrócenia” sami, jako ludzie Kościoła, nie zwalniamy siebie z wysiłku ewangelizacji? Być może łatwiej nam jest szukać rozwiązań świeckich, systemowych, pochylać się nad wewnętrznymi problemami Kościoła (a właśnie przed tym przestrzega Ojciec Święty Franciszek), robić cokolwiek, aby tylko nie odważyć się „wychodzić do ludzi”, by tylko usprawiedliwić się od realizacji misyjnego nakazu Chrystusa?
Oznaczałoby to, że także i my sami stawialiśmy błogosławionego Jana Pawła II na piedestale, wieszamy w Kościołach jego portrety, ale jednocześnie zupełnie nie bierzemy przykładu ze świadectwa jakie nam zostawił. A przecież to właśnie Papież Polak reprezentował Kościoł na wskroś otwarty, na wskroś misyjny – czyż nie świadczy o tym zasłużone miano Papieża Pielgrzyma, czy nie mówią o tym gesty miłości, szacunku i pokory wobec tych, którzy pozostają „na zewnątrz” Kościoła, także wobec wyznawców innych religii? Nie przypadkiem Jan Paweł II był najmocniej krytykowany za owe gesty właśnie przez tych, którzy chcieliby Kościół „zabarykadować” od wewnątrz, zwolenników mentalności oblężonej twierdzy. Cytowany przeze mnie Ojciec Święty Franciszek przestrzega nas właśnie przed taką mentalnością i postawą.
W powyższej pracy rozważałem poruszony przez ks. prof. Jana Perszona problem sekularyzacji – pojmowanej jako zagrożenie. Ale czy naszym zadaniem jest w ogóle zwracanie się ku zagrożeniom? Czy właściwie jest skupianie się na systemowych i instytucjonalnych środkach obrony przed owymi zagrożeniami? Uważam, że właściwsza droga wiedzie przez „bramy Kościoła” na zewnątrz – do tych, którzy czekają na Słowo Boże poparte naszym osobistym świadectwem. Droga ta z pewnością wydawać nam się będzie mniej bezpieczna, mniej zachowawcza, jednak w ten sposób, koncentrując się na misyjnym aspekcie Kościoła zapobiegniemy „chorobie zamknięcia się w sobie”, a także wielu innym, wtórnym problemom – być może, sekularyzacja jest właśnie jednym z nich. Ewangelizując, nie tylko zbudujemy dla rozszerzającego się Kościoła silny fundament, ale także zaprosimy do niego tych, którzy dzisiaj nazywani są jego wrogami. I na koniec, choć to z pewnością nie najmniej ważne, kiedy motywowani autentyczną więzią z Chrystusem ruszymy „Głosić ewangelię całemu stworzeniu”, być może Pan pozwoli nam doświadczyć wspomnianej przez Ojca Świętego „słodkiej i umacniającej radości niesienia Ewangelii”