Temat: Czego o sobie i swoich zamierzeniach dowiadują się bohaterowie w czasie przeprowadzonych rozmów? Rozwiń temat analizując podane fragmenty powieści "Ludzie bezdomni" Stefana Żeromskiego.
Stefan Żeromski "Ludzie bezdomni" fragment rozdziału pt.
" W drodze"
Na początku czerwca Judymowa dostała list od męża ze Szwajcarii z żądaniem przyjazdu. Pisał, że zarabia w fabryce więcej niż w Warszawie, że musi dużo wydawać na siebie, gdy się w knajpie stołuje, że mu jadło szwajcarskie ani weź nie służy. Wyliczał potrawy, jak zupę z sera szwajcarskiego, kartoflane sałaty, napoje, jak most, i w podziw wszystkich wprowadził dziwacznością takiego stołu.
Judymowa nie miała żadnego wyjścia. Zarobić na dom, dzieci i ciotkę sama nie mogła, lękała się, że ją mąż może opuścić i zginąć gdzieś na kraju świata. Skoro chciał, skoro kazał, żeby przyjeżdżała – nie pozostawało nic innego.
Graty sprzedała i uzyskawszy paszport ruszyła w drogę. Ktoś ze znajomych powiedział jej, że przez granice niemieckie zabraniają przewozu sukien materialnych , więc wszystko, co miała lepszego, popruła, okręciła się cała najrozmaitszymi szmatami i tak, z zielonym, drewnianym kuferkiem w ręku odjechała. Na dworcu zebrało się gronko przyjaciół Wiktora. Ciotka łkała... Dzieci były zrazu uszczęśliwione Ona sama, odwykła od bezczynności, drzemała ciągle w wagonie. Kupiła bilet wprost do Wiednia, gdzie miał ją na dworcu czekać jeden towarzysz, gadający po polsku.
Judymowa nie umiała ani jednego obcego wyrazu. Ponauczano ją słów: Wasser, Brot, zwei, drei, itd. ale i to jej się splątało w głowie.
Przejechała granicę, noc nastała, a tymczasem w wagonie wciąż jeszcze po polsku rozmawiano. Judymowa była dobrej myśli:
„Taka ta i zagranica! Przecie się tu doskonale z ludźmi rozmówi... Troszkę jakoś inaczej gadają, ale po naszemu”.
(...)
Judymowa zlękła się czegoś patrząc na tych ludzi. Wyjrzała oknem i ze zdziwieniem zaczęła dostrzegać okolicę. Krótka wiosenna noc miała się już rozwiać Szary zakres dalekiej płaszczyzny majaczył przed oczyma, a widok ten ścisnął serce tak boleśnie, jakby je dławił.
„To już musi być obca ziemia...” – pomyślała sobie Judymowa.
Wówczas z wielkim strachem i z jakimś pokornym uszanowaniem rozejrzała się po obliczach ludzi śpiących w wagonie.
Pociąg pędził. Okolica stawała się coraz ludniejsza. W szczerym polu czerwieniały fabryki Wszędzie widać było domy, kościoły...
Był już dzień zupełny, gdy ukazała się wielka rzeka, szeregi czarnych, zadymionych murów.
Wkrótce pociąg stanął. Wszyscy wysiedli z wagonu, więc i Judymowa ruszyła się z miejsca. Dzieci były zaspane, znużone, blade, ona sama chwiała się na nogach. Gdy stanęła wśród szerokiego peronu, zbliżył się do niej jakiś człowiek biednie ubrany i przemówił po polsku:
– Zaraz-em was poznał.
Judymowa wpatrzyła się w rysy nieznajomego i przypomniała je sobie. Towarzysz zabrał jej rzeczy i kazał im iść ze sobą. Wyszli na miasto i długo maszerowali różnymi ulicami. Wiedeńczyk mówił dużo i chętnie. Był to dobry znajomy Wiktora. Zetknęli się znowu ze sobą tu, we Widniu. Tamten pisał do niego, żeby się zajął żoną, gdy będzie w oznaczonym dniu przejeżdżała. Wyprawi ją dalej.
(...)
Około godziny jedenastej pociąg stanął w Winterturze. Usłyszawszy tę nazwę Judymowa przelękła się i bała ruszyć z miejsca. Konduktor otworzył drzwi i dał jej znak, żeby się wyniosła z wagonu. Gdy dźwigając swe toboły i dzieci złaziła ze stopni, ujrzała Wiktora, jak przeciskał się wskroś tłumu i szukał ich oczami. Zaraz w złość wpadła. Gdy ich zobaczył i podbiegł, sypnęła od razu:
– Gdzieżeś, ty, człowieku, miał rozum, żeby nas w tyli świat!... O, Jezu, Jezu...
– A cóżem ci – rozkazywał? Mogłaś nie jechać. Widzisz ją! Powitanie małżeńskie! Od trzech dni przylatuję, jak kto głupi, na każdy pociąg...
– Ale, powitanie! Spojrzyj no se, co się z tymi dzieciami zrobiło. W gębach mają jakieś krosty, nawet nie wiem... Masz ty rozum! Jeżeli my nie pomarli w drodze, to prawdziwe zdarzenie.
(...)
– Ty masz, Wiktor, jakie mieszkanie? – cichszym głosem spytała Judymowa,
– Przecie że mam.
– Jedną izbę?
– Dwie nieduże i kuchenkę. Ciasne, ale niczego.
– Daleko to?
– Kawałeczek drogi. Nie bardzo daleko.
(...)
Na drugim piętrze Wiktor otworzył drzwi i wpuścił swoją rodzinę do mieszkania. Było istotnie ciasne i niskie tak dalece, że się głową dotykało powały, ale miłe. Obydwa pokoiki były wyłożone drzewem i malowane olejno na kolor błękitny. Aż na środek pierwszej izby lazł ogromny piec z brunatnych kafli. Całą ścianę zewnętrzną zajmowały okna, których w dwu stancyjkach było cztery. Judymowa z uśmiechem patrzyła na ten lokal i doznawała wrażenia, że wcale jeszcze nie wyszła z pociągu, tak bardzo te dwa pudełka wymalowane i lśniące przypominały przedział wagonu
(...)
Wreszcie rzekł (Wiktor) do żony:
– Ja ci otwarcie powiem, że ja tu nie myślę siedzieć.
– Gdzie?,
– A tu.
– Cóż ty znowu gadasz?
– Ja r z n ę do Ameryki:
– Wiktor!
– To jest niewola, nie kraj! Zarabiam tu wprawdzie więcej niż w Warszawie, ale wiesz ty, ile przy Bessemerze płacą w Ameryce? Pisał mi Wąsikiewicz detalicznie. To jest dopiero pieniądz.
– Cóż ty mówisz, cóż ty mówisz... – mamrotała. – To my już do dom nigdy...
– Do Warszawy? Masz ci! Jakże ja mam wracać? Zgłupiałaś? A zresztą po jakie sto tysięcy diabłów?
Myślał chwilę, a później mówił głośno, wstrząsając głową:
– Moja kochana, Bessemer jest wszędzie na świecie. Ja idę za nim. Gdzie mi lepiej płacą, tam idę. Mam tu siedzieć w tej dziurze? Nie ma głupich!...
W oczach Judymowej wędrowały wciąż ściany, okna i sprzęty. Upadła na poduszki jak bezwładne drewno i osłupiałymi oczyma patrzyła się w malowane deski sufitu, który się z nią dokądś, w nieskończoność, w zaświaty posuwał, posuwał...
Stefan Żeromski "Ludzie bezdomni" fragment rozdziału pt."Rozdarta sosna"
– A cóż się stanie z tymi chałupami, cośmy je widzieli przed chwilą? – zapytał Judym głosem pełnym jakiegoś jąkania się i zgrzytu.
Stanęła na drodze i ze zdumieniem czekała Patrzył na nią – to prawda, ale jej nie widział. Oczy jego były jakby zezowate i zbielałe.
– Cóż zrobimy z nimi? – pytał się stojąc na tym samym miejscu.
– Z kim?
– Z nimi! Z tymi z budów!
– Nie rozumiem...
– Ja muszę rozwalić te śmierdzące nory. Nie będę patrzał, jak żyją i umierają ci od cynku. Polne kwiaty w doniczce, to tak... To dobrze... Ale czy można?
Wzięła go za rękę, gdyż pewne przeczucie wolno jak zimna stal wpychało się w jej serce. Wyrwał rękę i mówił szorstkim, obrażającym głosem, patrząc przed siebie:
– Muszę ci wszystko powiedzieć, chociaż to dla mnie gorsze od śmierci. Doprawdy, doprawdy wolałbym umrzeć, jak Korzecki...
– Korzecki?
– Gdybym to mógł słowem nazwać! Ja tak cię kocham! Nigdy nie myślałem, że może się z człowiekiem stać coś takiego... Twoje uśmiechy, które odsłaniają serce, jakby zdejmowały z niego zasłonę. Twoje czarne, puszyste włosy... Budzę się w nocy i, już nie śpiąc, widzę cię, czuję cię na sercu moim. Minie długa, święta chwila i dopiero wiem, że nie ma nikogo... A odkąd tu przybyłem i zacząłem patrzeć, coś we mnie rozdmuchuje ogień. Pali się we mnie! Nie wiem, co to płonie, nie wiem, co trawi ten pożar...
– Mój Boże...
– Widzisz, dziecko...
– Mój Boże, jaką ty masz twarz!...
– Widzisz... Ja jestem z motłochu, z ostatniej hołoty. Ty nie mażesz mieć wyobrażenia, jaki jest motłoch. Nie możesz nawet objąć tego dalekim przeczuciem, co leży w jego sercu. Jesteś z innej kasty... Kto sam z tego pochodzi, kto przeżył wszystko, wie wszystko... Tu ludzie w trzydziestym roku życia umierają, bo już są starcami. Dzieci ich – to idioci.
– Ale cóż to ma do nas?
– Przecie to ja jestem za to wszystko odpowiedzialny! Ja jestem!
– Ty... odpowiedzialny?
– Tak! Jestem odpowiedzialny przed moim duchem, który we mnie woła: „nie pozwalam!” Jeżeli tego nie zrobię ja, lekarz, to któż to uczyni? Tego nikt...
– Tylko ty jeden?
– Otrzymałem wszystko, co potrzeba... Muszę to oddać, com wziął. Ten dług przeklęty... Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani żony, ani jednej rzeczy, którą bym przycisnął do serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podłe zmory. Muszę wyrzec się szczęścia. Muszę być sam jeden. Żeby obok mnie nikt nie był, nikt mię nie trzymał!
Joasia stanęła w miejscu. Powieki jej były spuszczone, twarz martwa. Nozdrza chwytały powietrze. Z ust padło krótkie słowo:
– Ja cię nie wstrzymam...
Były to wyrazy ciche i oblane krwią wstydu. Zdawało się, że z żył, gdy to mówiła, krew rozpalona wytryśnie.
Judym odrzekł:
– Ty mię nie wstrzymasz, ale ja sam nie będę mógł odejść. Zakiełkuje we mnie przyschłe nasienie dorobkiewicza. Ja siebie znam. A zresztą... nie ma już co mówić...
Wzdrygnęła się, jakby ją to słowo w tył pchnęło. Szli obok siebie w milczeniu, daleko, daleko...
Ciągnęły obok nich furmanki z rudą galmanu, przeróżne bryki, powozy... Szło dużo ludzi... Nie widzieli tego wszystkiego. Gościniec zaprowadził ich do lasu. Tam usiedli pod drzewem.
Joasia uczuła, że ramię Judyma wsparło się o jej ramię, widziała jego głowę zwieszoną na piersi. Nie była w stanie poruszyć ręką. Siedziała, jakby w twardy sen pogrążona, kiedy wypijamy morza boleści, nie mając siły wydać jednego westchnienia.
W pewnej chwili Judym usłyszał jej płacz samotny, jedyny, płacz przed obliczem Boga.
Nie dźwignął głowy.
O jakieś gadzinie usłyszał jej głos cichy, z głębi łez:
– Szczęść ci Boże.
Nie mógł odpowiedzieć sam za siebie, ale jakiś głos obcy, tak jakby Dajmonion, o którym pisał przed śmiercią Korzecki, wymówił z głębi jego serca:
– Daj Panie Boże.
Joasia wstała.
Przez chwilę widział spod bezwładnych, ciężkich, obwisłych powiek jej twarz bolesną Była jak maska pośmiertna z gipsu.
Za chwilę stracił ją z oczu.
Siedział tam długo. Kiedy znowu rzucił oczyma na drogę, nie było już widać nikogo. Wiatr tylko porywał z niej kurz wapienny, miotał go w górę jak plewy.
MODEL ODPOWIEDZI
opracowała Monika Socha
Temat: Czego o sobie i swoich zamierzeniach dowiadują się bohaterowie w czasie przeprowadzonych rozmów? Rozwiń temat analizując podane fragmenty powieści "Ludzie bezdomni" Stefana Żeromskiego.
1. Określenie sytuacji (0-2)
Wiktor i Teosia
a) przyjazd żony Teosi do męża Wiktora przebywającego za granicą
Tomasz Judym i Joanna Podborska
b) przyjazd Joanny Podborskiej do Zagłębia Dąbrowskiego
2. Wiktor Judym (0-3)
a) wyemigrował w poszukiwaniu lepszej pracy
b) poznał realia panujące w Szwajcarii
c) częściowo przystosował się do nowych warunków
d) wie, że Szwajcaria nie jest ostatnim miejscem jego pobytu, planuje dalszą podróż
e) realnie ocenia swoje kwalifikacje
3. Teosia Judymowa (0-3)
a) odbywa podróż w nieznane
b) czuje się zagubiona, nie zna języka
c) ciekawi ją w jakich warunkach mieszka mąż
d) trudno jej odnaleźć się w nowych okolicznościach
e) jest zaskoczona decyzją męża o dalszej emigracji
4. Rola rozmowy Wiktora i Teosi (0-3)
a) Teosia wyjeżdża za mężem, ponieważ wie, że sama nie jest w stanie utrzymać rodziny
b) mimo nieuniknionych trudów decyduje się na podróż
c) mimo zaskoczenia decyzją męża o dalszej wędrówce wie, że pojedzie razem z nim
d) małżonkowie kochają się, mimo trudnych warunków pragną być ze sobą
5. Tomasz Judym (0-3)
a) lekarz wywodzący się z biedoty
b) poświęca swoje życie leczeniu ludzi biednych
c) czuje, że ma do spłacenia dług wobec warstwy, z której się wywodzi
d) rezygnuje ze szczęścia osobistego
6. Joanna Podborska (0-3)
a) guwernantka
b) zakochana w Tomaszu
c) pragnie stworzyć z nim rodzinę, ma wyobrażenie ich wspólnego domu
d) zapewnia Tomasza, że nie będzie przeszkadzać mu w jego misji
e) ostatecznie jest świadoma bezkompromisowej postawy ukochanego
7.Rola rozmowy Tomasza Judyma i Joanny Podborskiej (0-3)
a) rozmowa bohaterów ostatecznie uświadamia Joannie, że Tomasz nigdy nie zdecyduje się na wspólne życie
b) argumentem Tomasza jest konieczność całkowitego poświęcenia się ludziom potrzebującym
c) kobieta ostatecznie rezygnuje ze szczęścia u boku ukochanego, wie, że nie zmieni jego postanowień
8. Funkcjonalne wykorzystanie wiedzy o bohaterach na podstawie całości powieści (0-2)
9. Podsumowanie:
pełny wniosek: (3pkt) Dzięki rozmowom obie bohaterki poznają ostatecznie plany swych ukochanych. Skutki rozmów są jednak odmienne: w przypadku Wiktora decyduje on o dalszej wędrówce, natomiast w przypadki Tomasza postanawia on całkowicie poświęcić się ludziom ubogim. Wiktor jest związany z rodziną, wszystko co robi czyni w trosce o najbliższych, Tomasz rezygnuje ze szczęścia rodzinnego, by całkowicie poświęcić się swej pracy.
częściowy wniosek: (2pkt) Dzięki rozmowom obie bohaterki poznają ostatecznie plany swych ukochanych. Skutki rozmów są jednak odmienne: w przypadku Wiktora decyduje on o dalszej wędrówce, natomiast w przypadki Tomasza postanawia on całkowicie poświęcić się ludziom ubogim.
próba wnioskowania: (1pkt) Dzięki rozmowom obie bohaterki poznają ostatecznie plany swych ukochanych.